28 lipca 2013

Rozdział 29

Hermiona dryfowała na materacu po niewielkim jeziorze niedaleko domu swojej babci. Z początku, propozycja chłopaków, żeby wybrać się nad wodę nie bardzo przypadł jej do gustu, jednak teraz była wdzięczna im za to, że ją namówili. Spokój i cisza tego miejsca działały na nią kojąco, sprawiając, że zapominała o wszystkich problemach…
- LECI BOMBA ! - gdy doszedł do niej krzyk Rona, chłopak zdążył już wskoczyć do wody i ochlapać nią wszystkich naokoło, w tym ją i Ginny, która pływała na materacu obok.
- Ty idioto ! - wydarła się jego siostra, a Hermiona tylko zaśmiała się.
Czekała, aż któryś z nich zrobi coś takiego, więc zachowanie Rona nie było dla niej zbyt wielkim zaskoczeniem. Nie znaczyło to jednak, że miała zamiar puścić mu to płazem. Przeszła na materac Ginny i spojrzała na nią porozumiewawczo. Młodsza Gryfona zrozumiała o co jej chodzi i obie, zanurzyły nogi w zimnej wodzie.
- Na trzy - szepnęła Hermiona. Odczekała chwilę, aż w wodzie pojawi się także Harry, który poszedł w ślady przyjaciela i również skoczył na bombę. - Raz, dwa… - Potter wynurzył się z wody - trzy.
Zaczęły machać nogami, które zaczęły tworzyć fale i pianę zalewające nie tylko Rona i Harry’ego, ale też bliźniaków, którzy wybrali się z nimi, korzystając z dnia wolnego w nowej pracy.
- O nie ! - powiedział Fred. - Jeśli to jest wojna, szanse muszą być równe ! Z materaca !
- Śnisz, braciszku - zaśmiała się Ginny.
- Jak chcecie - rzucił George, jak gdyby nigdy nic.
Hermiona czuła, że pod jego uśmieszkiem kryje się coś więcej. I miała rację. Nawet nie zauważyła, kiedy bliźniacy znaleźli się tak blisko ich materaca, lecz z pewnością poczuła, kiedy Fred zaczął wciągać ją do wody. Dziewczyna krzyknęła i chwyciła mocno materac, ściskając jego koniec z całej siły.
- Fred, zostaw mnie ! - wykrzyknęła.
Weasley tylko się zaśmiał i ciągnął dalej.
Gryfonka próbowała uwolnić nogi, jednak Fred unieruchomił je na dobre. Jej ręce ześlizgiwały się z mokrego materacu, ale mimo to nadal dzielnie się trzymała. Do momentu, w którym do akcji nie wkroczył Ron i nie zaczął jej łaskotać. Chcąc ratować się przed niespodziewanym atakiem przyjaciela, dziewczyna zupełnie zapomniała o drugim zagrożeniu i po chwili została wciągnięta do jeziora przez Freda. Spotkanie z zimną wodą wywołało nieprzyjemne uczucie, które zniknęło po sekundzie. Hermiona odszukała wzrokiem Ginny, która nadal dzielnie walczyła z George’em i Harrym. Potter próbował pokonać Weasley metodą Ron, więc Hermiona bez wahania ruszyła jej na ratunek. Bez ostrzeżenia, wskoczyła Harry’emu na plecy i odciągnęła do tyłu.
- Sama tego chciałaś - zawołał przyjaciel i rzucił się na wodę do tyłu, w czego skutek, dziewczyna znalazła się pod taflą.
Wyplątała się z uścisku Harry’ego i pociągnęła go na dół, tak, że przez chwilę obydwoje było pod wodą. Gdy wynurzyli się na wierzch, Ginny prowadziła zażartą walkę z Fredem i George’em, a jej pomocą był Ron.
- Dołączamy ? - zapytał Potter.
- Nie - odpowiedziała Hermiona. - Niech załatwią to między sobą.
- To co ? Ścigamy się, kto pierwszy dopłynie do drugiego brzegu ?
- Zgoda - rzuciła szybko i zaczęła płynąć.
- Ej, to było nie fair ! - krzyknął Harry i ruszył za nią.
Hermiona, jeszcze jako Tess, chodziła obowiązkowo na basen przez dwa lata, wraz całą klasą i szło jej nawet nienajgorzej, jednak od tamtego czasu pływała bardzo rzadko i nie była teraz do końca pewna, czy da sobie radę, ale mimo to, nie poddawała się. Płynęła do przodu, a przynajmniej taką miała nadzieję, ponieważ nic nie widziała przez wodę wlewającą się do jej oczu. Co jakiś czas musiała też wypluwać tę z ust. Na początku płynęła tak jak ją uczyli, ale po chwili machała jak najszybciej, bez ładu i składu. Jej mięśnie powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa, ale mimo to pruła do przodu. Nie musiała patrzeć na Harry’ego, żeby wiedzieć, że jest bardzo blisko niej. Czuła i słyszała jego obecność. Chłopak wyprzedził ją minimalnie, więc Hermiona jeszcze bardziej przyśpieszyła, wykrzesując z siebie resztki energii. Przed sobą zobaczyła coś, co do złudzenia przypominało drugi brzeg. Świadomość, że cel jest już blisko, dodała jej skrzydeł. Okazało się, że Harry’emu również i to właśnie on jako pierwszy wyskoczył z wody. Sekundę później Hermiona również znajdowała się na lądzie. Zmęczona, położyła się na pisaku, a przyjaciel rozłożył się obok niej. Oboje z trudem łapali oddech, więc leżeli w ciszy, dochodząc do siebie po ogromnym wysiłku.
- Wygrałem - wysapał Harry.
- Raz ci… się… udało - powiedziała z trudem Hermiona.
W odpowiedzi Harry sypnął na nią mokrym piaskiem.  Dziewczyna uśmiechnęła się i strzepnęła go z siebie. Gryfonka zamknęła oczy i wystawiła twarz w stronę słońca. Zaczęła już po woli wysychać, gdy nagle ktoś zasłonił jej źródło ciepła i światła. Leniwie uniosła jedną powiekę i zobaczyła nad sobą uśmiechniętą Ginny.
- Wracaj do wody - zarządziła dziewczyna.
- Nie chce mi się. Tu jest tak ciepło…
- Już nie - Weasley wykręciła swoje włosy tuż nad brzuchem dziewczyny.
- Jędza… - mruknęła Hermiona.
- No chodź ! - Ginny pociągnęła ją za ręce do góry. Dziewczyna poddała się z jękiem i wstała.
Na brzegu stali już bliźniacy, a Ron dopływał do nich z dwoma materacami dziewcząt.
- A nasze rzeczy ? - zapytał Harry, który stanął koło niej.
- Nie ma problemu - powiedział Fred.
Weasley machnął różdżką i ich koce wraz z całą zawartością przeniosły się na zajmowany teraz przez nich brzeg.
- Tu są mugole - syknął Ron.
- Ja tu nikogo nie widzę, a ty ? - zwrócił się George do bliźniaka.
- Nikogo - potwierdził. - Wyluzuj braciszku. Poza tym, nawet jeśli, to pewnie pomyśleliby, że są zbyt nawaleni i to tylko zwidy.
- Tu ma rację - powiedziała Ginny, siadając na swoim materacu
- Ale nie przesadzajcie. To się może kiedyś źle skończyć - powiedziała Hermiona z lekką naganą w głosie. Rozumiała, że chłopcy po skończeniu Hogwartu w końcu mogli używać mocy, co czasami się przydawało, ale w niektórych przypadkach było niepotrzebne i nierozważne.
- Wyluzuj, Miona - powiedział Fred. - Za dużo się gorączkujesz.
- Trzeba cię ochłodzić - przytaknął mu brat.
George porwał ją na ręce i rzucił z nią do wody.
- Idiota - trzepnęła go w ramię, gdy złapała grunt i szybko uciekła na swój materac, na którym zaczęła płynąć w kierunku środka jeziora.
- A ty dokąd ? - zawołała za nią Ginny.
- Jak najdalej od was ! - odkrzyknęła Hermiona.
Gdy dotarła do celu podróży, ułożyła się wygodnie na materacu i zamknęła oczy. Tym razem chłopacy nie mieli najmniejszych szans jej przeszkodzić, wątpiła, żeby chciało im się płynąć tak daleko.
Po pewnym czasie dziewczyna przewróciła się na brzuch. Głowę oparła na prawej ręce, lewą zaś zaczęła wyznaczać bardzo pokręconą linię na tafli jeziora. Jej myśli zdawały się błądzić w tę i z powrotem, ale tak naprawdę wciąż wracały do jednej osoby. Nie chciała tego, ponieważ obiecała sobie, że nie będzie myśleć o niczym, co się z nim wiązało. Przez pierwsze dwa tygodnie Draco pojawiał się w jej głowie średnio co pięć minut, a ich wspólne zdjęcie zostało jej tapetą na telefonie. W tym czasie też Hermiona często przeglądała ich rozmowy w zeszycie, przypominała co chwilę każdą wymianę zdań, wszystkie jego słowa. I była wrakiem człowieka. Całe dnie spędzała nad książkami i zeszytem lub patrzyła przez okno, rzadko się odzywała, a myślami i tak była gdzieś indziej. Powoli zaczęła przerażać swoich bliskich, zwłaszcza Ginny, która poważnie zmartwiła się jej stanem. To właśnie ona zabrała Hermionę na długą rozmowę, w trakcie której wytłumaczyły sobie wszystkie zgrzyty ostatniego roku szkolnego. I mimo, że obie otworzyły się przed sobą, starsza Gryfonka zostawiła parę rzeczy dla siebie. Jeszcze nie była w stanie znów tak bezgranicznie zaufać Weasley’ównie. Ta rozmowa bardzo jej pomogła. Hermiona zrozumiała, że nieważne jak bardzo by się starała, nie sprawi, że Draco pojawi się przy niej od pstryknięcia palcami, a ciągłe wspominanie go tylko ją dobije. Dlatego schowała zeszyt w pudełku pod łóżkiem, które przesunęła pod samą ścianę, a zdjęcie przerzuciła na komputer, po czym usunęła z telefonu i nie wspominała o chłopaku już w żadnej rozmowie z przyjaciółmi, z czego wszyscy byli zadowoleni. Zaczęła normalnie funkcjonować, czego najlepszym przykładem był ten dzień.
Dziewczyna energicznie rozgarnęła wodę dłonią, jakby rozganiała tłoczące się w jej głowie myśli. Rozedrgana tafla zaczęła się uspokajać, rozpływając się okręgami. Jezioro było tak czyste, że Hermiona spokojnie mogła zobaczyć co znajduje się kilka metrów pod nią. Gryfonka wychyliła się trochę poza materac i spojrzała w dół. Przy dnie zamigotał jej jasny kształt, wyglądający jak zatopiona piłka lub koło ratunkowe.
- Już czas - usłyszała cichy szept, tuż nad swoim uchem. - Czas.
Gryfonka odwróciła się gwałtownie, jednak nikogo nie zobaczyły za sobą.
- Już czas… - szept rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając za sobą martwą ciszę.
Przesłyszało ci się, pocieszyła się w myślach Hermiona, na pewno. Chłopcy są zbyt daleko, a koło niej nikogo nie ma, więc to pewnie tylko szum wiatru. Dziewczyna wzięła głębszy wdech i wróciła do podziwiania dna jeziora. Coś się nie zgadzało. Jasny kształt, który wcześniej na nim spoczywał, znajdował się o wiele wyżej. Miała wrażenie, jakby przesuwał się w jej kierunku. Nagle jego kontury stawały się coraz wyraźniejsze. Jedna większa część i pięć mniejszych, podłużnych, przyczepionych do niej… Dłoń. Trupioblada dłoń, który sunęła w jej kierunku. Hermiona siedziała jak sparaliżowana. Chciała uciekać jak najdalej od dziwnego odkrycia, ale nie mogła. Jej ciało odmówiło współpracy z umysłem, który teraz krzyczał, żeby odpłynęła. Próbowała się poruszyć, lecz jej mięśnie nawet nie drgnęły. Po prostu siedziała w zupełnym bezruchu, patrząc jak ręka przybliża się coraz bardziej. Kościste palce wyprostowały się nienaturalnie, jakby chciały jak najszybciej znaleźć się na powierzchnią wody. Ich paznokcie były sine, wręcz fioletowe, jakby dłoń należała do topielca. A teraz od wydostania się ponad taflę jeziora dzieliły ją jedynie centymetry…
- HERMIONA ! - krzyk Rona rozdarł boleśnie panującą wokół niej ciszę. - GRASZ Z NAMI ?
Dziewczyna zareagowała od razu, odszukując wzrokiem przyjaciela, jednak dopiero po chwili zrozumiała, co do niej mówił.
- T…TAK - odkrzyknęła. - PEWNIE.
Hermiona znów spojrzała na dno. Dłoń zniknęła. Zaskoczona, sprawdziła wodę naokoło materaca. Ręka nie przepłynęła na żadną stronę. Po prostu wyparowała, jakby w ogóle jej tu nie było. Dziewczyna jeszcze raz wróciła do miejsca, gdzie ją widziała. Nic, pustka. Nagle zaświtała jej myśl, że to był tylko sen. Że pewnie musiała zasnąć, a krzyk Rona ją obudził. Tak, tak musiało być.
- IDZIESZ CZY NIE ?! - tym razem odezwał się Fred.
- JUŻ ! - odkrzyknęła i zaczęła płynąć w ich kierunku, zanurzając w wodzie tylko końcówki palców. Tak na wszelki wypadek.
- Już gotowi ? - zapytał George, kiedy Hermiona i Ginny pakowały wszystkie rzeczy do toreb.
- Nie - odpowiedziała Ginny.
- Co tak długo ? - jęknął Fred.
- Może zamiast gadać, byście nam pomogli ? - zapytała wściekła Hermiona, upychając kolejny ręcznik.
Chłopcy stali sobie w najlepsze, kiedy one musiały się z tym wszystkim męczyć. Prawdziwi dżentelmeni. W końcu udało jej się zmieścić ręcznik w torbę. Zostały jeszcze kolejne dwa.
- Mówisz, masz.
Torba, którą trzymała w ręce, zmniejszyła się do wielkości orzecha ziemnego, tak samo jak leżące obok ręczniki. Natomiast mniejsze rzeczy, takie jak krem z filtrem czy okulary przeciwsłoneczne wymieszały się z piaskiem.
- Super - sarknęła dziewczyna. - Jak my to teraz znajdziemy ?!
- Wyluzuj, weźmiemy wszystko i odczarujemy w domu - powiedział Ron.
