18 czerwca 2013

Rozdział 27

 Błogi spokój biblioteki, cisza przerywana jedynie szelestem kartek i notatki z Historii Magii. Sumy zbliżały się wielkimi korkami, tak więc Hermiona spędzała każdą wolną chwilę na nauce. Ograniczyła nawet poszukiwania w "Proroku Codziennym" po to, by zwiększyć czas poświęcany książkom. Od kilku dni praktycznie nie opuszczała biblioteki. 
Dziewczyna skończyła kolejny rozdział. Do końca zostało jej jeszcze sześć. Odłożyła na bok książkę i wykonała kilka obrotów głową, żeby rozluźnić obolałe od ciągłego pochylania się mięśnie karku. Dwuminutowa przerwa od książki jej nie zaszkodzi. Hermiona jeszcze raz powtórzyła w myślach temat, który przeczytała.  Nazwiska, wydarzenia, miejsca, daty - wszystko ułożone chronologicznie w jedną całość. Kiedy upewniła się, że niczego nie pominęła, schowała podręcznik z czwartej klasy do torby i zrobiła kilka kolejnych obrotów, jako rozgrzewkę przed kolejnym rozdziałem. Zanim zaczęła czytać, spojrzała z zaciekawieniem na siedzącego przed nią chłopaka. Draco był pogrążony w lekturze podręcznika od transmutacji i co jakiś czas marszczył brwi, co Hermiona uznała za urocze. Przyglądała mu się przez chwilę, poczym wyciągnęła podręcznik do piątej klasy i wróciła do nauki. Teraz całą swoją uwagę poświęciła czytanemu fragmentowi. Wszystko inne zniknęło. Nie było biblioteki i Draco siedzącego przed nią, tylko ona i tekst. Uważnie czytała każde słowo, najważniejsze rzeczy powtarzała po dwa razy i ruszała dalej. Dlatego dopiero po chwili poczuła, że ktoś delikatnie szturcha ją w ramię. Pod wpływem dotyku wróciła do teraźniejszości i zobaczyła Draco, pochylającego się w jej kierunku.
- Idziemy na zewnątrz - oznajmił szeptem.
- Nie - odpowiedziała krótko.
- Ale ja nie pytałem ciebie o zdanie - powiedział i zwinnym ruchem zabrał jej książkę.
- Draco! - Próbowała go powstrzymać, ale chłopak już stał, gotowy do wyjścia. - Nigdzie nie idę!
- W takim razie możesz się pożegnać ze swoim podręcznikiem do Historii Magii - Draco uśmiechnął się złośliwie.
Hermiona popatrzyła na niego wzrokiem godnym bazyliszka, rozważając wszystkie za i przeciw. Nie chciała dać mu tej satysfakcji, ale z drugiej strony musiała się przecież uczyć. W końcu zdecydowała. Z dumnie uniesioną głową, wstała od stołu, zebrała swoją torbę i ruszyła ku wyjściu, zupełnie ignorując chłopaka. Nie musiała na niego patrzeć, by widzieć triumf malujący się na jego twarzy. Draco zrównał się z nią na korytarzu. Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka, ale nic nie powiedziała, nadal dumnie krocząc przed siebie. Szli tak w milczeniu, mijając kolejne kondygnacje schodów, aż w końcu doszli do wyjścia. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, Hermionę uderzyła przyjemna fala ciepła.  Był to jeden z tych cudownych kwietniowych dni - nie za ciepły, nie za zimny - ze słońcem i bezchmurnym niebem, w który uczniowie Hogwartu całymi grupami wyszli na błonia, rozkoszując się nim.
Dziewczyna wzięła kilka głębszych wdechów, rozkoszując się przyjemnym zapachem świeżości, jaki unosiła się naokoło i uśmiechnęła pod nosem. W duchu musiała przyznać, że pomysł Dracona nie był taki zły. Chłopak musiał wyczuć, że jej złość minęła, bo znienacka chwycił jej dłoń i splótł ich palce. Hermiona próbowała się wyrwać, jednak on zamknął jej dłoń w żelaznym uścisku.
- Dobrze się bawisz ? - sarknęła pod nosem.
- Wspaniale - powiedział i pocałował ją w czoło.
Kilka minut później dotarli do "swojego" drzewa - tego samego, pod które Hermiona przyszła po kłótni z Charlesem i gdzie Draco po raz pierwszy wyznał jej miłość. Teraz siadali pod nim za każdym razem, gdy wychodzili na zewnątrz. To była ich niepisana zasada.
Gdy szli przez błonia, Gryfonka czuła na sobie ciekawskie spojrzenia. Nie były one tak uciążliwe jak w ciągu pierwszych dwóch tygodni po tym, jak świat dowiedział się o ich związku, ale mimo to nadal jej przeszkadzały.
- Proszę - Draco wręczył jej podręcznik.
- Dziękuję - odpowiedziała.
Odłożyła torbę na ziemię i usadowiła się pod drzewem, opierając się o jego pień.  Draco poczekał aż znajdzie dla siebie wygodną pozycję, poczym bez ostrzeżenia oparł się o jej podkurczone nogi.
- Nie za wygodnie ci, Draco ? - zapytała, unosząc brwi.
- Nie, masz za kościste kolana - odpowiedział i wrócił do wertowania podręcznika od Transmutacji.
Hermiona odchyliła głowę do tyłu i przez chwilę wpatrywała się w konary rosnącego nad nią drzewa, rozkoszując się promieniami słońca głaszczącymi jej skórę. Mogłaby tak trwać wiecznie. Ale zaraz po tym, jak zda Sumy. Wróciła myślami na ziemię. Otworzyła podręcznik i jeszcze raz rozejrzała się dookoła. Grupki uczniów siedziały na trawie, korzystając z pięknej pogody. Niektórzy grali w planszówki lub karty, niektórzy uczyli się, a niektórzy po prostu wygłupiali. Sielanka, która zupełnie nie zapowiadała nadchodzących egzaminów. Wśród grupy siedzącej najbliżej nich, Hermiona rozpoznała Rona i Harry'ego. Jej relacje z nimi nadal nie wróciły do normy, ale przynajmniej były lepsze niż z początku. Czasami zdarzało im się nawet normalnie porozmawiać, dopóki któryś z nich nie przypominał sobie, że przecież są na nią obrażeni. Tak samo było z bliźniakami, Seamusem, Charlesem i paroma innymi Gryfonami, którzy postanowili za wszelką cenę zepsuć jej związek z Draconem. Byli jednak i tacy, którzy nie tyle popierali jej wybór, co postanowili nie wtrącać się w jej sprawy. Do tych osób zaliczał się na przykład Dean, który pojawił się przed nią znikąd.
