30 sierpnia 2012

4. Równowaga (Harry)

   Był w niezłym szoku, gdy zobaczył Malfoya wnoszącego Hermionę do pokoju. Nie zdziwiła go reakcja Rona - chłopak zacisnął dłonie w pięści. Harry położył mu rękę na ramieniu, jakby wyprzedzając bieg wydarzeń. Ślizgon posadził dziewczynę na specjalnym krześle, które przywołała McGonagall i przykrył ją kocem. Po prostu, bez żadnej czułości. Odetchnął z ulgą, sam nie wiedział czemu. Przeniósł wzrok na Dumbledore'a. Przechadzał się powoli po swoim gabinecie. Nagle podszedł do jednego z portretów. Jeden z dawnych dyrektorów Hogwartu zaczął coś mu szeptać.
   - Przepraszam was bardzo - powiedział Dumbledore - ale niestety obowiązki wzywają.- McGonagall podniosła się w miejsca, ale dyrektor powstrzymał ją - Później ci wyjaśnię, Minervo. Czy zechciałabyś wytłumaczyć pannie Granger co się dzieje ?
   - Oczywiście, Albusie - odpowiedziała. Dumbledore uśmiechnął się do niej i po chwili już go nie było.
   McGonagall przysiadła na brzegu łóżka Hermiony.
   - Masz jakieś pytania na początek ? - zwróciła się do niej nauczycielka.
   - Czy może pani zacząć od początku, pani profesor ?
   - Jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz ? - Na twarzy dziewczyny pojawiło się niesamowite skupienie, po nim grymas bólu.
   - Byłam sama w jakimś lesie. Było ciemno. Coś podniosło mnie do góry i i spuściło w dół. Potem wylądowałam w wodzie i zaczęłam się dusić. To wszystko.
   - Czyli każde z nas spotkało coś innego - powiedział Ron. Harry uciszył go zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze.
   - Tak, panie Weasley. Dziękujemy bardzo za tą istotną uwagę - przeniosła wzrok na Hermionę. - Nie do końca wiemy co się wtedy stało, ale wszyscy : Harry, Ron, Hermiona, Ginny, Draco, Neville, Luna, i większość waszych przyjaciół, zniknęliście. - McGonagall dała dziewczynie czas na przełknięcie tej informacji. Ron, odruchowo, podszedł do niej i chwycił ją za rękę, a ona odwzajemniła uścisk. Harry również stanął przy jej łóżku.
   - Chce pani powiedzieć, że wszyscy zniknęli... śmy - szok na jej twarzy był nie do opisania. Harry przypomniał sobie, jak sam się czuł, gdy po raz pierwszy usłyszał tą historię. Jak po raz pierwszy zobaczył żywego Dumbledore'a, który od 30 lat powinien leżeć w grobie. Jak nauczyciele nic się nie zmienili. Jak w twarzach otaczających go ludzi zaczął rozpoznawać przyjaciół. Jak stał się ... sobą. Do tego dnia miał przed oczami obraz dyrektora szkoły tłumaczącego mu, że jest następnym wcieleniem słynnego czarodzieja, który się w nim obudził, kiedy skończył 11 lat.
   - Skoro tak było - Hermiona weszła w słowo nauczycielce - to czemu nie trafiłam tutaj, gdy skończyła 11 lat, tylko dopiero teraz.
   - Cóż, z Hermioną był taki problem, że dość dobrze się w tobie ukryła. Dopiero niedawno zdołaliśmy cię namierzyć, ponieważ dopiero niedawno ujawniły się twoje zdolności magiczne. Jak myślisz, jakim cudem twoi rodzice wpadli na pomysł, żeby zapisać cię do szkoły przypominającej Hogwart  ?
   - Chwila, ja mam magiczne zdolności ?!
   - Tak, jesteś ... czarodziejką. - Kolejna informacja do przetrawienia. Harry czuł, że Hermionę czeka jeszcze dużo takich momentów.
   - Jakiś czas temu ... zaczęło się od tego deszczu ?
   - Tak, od tego momentu.
   - Czyli przez piętnaście lat żyła we mnie jakaś inna osoba ?
   - To nie do końca tak. Ty jesteś tą osobą. Jesteś Hermioną, tyle że trochę inną. Masz kilka dodatkowych cech, ale to nadal ty.
   - To znaczy...
   -  Że nazywasz się Hermiona Granger. Byłaś nią zawsze i już zawsze będziesz.
   - Czy to samo stało się z resztą, z profesorem Dumbledore'em  i profesorem Snape'em.
   - Tak. Nie wiemy dlaczego, ale oni również przeszli reinkarnację. 
   Po chwili dziewczyna zadała pytanie, którego wszyscy się bali:
   - Czy Voldemort też mógł ... ?
   - Właśnie tego się obawiamy. Jak na razie nie wykazuje żadnej wzmożonej działalności, ale on wie jak się ukrywać, dlatego ... - Harry nie obawiał się tego. On po prostu wiedział. Czuł go. Wiedział, że jest gdzieś tam, czekając na odpowiednią chwilę. Ron trzepnął go w ramię i wrócił do rzeczywistości. Hermiona piła właśnie ten okropny eliksir powstrzymujący wspomnienia. Od tego czasu dziewczyna będzie zapamiętywała wszystko na nowo. Oprócz najbardziej potrzebnych informacji, na nowo będzie uczennicą piątego roku w Hogwarcie. Zostaną jej własne wspomnienia jak i wspomnienia poprzedniej Hermiony, ale tylko do momentu, w którym ta Hermiona (Jezu, jakie to pokręcone) wypiła eliksir, czyli do początku piątej klasy.  Tym lepiej dla niej. On i Ron nie pamiętali niczego ze swojego poprzedniego wcielenia po pierwszym dniu w Hogwarcie, ale wiedzieli, że z Hermioną łączyła ich szczególna więź. To że nie pamiętali nie znaczyło, że nie wiedzieli. Jakiś czas temu, dobre kilkanaście lat jedna z byłych uczennic Hogwartu napisała książkę na podstawie ich przygód. I mogłoby to być nawet niezłe, gdyby nie fakt, że wszystko zostawiła takie, jakie było w rzeczywistości : Imiona, miejsca, zdarzenia. Dobrze, ze chociaż przesunęła się z czasem. Gdy książka wyszła (czemu jakimś cudem nie zapobiegło Ministerstwo) okazała się absolutnym hitem. Wszyscy ją znali i wszyscy chcieli być jak jej bohaterowie. Niektórym to marzenie się spełniło lub właśnie spełniało.