Wziął garść piasku z miejsca, gdzie wcześniej leżały rzeczy i wsypał sobie do kieszeni. Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale nic nie powiedziała. Magia miała służyć czynieniu dobra i pomagać w trudnych sytuacjach, a nie upraszczać życie w najdrobniejszych rzeczach. Jak tak dalej pójdzie, to zaczną czarować szczoteczkę, żeby sama myła im zęby.
- Panienko ? - George zaoferował jej swoje ramię. Dziewczyna ścisnęła mocniej malutką torebkę i chwyciła jego rękę. - Trzymaj się mocno.
Teleportacja łączna. Przez ostatni miesiąc zdążyła się z nią oswoić i znosiła podróż o wiele lepiej niż na początku, jednak nadal nie mogła się przyzwyczaić do uczucia przeciskania przez tubę. Wszystko zaczęło wirować, a ona znów poczuła ucisk ze wszystkich stron, który wycisnął całe powietrze z jej płuc. Po chwili, stała już spokojnie w ogrodzie babci. Hermiona otworzyła oczy.
- Dzięki - zwróciła się do George’a.
- Nie ma problemu - Weasley mrugnął do niej i znów się teleportował po któregoś z chłopaków.
Rozległo się ciche pyknięcie, oznajmiające, że Fred i Ginny również pojawili się w ogrodzie. Kolejne. Fred zniknął. Ginny podeszła do Hermiony i razem ruszyły do wejścia. W domu jak zwykle panowało zamieszanie. Ktoś się pojawiał, ktoś znikał, ktoś gotował, ktoś sprzątał, ktoś odpoczywał, ktoś się kłócił. Dzień jak co dzień.
Dziewczyny przeszły przez szklane, rozsuwane drzwi łączące ogród i altankę, która służyła za jadalnię. Na jej środku znajdował się ogromny, drewniany stół z ławkami po bokach zamiast krzeseł. Boczne ściany zastawione były szafkami z zastawą stołową, obrusami oraz innymi przydatnymi rzeczami. Z pomieszczenia można było dostać się jednymi drzwiami do kuchni, drugimi zaś do salonu. Na ścianie między nimi znajdował się zegar i kolekcja rodzinnych zdjęć Elizy, przedstawiające wszystkich począwszy od niej samej po jej męża, córkę, byłego zięcia i wnuczkę. To wszystko połączone razem sprawiało, że jadalnia wyglądała przytulnie i to właśnie w niej najczęściej przesiadywano. Teraz jednak pomieszczenie było puste.
- Jesteśmy - zawołała Hermiona, odkładając mini torbę na stół.
- To wspaniale - z kuchni rozległ się głos pani Weasley.
Kobieta pojawiła się w drzwiach, ubrana w fartuch. Jej ręce ubrudzone były mąką, podobnie jak włosy i twarz, natomiast jej fartuch zdobiła duża, czerwona plama ulokowana centralnie.
- Nadleciało twoje wybawienie, kochanie - Eliza zwróciła się do kogoś, kto jeszcze znajdował się w kuchni.
- Nareszcie ! - powiedziała mama Hermiony z ulgą w głosie.
Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem słysząc odpowiedź Alice, która po rozwodzie wróciła do pierwotnej formy swojego imienia. Jej mama i kuchnia to niedobrany duet.
- Chodźcie dziewczynki - pani Weasley zaprosiła je do środka. - W końcu pojawił się ktoś, kto nie odkroi sobie palców.
- Nóż był upaćkany jakimś tłuszczem - próbowała się bronić Alice, stając za matką Ginny. Hermiona zauważyła plastry na środkowym palcu lewej dłoni.
- Oczywiście, jak zawsze masz na wszystko wytłumaczenie, kochana - pani Weasley przewróciła oczami, co wyglądało dość zabawnie. Stojąca obok Hermiony Ginny zdusiła w sobie chichot. - Tak czy inaczej, dobrze, że już jesteście. Dziś wieczorem będziemy mieć gości, a połowa dań jeszcze nie gotowa.
- Wyciągnijcie fartuchy z szafki i przyjdzie - rozległ się głos nadal niewidocznej babci.
- Skoro dziewczynki będą wam pomagać, to może ja zajmę się czymś innym ? - zaproponowała mama Hermiony z nadzieją w głosie.
- Możesz zacząć sprzątać salon. Fred i George zmienili je w pobojowisko.
- To ja chyba wolę gotować - mruknęła pod nosem Alice, ale mimo to udała się w kierunku wskazanego pokoju. Nie była typem kury domowej. Domem zawsze zajmował się Adam, ona natomiast poświęcała się pracy i córce.
Hermiona podeszła do szafki i wciągnęła z niej dwa fartuchy, po czym jeden rzuciła Ginny.
- Coś tu smakowicie pachnie - Ron przeszedł przez szklane drzwi, pociągając nosem.
Dopiero po uwadze przyjaciela, Hermiona poczuła zapach pieczonego sera i pieczarek. Chłopak musiał albo mieć naprawdę dobry węch, albo być naprawdę głodny.
- Chłopcy, idźcie pomóc pannie Watson w sprzątaniu salonu - pani Weasley wyszła z kuchni i stanęła przed swoimi synami i Harrym, którzy weszli do jadalni. - Zwłaszcza wy - powiedziała, patrząc na bliźniaków.
- Czemu ? - obruszył się Fred.
- Bo te skrzydła nietoperza i wypalone ślady w dywanie nie są raczej dziełem Karmelka.
- Skubany, znów dorwał się do naszych zapasów - powiedział George, wzdychając teatralnie.
- Możemy po nim posprzątać, ale to ostatni raz - bliźniacy zniknęli w drzwiach.
Ron i Harry ruszyli za nimi z kwaśnymi minami.
- Molly, może twój najmłodszy syn i Harry mogliby podlać ogród ? Sama chciałam to zrobić, ale nie dam rady - zawołała Eliza.
- Oczywiście. Słyszeliście, kochaneczki. Konewki w dłoń.
Hermiona przyglądała się jak jej przyjaciele, krokiem jakby szli na ścięcie, poszli do ogrodu. Ich miny były rozbrajające. Dziewczyny spojrzały na siebie z uśmiechem i poszły do kuchni. W pomieszczeniu panował okropny zaduch, spowodowany gotującymi się na kuchni potrawami i pieczenią w piekarniku.
- Hermiono, ty dokończysz krojenie - pani Weasley wskazała deskę, na której znajdował się ogromny nóż i do połowy skrojona papryka. Obok niego stała miska na pokrojone warzywa i wiaderko z warzywami do pokrojenia. Metr dalej leżała kolejna deska, na której pracował zaczarowany nóż pani Weasley.
- Ok.
Gryfonka podeszła do stanowiska i zaczęła kroić, słuchając jak matka Ginny wydaje jej polecenia. Dziewczyna dostała za zadanie pomoc w pieczeniu ciasta, którym właśnie zajmowała się jej mama.
Chodź praca w kuchni była bardzo zdyscyplinowana i szybka, potraw do zrobienia wcale nie ubywało. Po godzinie Hermiona nabrała podejrzeń, że pani Weasley zaprosiła na tę kolację połowę Hogwartu z rodzicami. Jeśli tylko. Dziewczyna skroiła tak wiele rzeczy, że jej ręce powoli się buntowały, a ona nie będzie w stanie zgiąć wskazującego palca prawej dłoni przez najbliższy tydzień. Zaczynała powoli błagać w duchu o jakieś wybawienie.
- Skończyłaś już, Hermiono ? - zwróciła się do niej pani Weasley.
- Tak - odpowiedziała dziewczyna, krojąc z ulgą ostatni ogórek.
- W takim ra…
Huk, który się rozległ zagłuszył końcówkę zdania. Pani Weasley wybiegła z kuchni, Hermiona i Ginny były tuż za nią. Serce dziewczyny przyśpieszyło, a ona sama poczuła jak adrenaliny zaczyna krążyć w jej żyłach.
- SYRIUSZU ! - wykrzyknął Harry. To nie był zwykły krzyk. Głos Pottera był pełen bólu i niedowierzania. - SPÓJRZ NA MNIE ! SYRIUSZ !
Hermiona wyprzedziła panią Weasley i pierwsza wbiegła do ogrodu. Już przemierzając jadalnię widziała Syriusza leżącego na trawie oraz pochylonego nad nim chrześniaka. Ron stał w tyle, zielony na twarzy. Wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować.
- Co się stało ? - zapytała, gdy tylko minęła drzwi.
- SYRIUSZ ! - Na twarzy Harry’ego pojawiły się łzy.
- On… on - Ron zaczerpnął powietrza - On jest ranny.
Dziewczyna dobiegła do mężczyzny. To co zobaczyła, sprawiło, że zawartość jej żołądka przewróciła się kilka razy. Trawa wokół niego była poplamiona krwią, tworząc w niektórych miejscach niewielkie kałuże. Syriusz natomiast leżał na plecach, z rękoma i nogami rozrzuconymi jak szmaciana lalka. Kątem oka Hermiona zauważyła, że jedna z jego nóg jest nienaturalnie wykrzywiona. Jednak to nie był największy problem. Mężczyzna miał ogromną ranę na brzuchu, z której porządnie krwawiło. Harry próbował zatamować krwotok, jednocześnie cucąc Blacka. Hermiona nie namyślała się długą. Ściągnęła fartuch, który miała na sobie, zwinęła go w kłębek i przycisnęła do rany Syriusza, modląc się w duchu, żeby nie uszkodzić mu żadnego narządu. Nie wiedziała jak głęboka jest jego rana i miała nadzieję, że mu nie zaszkodzi.
- SYRIUSZU, OTWÓRZ OCZY ! - Harry puścił ranę i zaczął szarpać mężczyznę za ramiona. - JUŻ.
Hermiona spojrzała na Rona. Ledwo się trzymał.
- Idź stąd. I zabierz Harry’ego za nim coś zrobić Syriuszowi - poleciła sucho. Nie wiedziała skąd bierze się w niej to opanowanie, ale była za nie wdzięczna.
- Chodź, stary - Ron pociągnął Harry’ego do góry. Ten jednak wyrwał się i znów złapał Syriusza.
- ZOSTAW MNIE.
- Fred, George, pomóżcie bratu - Alice pojawiła się przy córce. Była równie opanowana. W końcu była lekarzem, widziała w życiu niejedno. Uklęknęła przy córce i pomogła dociskać ranę. - Daj rękom odpocząć - poleciła.
Bliźniacy podeszli do Harry’ego i podnieśli go do góry.
- Zostawcie mnie ! JUŻ ! SYRIUSZU ! SYRIUSZU ! - Harry wyrywał się i wiercił, ale bliźniacy byli silniejsi. Trzymając go pod pachy, ruszyli w stronę drzwi. - ZOSTAWCIE MNIE. SYRIUUUUUUSZ !
Jego krzyki nadal były słyszalne, choć chłopcy już dawno zniknęli wewnątrz domu. Nagle mężczyzna nabrał gwałtownie powietrza i otworzył oczy. Przez chwilę patrzył na nich zdezorientowany.
- Molly, daj mi coś do zatrzymania krwotoku. Fartuch zaczyna przeciekać - zawołała Alice. Pani Weasley podała jej swój, i poleciała do szafek w poszukiwaniu czegoś innego.
- Mi… mi…- zaczął Syriusz ochrypłym głosem.
- Cii… nie wolno ci teraz nic mówić - powiedziała mama Hermiony, przyciskając kolejny fartuch.
- Daj, teraz ja - zwróciła się do niej Hermiona i przejęła fartuchy.
- Mi.. Ministerstwo… - zaczął mężczyzna, łapiąc desperacko oddech z każdym wyszeptanym słowem. - Oni… zaraz… tu będą…
- Czego od nas chcą ? - zapytała Alice, delikatnie unosząc jego głowę.
- M…mnie - wyszeptał i jego głowa opadła na ramię.
- Mamo, musimy go przenieść do domu i jak najszybciej opatrzyć - zadecydowała Alice. - Znasz jakieś zaklęcie ?
- Ale tylko na małe rany. Możemy spróbować, może chociaż zatamuje krwawienie - odpowiedziała Eliza, wciągając różdżkę.
Jednym płynnym ruchem uniosła Syriusza do góry. Hermiona musiała puścić fartuchy, które teraz opadły na trawnik, niedaleko plamy, która utworzyła się pod mężczyzną. Black, prowadzony przez Elizę, przeleciał przez drzwi do jadalni i wleciał do salonu.
- Już nie mogę - jęknął Ron i odwrócił się do nich tyłem. Zwymiotował.
Ostry zapach rozszedł się, podrażniając nos Hermiony. Dziewczyna wstała i spojrzała na siebie. Jej ręce, bluzka, spodnie, wszystko było we krwi. Dopiero teraz poczuła, że trzęsą jej się kolana i dłonie.
- Wszystko ok. ? - zapytała ją Ginny. Była blada na twarzy, ale trzymała się lepiej niż brat.
- Tak. Muszę się tylko umyć - powiedziała spokojnie, ocierając czoło czystą częścią dłoni.- Lepiej zajmij się Ronem.
Ginny podeszła do brata i pomogła mu wstać. Hermiona pomogła jej z drugiej strony. Podpierając Rona, weszły do jadalni i posadziły do przy stole. Młodsza Gryfonka zniknęła w drzwiach kuchni i po chwili wróciła do pokoju z miską i szklanką wody,. Położyła naczynie na kolanach brata, a wodę, którą przyniosła, wylała mu na twarz.
- Ginny ! - oburzył się słabym tonem.
- Później mi podziękujesz. Idź się ogarnąć zanim wszystko zaschnie - zwróciła się do Hermiony.
Dziewczyna bez słowa weszła do salonu, gdzie panował prawdziwy chaos. Syriusz leżał na dywanie, otoczony ręcznikami, a Alice i Eliza klęczały nad nim. Babcia wymachiwała różdżką, szepcząc pod nosem zaklęcia, które jak na razie nie przynosiły skutku. Natomiast pani Weasley stała z boku, wysyłając patronusa z wiadomością o tym co się stało.
- Czy mogę Wam jakoś pomóc ? - zapytała Hermiona mamy.
- Zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Teraz cała nadzieja w babci i tym całym Snape’ie, gdy się pojawi.
- A…
- Naprawdę, damy sobie radę - powiedziała dobitnie Alice, przywołując matczyny ton. Dziewczyna wiedziała co to znaczy. Koniec tematu.
Hermiona spojrzała jeszcze raz na Syriusza. Był coraz bledszy, a to nie wróżyło nic dobrego. Musiała się zmusić, żeby wyjść na korytarz. Gdy przechodziła obok drzwi wejściowych, usłyszała pyknięcie. Ktoś teleportował się pod ich drzwi. DING-DONG. Gość był na tyle kulturalny, żeby zadzwonić. Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Zobaczyła postać ubraną w czarne szaty, której duży nos został jeszcze bardziej wyolbrzymiony przez szkiełko judasza. Profesor Snape. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