- Malfoy - chłopak skinął głową w kierunku Ślizgona.
- Thomas - Draco odpowiedział tym samym.
Hermiona westchnęła. Nie było to powitanie przepełnione sympatią, ale przynajmniej nie zaczęli na dzień dobry przerzucać wyzwiskami, a to był już pewien stopień akceptacji.
- Cześć, Dean - przywitała się.
- Hej, Herm. Można ? - zapytał Thomas, wskazując głową miejsce obok niej.
- Pewnie - powiedziała, poruszając przy tym nogą. W ten sposób dała Draconowi znak, że ma się zachowywać. Podziałało, bo chłopak nic nie powiedział.
Po chwili pojawił się Neville. Nie odzywał się, tylko przysiadł niedaleko Deana, co jakiś czas rzucając niepewne spojrzenie w kierunku Malfoy'a. Ślizgon również nic nie mówił, ale Hermiona wiedziała, że nie bardzo odpowiada mu taka sytuacja.  Gryfonka wróciła do nauki, lecz nie mogła się skupić. Panująca cisza była pełna napięcia, które ją rozpraszało. Zamknęła oczy, żeby zebrać myśli i jeszcze raz zaczęła czytać. Tym razem przerwało jej ziewnięcie. Zrezygnowana, podniosła wzrok znad książki. Dean zasłaniał właśnie twarz swoim podręcznikiem.
- Przepraszam - powiedział skruszony, gdy skończył.
- Długa noc ? - zapytała Hermiona, odkładając na bok książkę.
- W pewnym sensie - odpowiedział. - Harry… znów mówił przez sen - dokończył niepewnie, spoglądając w stronę Malfoy'a. To właśnie w takich momentach pojawiała się granica, która powstała za ich poprzedniego wcielenia, której ani Gryfoni ani Ślizgon nie chciał przekraczać. Hermiona poczuła jak nacisk na jej nogi zmniejsza się i po chwili Draco stał przed nimi, otrzepując spodnie.
- Idę do zamku po piwo kremowe - powiedział. - Przynieść ci coś ?
- Colę - poprosiła, uśmiechając się do niego przepraszająco. Nie chciała, żeby czuł się odrzucony.
- Thomas ? - zwrócił się do chłopaka.
- Nie, dzięki.
- Longbottom ? - Neville pokręcił głową.
- Zaraz wrócę - Draco pochylił się nad nią, złożył na jej ustach delikatny pocałunek i ruszył w stronę zamku.
Hermiona odczekała, aż znajdzie się na tyle daleko, by przyjaciele poczuli się bezpiecznie.
- Okej, co takiego się wydarzyło ?
- Harry znów ma koszmary - odpowiedział Neville, przysuwając się bliżej do dziewczyny. - W ciągu ostatniego tygodnia prawie codziennie.
Dziewczyna obróciła się i spojrzała na biegającą po łące sylwetkę przyjaciela. Zabolało ją, że o niczym jej nie powiedział.
- Mówił co mu się śniło ? - zapytała, nie odrywając od niego wzroku.
- Powiedział, że nie pamięta - odpowiedział jej Dean. - Ale myślę, że gdyby nawet, to nic by nam nie powiedział.
Hermiona przytaknęła. To cały Harry.
- Najlepsze jest to - zaczął konspiracyjnie Neville - że dzisiaj w nocy wołał Ginny.
- Ginny ?
- No, powtarzał ciągle "Ginewra, Ginewra".
Słowa Neville'a zaskoczyły ją. Przecież to Harry zerwał z młodszą Gryfonką, która teraz leżała spokojnie w ramionach Blaise'a, pod gradem nienawistnych spojrzeń Pansy.  
- Dziwne - mruknęła pod nosem.
- A co u ciebie ? - zapytał Dean. - Lavender już ci odpuściła ?
- Prawie - odpowiedziała Hermiona. Brown nie wyzywała jej już od najgorszych, ale nadal starała się utrudnić jej życie w dormitorium. - Niedługo jej przejdzie.
- A jak ci się układa z Fretką ? - zapytał Neville.
- Wspaniale - odpowiedziała z momencie, w którym oberwał z jej książki.
- Ał - chłopak roztarł ramię, w które go uderzyła. - Po co tyle agresji ? Fretka wydobywa z ciebie negatywne emocje .
- Radziłbym ci uważać, stary - zwrócił się do niego Dean. - Ona ma jeszcze całą masę książek.
Neville rzucił przerażone spojrzenie w kierunku jej torby, po brzegi wypełnionej podręcznikami i podniósł ręce w geście poddania. Gryfoni zaśmiali się widząc jego reakcje. Hermiona wstała i podeszła do miejsca, w którym upadła jej książka, żeby ją podnieść. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że nie zniszczyła jej za bardzo.  Wracając, usłyszała głośny śmiech. Instynktownie zwróciła się w kierunku, z którego dolatywał do niej dźwięk. Fred i Ron mocowali się, wpadając przy tym na stojących wokół nich ludzi. Dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową. Jak dzieci. Jej wzrok przykuł wysoki, czarnowłosy chłopak. Harry. Będzie musiała z nim porozmawiać na temat jego koszmarów. Z doświadczenia wiedziała, że one zazwyczaj nie zwiastują nic dobrego.

***

Napięcie. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. Gwar, który normalnie towarzyszył tak wielkiej liczbie uczniów, zniknął, zastąpiony nienaturalną ciszą. Piątoklasiści stali pod drzwiami do Wielkiej Sali, niecierpliwie czekając na ich otwarcie. Za chwilę mieli zacząć swoje egzaminy. Jedni chcieli mieć je już za sobą, inni pragnęli jak najdłużej odwlec moment, w którym dowiedzą się, ile tak naprawdę nauczyli się przez ostatnie pięć lat. Hermiona z pewnością należała do tych pierwszych.
Skrzydła drzwi zaskrzypiały i po chwili wejście do Wielkiej Sali było otwarte. Uczniowie ruszyli powolnym krokiem w stronę rozstawionych ławek. Gryfonka zajęła swoje miejsce w środku sali. Na ławka porozstawiane były pióra wraz z kałamarzami i zapasem atramentu. Obok nich leżała czysta karta papieru służąca jako brudnopis. Hermiona poukładała wszystko równolegle, chcąc zająć czymś swoje ręce, które ściskała nerwowo pod ławką.