   W filmie wystąpili aktorzy nawet do nich podobni. Ale po ostatniej części filmu wrzawa wokół nich ucichła. Zostało jeszcze kilka (set) osób, które nadal wielbiły Harry'ego, ale to byli po prostu nieszkodliwi mugole.
   Harry wrócił do rzeczywistości, gdy usłyszał swoje imię.
   - Panie Potter, jest pan z nami ? - McGonagall spojrzała na niego.
   - Oczywiście, pani profesor.
   - Dobrze - zwróciła się w stronę Hermiony. - To wszystko, co chcieliśmy ci powiedzieć. Teraz wrócisz do skrzydła szpitalnego ...
   - Czy nie mogłabym pójść do dormitorium, pani profesor ? Czuję się już całkiem nieźle. - Nauczycielka spojrzała pytająco na Snape'a. Ten przyjrzał się dokładnie dziewczynie, po czym, niespodziewanie rzucił do niej swoją różdżkę, którą ta złapała.
  - Nie ma żadnych przeciwwskazań, ale wolałbym, żeby ktoś panią do niego zaniósł, panno Granger - powiedział, jak zwykle, sztywno. - Draco ?
   Ślizgon, niechętnie ruszył w stronę dziewczyny.
   - Może my ją zaniesiemy - powiedzieli równocześnie Harry i Ron, ale Malfoy miał już dziewczynę na rękach. Oboje nie byli tym zachwyceni.
   - Pani profesor - Hermiona odwróciła głowę w kierunku kobiety. - Ja ... nie ma różdżki, ani podręczników, no nie licząc tych mugolskich ....
   - No tak. Jutro ktoś wybierze się z tobą na Pokątną. O pieniądze się nie martw - powiedziała, uprzedzając kolejne pytanie uczennicy - zostawiłaś sobie całkiem niezłą sumę. - Z tymi słowami ruszyła w kierunku drzwi i otworzyła je przed Malfoy'em, który z dziewczyną na ramionach zaczął schodzić w dół. Tym razem odbyło się bez komentarzy. Spokojnie niósł Hermionę. Harry i Ron kroczyli tuż za nim, nie bardzo zadowoleni z zaistniałej sytuacji. Gdy stanęli przed portretem Grubej Damy, do którego dotarli wyjątkowo szybko Ron odezwał się :
   - Możesz ją już odstawić na ziemię, Malfoy - chłopak, o dziwo, wykonał polecenie bez żadnego sprzeciwu. Cieszy się, że już nie musi jej dotykać, pomyślał Harry.  Postawiona na własne nogi Hermiona wyglądała dość mizernie.
   - Dzięki - powiedziała cicho do Ślizgona. Ten odpowiedział skinieniem głowy i ruszył w stronę schodów.
   - Idiota - mruknął Ron. - Czerwone Frugo.  
   Hermiona roześmiała się, ale po chwili złapała się za brzuch.
   - Co jest ? - Harry zaniepokoił się. Był pewny, że dziewczyna powinna zostać jeszcze w skrzydle szpitalnym.
   - Nic, nic - wyprostowała się. - Przeżyję.
   Gdy weszli do pokoju wspólnego, nikogo tam nie było.
   - Która godzina ? - Ron i Harry spojrzeli po sobie. Żaden nie miał zegarka.
   - Druga w nocy - usłyszeli głos Ginny, która po chwili ściskała Hermionę. - Jak dobrze, że wróciłaś.
   - My też się cieszymy -z ciemności wyłonili się Fred i George. - Już nie miał kto nam prawić kazań.
   Po chwili pojawiło się jeszcze więcej osób. Hermiona przechodziła z rąk do rąk, aż w końcu znów trafiła do Rona i Harry'ego.
   - Okej, teraz do łóżek, dzieci - rozległ się głos Freda. - Dorośli muszą porozmawiać.
   Parę osób chciało wyrazić swój sprzeciw, ale poddało się zmęczone po tym długim dniu. W pokoju zostali tylko Harry, Ron, Hermiona, Neville, Ginny i bliźniacy.
   - No więc ? Opowiesz nam coś o sobie ? - zapytał George.
   - Bardzo chętnie, ale jutro. Nie gniewajcie się, ale chciałabym już się położyć. - Dziewczyna wstała i ruszyła w kierunku schodów do dormitorium.
   - Hermiona ? Mała zmiana - Ginny wskazała drugie drzwi.
   - Dobranoc !
   - Dobranoc ! - odpowiedzieli chórem.
   - Zmieniła się - powiedział Neville, gdy tylko drzwi się za nią zamknęły.
   - Trochę - potwierdziła Ginny. - Ale to nadal ta sama odważna, mądra i czasami przemądrzała Hermiona.
   - Słyszałam - rozległo się z góry. - Też wam kocham - wszyscy się roześmiali.
   - Ta wersja jest bardziej to przełknięcia - dodał swoje trzy grosze Fred.
   - Ale bez kazań i tak się nie obejdzie - zawtórował mu George.
   Harry i Ron nie odzywali się.  Dla nich najważniejsze było to, że wróciła ich przyjaciółka. I to na dobre. 
 