- Dzień dobry, panie profesorze - powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
- Witam, panno Granger - odpowiedział sucho, przekraczając próg. Hermiona zamknęła za nim drzwi. - Gdzie jest ten idiota, Black ?
- Cały czas prosto, ostatnie drzwi na lewo, proszę pana - zwróciła się do niego, siląc się na uprzejmość. Było to dość trudne, bo miała straszną ochotę mu przywalić.
- Dziękuję - mężczyzna ruszył we wskazanym kierunku.
Weszła po schodach na górę, biorąc co drugi stopień. Jej pokój znajdował się na ostatnim piętrze powiększonego domu, więc musiała pokonać dwie kondygnacje schodów. Gdy znalazła się w swoim pokoju, który dzieliła z Ginny, wciągnęła z szafy czyste ubrania i poszła do łazienki. Tam umyła dokładnie ręce i twarz. Szorowała zapamiętale, chcąc pozbyć się czerwonych plam z dłoni. Skończyła, kiedy spływająca z nich woda straciła różowy kolor. Hermiona zakręciła kran i spojrzała w wiszące nad umywalką lustro. Na policzkach nadal miała rumieńce, a jej źrenice były powiększone - pozostałość po adrenalinie, która powoli ją opuszczała. Znów spryskała twarz zimną wodą i wytarła dokładnie ręcznikiem. Następnie ściągnęła z siebie zakrwawione ubrania i wrzuciła je do kosza na brudne pranie. Na szczęście, materiał nie przesiąknął i nogi oraz brzuch miała czyste. Jak najszybciej ubrała bluzkę i spódniczkę i zeszła na dół. W korytarzy natknęła się na babcię. Kobieta stała przy drzwiach wejściowych, czytając list. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Coś się stało ? - zapytała Hermiona.
- Oddział aurorów przyjdzie do naszych drzwi w poszukiwaniu Syriusza Blacka. Przysłali nakaz rewizji. Podejrzewają go o zamordowanie jakiegoś mugola.
- Tego Syriusza ?
- Tak, tego. Kompletna bzdura. Nie wiem w co on się wpakował, ale nie wygląda to za ciekawie - powiedziała Eliza, składając list.
- Kiedy się pojawią ? - zapytała dziewczyna ze ściśniętym gardłem.
- Za chwilę. Wejdą od ogrodu, bo właśnie tam natrafili na jego ślad…
- Musimy przenieść gdzieś Syriusza !
- Nie możemy. Biorąc pod uwagę jego stan, teleportacja by go zabiła. Na razie został umieszczony na pierwszym piętrze, ale to nic nie pomoże, kiedy oni wejdą do domu.
- W takim razie nie możemy ich wpuścić.
- Nie mamy innego wyjścia, kochanie. Mają nakaz wydany przez ministra.
Hermiona zaczęła rozpaczliwie szukać jakiegoś rozwiązania. Przecież chodziła na zajęcia z prawa w świecie magii. A podstawą każdego prawa jest, to że na jeden paragraf istnieje pięć mówiących jak go ominąć. Dziewczyna wróciła myślami do lekcji poświęconej nakazom sądowym. I wtedy ją olśniło.
- Czy mama jest tu zameldowana ? - zapytała.
- Do czego zmierzasz, kochanie ? - zdziwiła się Eliza.
- Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Czy mama jest tu zameldowana ?
- Tak, tak samo jak ty.
- Świetnie - dziewczyna uśmiechnęła się. Oby jej pomysł wypalił.
- Elizo, potrzebują cię ! - pani Weasley pojawiła się na schodach.
- Już idę ! - odpowiedziała babcia. - Zawołaj któregoś z bliźniaków. Jeśli przyjdą, musi być z tobą ktoś dorosły, żeby móc ich wpuścić.
- Zostawisz mi nakaz ?
- Proszę - kobieta wręczyła jej kartkę papieru i wbiegła na schody.
- FRED ! - krzyknęła, otwierając list.
Przeczytała uważnie dokument, od początku do końca. Jej plan miał coraz większe szanse wypalić.
- Jestem - Weasley pojawił się koło niej. - I wszystko słyszałem. Lepiej chodźmy do jadalni, żeby nas nie zaskoczyli.
Siedzieli przy stole z Ginny i Ronem, czekając na pojawienie się aurorów. Salon, prze który przeszli był dokładnie wysprzątany. Gdyby ktoś do niego wszedł, nigdy by nie zgadł, że kilka minut wcześniej na dywanie wykrwawiał się człowiek.
- Chyba o czymś zapomnieli - powiedziała Ginny, lekko spanikowanym tonem, wskazując na leżące w kałuży krwi fartuchy.
- Rzeczywiście - Fred klepnął się w głowę i ruchem różdżki sprzątnął miejsce, w którym po sekundzie pojawił się pierwszy auror.
Pyknięcie po pyknięciu, ogród zapełnił się czwórką czarodziejów, na których czele stał Lucjusz Malfoy. Ostatnia osoba, której Hermiona spodziewała się w ogródku swojej babci. Na widok mężczyzny, który był tak podobny do swojego syna, zalała ją fala tęsknoty. Jej oddech znów stał się płytki, a w oczach zebrały łzy. Nie miała teraz czasu na rozklejanie się, więc szybko je pokonała. Idąc ramię w ramię, stanęła z Fredem dokładnie w progu szklanych drzwi.
- Panna Watson, jak mniemam - zwrócił się do niej Malfoy ze swoim złośliwym uśmieszkiem.
- Granger - poprawiła. - Panna Watson to moja matka.
- Mój błąd. Oraz pan Weasley. Cóż za miła… niespodzianka - powiedział, rozglądając się po ogrodzie. - Dostali państwo zawiadomienie o rewizji ?
- Tak - odpowiedział Fred, zachowując powagę.
- W takim razie …
- Nie tak szybko, panie Malfoy - odezwała się Hermiona. Stojący za mężczyzną autorzy spojrzeli na nią zaskoczeni. Pewnie nie często widzieli kogoś, kto stawia się Lucjuszowi Malfoy’owi.
- Czy ma jest jakiś problem, panno Granger ? 
- Nakaz, który został nam przysłany, został wystawiony jedynie przez ministra magii.
- Jedynie.
- Tak. Przy Stormy Road 2467 mieszka także charłaczka, Alice Watson.
- Co to ma… - zaczął Fred, ale Hermiona dźgnęła go łokciem w bok.
- Charłacy również podlegają pod ministerstwo magii - Malfoy wypowiedział pierwsze słowo jakby chciał pokazać jak bardzo brzydzi się ludźmi pokroju jej mamy.
- Owszem, ale według poprawki wprowadzonej przez Stowarzyszenie Niemagicznych sprzed 3 lat, osoby nie magiczne podlegają najpierw pod sąd niemagiczny, jeśli chodzi i nakazy rewizji i zatrzymanie oraz postawienie w stan oskarżenia. Co oznacza, że oprócz ministra magii, ten sąd również musi wystawić pozwolenie na rewizję. Myślę, że jako pracownik ministerstwa został pan zapoznany z tymi zmianami, panie Malfoy.
Ten przypis miał na celu zapewnić charłakom pewnego rodzaju nietykalność i ochronę przed ludźmi pokroju Malfoy’a.
- Droga panno Granger, to nie stanowi żadnego problemu. Pięć minut i nakaz przyfrunie do państwa drzwi.
- W takim razie możemy poczekać te kilka minut - powiedział Fred.
- Oczywiście, pozostaje tylko kwestia legalności całego przeszukania - kontynuowała swój plan Hermiona. - W tym domu obecnie znajduje się czwórka czarodziejów, którzy są niepełnoletni. Z państwa zachowania wynika, że nie miało być to przeszukanie szturmowe, tylko zaplanowany przegląd, z listem informującym o nakazie.  W takim przypadku, przed pojawieniem się jednostki, u naszych drzwi powinien pojawić się pracownik społeczny ministerstwa i upewnić się, że na czas rewizji niepełnoletni czarodzieje będą znajdować się w innym, bezpiecznym miejscu, gdzie nie będą narażeni na stres i niedogodności związane z przeszukiwaniami.
- Niezameldowani czarodzieje, panno Granger.
- Ja jestem zameldowana, panie Malfoy. W końcu to dom mojej babci. Tak czy inaczej, wszystkie dowody lub podejrzani, których byście tu państwo znaleźli, byłby bezwartościowe, a przestępcy musieliby zostać wypuszczeni z aresztu. Poza tym, czy posiadają państwo fizyczny dowód obecności pana Blacka w tym domu ?
- Jego różdżka była ostatnio aktywowana w tym ogrodzie - wysyczał Malfoy.
- Owszem, ale nie można stwierdzić ile razy, prawda, panie Malfoy ? Pan Black mógł się tu teleportować poczym udać się w inne miejsce. Nie są państwo w stanie stwierdzić, czy rzeczony mężczyzna nadal tu przebywa czy nie.
- Życzę panu powodzenie w uzyskiwaniu nakazu, panie Malfoy - powiedział Fred. Na jego twarzy zakwitł złośliwy uśmiech.
Ojciec Dracona, do tej pory zimny i opanowany, podszedł do nich, a jego maska obojętności zniknęła, zastąpiona czystą furią. Zniknęły maniery i pewność siebie. Mężczyzna patrzył na nich morderczym wzrokiem.
- Wejdziemy do tego domu, czy wam się to podoba czy nie. I nie powstrzyma nas synalek Weasley’a, który jest za głupi, żeby znaleźć sobie normalną pracę i mała, brudna…
- Wystarczy, Malfoy - Hermiona, zajęta swoją wymianą zdań z Lucjuszem, nie zauważyła, że ktoś pojawił się jadalni. Teraz Artur Weasley stał za nią i za swoim synem, patrząc twardo w oczy Malfoy’a.
- Artur, cóż za niespodzianka.
- Słyszałeś, Hermionę - powiedział ojciec Rona tonem, który zmroził nawet dziewczynę. - Nie macie najmniejszego prawa przeszukiwać tego domy czy nawet znajdować się na terenie należącym do Elizy Watson. Nalegałbym, abyście opuścili państwo ten ogród.
Mężczyźni stali, siłując się wzrokiem. Atmosfera panująca wokół nich robiła się coraz bardziej napięta. Hermiona zaczęła czuć się odrobinę nieswojo, ale mimo to nadal stała wyprostowana, gotowa odeprzeć kolejny atak Malfoy’a.
- Hm.. Panie Malfoy ? - odezwał się jeden z aurorów.
- Co ? - burknął mężczyzna.
- Co robimy ?
Malfoy przeszedł wzrokiem po twarzach stojącej przed nim trójki. Najdłużej zatrzymał wzrok na Hermionie. Dziewczyna dzielnie zniosła jego spojrzenie, patrząc mu bezczelnie w oczy.
- Idziemy - powiedział Lucjusz, znów opanowanym tonem. - Już !
Aurorzy zaczęli znikać. Jeden po drugim, tak jak się pojawiali.
- Zapłacisz mi za to, Granger - wysyczał Malfoy.
- Zobaczymy, panie Malfoy - uśmiechnęła się. - Do widzenia, proszę pana. I proszę pozdrowić Dracona - dodała z sarkazmem.
- Oczywiście, panno Granger - odpowiedział i zniknął.
Hermiona wypuściła z ulga powietrze z płuc i odwróciła się przodem do zebranych w jadalni. Napotkała zatroskane spojrzenie pana Weasley’a.
- To było bardzo ryzykowne, Hermiono - powiedział.
- Ale skoro pomogło, było tego warte.
- Na twoim miejscu, uważałbym. Zwłaszcza na młodego Malfoy’a. Nie zdziwiłbym się, gdyby Lucjusz przygotował ci jakąś niespodziankę za jego pośrednictwem.
Ron rozkaszlał się, jakby dawał znać, że zgadza się ze swoim ojcem.
- Niech się pan nie martwi, panie Weasley. Coś na to poradzę - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do domu.
Z kolacji zaplanowanej przez panią Weasley nic nie wyszło. Matka Rona przełożyła spotkanie na następny tydzień, ponieważ przez większość wieczora, wszyscy domownicy czuwali przy Syriuszu. Pojawili się także Remus z Tonks, Dumbledore i nawet profesor McGonagall. Przez pewien czas, wszyscy dorośli siedzieli w zamknięci w pokoju z Syriuszem, który przeżył dzięki staraniom Snape’a, Alice i Elizy. Jego rana została wyleczona zaklęciem, jednak nadal był zbyt słaby, żeby wstać z łóżka.
- Nic mu nie będzie - Ron poklepał Harry’ego po ramieniu, gdy w trójkę siedzieli w jadalni.
- Wiem - odpowiedział Potter, poprawiając okulary. - Jestem tylko ciekaw, co mu się stało.
- Dowiesz się jutro - powiedziała Hermiona, ziewając.
Ten dzień był pełen wrażeń i emocji. Dopiero gdy wszystko się uspokoiło, dziewczyna poczuła jak bardzo. Znów ziewnęła.
- Nie wiem jak wy - powiedziała, wstając - ale ja już padam na twarz. Idę spać.
- Masz rację. Nie ma co siedzieć - powiedział Harry. - Idziesz, Ron ?
- Pewnie.
Złota Trójca rozstała się przy drzwiach do swoich pokoi. Hermiona weszła ostrożnie do swojego pokoju, nie chcąc obudzić Ginny. Była tak zmęczona, że nawet nie martwiła się wieczorną kąpielą. Po prostu przebrała się w pidżamę i weszła do łóżka. Ostatnią rzeczą o której pomyślała przed zaśnięciem był on.
HUK. Jeszcze większy niż przy pojawieniu się Syriusza. Hermiona zerwała się na równe nogi.
- Ginny - szepnęła. - Słyszałaś to ?
- Tak - odszepnęła dziewczyna, stając koło niej.
Gryfonki na palcach podeszły do drzwi uchyliły je. Hermiona wychyliła głowę i rozejrzała się po korytarzu. Jej serce biło jak oszalałe. Nagle naprzeciwko nich pojawiła się głowa Harry’ego.
- Co jest ? - zapytał zaspany.
- Nie wiem. Może…
Odgłos tłuczonego szkła przerwał jej w połowie. Trzask rozszedł się echem po całym domu. Przyjaciele zamarli, słuchając, co będzie dalej. Nagle rozległy się krzyki i trzaski łamanych mebli. Ktoś był w domu.
- Podaj mi moją różdżkę - szepnęła Hermiona do Ginny.
- Masz - Weasley wcisnęła jej w dłoń zimne drewienko.