- Witam państwa wszystkich na egzaminie z Historii Magii ! - rozległ się głos przewodniczącej komisji egzaminacyjnej, pani Price. - Za chwilę dostaną państwo arkusze egzaminacyjne. Na ich wypełnienie macie godzinę zegarową. Po upływie tego czasu, państwa prace przeniosą się od razu do Ministerstwa, gdzie będą czekać na sprawdzenie. Podczas egzaminu możecie używać tylko i wyłącznie przyrządów znajdujących się na państwa ławkach. Obowiązuje zakaz używania samosprawdzających piór, fiszek znających wszystkie odpowiedzi oraz wszystkich innych magicznych lub mugolskich przedmiotów, które mogłyby pomóc państwu w wypełnieniu testu. Pracujecie samodzielnie. Czy jest to zrozumiałe ? - Po sali przemknął pomruk zgody. - Dobrze. Jeśli ktoś zostanie złapany na łamaniu tych zasad, zostanie natychmiastowo wydalony z sali, a jego egzamin uznany za niezdany, bez względu na treść wypełnień. Żeby państwa nie kusiło. - Kobieta machnęła w górze różdżką. Z kilku ławek podniosły się pióra samosprawdzające, które pani Price przeniosła nad jedną z pochodni. Pióra zajęły się ogniem i już po chwili został po nich jedynie popiół.
Towarzyszący kobiecie członkowie komisji rozeszli się po sali, rozdając uczniom arkusze.
- Dziękuję - zwróciła się Hermiona do czarownicy, która podała jej arkusz. Kobieta spojrzała na nią i uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Powodzenia, kochanie - powiedziała i przeszła do następnej osoby.
- Skoro arkusze zostały rozdane - głos pani Price znów rozległ się nad ich głowami - mogą państwo zaczynać pracę. Powodzenia życzę !
Tuż nad stołem nauczycielskim pojawiła się wielka klepsydra z 360 rubinami w środku. Kamienie spadały bezgłośnie w dół, odmierzając pozostały czas. Hermiona odkręciła kałamarz, chwyciła jedno pióro, zanurzyła jego końcówkę w atramencie i podpisała arkusz. Przewróciła stronę. Oto jej chwila prawdy. Dziewczyna zamknęła oczy i oczyściła swój umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli. Draco, przyjaciele, codzienne problemy - wszystko przeszło na drugi plan. Oczami wyobraźni widziała, jak z jej głowy znikają niepotrzebne rzeczy, zostają tylko te, których potrzebowała teraz. Jeszcze jeden wdech i była gotowa. Otworzyła oczy i przeczytała pierwsze pytanie. Odpowiedź przyszła od razu. Bez wahania zapisała ją na kartce. Przeszła do następnego pytania. Potem do kolejnego.  Po dwudziestu minutach odpowiedziała na ostatnie pytanie. Otworzyła arkusz na pierwszej stronie i jeszcze raz sprawdziła odpowiedzi. Przy kilku zatrzymała się na dłużej, ale ostatecznie nic nie poprawiła. Odłożyła na bok pióro i zamknęła atrament, po czym zamknęła arkusz i przesunęła go na koniec ławki i uniosła do góry dłoń. Czarownica, która dała jej egzamin, podeszła teraz, by go odebrać. Przejrzała wszystkie strony, sprawdzając, czy przypadkiem Gryfonka niczego nie pominęła. Gdy już się upewniła, uśmiechnęła się do niej ciepło i zabrała kartki ze sobą. Hermiona wstała i przeszła przez Wielką Salę ku wyjściu. Zamykając za sobą drzwi poczuła ulgę, przemieszaną ze strachem. Napisała pierwszy egzamin. Teraz czekało ją kolejne 10 teoretycznych i 6 praktycznych.

***


Ostatniego dnia Sumów wśród piątoklasistów zapanowała wręcz namacalna ulga. Pod wieczór wszyscy mięli za sobą egzamin praktyczny z Obrony przed Czarną Magią, co zakończyło tygodniowe zmaganie się z egzaminatorami, a także wielkie świętowanie w domu Godryka Gryffindora. Bliźniacy załatwili jedzenie i picie, natomiast Lee zajął się muzyką, tak więc już po kolacji impreza trwała w najlepsze. Hermiona siedziała na jednym z foteli, popijając piwo kremowe. Głośna muzyka raniła jej uszy i powoli przyprawiała o ból głowy, więc dziewczyna rzucała coraz bardziej tęskne spojrzenie w kierunku schodów do dormitorium. Wiedziała jednak, że w ciągu najbliższej godziny, nie ma najmniejszych szans na przedostanie się tam, ponieważ organizatorzy zwracali szczególną uwagę na to, by żaden piątoklasista nie opuścił zbyt szybko imprezy.  Gryfonka myślami nadal była przy egzaminach. Jeszcze raz rozważała wszystkie odpowiedzi i wszystkie zaklęcia, których użyła, jednak to teraz już nie miało znaczenia. Jedyne co mogła teraz zrobić, to czekać na wyniki. 

1 czerwca 2013

Rozdział 26

Chaos. To było najlepsze słowo, aby opisać to, co działo się w pokoju wspólnym Gryffindoru w piątkowe popołudnie. Grupa piątoklasistów siedziała przy stole, pogrążona w rozmowie. Niepewnie rozglądali się naokoło, nie chcąc by ktoś ich posłuchał. Nikt jednak nie był zbyt zainteresowany nimi, bowiem cała szkoła żyła tym, co wydarzyło się przed śniadaniem. Draco Malfoy i Hermiona Granger. Razem.
- Widzieliście Hermionę ? - czwórka przyjaciół podskoczyła, słysząc pytanie Deana. Harry i Ron spojrzeli po sobie. Żaden z nich nie widział jej od śniadania, ale tłumaczyli to sobie tym, że z pewnością siedzi w salonie Slytherinu.
- Pewnie jest z Fretką - rzucił Seamus. Reszta wydała z siebie pomruki zgody.
- Nie byłbym tego taki pewien - powiedział Thomas, dosiadając się do nich. - Jakoś nie mogę sobie wyobrazić Hermy siedzącej w dormitorium Malfoya, kiedy on jest na lekcjach.
- Fretka był na zajęciach ? - Neville przesunął doniczkę z jednym ze swoim podopiecznych w taki sposób, że roślinka wylądowała tuż przed Harry i Ronem, łaskocząc ich swoimi liśćmi. Weasley, mimo protestów Longbottoma, zestawił ją na ziemię, po czym lekko odsunął.
- Na wszystkich - odpowiedział Dean.
- Dziwne - mruknął pod nosem Neville. Chłopak rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu kogoś, kto wiedziałby gdzie znajduje się Hermiona. - Lavender ! Hej, Lavender, chodź tutaj !
Ron momentalnie odwrócił się w stronę Longbottoma, pokazując mu, że ma przestać. Niestety, dziewczyna usłyszała wołanie Neville'a i już była w połowie drogi do stolika chłopaków.