28 sierpnia 2012

3. Pierwsze spotkanie (Hermiona)

   Tess patrzyła na śpiącą na przeciwko niej parę i do oczu nabiegły jej łzy. Byli bardzo szczęśliwi. Oboje uśmiechali się przez sen. Nieźle się dobrali, pomyślała. Chłopak był wysoki, miał średniej długości roztrzepane, czarne włosy, zielone oczy i typowy, brytyjski akcent. Dziewczyna nie była za wysoka, ale też nie zza niska. Taka w sam raz. Grube, silne, proste  rude włosy sięgały jej do pasa. Miała niebieskie oczy, a jej nos zdobiło kilka piegów. Byli do siebie z bratem bardzo podobni.
   Wibracje telefonu przerwały jej rozmyślania. Odczytała wiadomość:

Fajnie ze wszystko ok. U mnie tez spoko. Nikogo nam nie zmienili, tylko plan do bani. Przepraszam. Tesknie. 

   Tess westchnęła. Kuba niczego jej nie ułatwiał.  Wszytsko byłoby o wiele prostsze, gdyby tak za nim cholernie nie tęskniła. A on nie pozwalał jej nawet nabrać dystansu. Wystukała szybko odpowiedź: 

Ja swojego jeszcze nie znam. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Idę  spać. 3maj się. 