Dziewczyna mocniej zacisnęła dłoń na jej uchwycie i wyszła na korytarz. Ginny ruszyła za nią. Gdy schodziły po schodach, usłyszały kroki chłopaków. Powoli schodzili na dół, trzymając się w grupie. Nagle ktoś wbiegł na schody. Po chwili stali oko w oko ze śmierciożercą. Hermiona uniosła różdżkę, tak samo jak ich przeciwnik. Sekundę później na schodach rozbłysnęło zielone światło.    

Odzyskałam komputer. W końcu ♥    

6 lipca 2013

Rozdział 28


Odgłos jej kroków odbijał się echem po pustych korytarzach. Towarzyszył im jeszcze szelest gazety, którą kurczowo ściskała w lewej dłoni. W oddali usłyszała bicie szkolnego dzwonu. Minęła trzecia. Kobieta przyśpieszyła kroku, oświetlając sobie drogę światłem różdżki. Gnał ją niepokój wymieszany ze złością na tego upartego człowieka.
         
- Co... - zaczął jeden z obudzonych przez nią obrazów, jednak zamilkł pod wpływem jej spojrzenia. Nie miała czasu na kłócenie się z portretami zasłużonych dla świata czarodziejów i szkoły. Nie dzisiaj, nie teraz.
          
Odcinek między swoimi komnatami, a gabinetem dyrektora pokonała w rekordowym tempie.
         
- Krwotoczki truskawkowe - podała chimerze hasło.
         
Posąg usłużnie odsunął się, ukazując schody. Weszła po nich na samą górę, uważając, by nie zaplątać się we własną szatę. Pewnym krokiem podeszła do drzwi gabinetu. Mimo późnej pory, wiedziała, że Dumbledore będzie właśnie tam. Ostatnimi czasy spędzał w swoim gabinecie nie tylko dni, ale i noce, pochylony nad najstarszymi tomami szkolnej biblioteki. Na początku śmiała się, że zachowuje się, jakby to on, a nie jego uczniowie miał zdawać egzaminy, lecz teraz czuła, że kryje się za tym coś więcej.
         
- Proszę - rozległo się po drugiej stronie.
         
Uchyliła drewniane drzwi i weszła do środka. Dumbledore siedział na swoim fotelu, wpatrując się w środek pokoju, gdzie kłębiły się chmury delikatnej mgiełki - ślad po znikającym patronusie.
         
- Witaj, Minerwo. Co cię sprowadza o tej porze ?
         
- Myślę, że doskonale wiesz co, Albusie - powiedziała, podnosząc do góry trzymaną gazetę.
         
Tytuł na pierwszej stronie ogłaszał : Włamanie do Ministerstwa Magii ! Pod nim znajdowało się zdjęcie wnętrza jednej z komnat, całkowicie przekopanej i kilkorga aurorów kręcących się wśród szczątków tego co zostało po jej zawartości. Pod nim swoje miejsce miał Korneliusz Knot, uspakajający zebrany na miejscu tłum.
          -
On wie, Albusie. A to jest najlepszym dowodem na to, że tym razem nie będzie siedział bezczynnie - powiedziała po chwili.
         
- My również nie siedzimy bezczynnie - zwrócił się do niej spokojnie Dumbledore. - Syriusz już od dawna jest na poszukiwaniach. Ostatnio natrafił na nowe ślady.
         
- Z całym szacunkiem, Syriusz jest awanturnikiem i poszukiwaczem przygód, a nie skarbów. Może przegapić najważniejsze w pogoni za dobrą zabawą.
 - Tu się mylisz, moja droga. Z całego Zakonu, właśnie on najbardziej nadaje się do tego zadania. Jego świeże spojrzenie na tę sprawę jest bardzo ważne.
         
McGonagall nie zgadzała się z jego zdaniem. Po latach poszukiwań każde nowe spojrzenie jest pomocne, jednak w tym przypadku potrzebne było coś jeszcze. Wiedza i spokój. Kobieta podeszła do biurka i usiadła na jednym z krzeseł.
          
- Musimy im powiedzieć prawdę - spojrzała mu twardo w oczy.
         
- Przecież powiedzieliśmy im prawdę - odpowiedział jej z uśmiechem Dumbledore.
         
- Całą prawdę, Albusie. Oni muszą się o tym dowiedzieć.
         
- Jeszcze nie są na to gotowi.
         
- Czy można być gotowym na coś takiego ? - zapytała retorycznie. - Jeśli chcesz utrzymać ich zaufanie, muszą się dowiedzieć jak najszybciej. Miałeś niesamowite szczęście z Hermioną, ponieważ Eliza wzięła na siebie całą winę. Tym razem nie ma kogoś kto to zrobi, Albusie.
         
- Doskonale wiesz, Minerwo, że nawet gdybym chciał, nie mógłbym tego zrobić.
         