- Czego chcesz, Longbottom ? - zapytała, wpychając się rudzielcowi na kolana. Chłopak skrzywił się za jej plecami, czym rozbawił Harry'ego. Potter rozkaszlał się, żeby ukryć śmiech.
- Czy Hermiona jest u was w pokoju ? - zapytał Neville niepewnie.
- Nie, nie ma jej. Wydaje mi się, że gdzieś wyjechała na weekend, ponieważ nie ma ani jej torby, ani kosmetyczki - powiedziała Lavender, wzruszając ramionami. - Albo zamieszkała na stałe w pokoju Malfoya.
Brown zaśmiała się ze swoje żartu, czekając na jakąś reakcję ze strony reszty, jednak nikt się nie odezwał. Siedzieli tak przez chwilę w zupełnej ciszy, w trakcie której Lavender zaczęła bawić się włosami Rona.
- Wielka szkoda, że jej dzisiaj nie ma - zaczął Neville. - Jej życzenie się zmarnuje.
- Kogo życzenie ? - zapytał go Harry.
- Hermiony. Pamiętacie tę małą roślinkę, którą dałem jej na urodziny ? W równonoc wiosenną, czyli dzisiaj, jeden z pączków zmienia się w coś, czego najbardziej się w tej chwili pragnie.
- I to jest możliwe przez cały dzień ? - zapytała Lavender.
- Nie, tylko przez kilka minut. Z moich obliczeń wynika, że jej kwiat powinien zacząć spełniać życzenia około - Neville spojrzał na zegarek - jedenastej.
- Aha - Lavender wróciła do bawienia się włosami Rona, jak gdyby nigdy nic. Natomiast w jej głowie zaczęła powstawać pewna myśl. Skoro Hermiona nie skorzysta ze swojego życzenia, to dlaczego miałoby się zmarnować ?
Lavender wytrwała do jedenastej, tak jak planowała. Zabiła czas, zastanawiając się na co przeznaczyć to jedno życzenie. Do głowy przychodziły jej dziesiątki pomysłów, lecz wiedziała, że musi zdecydować się na jeden. W końcu podjęła decyzję. Było coś, czego od jakiegoś czasu chciała spróbować. Słyszała o tym już bardzo dużo, głównie od starszych koleżanek, ale też wiele dziewczyn w jej wieku mówiło o tym.
 Gdy z oddali rozległo się bicie dzwonu, ostrożnie wysunęła się z łóżka i na palcach podeszła do szafki Hermiony. Różyczki roślinki nadal były zwinięte w pączki. Nagle jeden z nich zaczął się otwierać. Na jej oczach, w ciągu zaledwie kilku sekund, rozkwitł piękny kwiat. Płatki róży lśniły delikatnie w ciemnościach, jakby posypane brokatem. Dziewczyna delikatnie dotknęła jednego z nich, a ten zaświecił jeszcze jaśniej. Przejęta i przestraszona, nie bardzo wiedziała jak zabrać się do wypowiadania życzenia. Chciała wypytać Neville'a, ale stwierdziła, że to byłoby zbyt oczywiste i chłopak od razu domyśliłby się o co jej chodzi. Chociaż z drugiej strony, mówiła o Neville'u. Lavender wzięła do rąk doniczkę i uniosła ją na wysokość twarzy, po czym zamknęła oczy. Wszystkie myśli skupiła na tym, czego pragnęła. Wyobraziła to sobie, każdy szczegół i to, czego będzie potrzebować. Nagle poczuła ciepło na twarzy. Zaskoczona, otworzyła oczy. Kwiat, który spodziewała się zobaczyć na roślince, unosił się tuż nad nią, promieniując niesamowitym światłem. Dziewczyna odstawiła doniczkę  na szafkę i instynktownie nastawiła ręce. Różyczka paliła się coraz jaśniej i jaśniej, aż w końcu rozświetliła cały pokój. Potem zaczęła się obrać, na początku wolno, lecz z każdym obrotem nabierała prędkości. Błysk oślepiającego światła. Koniec. Zniknął wirujący kwiatek, zniknęło całe światło. Lavender stała bez ruchu, próbując zrozumieć co się stało. Dopiero po chwili poczuła, że coś leży na jej dłoniach. Dokładnie to, czego potrzebowała.
***
Środek nocy. Szum kropel deszczu, nierówny rytm wybijany o parapet i ciemność. Hermiona leżała na plecach, zaciskając powieki. Kolejne liczenie kolejnej setki owiec nic jej nie dało. Tak samo jak koncentracja na oddechu, czytanie i ciepłe mleko. Nadal nie mogła zasnąć. Sfrustrowana, przewróciła się na lewy bok i otworzyła oczy. Znajdowała się w tym samym pokoju, który zajmowała za każdym razem, gdy przyjeżdżała do babci w odwiedziny. Dumbledore zgodził się, by Gryfonka mogła ten weekend spędzić u Elizy. W porównaniu z zatłoczonym dormitorium i ciekawskimi spojrzeniami otaczających ją ludzi, spokojny dom na obrzeżach miasta wydawał się być utopią.
Hermiona usiadła i schowała twarz w dłoniach. Tak bardzo chciała pozbyć się tych wszystkich myśli i emocji, które kłębiły się w niej. Wszystkie informacje tego dnia zwaliły się na nią z wielkim hukiem, a ona nie była w stanie sobie wszystkiego poukładać, przy najmniej nie na razie. Dziewczyna siedziała tak przez chwilę, wsłuchując się w deszcz. Próbowała oczyścić swoje myśli, wyciszyć się, jednak już po chwili znów miała . I przed oczami Rona mówiącego : "To szkoda, bo Hermiona już nie jest naszą przyjaciółką", po chwili jego miejsce zajęła babcia, opowiadająca, jak pewnego grudniowego dnia McGonagall przyniosła ją jako niemowlę do, a na samym końcu pojawił się obraz szczupłego, czarnowłosego mężczyzny  i to przenikliwe spojrzenie, identycznych jak jej, oczu. "Poznaj swoje pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pra-pradziadka, Salazara Slytherina ". Te słowa jak echo rozchodziły się po jej głowie.
Błysk jasnego światła przedarł mrok, oślepiając ją na chwilę swoją bielą. Po chwili rozległ się potężny grzmot, co wyrwało ją z ponurych wspomnień. Hermiona wstała gwałtownie. Jeśli zaraz nie zaśnie, to zupełnie oszaleje. Postanowiła, że jeśli następny kubek ciepłej herbaty nie pomoże, wyruszy na poszukiwanie jakiś środków nasennych. Ostrożnie, żeby nie obudzić babci, dziewczyna otworzyła lekko skrzypiące drzwi do swojego pokoju i na palcach przeszła przez korytarz w kierunku schodów. Powoli, krok za krokiem, schodziła w dół, szczególnie uważając na te stopnie, które skrzypiały. W końcu dotarła do miejsca przeznaczenia. Kuchnia. Dziewczyna zapaliła światło i mrużąc oczy od nagłego oświecenia, podeszła do kuchenki i nastawiła wodę.