  Miała nadzieję, że po takiej wiadomości się odczepi i nie przyjdzie mu na myśl odpisać : Slodkich snow. Niestety, myliła się. Zła, wrzuciła telefon na spód torby i wcisnęła się w kąt. Po chwili spała.
  - Myślicie, ze bardzo się wścieknie, jak wyleje na nią wodę ? - usłyszała czyjś głos, jakby zza mgły.
  - Nie wyjdziesz stąd o własnych siłach - odpowiedziała niewyraźnie. Przetarła zaspane oczy i o mało nie podskoczyła. Tuż nad nią pochylał się David. - Jezu...
  - Nie, ale bardzo mi miło.
  - Daj już spokój - odezwała się Kelly, po czym zwróciła się się do Tess - Wskakuj w szatę.
  - Już dojechaliśmy - dziewczyna wyjrzała za okno.
  - Jeszcze 15 minut, ale lepiej być gotowym i jak najszybciej pchać się do wyjścia.
  - Dzięki za radę.
  - Wyglądasz nawet nieźle - pochwaliła ruda, gdy Tess ubrała się w mundurek. Dziewczyna uniosła sceptycznie brwi. Ona w niczym nie wygląda dobrze.
    Pchała się do wyjścia tak, jak radzili jej nowi znajomi i wyszli jako jedni z pierwszych.
   - Teresa Pluu ... - rozległo się wołanie. Chłopak mówił aksamitnym barytonem. - Teresa Pluus...
   - Pluskota - powiedziała, stając przy nim. Był wysoki, przystojny, na oko w jej wieku, może rok starszy. Blond włosy miał zaczesane do tyłu. Uwagę dziewczyny zwróciły jego oczy. Duże, szare i ... zimne. Spojrzał na nią z wyższością.
   - Świetnie. Odłóż torbę.
   - Co ?! - zanim zdążyła zaregować, chlopak zrzucił jej torbę z ramienia. - Co ty robisz ?!
   - Nie martw się - rzucił oschle. - Będzie w twoim pokoju, jak tam już trafisz. Chodź.
   Blondyn ruszył do przodu, ale dziewczyna została w tyle.
  - Co znowu ?
  - Nie pójdę z tobą nigdzie, dopóki mi nie powiedz dokąd. - Nie wiedziała czy to możliwe, ale chłód w jego oczach zrobił się jeszcze bardziej ... zimny. Jakby w ogóle nie wyrażały emocji. - No więc ?
  - Idziemy do szkoły. Mam cię błagać na kolanach ?
  Wolnym krokiem dołączyła do nieznajomego. Szli długo w milczeniu. Dziewczyna usłyszała jego cichy szpet : Kolejna szlama. Była tym zaskoczona. Po chwili przekonała samą siebie, że tylko jej przesłyszało. Gdy wyszli z peronu, pełna obaw, zrozumiała, że kierują się w stronę lasu. Na samej jego linii czekała na nich starsza kobieta ubrana w długą, czarną szatę. Na głowie miała kapelusz. Tess miała nieodparte wrażenie, że skądś ją zna.
   - Dziękuję, Draco - zwróciła się do chłopaka, na co ten skrzywił się nieznacznie. Miała przyjemny dla ucha głos - niski, nieco ochrypły. Dziewczyna zastanowiła się. Czy ona powiedziała Draco ? Ostatnią rzeczą jaką pamietała były ciche słowa : To dla twojego dobra, i to uczucie, jakby ktoś dmuchnął jej czymś w twarz.
   To było jak sen. Długi, niekończący się sen. W jej głowie pojawiły się obrazy, jakby wpomnienia. Jej wpomnienia, chociaż nie jej. Przedstawiały historię, którą znała, ale nie z życia. Tylko z książek. Różnica była taka, że patrzyła na nią swoimi oczami. Odczuwała ją inaczej niż przedtem. Po chwili zrozumiała : patrzyła na nią oczami Hermiony Granger. To odkrycie ją przeraziło. Jakiejś części tych wspomnień brakowało. Doszła do ostatniego wspomnienia. Była w ciemnym lesie i potykała się o własne nogi. Szukała w ciemnościach czyjejś ręki, ale nie mogła jej znaleźć. Wtedy zaczęła krzyczeć. Coś ją uniosło i poczuła tępy ból w klatce piersiowej. Upadła na ziemię. Coś znów ją poniosło i tym razem wylądowała w wodzie. Zaczęła się topić.
    Otworzyła oczy i usiadła. W ustach nadal czuła wodę. Zaczęła się krztusić. Ktoś trzymał ją za rękę, ktoś inny powtarzał, że będzie dobrze, że mu się uspokoić. Lecz jak ona, do licha, miała to zrobić. Nie po tym co ujrzała i poczuła. Po tej strasznej pustce, którą poczuła. Uczuciu uciekającego życia.
    - Tereso ! - usłyszała, ale nic nie zrozumiała. - Tereso !
    - Hermiona - spróbował ktoś z inej strony. Odwróciła się w kierunku, z którego pochodził głos. Stała przed nią grupka ludzi. Część z nich poznała, druga byłą jej zupełnie obca.
    - Ronald ? - bardziej czuła, niż wiedziała, że to on. Chwila, przecież to David. Wszytsko jej się mieszało. Dwie świadomości walczyły o to, która wybije się pierwsza. Potem nastała tylko ciemność.
    Gdy się ocknęła uderzyła ją fala zapachów. Pachniało wybielaczem, plastikiem i lekami. Zupełnie jak ... w szpitalu. Z trudem podniosła ciężkie powieki. Na początku wszystko było jedną, wielką kolorową plamą. Potem pojawiły się kontury przedmiotów i ... twarze. Pochylała się nad nią starsza kobieta. Na głowie miała dziwny czepek. To była pani .... och, po prostu szkolna pielęgniarka. Tuż za nią, z odrobiną niepewności na twarzy, stali ... Ron i Harry. Właśnie te imiona pierwsze przeszły jej przez myśl. Wiedziała, która z jej części wygrała pojedynek. Nie była jednak pewna, jakim cudem ta pojawiła się w niej. Próbowała się podnieść, ale czyjaś stanowcza dłoń ją powstrzymała.
    - No, kochanieńka, żadnych gwałtownych ruchów. Leż spokojnie - zwróciła sie do niej pielęgniarka. - Możecie z nią porozmawiać, ale tylko chwilę - zwróciła się do gości dziewczyny.
    Po chwili poczuła jak łóżko ugina się.
    - Hej - powiedziała ciocho, ponieważ strasznie zaschło jej w ustach.
    - Hej - odpowiedział Ron i wziął ją za rękę. Teraz był to tak naturalny gest, że na początku nie zwróciła na niego uwagi. - Jak się czujesz ?
    - Bywało lepiej - odpowiedziała z bladym uśmiechem. Odpowiedzieli jej tym samym.
    - Gotowa na prawdę ? - Harry zabrał głos.