- W takim razie pozwól mi.
         
- Nie mogę, to za wcześnie. Są za młodzi i podejmują decyzje pod wpływem impulsów. Porozmawiam z nimi, gdy będę pewien ich odpowiedzi.
         
- Wtedy może już być za późno.
         
- Nigdy nie jest za późno, moja droga. Są tylko nieodpowiednie momenty.
         
Po słowach Dumbledore'a, zapadła cisza. McGonagall po raz kolejny nie zgadzała się z nim, jednak nie mogła nic zrobić. Była związana Przysięgą Wieczystą. Dosłownie. Chciała poruszyć jeszcze jedną sprawę, lecz wzburzenie nie pozwalało jej spokojnie mówić, dlatego zaczęła wybijać palcami szybki rytm. Dzięki temu powoli pozbywała się negatywnych emocji, w tym strachu. Dumbledore odczekał, aż jej palce zwolnią, a w końcu przestaną.
         
- Czy jest coś o czym chciałabyś mi powiedzieć, Minerwo ?
         
- Boję się... o Hermionę...
         
- Bardzo dobrze poradziła sobie z reinkarnacją, a z tego co mówiła Eliza, równie dobrze przyjęła informację o swoim pochodzeniu.
         
- Chodzi mi o jej moc.
         
- W wielu przypadkach przy przebudzeniu mocy jej poziom jest bardzo wysoki, a później zmniejsza się. Nie jest jedyną osobą, która w takiej chwili zmieniła pogodę.
         
- Ale ?
         
- Nie mówimy o zwyczajnej dziewczynie, tylko o potomkini Salazara Slytherina. Tak jak Voldemort, może dysponować niezwykle potężną magią.
         
- Hermiona jest na razie tylko dzieckiem. Nie będzie w stanie nad nią zapanować, gdy się w pełni rozbudzi - powiedziała Minerwa.
         
Tylko raz w życiu była świadkiem wybuchu magicznej mocy i znała konsekwencje jakie to za sobą niosło. Młody chłopak stracił panowanie nad sobą i dał się porwać magii, która go przerosła. Umarł, rozerwany przez nią na strzępy, zabijając przy tym swoją rodzinę i kilku przypadkowych mugoli. Ich eksperci uznali to za wybuch instalacji gazowej. Kobieta nie chciała, by to samo spotkało Hermionę.
         
- Jeśli zostanie dobrze poprowadzona przez najbliższe dwa lata, da radę - uspokoił ją Dumbledore. - Jej moc rozbudzi się gdy będzie starsza, a najwyższy poziom osiągnie tylko przez jej ciężką pracę. Panna Granger to mądra dziewczyna. Uda jej się.
         
- Obyś miał rację, Albusie - westchnęła.
         
Podniosła się z zajmowanego krzesła i ruszyła do wyjścia. Zatrzymała się jednak w połowie drogi i odwróciła w stronę dyrektora.
         
- Dostali ode mnie wskazówki, Minerwo - odezwał się, zanim zdążyła otworzyć usta. - Jeśli je dobrze odczytają, sami znajdą odpowiedź.
         
- Jesteś tego pewien ?
         
- Tak, to bystre dzieciaki. Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy. Są inne rzeczy na których powinnaś się skupić. Jutro Gryfoni mają ważny dzień, prawda ?
          
- Masz rację, Albusie - uśmiechnęła się pod nosem. Jeszcze nic nie było pewne, ale ona wierzyła w swoich podopiecznych i oczami wyobraźni widziała minę Snape'a, gdy zabierze mu sprzed nosa puchar. - Dobranoc.
          
- Dobranoc, Minerwo - odpowiedział dyrektor, po czym zniknął między regałami.
         
Kobieta wyszła z gabinetu, następnie zeszłam schodami w dół. Rozmowa z Dubledorem uspokoiła ją, ale tylko na chwilę. Gdy tylko chimera zamknęła za nią przejście, obawy powróciły. Ufała Dumbledore'owi, ale nie tak bardzo jak kiedyś. A teraz czuła, że mężczyzna znów podejmuje złą decyzję. Nie wiedziała tylko jakie będą tego skutki.

 
***

 Przy stole Gryfonów panowało wyczuwalne napięcie. Mimo radosnych okrzyków, kostiumów i transparentów, czuć było jak ważny był to mecz. Wystarczyło spojrzeć na zawodników drużyny domu Lwa.
         
- Dean, Harry, Ginny musicie coś zjeść - Hermiona starała się od pół godziny przekonać ich do tego, żeby nie grali na pusty żołądek.
         
- Łatwo ci powiedzieć - odmruknął Potter. - Będziesz spokojnie siedzieć na trybunach, kiedy my będziemy walczyć o puchar.
         
- Herm ma rację - powiedział Neville, siadając koło niej. - Nie możecie latać bez śniadania. Nie wiadomo ile może potrwać taki mecz.
         
Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciela. Jeden rozsądny. Przesunęła talerz z kanapkami w ich kierunku. Pierwszy poddał się Dean, który chwycił jedną kromkę i zaczął ją jeść. Gryfonka przyglądała się temu z satysfakcją. Nagle poczuła szpony wbijające się w jej ramię i dziób, który popukał ją lekko w głowę.
          
- Co tam masz, Maleńka ? - spytała swoją sowę.
          
Brązowa kulka zleciała z jej ramienia i usadowiła się przed nią, wyciągając do przodu nóżkę z Prorokiem Codziennym. Hermiona odwiązała gazetę i odłożyła ją na bok. Wzięła do ręki plasterek szynki i porwała na kawałki, po czym nakarmiła tym Maleńką. Sowa w podziękowaniu uszczypnęła ją w palec i odleciała do sowiarni.
           
- Gotowi ? - Hermiona usłyszała za sobą głos Charlesa. Odwróciła się do tyłu. Chłopak był już ubrany w strój, a w lewej dłoni trzymał swój kask.
          
- Pewnie - Harry dokończył kanapkę i wstał. Pozostała dwójka poszła w jego ślady i wszyscy opuścili Wielką Salę.
          
- Jak myślisz, wygrają ? - zapytał ją Neville.
          
- Oczywiście, że tak - odpowiedziała. Wierzyła w nich z całego serca.
          
- Będą mieli niezłe wsparcie - powiedział Gryfon, wskazując dwójkę Puchonów ubranych w barwy Gryffindoru.
          
Hermiona widziała, że nadchodzący mecz podzielił domu. Wygrana Ravenclawu gwarantowała, że puchar trafi do Slytherinu, tak więc Krukoni zyskali nowych kibiców w postaci Ślizgonów, natomiast Puchoni, chcąc temu zapobiec, zaczęli wspierać Gryffindor. Właśnie w takich chwilach dziewczyna zdawała sobie sprawę, że związek z kimś z innego domu może być pełen komplikacji. Chociaż obiecali sobie z Draconem, że będą unikać tego tematu, to od kilk dni unikali też siebie, żeby przypadkiem jednak na niego nie zejść.
          
- A to połowa sukcesu - odpowiedziała.
          
Resztę śniadania zjedli w milczeniu.
          
- Idziemy ? - Neville odłożył swój talerz.
           
- Pewnie - Gryfonka wstała od stołu.
          
Gdy przechodzili między stołami, dziewczyna spojrzała na miejsce Dracona. Chłopak siedział tam, rozmawiając z Blaisem. Po chwili pochwycił jej wzrok, na co ona uśmiechnęła się zaczepnie, a on opowiedział tym samym. To nie była tylko walka między domami, to była ich potyczka. Draco wrócił do rozmowy z Blaisem, a ona ruszyła za Nevillem. Na stadion dotarli w towarzystwie kibiców Gryffindoru, niosących transparenty i wielką głowę lwa. Według oficjalnej wersji była ona dziełem Freda i George'a, ale tylko niewielkie grono wiedziało o udziale Luny w powstawaniu tego cuda. Lew został zaczarowany, aby ryczał za każdym razem, gdy Gryfoni zdobędą punkt. Tuż przed wejściem do szatni Hermiona zatrzymała się. Chciała tam wejść i jeszcze raz życzyć przyjaciołom powodzenia, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Drużyna potrzebowała ciszy i skupienia, poza tym, nie chciała przeszkadzać Charlesowi w jego przemowie.
          
Neville znalazł dla nich miejsce blisko boiska, niedaleko pętli Gryfonów. Z rosnącym napięciem odliczali każdą minutę do rozpoczęcia meczu. W końcu na boisku pojawiła się pani Hooch.
          
- Witajcie na ostatnim w tym sezonie meczu Quidditcha ! - rozległo się z głośników. - W decydującym spotkaniu zmierzą się Krukoni i Gryfoni. Kto wygra ? - Jordanowi, który komentował mecz odpowiedział wrzask kibiców.
          
- GRYFFINDOR ! - wydarł się Ron, który usiadł koło Hermiony. Zagłuszył go potężny ryk maskotki Gryfonów.
          
- A oto nasi zawodnicy ! - Lee starał się przekrzyczeć tłum. - Drużyna Gryffindoru w odmienionym składzie. Olivander, Potter, bliźniaki Weasley, Johnson, Thomas i zamiast Granger, Ginny Weasley.
          
Hermionę zaskoczyło ostatnie nazwisko. Od Deana wiedziała, że na jej miejsce Charles przyjął Melanie z szóstego roku. Gryfonka rozejrzała się, szukając jej na trybunach, lecz nigdzie jej nie widziała. Jordan skończył zapowiadać drużynę Krukonów i zawodnicy ustawili się na swoich pozycjach. Pani Hooch weszła na boisko i chwyciła kafel.
          
- Kafel poszedł w górę ... - zaczął relację Lee - ... i ruszyli. Johnson przejęła kafel i ruszyła w kierunku pętli Krukonów. Zwinnym ruchem wymija Todda i leci dalej ! Tak trzymaj, Angelino !
          
Już od pierwszych chwil kibice zerwali się z miejsc, więc Hermiona musiała nieźle wyciągać szyję, żeby zobaczyć co się dzieje na boisku. Kiedy gra przeniosła się trochę wyżej, widziała wszystko lepiej i przeżywała każde podanie i rzut na pętle jakby sama grała tam z nimi.
          
- Johnson podaje do Thomasa, Thomas do Weasley, lecz kafel znów trafia do niego. Carlsson próbuje odebrać mu piłkę... Nie udaje mu się i kafel zostaje w posiadaniu Gryffindoru. Thomas jest coraz bliżej pętli i ... goooool. Gryfoni obejmują prowadzenie 10 do 0. Po wygranej Slytherinu 270 do 90, Gryfoni muszą wygrać z przewagą co najmniej 200 punktów, by zapewnić sobie puchar.
           
Krukoni odpowiedzieli kontratakiem, lecz Charles obronił rzut Todda i podał do Angeliny, która z rozpędu zdobyła kolejną bramkę. Gra nabierała tempa i po kilkunastu minutach, obydwie drużyny miał już na swoim koncie kilka bramek. W pewnym momencie Hermiona zamarła z przerażenia, ponieważ tłuczek przeleciał centymetry od głowy Harry'ego. Z jej perspektywy wyglądało to tak, jakby chłopak dostał. Uspokoiła się dopiero, gdy zobaczyła, że nie spada w dół tylko leci za złotym zniczem.
          
- GINNY ! - wykrzyknął Ron.
          
Publiczność Gryffindoru zamilkła. Hermiona szybko odszukała wzrokiem siostrę Rona. Ginny siedziała na miotle, ale była prowadzona przez swoich braci. Przerwano mecz, a Charles prowadził ożywioną rozmowę z panią Hooch.
          
- Co się stało ? - spytała Hermiona Neville'a.
          
- Tych dwóch idiotów nie było w stanie upilnować głupiego tłuczka - warknął Ron. - Zabiję ich.
          
Hermiona położyła mu delikatnie dłoń na ramieniu. Chłopak nie strącił jej, tylko nadal wpatrywał się w siostrę.      
          
- Hermiona ! - tuż nad ich głowami pojawił się Charles. - Musisz wejść za Ginny na boisko.
           
- A rezerwowi ?
          
- Ona była rezerwą.
          
- Przecież nie jestem w drużynie. Nie mogę zagrać.
          
- Hooch się zgodziła. Decyzja należy do ciebie.
          