- Nie powinnaś spać o tej porze, kochana ? - na dźwięk głosu babci, podskoczyła jak oparzona.
- Nie bardzo mi to wychodzi - odpowiedziała, gdy jej serce znów zaczęło normalnie bić. - Obudziłam cię ?
- Nie - kobieta podeszła do wnuczki i stanęła naprzeciwko niej, opierając się o kuchenny blat. - Również nie mogłam spać. Ale to czuwanie po nocach gdy coś nas martwi jest u nas rodzinne. Alicja także zarwała trochę nocy w swoim życiu.
Hermiona chciała sprostować Elizę, koniec końców, nie były spokrewnione, jednak nie chciała jej ranić. Uśmiechnęła się tylko smutno i wróciła do nasypywania liści herbaty do kubka.
- Martwisz się czymś … babciu ? - zapytała po chwili. Nie była pewna co do tego ostatniego słowa, ale nie wiedziała jak inaczej zwrócić się do kobiety ? Elizo ? Proszę pani ? Żadna z tych wersji nie bardzo jej odpowiadała.
- Tobą - odpowiedziała kobieta. - A co martwi ciebie ?
"Oh, tylko fakt, że moi przyjaciele wypięli się na mnie na wieść o tym, z kim chodzę, moja biologiczna matka podrzuciła mnie pod bramy Hogwartu gdy byłam noworodkiem, a…
- Tym, że moi przodkiem jest największy czarnoksiężnik w historii ? - powiedziała zrezygnowana. Opuściła dwa wcześniejsze powody. Owszem, była zła, ale nie chciała wyżywać się na Elizie. Kobieta i tak okazała jej już dużo wsparcia.
- Salazara Slytherina nie można zaliczyć do najprzyjemniejszych ludzi w historii magii, ale z pewnością nie był…
- Babciu, doskonale wiesz o kogo mi chodzi - przerwała jej trochę niegrzecznie Hermiona.
- Wiem, kochanie ? - zapytała Eliza, kierując na nią badawcze spojrzenie
- O Voldemorta - jego imię zawisło ciężko między nimi. - Chodzi mi o to, że Lord Voldemort jest moim dziadkiem.  
- I co w związku z tym, kochanie ?
- Wszystko, babciu ! - powiedziała poniesionym tonem. - Nie rozumiesz ?! Moim dziadkiem jest człowiek, który zabił i torturował setki, jeśli nie tysiące ludzi !
- Dobrze, ale jaki ma to związek z tobą ? - kontynuowała spokojnie kobieta, zupełnie jakby nie docierały do niej słowa Hermiony. Dziewczyna spojrzała na nią zszokowana.
- Co jeśli stanę się taka sama ?! Jeśli też pewnego dnia obudzę się i zacznę zabijać ludzi, żeby zyskać nieśmiertelność ?!
- Komu jak komu, ale tobie to raczej nie grozi, kochanie - babcia potarła jej ramię chcąc dodać jej otuchy, co jednak w tej sytuacji wywołało odwrotny efekt.
- Skąd ta pewność ?
- Ponieważ to nie nasze geny decydują kim jesteśmy, ale nasze wychowanie. Wiem, zaraz mi powiesz, że genetyka jest bardzo ważna, ale to nie wszystko. Twoje pochodzenie nie definiuje cię jako człowieka, pamiętaj o tym ! A ciebie nie wychował Sam-Wiesz-Kto, tylko dwoje wspaniałych ludzi, którzy kochają cię nad życie, ponieważ jesteś ich córką tak samo, jak moją wnuczką i nic tego nie zmieni. Wychowali cię najlepiej jak potrafili, dlatego jesteś pracowita, dokładna, oddana, szczera, pełna empatii i DOBRA.
- Naprawdę tak uważasz ? - Hermiona poczuła jak do jej oczu zaczynają napływać łzy.
- Ależ oczywiście, kochanie - kobieta przytuliła ją, a ona rozpłakała się jak mała dziewczynka, którą prawdę mówiąc, gdzieś w głębi serca, w pewnym stopniu nadal była.
Pół godziny później, kiedy Hermiona doszła do siebie, a przynajmniej część jej obaw zniknęła zamieciona gdzieś pod dywan, siedziały we dwie nad kubkami gorącej herbaty. Eliza nadrabiała zaległości z życia swojej wnuczki z ostatniego roku. Dziewczyna opowiadała na najróżniejsze pytania stawiane przez babcię, dokładnie rozważając w głowie każdą odpowiedź.
- Ron i Harry są takimi samymi roztrzepańcami jak wcześniej ?
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, jednak po chwili jej uśmiech zbladł na wspomnienie poprzedniego ranka.
- Tak, chociaż zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet gorszymi - odpowiedziała, obracając w dłoniach kubek.
- O-o. Znam to spojrzenie. Co się stało ? - zapytała ją babcia. Ta kobieta rzeczywiście znała ją na wylot.
- Nic takiego - żachnęła się Hermiona. - Po prostu czasami zachowują się jak rozkapryszone dzieci. Są strasznie niedojrzali.
- Co tym razem zrobili ? - Eliza nie dawała za wygraną.
- Nie bardzo spodobał im się chłopak, z którym chodzę - odpowiedziała szybko Hermiona, w duchu modląc się, że babcia nie pociągnie dalej tematu.
- Kto taki ? - Gryfonka aż jęknęła w duchu widząc iskrę zainteresowania, która pojawiła się w oczach Elizy.
- Babciu…
- Mam prawo wiedzieć, kochanie.
- Masz, masz… Draco Malfoy - po jej słowach zapadła krępująca cisza. Hermiona czekała na oburzenie, złość, żal… cokolwiek. Jej babcia natomiast siedziała spokojnie, pijąc herbatę. - Błagam, powiedz coś.
- Co takiego ?
- Cokolwiek - powiedziała dziewczyna błagającym tonem. - Że również uważasz, że oszalałam, albo że się ze mną zgadzasz ?
- Cóż, kochanie - kobieta odstawiła kubek i spojrzała na nią uważnie. - Nie powiem, żebym była zbyt zadowolona z twojego wyboru. Pamiętam go jeszcze z … pierwszego wcielenia i nie bardzo przypadł mi do gustu - z każdym słowem Hermiona miała wrażenie, że coraz bardziej zapada się w głąb krzesła, a jej policzki zaczęły płonąć żywym ogniem - ale nie znam go teraz, dlatego pokładam wszelką wiarę w twój zdrowy rozsądek. Chociaż to ostatnia rzecz, której można się spodziewać po zakochanej nastolatce.