    Dziewczyna zastanowiła się chwilę. Tak bardzo chciałą ją poznać, ale z drugiej strony się jej po prostu obawiała.
    - Jeszcze nie - wyznała skruszona.
    - Dobrze, bo nie musisz - chłopak odruchowo poprawił grzywkę i Hermiona mogła przez chwilę dostrzec jego bliznę. Miał dokładnie taką samą jak ... on. Ten widok przywołał kolejne wspomnienia, ale i kolejną falę bólu. Dziewczyna zwinęła się w kłębek i przygryzła usta, by nie zacząć krzyczeć. Jakaś część jej świadomości zajerestrowała, że Harry woła pielęgniarkę, natomiast Ron jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń. Chciała odpowiedzieć tym samym, ale kończyna odmówiła jej posłuszeństwa. Cała jej wola była teraz skupiona na radzeniu sobie ze wspomnieniami. Szło jej nawet całkiem nieźle. Gdy nadeszła pielęgniarka, była w stanie normalnie oddychać. Opiekuna sprawdziła jej puls, potem poczuła jak podnosi jej powieki.
    - Już dobrze - powiedziała ochryple.
    - Świetnie, ale potrzebujesz odpoczynku. Panom już dziękujęmy.
    - Nie - sprzeciwiła się cicho. - Proszę, czy mogą zostać ? 
    - Musisz odpocząć...
    - Proszę, to dla mnie bardzo ważne.
    - No dobrze, ale jak zaśniesz, oni się wynoszą.
    - Zgoda.
    Poczekali, aż pielęgniarka oddaliła sie do swojego pokoju i chłopcy znów usiedli  na jej łóżku. Każdy z innej strony.
    - Nic się nie zmieniła - podją temat Ron.
    - A kiedy ostatni raz ją widzieliśmy ? 30, 36 lat temu - dopiero, gdy wypowiedziała to na głos, dziewczyna przeraziła się. - Jezu...
    - Wiem - odezwał się Harry. - Nam też ciężko było się przestawić.
    - Ale co się ze mną stało ? Skąd te wszytskie .... wspomnienia.
    - Jakby ci to powiedzieć ....
    - Pan nic jej nie powie, panie Potter - rozległo się z drugiego końca sali. Po chwili przy łóżku Hermiony pojawiła się sama profesor McGonagall, ale najdziwniejsze było to, że nie postarzała się o ani dzień. - Panie Potter, panie Weasley, muszę was prosić o opuszczenie sali.
    Hermiona spojrzała na nich z przestrachem w oczach. Nie chciała, żeby ją opuszczali. Nie teraz. Oni tylko uśmiechnęli się smutno i ruszyli do wyjścia.
    - Jak się pani czuje, panno Granger ?
    - Dobrze, pani profesor.
    - A czy dasz radę dojść do gabinetu dyrektora ?
    - Chyba tak, pani profesor.
    - Wątpię, by było to możliwe - zza pleców McGonagall, jak duch, wyłonił się Snape. - Środek, który jej podałaś jest naprawdę mocny.
    - Jaki środek ? - Hermiona nadal była lekko otumaniona.
    - Właśnie to chcieliśmy pani wytłumaczyć, panno Granger - zwrócił się do niej chłodno Snape.
    Dziewczyna powoli usiadła. Z ulgą zauważyła, że nie zaczęło jej się kręcić w głowie. Wstała, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa i gdyby nie profesor McGonagall, dziewczyna wylądowałaby na  podłodze. Pomogła jej usiąść na łóżku i zaczęła cicho dyskutować z profesorem Snape'em.
    - Wiem, jak można temu zaradzić - powiedział mężczyzna głośniej. - Przepraszam na moment.
    - Severusie ...
    - Proszę mi zaufać - ruszył w kierunku wyjścia. - Panie Malfoy, pozwoli pan za mną.
   Na dźwięk tego nazwiska, głowa Hermiony znów zapełniła się wspomnieniami. Chłopak którego pamiętała sprzed lat w ogóle nie przypominał poznanego wczoraj blondyna, który wszedł do sali za profesorem Snape'em. Gdy dziewczyna spojrzała zaskoczona na nauczyciela wytłumaczył, że to jej środek transportu. Teraz do Hermiony dołączyli McGonagall i sam młody Malfoy.
    - Przecież jest tyle zaklęć - zaczęła dziewczyna. Nie wiedziała, skąd przyszło jej to do głowy.
    - Które są teraz dla pani bardzo niebezpieczne, panno Granger - włączyła się McGonagall. - No, proszę, panie Malfoy.
    Chłopak spojrzał na nią z niedowierzaniem.
    - No, bierz ją na ręce. - Na samą myśl, że będzie ją dotykał Malfoy, Hermionie po plecach przebiegły dreszcze. Te nieprzyjemne. Nie chciała tego, tak samo jak on. Jego mina mówiła wszystko. Niechętnie podszedł to łóżka i wystawił ręce.
    - Mam ci na nie wskoczyć, Malfoy ? - chłopak ukucnął, a dziewczyna zaczęła zsuwać się z łóżka, tak, że wylądowała w jego ramionach. Wstając, jej środek transportu, skrzywił się trochę.
    - Powinnaś schudnąć, Granger - rzucił, niby mimo chodem. - Jak ty się mieścisz w drzwiach ? - odpowiedziała mu ciszą. Nie miała siły się z nim kłócić. Nie wiedzieć kiedy oparła się głową o jego ramię. Nadal była słaba. Rozglądała się dookoła, ale było zbyt ciemno, a w zasięgu jej wzroku był tylko sufit, Malfoy i profesor McGonagall, której twarz wyrażała teraz zaskoczenie na widok Gryfonki opierającej się o Ślizgona. Ale czy nie o to im zawsze chodziło ? O jedność między domami. Jednak ten widok był dość niecodzienny. Nagle chłopak lekko podrzucił Hermionę, by ją poprawić. Dziewczyną wstrzymała oddech, bowiem nagle stała się boleśnie świadoma każdej cząstki swojego ciała. Wypuściła powietrze, gdy była pewna, że nie zacznie krzyczeć.
   - Sory.
   - Nic się nie stało - wiedziała, że te przeprosiny nic dla niego nie znaczą. Najchętniej zrobił by to jeszcze raz. Odwróciła głowę, gdy stanęli. Tuż przed nimi znajdował się wielki gargulec.
   - Pomarańczowe Frugo - powiedziała McGonagall i Hermiona o mało się nie roześmiała. Malfoy wniósł ją po schodach i stanął przed wielkimi, drewnianymi drzwiami. Snape zapukał dwa razy.
   - Proszę, wchodźcie - rozległo się zza drzwi. Czy to możliwe, przecież ... Chłopak wszedł do środka i jej oczom ukazał się nie kto inny tylko Dumbledore.
  