Hermiona biła się z myślami. Chciała wejść na boisko, ale od dawna nie latała, więc bała się, że zamiast pomóc jeszcze bardziej pogorszy sytuację drużyny.
          
- Potrzebujemy cię, Herm !
          
- Ok. Wejdę za nią.
          
- Super. W szatni będzie jakiś zapasowy strój - Charles uśmiechnął się do niej i odleciał w kierunku pani Hooch.
          
- Dasz radę ! - Neville klepnął ją w ramię.
          
- Dzięki - mruknęła i zaczęła przepychać się przez tłum.
          
Gryfoni rozstępowali się przed nią zanim zdążyła powiedzieć : "przepraszam". Drogę z trybun do szatni przebiegła. W szatni ściągnęła ubrania i wyciągnęła różdżkę.
          
- Accio strój - rzuciła zaklęcie.
          
Z wysokiej półki w rogu zerwał się cały komplet. Gdy podpłynął bliżej, Hermiona zobaczyła napis GRANGER, a wzruszenie ścisnęło ją w gardle. Charles zachował jej strój. Dziewczyna szybko go ubrała. Wiążąc buty, przypomniała sobie o rękawiczkach od Lee, które nadal leżały w jej skrytce. Wyciągnęła je z pudełka, wciągnęła na ręce, związała włosy i chwyciła miotłę treningową. Była gotowa, by walczyć o puchar. Przed wejściem na stadion wzięła głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy. Wypuściła powietrze z płuc i zrobiła krok do przodu. Potem następny. Na stadionie przywitały ją krzyki i brawa publiczności.
          
- Gotowa ? - zapytał Olivander, który pojawił się obok.
          
- Jak nigdy - Hermiona wsiadła na miotłę i wzbiła się w powietrze.
           
- Kontuzjowaną Weasley zastąpi Granger ! - usłyszała Lee wołającego przez mikrofon. Uniosła w górę prawą dłoń, żeby mógł zobaczyć co się na niej znajduje. - Stylowe rękawiczki, Granger. Ciekawe kto ma taki świetny gust.
          
W tle pojawił się głos McGonagall łajającej Jordana za brak skupienia. Hermiona ustawiła się na swoim miejscu. Z lataniem na miotle było tak jak z jazdą na rowerze, nie dało się tego po prostu zapomnieć. Wszystkie jej obawy zniknęły w mgnieniu oka.
          
- Witamy z powrotem - Angelina ustawiła się po jej lewej.
           
- Tęskniliście ? - zapytała z uśmiechem.
          
- Tak właściwie, to bez ciebie szło nam lepiej - Dean pojawił się z drugiej strony. 
          
- Ach tak ? To jaki wynik ?
          
- 70 do 40 dla nas - przyznał skruszony, po czym cała trójka zaśmiała się.
          
- Dobrze. Teraz skupienie - nakazała Angelina.
          
Zamilkli od razu. Pani Hooch wsiadła na miotłę, żeby wznowić grę. Hermiona mocniej ścisnęła trzonek miotły dla lepszej sterowności.
          
- Trzy, dwa, jeden - gwizdek.
          
Kafel poszedł w górę. Hermiona, jako środkowy Ścigający poleciała po piłkę. Zawodniczka Krukonów, Stone, zdawała się być szybsza, ale Gryfonka w ostatniej chwili, zwinnie wysunęła kafla z jej rąk i ruszyła do pętli. Dean i Angelina utorowali jej drogę prosto na obrońcę. Hermiona wzięła zamach, udając, że celuje w środkową pętlę. Zbliżała się coraz bardziej do pętli. W pewnym momencie gwałtowanie skręciła w lewo. Przygotowany do przyjęcia uderzenia Obrońca nie zdążył podlecieć do dolnej pętli i dziewczyna zdobyła gola. Nawet nie wiedziała jak bardzo tęskniła za tym uczuciem, dopóki znów go nie doświadczyła. Z uśmiechem na twarzy przybiła piątkę z Deanem. Zapowiadał się świetny mecz.
           
To było jedno z najdłuższych rozegrań w historii Hogwartu. Mimo stałego prowadzenia Gryffindoru, drużyny zdobywały punkt za punktem, a zawodnicy powoli opadali z sił. Hermiona nie wiedziała jakim cudem udało im się zwiększyć przewagę do 40 punktów, ale póki udawało im się utrzymać dystans, nie narzekała. Dziewczyna przetarła ręką spocone czoło. Była wykończona. Jej kończyny zaczynały powoli odmawiać współpracy, a oddech stawał się coraz szybszy i płytszy. Krukoni przejęli kafla i zwartą grupą ruszyli w stronę pętli Charlesa. Hermiona ruszyła w pościg, pędząc ile sił w miotle. Zimny wiatr przyjemnie ochładzał rozgrzaną od wysiłku i słońca twarz, jednak nie mogła się nim zbyt długo nacieszyć, ponieważ już po chwili nurkowała między zawodników Ravenclawu, by odebrać im kafla. Spóźniła się jednak i Carlsson zdążył oddać rzut. Hermiona próbowała zatrzymać piłkę, jednak ta przemknęła przez jej palce i pognała w kierunku dolnej pętli. Dziewczyna miała wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Charles zaczepił się nogą o miotłę i zawisł głową w dół, wyciągając lewą dłoń, żeby zatrzymać kafel. Piłka została w jego dłoni centymetr przed bramką, opierając się na końcówkach palców. Tłum, który wstrzymał oddech, zaczął wiwatować. Olivander chwycił mocniej kafla i usiadł z powrotem na miotle.
           
- Potter i Chang odnaleźli Złoty Znicz. Na prowadzenie wysuwa się Chang... Nie, teraz to Potter jest bliżej zakończenia meczu - Lee stał, całkowicie pochłonięty meczem i krzyczał coraz głośniej.
           
- Musicie teraz zdobyć punkt, inaczej przegramy ! - krzyknął do nich Charles. - Herm !
           
Chłopak rzucił kafla w jej kierunku. Dziewczyna złapała go i pognała przed siebie. Już po chwili po obydwu jej stronach pojawili się Krukoni. Hermiona przeczuwała co planują i że nie skończy się to dla niej zbyt dobrze. Gwałtownie wyhamowała. Krukoni polecieli do przodu, a ona spokojnie podała do Angeliny. Obie ruszyły w stronę pętli, lawirując między Ścigającymi Ravenclawu. Dean zniknął z pola walki, co sprawiło że miały przeciwko sobie trzech zawodników. Johnson podała jej piłkę w ostatniej chwili, ponieważ sekundę później została brutalnie odepchnięta przez Stone. Hermiona wyminęła Todda i uchyliła się przed tłuczkiem, wykonując piruet. Przed następnym atakiem uchronił ją Fred, stając się jej eskortą aż pod same pętle. Tam jednak czekała na nich niespodzianka. Pałkarze plus obrońca. Dziewczyna próbowała przebić się przez postawiony mur, ale nie dała rady. W tym momencie pojawiło się wybawienie w postaci Thomasa
            -
Dean ! - Hermiona z całej siły podała mu piłkę.
           
W momencie, w którym kafel przekraczał linię pętli rozległ się gwizdek kończący mecz. Sędzia mógł nie uznać tego gola i Gryfoni zdawali sobie z tego sprawę. Z zaciśniętymi kciukami czekali na podanie ostatecznego wyniku.
           
- Potter złapał znicz ! - ogłosił Lee. - Co daje Gryfonom dodatkowe 150 punktów, którzy wygrywają 340... 350 do 150 ! GRYFFINDOR ZDOBYWA PUCHAR QUIDDITCHA !! TAAAAAAAK !
           
Cała drużyna wręcz zeskoczyła z mioteł i rzuciła się na Harry'ego, który stał na środku boiska ze zniczem wyciągniętym w górę w geście zwycięstwa. Chłopak przechodził z rąk do rąk, aż w końcu stanął przed Hermioną. Biorąc pod uwagę ostatnie tygodnie, nie bardzo wiedziała jak się zachować. Harry zrozumiał jej zmieszanie, więc pierwszy ją przytulił, co znaczyło, że konflikt o Malfoya zostaje chwilowo zażegnany. Na boisko wbiegli Gryfoni, porwali całą drużynę na ręce i tak zanieśli pod trybunę nauczycieli, gdzie czekał na nich Dumbledore z Pucharem Quidditcha. Harry, będący najbliżej dyrektora, odebrał go, po czym przekazał Deanowi, Dean Hermionie i tak z rąk do rąk przeszedł do Charlesa. Hermiona była... szczęśliwa. Najnormalniej w świecie. To uczucie wypełniało ją od środka i unosiło ku górze. Tak samo jak honorowa runda wokół stadionu na miotłach z pucharem.
            
Po wejściu do szatni, wszyscy się rozkrzyczeli. Angelina, płacząc ze szczęścia, przytuliła się do Freda, który wraz z Georgem już planował imprezę, żeby to świętować. Harry i Dean dyskutowali o czymś, z bananami na twarzach, a Charles chodził od zawodnika do zawodnika, gratulując każdemu z osobna.
            
- Dzięki, Hermiono. Bez ciebie nie dalibyśmy rady - powiedział, przytulając ją.
            
- Dla ciebie wszystko - odpowiedziała. - I dla drużyny też - dodała szybko, zdając sobie sprawę, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć.
            
- W przyszłym roku masz grać, zrozumiano ?
            
- Tak jest, kapitanie ! - powiedziała, salutując. W przyszłym roku już go nie będzie. Może to i lepiej.
            
Hermiona wzięła dość szybki i zimny prysznic, zmywając z siebie trudy meczu. Kąpiel przyniosła jej ogromną ulgę. Chłodna woda koiła rozgrzaną skórę i rozbudziła dziewczynę, dzięki czemu nie zasypiała na stojąco mimo ogromnego zmęczenia, które pojawiło się gdy tylko opadły emocje.
            
- Skończyłam - zwróciła się do będącej pod prysznicem obok Angeliny. - Do zobaczenie w salonie.
            
- Ok. ! - odpowiedziała dziewczyna.
            
Hermiona wyszła z szatni. Pod jej drzwiami czekało wiele osób, ona jednak czekała tylko na jedną. I to właśnie jej nie mogła znaleźć. Nie przejęła się tym jednak za bardzo. Draco, jak wszyscy Ślizgoni, był zły po przegranej. Kiedy mu przejdzie, przyjdzie do niej. Po wejściu do zamku, skierowała się do Skrzydła Szpitalnego. Bardzo bała się o Ginny i chciała się dowiedzieć w jakim stanie się znajdowała. Gdy skręciła w korytarz przed wejście do Skrzydła, zobaczyła Harry'ego, Neville'a, Deana i Rona siedzących pod drzwiami.
            
- Pani Pomfrey nie chce was wpuścić do środka ? - zapytała, podchodząc do nich bliżej.
            
Ron posłał jej spojrzenie mordercy, ale nic nie powiedział.
            
- Blaise siedzi u Ginny wraz z jeszcze jednym Ślizgonem, więc Weasley uparł się, że nie wejdzie do środka, dopóki oni nie wyjdą - wytłumaczył jej Dean.
            
Hermiona spojrzała z niedowierzaniem na Rona. Wolał siedzieć na korytarzu niż być przy siostrze w towarzystwie uczniów ze Slytherinu. Zachowywał się, jej zdaniem, jak dzieciak. Nie mogła tego zrozumieć. Dziewczyna usiadła koło nich na podłodze i wyciągnęła z kieszeni pomniejszony Prorok Codzienny.
            
- Właśnie, Neville - odezwał się Harry. - Nie powinieneś być na spotkaniu z Umbridge ?
            
- Powinienem, ale odwołali ją do ministerstwa. Nie powiedziała o co chodzi, a ja nie narzekam.
            
- Ciekawe co się stało - mruknął pod nosem Ron.
            
- Chyba wiem co - odpowiedziała Hermiona, czytając nagłówek gazety.