- Czyli… nie masz nic przeciwko ?
- To twoje życie, więc nie mogę być "za" lub "przeciwko", ponieważ decyzja i tak należy do ciebie. I myślę, że powinnaś z nimi  tym porozmawiać. Tak samo jak o tym, kto jest twoim dziadkiem. Prawda kiedyś wyjdzie na jaw i lepiej, żeby dowiedzieli się o tym od ciebie.
- Jak to sobie wyobrażasz babciu ? - Hermiona poruszyła się nerwowo, zmieniając pozycję. - Cześć Harry ! Wiem, że właśnie pokłóciliśmy się o to, że spotykam się Draconem Malfoyem i masz mnie za skończoną idiotkę, ale chciałam ci powiedzieć, że sadysta i psychopata, który już dwukrotnie zabił twoich rodziców oraz masę innych ludzi jest moim dziadkiem. Jesz jeszcze tę kanapkę ? - zakończyła podpierając brodę na dłoniach. - Ta wersja z pewnością przejdzie.  
Kobieta zaśmiała się, co rozładowało atmosferę.
- Może nie koniecznie w ten sposób i nie kiedy będzie jadł, ale musisz to zrobić.
- Ni…
- Musisz, kochanie. Obiecasz mi to. Obiecasz, że powiesz Ronowi i Harry'emu - to zdecydowanie nie była prośba i Hermiona czuła to wyraźnie. Wzięła głęboki wdech i wyszeptała:
- Obiecuję.
- Dobrze. Skoro jesteśmy już przy ich temacie, jestem bardzo ciekawa tego, jaki jest nowy Draco.
- Babciu…
- Jest przystojny ?
- Babciu, błagam cię - Hermiona zaczęła się śmiać, próbując zakryć zażenowanie. Potrząsnęła głową, także jej loki zasłoniły jej twarz.
- Chowanie się za kurtyną nic nie da, kochanie. Jest ładny ? - kobieta pochyliła się do przodu.
- Bardzo - mruknęła pod nosem Hermiona, nadal zawstydzona.
- Wcale ? - to było jedna z tych chwil, w których dziewczyna uwielbiała swoją babcię.
- Bardzo - odpowiedziała głośniej, zakładając włosy za ucho. - Ma niesamowite szare oczy i uśmiech…

Pozostałe dwa dni minęły Hermionie bardzo spokojnie. Co prawda, nadal miała pewne obawy i oswajała się z myślą, że gdzieś tam w magicznym świecie żyją jej biologiczni rodzice, ale jej babcia potrafiła wyrwać ją z ponurych rozmyślań, co było dla niej zbawienne. Dlatego tak ciężko było jej pożegnać się z Elizą w niedzielne popołudnie, kiedy wracała do Hogwartu. W końcu jednak musiała to zrobić.
- Hermiona ! - usłyszała znajomy głos, gdy wchodziła po schodach.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ już po chwili Draco stał przy niej, całując ją na powitanie. Jego usta były tak zachłanne, jakby od ich ostatniego spotkania minął miesiąc, nie dwa dni. Jednak Hermionie bardzo się to podobało. Tak samo jak motylki w brzuchu, które czuła za każdym razem, gdy Draco ją dotykał. Upuściła trzymaną torbę na ziemię i zarzuciła ręce na jego szyję, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Ona również się za nim stęskniła. Za każdym razem, gdy zostawała na chwilę sama, pragnęła jego obecności. Tak jak teraz. Po chwili skończyli, jednak żadne z nich nie odsunęło się. Stali tak, przytuleni, patrząc sobie w oczy.
- Witaj z powrotem - powiedział, gładząc ją delikatnie po policzku.
- Tak bardzo się stęskniłeś ? - zapytała zaczepnie. W odpowiedzi jeszcze raz ją pocałował. - Uznam to za tak - uśmiechnęła się.
- Nawet nie wiesz, co się tutaj wyprawia - powiedział Draco.
Ruchome schody ruszyły z miejsca i przesunęły się w lewo. Chłopak jedną ręką chwycił jej torbę, a drugą jej dłoń i pociągnął w kierunku korytarza. Gdy znaleźli się na stałym gruncie, dokończył :
- Gryfoni zachowują się, jakby dostali białej gorączki.
- Co ? - Hermiona nie bardzo wiedziała o co mu chodzi.
- MALFOY ! - rozległ się krzyk Goyle'a.
- Teraz muszę iść, ale wyjaśnię ci wszystko po kolacji - obiecał. Na pożegnanie cmoknął ją w usta.
- MALFOY !
Draco ruszył w stronę schodów.
- Malfoy ! - zawołała za nim Hermiona. Chłopak odwrócił się gwałtownie. - Torba.
Ślizgon zmieszał się odrobinę. Dziewczyna podeszła do niego i wyciągnęła dłoń. Draco podał jej bagaż.
- Dziękuję - Hermiona przyciągnęła go za krawat i pocałowała. Rzeczywiście bardzo się za nim stęskniła.
- MALFOY !
Draco, niechętnie, oderwał się od dziewczyny.
- Imbecyle - mruknął pod nosem i zaczął schodzić po schodach.
Hermiona stała przez chwilę, przyglądając się jak chłopak odchodzi. Jego ruchy były zwinne, a pn sam w sobie bardzo pociągający. Dziewczyna przypomniała sobie jak wyglądał, gdy wpadł na pierwszy szlaban u Snape ubrany w same bokserki. Już wtedy jej się spodobał, chociaż nie cierpiała go z całego serca. Gryfonka otrząsnęła się ze wspomnieć i ruszyła w stronę wejścia do Pokoju Wspólnego. Gdy weszła do salonu, w pokoju nastała zupełna cisza. Jak na komendę, wszyscy zamilkli i spojrzeli na nią. Ona natomiast udała, że nie widzi żadnej różnicy. Spokojnym krokiem przeszła przez pomieszczenie i weszła po schodach do dormitorium.
Jej rzeczy były rozrzucone po całej podłodze, łóżko ogołocone, a szafka - zupełnie pusta - leżała przewrócona na środku pokoju. Dziewczynie opadły ręce. Stała zszokowana, nie wiedząc co zrobić. W końcu doszła do siebie i walcząc z łzami, zaczęła zbierać swoje rzeczy. Najpierw pościeliła łóżko, po czym podniosła szafkę i ustawiła ją na swoim miejscu. Następnie zebrała książki oraz zeszyty i ustawiła je na swoim miejscu. Mimo tego co zrobiła, miała wrażenie, że bałagan na podłodze nie zmniejszył się nawet o milimetr. W końcu poddała się.
- Chłoszczyść ! - rzuciła zaklęcie.