27 sierpnia 2012

2. Nowa (Jeremi)

   Jeremi* przyjechał na dworzec sam. Tak samo jak rok temu. Co prawda mógł się umówić z Davidem, przecież spędził z nim całe lato (co prawda, z jego młodszą siostrą, Kelly ), ale tego dnia chciał pobyć sam. Znów zebrało mu się na refleksje, co jak zauważył, zdarzało się bardzo często ostatnimi czasy. W wakacje mógł być sobą, robić to co chciał (byle by się za mocno nie uszkodzić), mówić to co chciał, reagować po swojemu i czuł się z tym wolny. Teraz, w roku szkolnym znów zostanie Nim. W dzieciństwie marzył o tym, jak większość dzieciaków w jego wieku, ale gdy stało się to prawdą, jego smutną rzeczywistością, nie był już taki zadowolony.
   Oddał swoją walizkę oraz klatkę z sową (Eryka od rana zachowywała się dość spokojnie) i wsiadł do wagonu. Mijał przedziały, udając, że rozgląda się za miejscem. Do niektórych dostał zaproszenie (głównie przez pożerające go wzrokiem nastolatki), lecz dziękował tylko skinieniem głowy i szedł dalej. Wiedział dokładnie dokąd zmierza.
   Już miał otworzyć drzwi, gdy coś go zatrzymało. Przedział nie był pusty. Tuż przy oknie siedziała dziewczyna. Na oko, piętnasto/szesnasto - letnia. Nie można jej było nazwać piękną, ale też nie brzydką. Nie miała też pospolitej urody, lecz wydawała mu się po prostu ... normalna. Jej włosy miały dziwny kolor, jakby brązu, tylko że w czerwonym odcieniu. Pewnie koloryzacja poszła źle, pomyślał. Przycięte w dziwny sposób, z tyłu krótkie odsłaniały kark schodził falą w dół, tak, że z przodu miała najdłuższe kosmyki, ale te nie sięgały jej nawet do ramion. Nogi miała przykryte kocem, na uszach słuchawki, a w ręce książkę. Nie musiał się wysilać, żeby zobaczyć tytuł, bo poznał ją po okładce. Ironia. Ale skąd ona się tu, do licha, wzięła ? A może ... nie. To niemożliwe, nie tak ją sobie wyobrażał, chociaż biorąc pod uwagę ostatnią, ta nie była taka zła. Ostrożnie odsunął drzwi, a dziewczyna podniosła głowę znad książki. Miała ciemnozielone oczy, które bardzo mu się spodobały.
   - Wolne ? - spytał wskazując na siedzenia na przeciwko.
   - Jasne - odpowiedziała. Zastanowił go jej akcent. Był dziwny. Ale w dzisiejszych czasach każdy w Anglii ma swój własny, uniwersalny akcent. Bardziej lub mnie brytyjski.
   - Jestem Jeremi - przedstawił się, wyciągając rękę.
   - Tess - uścisnęła mu dłoń.
   - Tess ? - powtórzył pod nosem, nie zdając sobie sprawy z tego, że dziewczyna go słyszy.
   - To zdrobnienie od Teresa - wyjaśniła.
   - Och. - Po chwili zapanowało milczenie. Jeremi nie bardzo wiedział, co mógłby powiedzieć dziewczynie, a Tess nie wykazywała żadnej inicjatywy. Chłopak poddał się z westchnieniem i odłożył swoją torbę na górę. Teraz błagał w duchu, by jego znajomi pojawili się jak najszybciej, ale znając Davida, będzie musiał się przywitać z wszystkimi po drodze.  A to może zając dużo czasu. Już miał usiąść, ale przypomniał sobie, że w tylnej kieszeni spodni ma różdżkę. Wyjął ją, usiadł i zaczął bawić się nią. Po chwili usłyszał ciche prychnięcie.
   - Co ? - wręcz warknął.
   - Musisz być niezłym maniakiem - odpowiedziała bez skrępowania Tess, a jej wypowiedź zbiła go z tropu.
   - Słucham ?
   - Chodzisz do szkoły, która przypomina Hogwart, masz różdżkę i zaraz pewnie powiesz, że jesteś właścicielem pięknej, białej sowy ... 
   - Mam sowę, ale co to ma do ... - zrozumiał. Ona nie wiedziała. NIE WIEDZIAŁA. Widziała to co on, bo inaczej by tu nie trafiła, to znaczy, że nią jest, a o tym nie wie. Zastanowił się, jak to w ogóle jest możliwe. Spojrzał na nią. Jej mina mówiła wszystko. Myślała, że jest po prostu jakimś maniakiem na punkcie Harry'ego Pottera. Zwykłym ... człowiekiem.
   - Powiedziała ta, co nie jest - spróbował się odciąć, ale nie za bardzo mu to wszyło. - Nie powinnaś znać tych książek na pamięć ?
   - To, że jestem w tym pociągu i mam ze sobą tą książkę, to czysty przypadek.
   - Tak ? A niby w jaki sposób.
   - A w taki - dziewczyna pochyliła się ku niemu - że dopiero jakieś 20 minut temu dowiedziałam się, do jakiej szkoły pójdę. - Dzięki tej wypowiedzi dowiedział się jak długo są w drodze i coraz bardziej przeklinał w duchu Davida.
   - I myślisz, że ja w to uwierzę.
   - Nie musisz, ważne, że ja wiem swoje. 
   Miał już coś powiedzieć, ale drzwi od przedziału otworzyły się z takim hukiem, że Tess aż podskoczyła.
   - Nie masz nic przeciwko, żeby usiedli tu moi przyjaciele ? - spytał specjalnie akcentując ostatnie słowo.
   - Nie, spoko.
   - Jestem Kelly - miłość jego (piętnastoletniego) życia wyciągnęła rękę do dziewczyny. - A to mój przygłupi brat, David.
   - Tess. Miło mi was poznać.
   Jeremi zobaczył coś dziwnego w twarzy dziewczyny. Jakby smutek ... Kelly odciągnęła go od rozważań siadając mu na kolanach i witając go soczystym buziakiem. Mimo, że minął tylko jeden dzień, bardzo się za sobą stęsknili. Kątem oka dostrzegł jak Tess odwraca się widząc ich czułe powitanie i mógłby przysiądź, że po jej policzku spłynęła łza.
   - Hej, co jest ? - spytała Kelly patrząc mu w oczy.
   - A co ma być - powiedział. - Po prostu się stęskniłem - złożył na jej ustach jeszcze jeden pocałunek.
   - Ej, ludzie tu są też inni - odezwał się David, pokazując palcem na siebie i jego nową znajomą - i ci inni nie chcą się porzygać, więc wyluzujcie.
   - A jak ty się migdalisz z Laurą to wszystko jest ok ? - Jeremi zsadził sobie Kelly z kolan, a dziewczyna zajęła miejsce tuż koło niego.
   - Właśnie. Nie powinniście sobie jeść teraz z dzióbków - spytała jego siostra.
   - Nie. I to nie twoja sprawa - obuczył się je brat. Jeremi nie powiedział tego głośno, ale pamiętał jaką awanturę Laura zrobiła jego przyjacielowi parę dni temu przez to, że na chwilę zdjął rzemyk z literką L, który dostał na ich rocznicę.
   - Przejdzie jej - pocieszył cicho kumpla. Nagle ciszę przerwał dzwoniący telefon. Dzwonek Tess, która natychmiast odebrała, był dość dziwny, ale chłopak skądś go kojarzył. Zanim dziewczyna opuściła przedział zaczęła mówić coś do słuchawki i wszystkich zamurowało. Prowadziła rozmowę w bardzo dziwnym języku, zrozumiał tylko pojedyncze słowa takie jak : mama, ok i super. Był w szoku. David wyjrzał za drzwi przedziału, rozejrzał się po wagonie po czym zamknął je zamaszystym ruchem i podszedł do rzeczy dziewczyny.