             Wczoraj wieczorem grupa niezidentyfikowanych sprawców włamała się do jednego ze skarbców Departamentu Historii Magii. Jak podają nasze źródła, aurorzy prowadzący sprawę podejrzewają, że za włamaniem może stać jeden z pracowników ministerstwa, dlatego przesłuchani zostaną wszystkie osoby, które miały dostęp do rzeczonego skarbca. Trudno stwierdzić, czy sprawcy zabrali którykolwiek artefakt, ponieważ większość z nich została brutalnie zniszczona. Naprawienie niektórych z nich może zabrać całe dni lub nawet tygodnie, natomiast części nie da się już w ogóle uratować. Głos w tej sprawie zabrał sam Minister Magii. - Po wstępnych oględzinach możemy z pewnością stwierdzić, że nic nie zostało skradziony - uspokajał zgromadzony przed skarbcem tłum. - Jednak strata kilku zabytkowych przedmiotów magicznych jest straszną szkodą nie tylko dla Historii Magii, lecz także dla kultury magicznej, dlatego dołożę wszelkich starań, by sprawcy zostali postawieni przed oblicze sprawiedliwości - zapowiada. Wśród opinii publicznej pojawiło się wiele teorii na temat tego, kto mógł się dopuścić tak bestialskiego czynu. Między propozycjami coraz częściej przewija się nazwisko Sami-Wiecie-Kogo. Czy to możliwe, żeby najpotężniejszy czarnoksiężnik naszych czasów zaczął swoją działalność od rabunku drogocennych staroci lub może po prostu urządza sobie dom ? Zdania są podzielone.... Więcej na str. 4

             - Ktoś się włamał do skarbca w Departamencie Historii Magii - streściła im przeczytany artykuł. - Podejrzewają Sami-Wiecie- Kogo.
            
- Po co Voldemortowi jakieś starocie ? - zapytał Harry.
            
- Może chce stworzyć nowe horkruksy ? - zaproponował niepewnie Neville.
            
- Wątpię - odpowiedziała po chwili Hermiona. - Od czasu ostatniej wojny wszyscy znają już tę metodę. Nawet sobie nie wyobrażasz ile osób trafiło przez ostatnie lata do Azkabanu za próbę stworzenia horkruksa. To stało się zbyt popularne. On potrzebuje czegoś oryginalnego, czego jeszcze nikt nie zrobił. Poza tym, niczego nie ukradziono.
            
- To po co tyle trudu ? - odezwał się Ron.
            
- Może tylko po to, żeby się pokazać - rzucił Dean. - Wiele z tych rzeczy ma symboliczne znaczenie dla czarodziejów. Zniszczenie ich ma być formą wyzwania lub pokazania dominacji ?
            
- Pewnie tak - zgodziła się Hermiona.
            
Dziewczyna wróciła do lektury gazety, lecz myślami nadal była przy sprawie włamania. Teoria Deana była bardziej prawdopodobna niż horkruksy, jednak też nie wszystko się w niej zgadzało. Skoro udało im się włamać do Ministerstwa Magii, mogli zniszczyć coś bardziej znaczącego dla współczesnych ludzi niż kilka zabytków.
            
- Ktoś do ciebie - wyrwał ją z rozmyślań głos Neville'a.
            
Hermiona podniosła głowę znad gazety i spojrzała przed siebie. Na samym końcu korytarza dostrzegła wysoką, blondwłosą postać, wyglądającą niezwykle dobrze w T-shircie i zwykłych spodniach.
            
- Zaraz wracam - rzuciła do przyjaciół i wstała z miejsca.
             
Podeszła do niego spokojnym krokiem i z uśmiechem, uważnie przyglądając się jego twarzy. Nie potrafiła jednak nic z niej wyczytać.
             - 
Hej - przywitała się.
            
- Hej - odpowiedział.
            
Stali tak przez chwilę w zupełnej ciszy, patrząc na siebie. Hermiona czekała na jakąś reakcję ze strony chłopaka. Na złość, rozżalenie, cokolwiek. On jednak nadal nic nie mówił. Była tak skupiona na jego twarzy, że zauważyła jego wyciągniętą dłoń w momencie, w którym przyciągnął ją za nadgarstek do siebie i pocałował.
            
- Moje gratulacje - wyszeptał, gdy skończyli. - Zasłużyliście.
            
Hermiona wiedziała jak dużo kosztowało go, żeby to powiedzieć. Draco Malfoy gratulujący Gryfonom zwycięstwa w Szkolnym Pucharze Quidditcha.
            
- Dzięki - odpowiedziała.
            
- Odbijemy sobie na Pucharze Domów - dodał po chwili.
            
Dziewczyna zaśmiała się. Cały Draco.
            
- Puchar Domów powiadasz ? Mamy jeszcze miesiąc, nigdy nic nie wiadomo.
            
- Na pewno ? - Draco położył dłonie na jej talii i przysunął bliżej, tak że prawie stykali się nosami.
             - Nie zapominaj, że to oznacza jeszcze miesiąc lekcji ze Snape'em. Z pewnością Potter zdąży popsuć nie jeden eliksir - zauważył złośliwie.
             
- Prawdę mówiąc, to już się tak nie przejmuję Pucharem Domu - powiedziała.
            
- Dlaczego ? - jej wyznanie musiało go odrobinę zszokować.
            
- Ponieważ i tak wygrałam nasz zakład.

             - Draco, obiecałeś - powtórzyła Hermiona kolejny raz tego dnia.
            
Stali właśnie w kolejce do powozu odwożącego kufry na stację w Hogsmead i ustalali, w którym przedziale pojadą.
            
- To tylko głupi zakład na słowa. Poza tym, u mnie będziemy mieli więcej prywatności. Nikt nam nie będzie przeszkadzał - ostatnie zdanie wyszeptał kusząco tuż nad jej uchem. Prawie mu się udało ją przekonać.
            
- Nie wywiniesz się tak łatwo - odpowiedziała. - Mam wszystko na papierze - poklepała wieko kufra.
            
- Głupi zeszyt - mruknął. Słysząc to, Hermiona zaśmiała się.
            
- Nie będzie tak źle. To tylko kilka godzin. Może zaczniecie się lepiej dogadywać - powiedziała z nadzieją.
            
Naprawdę chciała, żeby Draco oraz Ron i Harry nawiązali jakieś porozumienie. Ta cała sytuacja zaczęła ją powoli męczyć, ponieważ mimo tego, że przyjaciele w końcu opamiętali się w stosunku do niej, nadal traktowali jej chłopaka jak zło konieczne. Hermiona odłożyła swój kufer na stos Gryffindoru i czekała na ruch Dracona. Chłopak, po chwili wahania, zrobił to samo.
             
- Gdyby nie ten zeszyt, nie zrobiłbym tego - zagroził. Dziewczyna nie uwierzyła mu. Był zbyt honorowy, żeby nie dotrzymać zakładu. - Ale we wrześniu jedziemy u mnie. 
            
Do Wielkiej Sali weszli trzymając się za ręce, ale nie wzbudzało już to tak wielkiej sensacji na początku. Większość uczniów spodziewała się, że ich związek nie przetrwa nawet miesiąca, lecz gdy ten minął, a potem następny, musieli się pogodzić z faktem, że to jednak coś poważnego. W międzyczasie pojawiły się także nowe, ciekawsze pary, np. Ginny i Blaise czy Lavender i kapitan drużyny Krukonów Carlsson. Coraz częściej pojawiały się także plotki o rzekomym związku Harry'ego i Luny. Przy wejściu spotkali dumną Tonks. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Snape prześcigał się z nią w odejmowaniu punktów. Jego ofiarą padł Gryffindor, natomiast ona wyżywała się za to na Slytherinie. Kiedy oni prowadzili swoje małe zawody, pozostałe dwa domy cichaczem zbierały punkty i koniec końców, domy Lwa i Węża spadły na ostatnie miejsce taką samą ilością punktów, a Puchoni zdobyli Puchar Domów. Profesor Sprout i Dora były wniebowzięte.
             
- To z pewnością nie jest kolor Wielkiej Sali - powiedział Draco, przyglądając się żółtym flagom wiszącym po obu stronach pomieszczenia.
            
- Trzeba było się bardziej starać - Hermiona dźgnęła go palcem w bok. - My przynajmniej mamy Puchar Quidditcha.
            
- Na razie, zobaczymy co będzie w przyszłym roku - odpowiedział z uśmiechem, pocałował ją w policzek i ruszył w stronę stołu Slytherinu.
            
Hermiona zajęła swoje miejsce koło Harry'ego. Dopiero teraz naprawdę czuła, że to już koniec roku. Minęło 10 miesięcy odkąd dowiedziała się kim jest, a jej życie zdążyło się przewrócić o 180° już tyle razy, że przestała liczyć. Gdyby ktoś jej powiedział na początku roku, że tak wiele rzeczy może się wydarzyć w tak krótkim czasie, nie uwierzyłaby mu. Teraz wiedziała, że wszystko może się zmienić w ciągu sekundy.
            
- Mam nadzieję, że wracasz w naszym wagonie - zwrócił się do niej Ron, siadając naprzeciwko.
            
- Tak, wracam w wagonie Gryffindoru - powiedziała, a w myślach dodała : z gratisem.
            
- Proszę państwa o uwagę - profesor McGonagall tradycyjnie zastukała łyżką w kieliszek.
            
- Kolejny rok za nami ! - głos Dumbledore'a wypełnił Wielką Salę. - Przez cały czas ciężko pracowaliście, czekając na ten moment. Wakacje. Dla wielu z was będzie to czas odpoczynku i zbierania sił do pracy, dla części - czas podejmowania ważnych decyzji. W życiu często musimy decydować o mniej lub bardziej ważnych sprawach. Ważne, żebyście w takich sytuacjach polegali ... na sobie. Przyjaciele niech służą pomocą, ale do was niech należy ostateczna decyzja. Odpowiedź jest w was samych, tutaj - wskazał na swoją głowę - lecz najczęściej tu - położył dłoń na lewej piersi. - Niedługo będziecie musieli podjąć trudną decyzję, co zrobić dalej ze swoim życiem. Wsłuchajcie się uważnie i zdecydujcie mądrze. Niektórych wyborów nie można cofnąć.
            
Po jego słowach na sali zapadła cisza. Uczniowie w ciszy przyswajali słowa dyrektora. Hermiona również. Dumbledore miał rację. W wakacje, w lipcu, dostaną wyniki sumów i będą musieli zdecydować w jakim kierunku dalej będą się kształcić. Dla niej była to bardzo ważna decyzja.
            
- Nudy ! - krzyknął ktoś z tyłu. Po sali przeszedł cichy śmiech.
            
- Ma pan rację, panie Handkowe - uśmiechnął się Dumbledore. - Dlatego przejdziemy teraz do rzeczy bardziej ciekawszych.

             Hermiona i Draco jako pierwsi pojawili się w Expressie Hogwart, ponieważ chcieli w spokoju zająć przedział. Usiedli w przedostatnim, niedaleko złączenia wagonów Gryffindoru i Slytherinu, co gwarantowało, że nie często ktoś będzie przechodził przed ich drzwiami. Kiedy czekali na pojawienie się jej przyjaciół, Hermiona dość brutalnie uderzyła myśl, że to ich ostatnie kilka godzin, przed dwumiesięczną rozłąką. Ten fakt odrobinę ją przeraził. Doskonale wiedziała, że nie ma nawet cienia szansy, że spotkają się w wakacje.
            
- Coś się stało ? - zapytał ją Draco.
            
- Nie, nie. - Dziewczyna spuściła wzrok. Mimo, że widziała jego twarz za każdym razem gdy zamykała powieki, chciała zapamiętać jak najwięcej. Wtedy wpadła na pewien pomysł.
            
Hermiona chwyciła torbę i zaczęła ją przetrząsać w poszukiwaniu telefonu. Znalazła go praktycznie na samym dnie. Regulamin Hogwartu zezwalał na używanie mugolskich urządzeń komunikacji już w pociągu, więc komórka działała bez zarzutu.
             
- Uśmiechnij się - poprosiła Dracona. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.
             
- Po co ?
             
- Do zdjęcia - odpowiedziała z uśmiechem i potrząsnęła trzymanym w dłoni telefonem. Usta Dracona wykrzywiły się w lekkim grymasie. Dziewczyna westchnęła, zrezygnowana.
             
- Zrób to dla mnie.
             
- Mogę to zrobić, ale z tobą - powiedział i wyciągnął po nią dłoń.
             