Wszystkie rzeczy zaczęły wracać na swoje miejsca, plamy z atramentu zniknęły, jakby wessane w środek wykładziny. Złamane pióra wyprostowały się, powyrywane strony wróciły do książek, stłuczona ramka ze zdjęciem jej i chłopaków znów stała się całością. Parę sekund i wszystko było gotowe.  Hermiona wypakowała wszystkie rzeczy, które wzięła ze sobą. Gdy kończyła, do dormitorium weszła Lavender. Miała podkrążone i zaczerwienione oczy, a rozmazany tusz i podkład zostawiły na jej twarzy podłużne smugi.
- Myślałam, że dłużej zajmie ci sprzątnięcie tego bałaganu - powiedziała jadowicie.
- Ty to zrobiłaś ?!
- A jak myślałaś, ty dziwko ? - wycedziła Lavender.
- Dziwko ? Lavender, dobrze się czujesz ? Może zatrułaś się czymś na eliksirach ? - spytała Hermiona zaniepokojona. - Pani Pomfrey pewnie ma jakąś odtrutkę…
- Nie udawaj takiej miłej ! Co próbujesz udowodnić ?! Że poderwiesz wszystkich przystojniaków w tej szkole ?! Najpierw Charles, potem Harry, Malfoy, a teraz wzięłaś się za Rona, tak ?! - wykrzyczała jej w twarz.
- Harry i Ron są dla mnie jak bracia, nigdy bym ich nie podrywała - Hermiona wzdrygnęła się na samą myśl o tym. - Poza tym, nie daje ci to prawa, żeby rozwalać wszystkie moje rzeczy !
- Ktoś ci musi pokazać, gdzie twoje miejsce, idiotko.
- Świetnie, zrobiłaś to. Brawo - sarknęła Hermiona, wstając z miejsca.
Draco miał rację, w tym domu działo się coś dziwnego. Nadeszła pora kolacji, więc dziewczyna poszła do Wielkiej Sali. Idąc korytarzem czuła na sobie ciekawskie spojrzenia innych uczniów, jednak dzielnie szła przed siebie, nie patrząc na nikogo.  Gdy dotarła do stołu Gryffonów, zajęła swoje stałe miejsce, czyli obok Harry'ego, naprzeciwko Rona. Chłopcy przestali jeść i spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Jeśli tak bardzo przeszkadza wam moje towarzystwo, to możecie się przesiąść. Jestem pewna, że pierwszoklasiści chętnie was przyjmą - powiedziała, nakładając sobie na talerz smażone ziemniaki.
Na jej słowa, Harry wrócił do posiłku, natomiast Ron nadal na nią patrzył, czekając na coś.
- Coś nie tak, Ronaldzie ? - zapytała. Weasley zaprzeczył i wpakował sobie do ust wielki kawałek ciasta.
Jedli w ciszy. Żadne z nich śmiało się odezwać, żeby nie przerwać tej delikatnej nici porozumienia, która się nawiązała. Przynajmniej tak myślała Hermiona. Jednak gdy tylko Ron otworzył usta, dziewczyna przekonała się, że chłopak chciał po prostu skończyć jeść, zanim dotknie wrażliwego tematu.
- Rozmawialiśmy z Harrym, gdy ciebie nie było - zaczął. - I stwierdziliśmy, że możemy ci wybaczyć, jeśli tylko zerwiesz z Fretką.
- Po pierwsze, on ma na imię Draco, a po drugie, patrz mi na usta, NIE ZERWĘ Z NIMI tylko dlatego, że coś się wam nie podoba.
- Coś ?! Dziewczyno, on jest śmierciożercą ze Slytherinu. Chodzisz z wrogiem - powiedział Ron, a Harry zaczął kiwać głową z aprobatą.
- BYŁYM śmierciożercą i to w poprzednim wcieleniu. To są zwykłe uprzedzenia, Ron. Naprawdę myślisz, że wszyscy ludzie ze Slytherinu są źli ?
- Tak !
- Jemu nie można ufać, Hermiono - zwrócił się do niej Harry. - On cię tylko zrani. Zrozum, martwimy się o ciebie.
- To bardzo miłe, Harry, ale potrafię sama o siebie zadbać.
- Posłuchaj go - wtrącił się siedzący kilka miejsc dalej Fred. - Skąd wiesz, że nie jesteś po prostu jego kolejną zabawką ?
Bo takie rzeczy się czuję, chciała powiedzieć, ale powstrzymała się.
- He has your heart inside his hand and he plays it to the beating - zanucił George.
- To było bardzo wzruszające, ale jestem na nie - uśmiechnęła się do niego złośliwe. - Chłopaki, naprawdę doceniam waszą troskę, ale Draco się zmienił, tak samo jak wy.
- My nie - powiedział Fred.
- Jesteśmy identyczni - dokończył George i oboje zaśmiali się ze swoje żartu.
- Nadal uważam, że powinnaś z nim zerwać - powiedział Harry. - Zanim będzie za późno.
- Harry, nie zerwę z nim , ponieważ wy macie jakieś uprzedzenia.
-A..
- Nie masz co próbować - przerwał mu Ron. - Najwyraźniej już ją sobie obwinął wokół palca. Daj nam znać, kiedy zmądrzejesz, albo kiedy cię rzuci. Chodź, Harry.
Chłopcy wyszli z Wielkiej Sali, nie oglądając się za siebie. Hermiona odprowadziła ich wzrokiem i wróciła do swoich ziemniaków, na które już zupełnie straciła ochotę. Oparta na łokciu, przesuwała plasterki w tę i z powrotem po talerzu, czując dziwny ucisk w dołku. Naprawdę chciała pogodzić się z przyjaciółmi, ale oni bardzo jej to utrudniali. W środku układania Krzywej Wieży z pieczonego warzywa do Hermiony dołączył do niej Dean.
- Błagam, jeśli też masz zamiar dawać mi wykład o tym, że powinnam rzucić Dracona, to daruj sobie - powiedziała, nie przestając nakładać kolejnego ziemniaka na stos.
- Nawet o tym nie pomyślałem - odparł chłopak. Hermiona przerwała budowanie wieży i spojrzała na niego zaskoczona. Dean uśmiechnął się do niej przyjacielsko. - To twoja sprawa z kim się umawiasz, nawet jeśli nie bardzo podoba mi się ta osoba.
- Naprawdę ?
- Tak, czy to coś dziwnego ?
- Nie, nie. Tylko dlaczego reszta nie może myśleć tak jak ty - westchnęła dziewczyna.
- Daj im trochę czasu - Thomas położył dłoń na jej ramieniu. - Zrozumieją.