   - Co ty robisz ? Tak nie można - upomniała go siostra. Jest taka urocza jak się złości, pomyślał Jeremi.
   - Lepiej bądź cicho i pilnuj, czy nie idzie - odszczeknął się brat. Wziął do ręki książkę Tess - pierwszą część przygód Harry'ego - i przekartkował ją. Poza imionami bohaterów i nazwami zaklęć nie rozpoznawał żadnych słów. - Stary, ta laska to kosmitka. Mówię ci to.
   - Nie przesadzaj - Jeremi zabrał od niego książkę. Spojrzał na słowa i zaczął się zastanawiać w jakim języku jest ona napisana. W tym czasie David otworzył jej torbę.
   - Przeginasz - ostrzegła Kelly. Chłopak zignorował ją. Z torby "kosmitki" wyłowił kilka niepotrzebnych rzeczy takich jak pomadka, chusteczki, jakiś baton, ale w końcu znalazł to, czego szukał rozmówki angielsko - ... francuskie ?  Może i nie był pionierem w dziedzinie lingwistyki, ale to co usłyszał i co przeczytał, to na pewno nie był francuski. Podał Jeremiemu znalezisko. On także zgadzał się z jego opinią.
   - Uwaga. "Kosmitka" na horyzoncie - powiedziała Kelly. David zaczął zawzięcie wpychać wszystko co wyciągnął do torebki z niewielką pomocą Jeremiego. Gdy Tess weszła do przedziału zastała ich pogrążonych w rozmowie. W międzyczasie zakochani znów zaczęli się do siebie tulić. Przeszła do swojego miejsca i znów zawinęła się w koc.
   - Właśnie sobie uświadomiłem - zaczął David, nie zwracając uwagi na karcące spojrzenia siostry i jej chłopaka - że niewiele o tobie wiemy. - Tess skwitowała jego wypowiedź uniesieniem brwi. - Na przykład ... Jak masz na nazwisko ?
   - Ty pierwszy - odpowiedziała dziewczyna.
   - Okej. Ja jestem Smith, tam siedzi pan Newton, a przed nami jest panna ....
   - Pluskota - dokończyła. Jej nazwisko jeszcze bardziej zamieszało im w głowach. Wszystkie teorie Jeremiego posypały się jak zamki z piasku. Spytał więc prosto z mostu, dopiero później uświadamiając sobie co zrobił : - Skąd jesteś ?
   - Z - spojrzała na nim z przestrachem w oczach, co go zaniepokoiło - Polski.
   Mina z jaką to wypowiedziała rozwaliła Davida na łopatki, więc zaczął się śmiać, a po chwili dołączyli do niego przyjaciele. Dopiero po chwili chłopak zauważył, że dziewczyna znów przyodziała na uszy słuchawki i odwróciła się do nich tyłem. Kelly wyczuła ten nietakt, to była jedna z cech, które Jeremi w niej uwielbiał, i poklepała dziewczynę po ramieniu. Ta szybkim ruchem ściągnęła słuchawki z uszu.
   - Co ?!
   - Wybacz. My nie śmialiśmy się z ciebie, czy też z twojego pochodzenia. Po prostu rozważaliśmy dużo opcji, najróżniejszych i nie sądziliśmy, że odpowiedź może być taka prosta - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem.
   - Spoko. Ale następnym razem, gdy będziecie się chcieli czegoś o mnie dowiedzieć to po prostu spytajcie. Nie musicie mi od razu przekopywać torby.
   - Skąd - zaczął David, ale się powstrzymał. - Nieważne.
   - Książka była po lewej, a zostawiłam ją po prawej - odpowiedziała.
   Dziewczyna spojrzała na zegarek i westchnęła cicho, po czym wyciągnęła telefon, postukała w niego chwilę, schowała do kieszeni , ułożyła się i powiedziała: - Branoc.
   - Jeszcze jest jasno - zauważył jej sąsiad.
   - Jeszcze 3 godziny drogi.
   - Moglibyśmy się lepiej poznać - zaproponował, a Jeremi i Kelly zmrozili go wzrokiem.
   - Z wielką chęcią - odparła jego rozmówczyni, całkiem szczerze, - ale jestem strasznie zmęczona. Mam za sobą długi dzień.
   - Okej.
   Gdy tylko uzyskali pewność, że dziewczyna usnęła (a sprawdzili to na wiele sposobów), mogli zacząć spokojnie rozmawiać. David zaczął rozprawiać na temat wakacji przywołując miłe wspomnienia. Nawet nie wiedział jak miłe. Jeremiemu przed oczami stanęły wszystkie wspólne chwile sam na sam z Kelly, kiedy zdołali się uwolnić od jej rodziny ( a biorąc po uwagę ilość jej braci, było tych chwil niewiele). To jak przytuleni oglądali spadające gwiazdy, jak tańczyli pod gołym niebem w rym muzyki, którą słuchali z MP3 Kelly, każdy pocałunek: te namiętne, te skradzione, te szybkie, te ukradkowe, te krótkie i te dłuugie. Jak po prostu siedzieli koło siebie i trzymając się za ręce podziwiając wschód słońca. Jak po raz pierwszy wyznali sobie miłość. Ale pod koniec wakacji coś zaczęło się psuć. Kelly zaczęła być rozkojarzona, nieobecna duchem w jego obecności. Zupełnie jakby ... nie. Jeremi oddalił od siebie ponure myśli. Liczyło się tu i teraz. A teraz najpiękniejsza dziewczyna na świecie spoczywała w jego ramionach, oparta głową o jego pierś. Mógłby ją tak trzymać aż do końca, przez całą wieczność. Po chwili jej usta rozwarły się lekko. Zasnęła. W jego ramionach. To znaczy, że czuła się bezpiecznie. To dobrze. To bardzo dobrze.
   David poszedł poszukać Laury, więc Jeremi został sam ze swoimi myślami. Przypominał sobie właśnie fabułę jednego z wielu filmów, które obejrzeli tego lata, gdy Tess nagle zerwała się i stanęła na równe nogi. Nieźle go tym wystraszyła. Spojrzała na niego zaspanymi oczami, jakby nie do końca wiedziała gdzie się znajduje.
   - Wybacz - powiedziała i usiadła z powrotem na swoje miejsce. Wzięła do ręki telefon i jakby się skrzywiła czytając wiadomość. Jej odpowiedź była dość długa.
   - Wszystko w porządku ? - spytał, gdy upewnił się, że jego ukochana nadal bezpiecznie śpi.
   - Tak, tak. Przepraszam. Sms mnie obudził.
   - Jakieś złe wiadomości ? - zaryzykował.
   - Nie, bardziej niechciane.
   - I więcej mi nie powiesz, prawda ? - Odpowiedziała mu uśmiechem. - Wiesz już w którym domu będziesz ?
   - Nie wiem.
   - A do jakiego chciałabyś trafić ?
   - Oprócz oczywistego rozważałam jeszcze Ravenclaw.
   - Ravenclaw ?
   - Bardzo spodobała mi się postać Luny.
   - Aha.
   Potem nastała długa cisza. 
   - Nie masz niczego do czytania ?
   - Nie jestem typem mola książkowego...
   - MP3 ?
   - Też nie.
   - To co masz zamiar robić całą drogę ? - Nic, chciał odpowiedzieć, po prostu siedzieć i patrzeć na cały swój świat śpiący przy nim.
   - Prześpię się. Branoc.
   - Branoc.