Gryfonka usiadła koło niego i próbowała znaleźć dobra pozycję, ale za bardzo bała się do niego przytulić, żeby nie pognieść mu marynarki. Draco był ubrany w garnitur, jak przystało na chłopaka z dobrej rodziny. Musiał zrozumieć jej obawy, ponieważ po chwili ściągnął wierzchnie nakrycie i zawiesił na wieszaku przy półce na bagaże, a ją przysunął bliżej siebie. Hermiona podniosła telefon.
              
- Trzy, dwa, jeden - nacisnęła przycisk aparatu. Kliknęło.
              
Dziewczyna sprawdziła zdjęcie. Draco prezentował się nienagannie, a ona… nigdy nie podobało jej się jak wychodzi na zdjęciach, a to nie było wyjątkiem.
              
- Dziękuję - cmoknęła go w policzek, ale chłopak chwycił jej twarz w dłonie i zmienił całusa w czuła pocałunek. Hermiona schowała telefon do kieszeni i splotła dłonie na jego szyi. Draco delikatnie dotknął językiem jej ust, jakby pytał o pozwolenie.
              
Natarczywe pukanie przerwało ich chwilę. Dziewczyna niechętnie odsunęła się od Malfoya i odsunęła drzwi. Do środka weszli Ron i Harry.
              
- Malfoy.
              
- Potter.
              
- Nie pomyliłeś przypadkiem wagonów, F…- Harry dźgnął Rona w bok, zanim zdążył dokończyć, za co Hermiona była mu bardzo wdzięczna.
              
- Nie, nie pomylił, Ronaldzie - powiedziała twardo. - Nikt ci nie każe to siedzieć. Jeśli przeszkadza ci towarzystwo, to możesz zmienić przedział.
              
Weasley nic nie powiedział, tylko ułożył swoją torbę na półce i usiadł na przeciwnym siedzeniu przy samych drzwiach, jak najdalej od Draco. Harry natomiast usiadł naprzeciwko Ślizgona. Rozległ się gwizdek informujący ich o tym, że pociąg rusza. Kolejny gwizd i koła zaczęły się kręcić. Po kilku sekundach, pędzili już w stronę Londynu. W przedziale panowała zupełna cisza. Ron patrzył spode łba to na nią, to na Dracona, Harry starał się robić dobrą minę do złej gry, natomiast Ślizgon splótł ich palce i teraz bawił się jej dłonią spoczywająca między nimi na siedzeniu. Oni nie potrzebowali słów, żeby się porozumiewać.
               
- Hej, wolne ? - w drzwiach pojawiła się głowa Deana.
               
- Pewnie - Hermiona przesunęła się, robiąc mu miejsce obok siebie.
               
Thomas odłożył walizkę i usiadł, a za nim do przedziału wszedł Neville i usadowił się między Gryfonami.
               
- Nie poszczęściło się wam w tym roku z pucharami - Dean zwrócił się do Dracona.
               
- Mieliśmy już dosyć rutyny. Wygrywanie rok w rok może się człowiekowi znudzić. To było małe urozmaicenie - odpowiedział mu Draco. - W przyszłym roku planujemy powrót do tradycji - ostatnie zdanie było wyraźnym wzywaniem.
                
- Z Hermioną, Deanem i Harrym w drużynie Gryffindoru, możecie sobie tylko pomarzyć - dołączył się Neville.
               
- Coś się wymyśli - powiedział Malfoy z uśmiechem.
               
Podróż minęła im na rozmowie. Głównie produkowali się Dean i Hermiona z pomocą Neville’a. Draco dorzucał co jakiś czas swoje trzy grosze, tak samo jak Harry. Nawet Ron przełamał się z czasem i także włączył się do dyskusji. Było wiele tematów, które starali się omijać, ale mimo to rozmowa kleiła się i bez problemu przechodzili od jednego wątku do drugiego. Hermiona nawet nie spostrzegła, kiedy minęły te wszystkie godziny. Dopiero kilka godzin przed Londynem zdała sobie sprawę, że ich droga zbliża się ku końcowi i nie bardzo jej się to podobało. Wtuliła się jeszcze bardziej w Dracona i mocniej ścisnęła je dłoń, jakby to miało zatrzymać go przy niej lub przedłużyć drogę o kilka godzin.
               
- Stacja za 5 km - powiadomił ich Harry.
               
Jak na komendę, Dean zerwał się z siedzenia i zabrał swój kufer, po czym wyszedł na korytarz. Neville i Ron poszli jego śladem. Tylko Potter został z nimi, co nie bardzo pozwalało im na pożegnanie się. Ponieważ prawda był taka, że mogli to zrobić tylko tutaj, schowani w pociągu przed wzrokiem państwa Malfoy’ów. Hermiona była coraz bardziej zniecierpliwiona. Nie chciała wyganiać przyjaciela, ale naprawdę chciała zostać na tę chwilę z Draconem.
                
- Harry… - zaczęła niepewnie. Chłopak spojrzał na nią pytająco. Musiała mieć naprawdę błagający wyraz twarzy, bo Potter natychmiast zerwał się z miejsca i wyszedł w przedziału. - Dzięki.
               
Dziewczyna wstała i zasunęła za nim drzwi. Gdy odwróciła się z powrotem, Draco stał za nią i bez słowa mocno przytulił. Hermiona oplotła go w pasie ramionami i wtuliła głową w jego klatkę piersiową. Stali tak przez chwilę, nie mogąc się od siebie oderwać. Na myśl, że nie poczuje jego dotyku przez tak długi, w jej oczach zebrały się łzy. Potrzebowała go jak nikogo innego. Jego dotyku, bliskości, jego tajemniczych uśmiechów i głosu, na którego dźwięk miała motylki a brzuchu. Działał na nią tak samo jak kilka miesięcy temu, a jej nadal się to podobało.
               
- Hermiono - powiedział, unosząc jej twarz ku górze. - Nie płacz - pocałunkami wytarł jej łzy. - To tylko wakacje. Zobaczysz, miną w mgnieniu oka.
               
- Wiem - odpowiedziała, a głos jej się załamał. Była na siebie zła, ponieważ obiecała sobie, że się nie rozklei.
               
- Więc się rozchmurz - pogłaskał ją po policzku.
                
- Ale co jeśli… - nie dokończyła.  Od kilku dni męczyły ją obawy, z którymi spotykała się każda nastolatka spędzająca wakacje z dala od swojego chłopaka. Co jeśli Draco spotka kogoś innego, w kim się zakocha w ciągu tych wakacji…
               
- To się nie stanie - powiedział, czytając jej w myślach.
               
Delikatnie, ale stanowczo wpił się w jej usta. Ten pocałunek miał im starczyć na całe dwa miesiące, więc nie szczędzili sobie czułości i namiętności. W ciągu tych kilku chwil chcieli przekazać sobie to, czego nie byli w stanie powiedzieć słowami. Wiedzieli, że powinni już skończyć i wyjść z pociągu, ale nie mogli, dlatego oboje byli bardzo wdzięczni konduktorowi, który sprawdzał przedziały i natarczywie zapukał w ich drzwi, nakazując im wyjście. Odsunęli się od siebie, ale nie puścili swoich dłoni. Draco ściągnął w góry ich torby i wyszli na korytarz. Za chwilę każde z nich pójdzie w swoją stronę.
               
- Udanych wakacji - powiedziała cicho dziewczyna, patrząc mu w oczy.
               
- Będę tęsknił - Draco pochylił się nad nią.
               
- Ja też - odpowiedziała i złożyła na jego ustach krótki pocałunek, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła przez korytarz do przedniego wyjścia, nie oglądając się za siebie. Czuła, że jeśli teraz by to zrobiła, nie byłaby w stanie wyjść.
               
Przed drzwiami, spojrzała jeszcze raz na Dracona. Chłopak stał już przy drugim wyjściu. Hermiona pomachała mu nieśmiało. Gdy odpowiedział tym samym, wyszła. Została wciągnięta w tłum znajdujący się na peronie.
               
- Hermiona ! - przez tłum zaczęła przepychać się Angelina. Dziewczyna ruszyła w jej kierunku. - Trzymaj się, kochana. I w przyszłym roku masz być w drużynie, bo inaczej osobiście przyjadę i ci nakopię - przytuliła ją, a po policzkach Johnson spływały łzy. 
               
- Będę - powiedziała. - Ale wpadnij czasem do Hogdmead w odwiedziny.
               
- Postaram się - obiecała.
               
- I powodzenia w pracy.
                - Dzięki ! - Johnson ruszyła do kolejnych znajomych, a młodsza Gryfonka otarła kolejną zdradziecką łzę. Naprawdę przywiązała się do Angeliny w ciągu tego roku szkolnego. W trakcie treningów i narad spędzały ze sobą wiele czasu, a teraz gdy wróci do szkoły, Johnson już nie będzie. I to była właśnie jedna z tych rzeczy, których Hermiona nie cierpiała w wakacjach. Zawsze ktoś z nich już nie wracał do Hogwartu.
               
Pożegnała się jeszcze z Deanem, Neville’a, Samumem i kilkoma innymi znajomymi. Nawet z Charlesem.
              
- Napisz czasem, co u ciebie - poprosił chłopak.
              
- Pewnie, ty też daj znać jak ci poszło z próbnym treningiem - uśmiechnęła się.
              
- Cieszę się, że cię poznałem - powiedział. - I przepraszam za to, co zrobiłem…
              
Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko go przytuliła. Olivander nie zdążył zareagować, bo już po chwili pojawili się przy nim bliźniacy. Hermiona skorzystała z okazji i ulotniła się. Mimo wszystko pożegnanie z nim nie było tak łatwe jak z Angeliną. Znaczył dla niej o wiele więcej, ale równie mocno ją zranił, a przez jakiś czas był bardzo ważną częścią jej życia, za którą będzie tęsknić.
               
W końcu udało jej się dopchać do bagaży i wyciągnąć swój kufer. Nagle ktoś krótko ścisnął jej dłoń. Rozejrzała się, zaskoczona i zobaczyła wysokiego blondyna w garniturze, oddalającego się w kierunku wyjścia. Gdy tylko zniknął z jej oczu, poczuła jakąś dziwną pustkę w środku.
               
- On wróci, kochanie - usłyszała za sobą znajomy głos.
               
- Babciu ! - Hermiona przytuliła kobietę. - Co ty tutaj robisz ?
               
- Czyżbym już nie mogła odebrać własnej wnuczki z pociągu ? - zapytała Eliza z uśmiechem. - Stwierdziłyśmy z Alicją, że tak będzie szybciej.
               
- Już przyjechała ? - Dziewczyna bardzo stęskniła się za swoją mamą i nie mogła się doczekać spotkania z nią.
               
- Tak, czeka na ciebie w domu. Gotowa ?
              
- Nie, jeszcze nie złapałam… - Hermiona rozejrzała się w poszukiwaniu przyjaciół, jednak nie mogła ich znaleźć. Trudno, najwyżej do nich napisze. - Tak. Gotowa.
      Gryfonka położyła torbę i kufrze, drugą ręką chwyciła klatkę z Maleńką i tak obładowana ruszyła za babcią. Eliza zaprowadziła ją do pomieszczenia, które służyło do przenoszenia się. Gdy już wszystko było gotowe, Hermiona chwyciła kobietę pod rękę i wstrzymała oddech. Znów czuła się, jakby przeciskaną ją przez małą tubkę i po chwili stała na trawniku przed domem Elizy, który teraz był trzy razy większy.
               
- Dlaczego… - przerwały jej odgłosy pykania.
               
- Jesteśmy na miejscu - rozległ się głos pana Weasleya, a on wraz z całą rodziną i Harrym, stał kilka metrów od nich.
                
- Niespodzianka - uśmiechnęła się Eliza.


Rozdział pisałam na telefonie, dlatego przepraszam Was z góry za wszystkie błędy i że tak długo trwało zanim się pojawił, ale wklepanie tego wszystkiego trochę mi zajęło :) Następny pojawi się szybciej, bo w przyszłym tygodniu odzyskam komputer ♥ Pierwszy rok Hermiona w Hogwarcie (i połowa historii) za nami. Teraz wakacje :D Trzymajcie się i mam nadzieję, że się podobało :)
PS. Stwierdzam, że nie ogarniam Dumbledore'a i nie potrafię pisać jego przemówień :D