- Dzięki - Hermiona trzepnęła go przyjacielsko w bok. Dean odpowiedział tym samym. Zaśmiali się krótko i dziewczyna wiedziała, że nie jest sama. Że jest ktoś, kto nie będzie jej oceniał, tylko wesprze ją w tej decyzji. - Dean, mógłbyś mi coś wytłumaczyć ?
- Pewnie. Co takiego ?
- Czy… coś się stało Lavender ?
- Dlaczego pytasz ? - ton chłopaka był spokojny, ale Hermiona miała przeczucie, że kryje się za tym coś więcej.
- Po prostu naskoczyła dzisiaj na mnie, że zabrałam jej Rona czy jakoś tak…
- To dość delikatny temat - Dean podrapał się po głowie, próbując ubrać swoje myśli w słowa. - W sobotę… jakby to powiedzieć… Ron i Lavender udali się do Pokoju Życzeń zrobili… no… wiesz co…
- Przespali się ze sobą ?! - Hermiona podniosła głos. Kilkoro uczniów podniosło głowy znad swoim talerzy. - Żartujesz ? - spytała ciszej.
Dean pokręcił głową.
- Przecież oni… przecież… jesteśmy dopiero w piątej klasie ! Poza tym, to zupełnie nie pasuje do Rona.
- Wiem. Ron sam do końca nie wie jak do tego doszło. Wszystko pamięta jak przez mgłę. Tak czy inaczej, trzeba było być w salonie, gdy tam wbiegli. Ron, w rozpiętej koszuli i bez butów, wyzywający Lavender od …różnych takich… Ona się rozpłakała i zaczęła mu wyrzucać, że przecież się kochają, to dlaczego nie mieliby tego zrobić. I wtedy Ron zaczął się wydzierać, że jej nie kocha, że ktoś inny mu się podoba i tak dalej...
- Powiedział kto taki ?
- Tak. Ty.
- Co ?! - znów podniosła głos.
- Ciii… spokojnie, to było tak dla odczepnego. Nikomu z nas nie powiedział o kogo tak naprawdę chodzi.
- Świetnie. Genialnie - sarknęła Hermiona. Oprócz nienawidzących jej do tej pory fanek Charlesa i Dracona dojdą jeszcze urażone przyjaciółeczki Lavender. Chociaż tak właściwie, to jedne i te same osoby. - Wydarzyło się jeszcze coś ciekawego ?
- To zależy co masz na myśli. Ginny, Harry'ego czy Snape'a ? - dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona.
- Może po prostu odpowiedz o wszystkim.
I Dean opowiedział jej o plotkach, że któryś z drugoklasistów widział Snape'a i Daphne całujących się gdzieś w lochach. O tym, że idąc za przykładem przyjaciela, Harry zerwał z Ginny, która znalazła pocieszenie w ramionach Blaise'a, co nie bardzo spodobało się Pansy, więc dziewczyny najnormalniej w świecie pobiły się na jednej z przerw, przez co obie miały teraz szlaban.
- Czekaj. Chcesz mi powiedzieć, że Harry chodził z Ginny, a nie z Luną ?
- Tak, zeszli się w Walentynki - Gryfonka do tej chwili była święcie przekonana, że to właśnie z Krukonką Harry spędził Dzień Zakochanych i to dlatego tak często pojawiała się w ich Wieży.  Nigdy nie będzie w stanie zrozumieć chłopców.
- Dzisiaj mamy 23, prawda ?
- Tak.
- Merlinie, mam wrażenie, jakbym wyjechała na dwa miesiące, a nie na dwa dni.
- Hogwart - jedno słowo tłumaczyło wszystko. Hermiona skończyła swoją wieżę z ziemniaków. Prezentowała się nawet całkiem, całkiem.
- Ok. Ja już skończyłam - Gryfonka wstała od stołu. - I dziękuję, Dean.
- Nie ma za co, Herm - chłopak uśmiechnął się i wrócił do jedzenia.
Hermiona wyszła z Wielkiej Sali bardzo lekkim krokiem. Rozmowa z Deanem poprawiła jej humor, za co była mu bardzo wdzięczna.
- Gotowa usłyszeć o białej gorączce ? - usłyszała głos Dracona za sobą. Chłopak dogonił ją i szli tak dalej, trzymając się za ręce.
- Już usłyszałam, Dean mi opowiedział - chłopak wyraźnie spochmurniał.
- Nie podoba mi się ten gostek - oznajmił zimnym tonem.
- Czyżbyś był zazdrosny ? - zapytała podchwytliwie.
- O niego ? - prychnął. - Nie ma o co.
- No nie wiem - powiedziała Hermiona. - Jest przystojny, dobrze wychowany, mądry i jeszcze gra w reprezentacji Gryffindoru - zrobiła rozmarzoną minę.
Draco wydał z siebie niski pomruk i przyciągnął ją do siebie, chcąc pokazać, do kogo należy.
- No, dobrze, dobrze - zaśmiała się.
- Jak ci minął weekend ? - zapytał chłopak.
- Dobrze. Fajnie było zobaczyć się z babcią po tak długim czasie - odpowiedziała bez zająknięcia. - A tobie ?
- Też. Nie licząc tych wszystkich ludzi, którzy próbowali mnie nawrócić. Wliczając w to twoich przyjaciół - powiedział, ściskając mocniej jej dłoń. Odpowiedziała mu tym samym.
- To dopiero początek - powiedziała pod nosem, bardziej do siebie niż do niego.
- Wiem.
Hermiona zaczęła zastanawiać się, co tym razem zastanie w swoim pokoju. Miała nadzieję, że Lavender przeszła ochota na demolowanie jej rzeczy.
- Hej, coś się stało ? - zapytał Draco, widząc jej minę.
- Nie, tylko… - dziewczyna  wzięła głęboki wdech. - Zastanawiam się co mnie spotka, gdy wejdę do Wieży.
- Nie musisz tam wracać. Zawsze możesz przenocować u mnie - uśmiechnął się łobuzersko.
- Bardzo kusząca propozycja, ale chyba będzie lepiej, jeśli wrócę na noc do siebie.
- Na noc, powiadasz ? To znaczy, że mamy jeszcze kilka godzin. Masz jakieś plany ?
- Tak. Muszę się spakować na jutro, powtórzyć materiał na następną lekcję, sprawdzić zadania domowe - zaczęła wyliczać.
- I kto by pomyślał, że właśnie za to cię kocham - powiedział Draco, całując ją w czoło.




Przepraszam Was, że tak długo nic się nie pojawiało, ale stało się to, czego najbardziej się obawiałam. Przez ostatni miesiąc siadałam przed komputer i zupełnie nie wiedziałam co napisać. Ale na szczęście mi przeszło i to dzięki Wam :) Dziękuję, że jesteście :D