*czyt. Dżeremi

26 sierpnia 2012

1. Nowy początek (Tess)

  Hej, dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem bloga. Mam nadzieję, że się spodoba.
Moja mała inspiracja ...

   Tess siedziała na swojej walizce i próbowała ją zamknąć. Po pary próbach w końcu udało jej się dopiąć zamek. Westchnięcie. Wiedziała, że wyjazd do szkoły z internatem był jej pomysłem, ale nie sądziła, że będzie jej tak ciężko zostawić to wszystko. Mimo tego, co się stało. Myślała, że da sobie z tym radę, jednak się nie udało i to właśnie dlatego ucieka. Ucieka jak tchórz zamiast spróbować jeszcze raz walczyć z tym. Po prostu nie ma już sił.
   - Gotowa ? - jej myśli przerwało wejście do pokoju mamy. Coś w jej głosie zdradzało, że chciałaby, żeby Tess nie jechała. Dziewczyna nie miała jej tego za złe. Rozumiała.
   - Prawie, jeszcze muszę domknąć drugą torbę - pod koniec tego zdania po jej policzkach pomknęły dwie malutkie łzy. Otarła je szybko i podeszła do niezamkniętej walizki.
   - Okej. Za godzine wyruszamy - po chwili drzwi zamknęły się.
   Tess i tym razem miała problem z zamkiem, ale uporała się z nim o wiele szybciej niż z jego poprzednikiem. Jeszcze raz rozejrzała się po pokoju sprawdzając czy aby wszystko wzięła i w panicznym poszukiwaniu czegoś, czego zapomniała, a o czym jeszcze nie pomyślała. Gdy napotkała wzrokiem kolaż składający się ze zdjęć osób, które były dla niej bardzo ważne nabrała wielkiej ochoty, by zabrać ich wszystkich ze sobą. W jakiś sposób zmniejszyć i włożyć do walizki. Ale niestety się nie dało.
   - Teresa ! - rozległo się wołanie.
   - Co ? (!)
   - Znoś walizki na dół !
   - Ale czemu ? Mam jeszcze godzinę !
   - W tej chwili !
   - OK.
   Zniesienie toreb na dół było o wiele cięższe niż przypuszczała, ale w końcu, bardzo z siebie dumna, zapakowała je do samochodu.
   - Masz wszystko ?  - ojciec Tess spytał po raz ostatni, gdy zasiadł za kierownicą.
   - Tak, raczej tak. Najwyżej mi coś doślecie, albo zabiorę po świętach. Czemu wyjeżdżamy tak wcześnie ?
   - Skarbie - zaczęła Alicja Pluskota, dumna ze swojej córki matka Tess - nie gniewaj się, ale...posłuchaj, wiem, że nigdy nie miałaś zbyt dobrego kontaktu z kolegami i koleżankami z klasy, ale pomyślałam .... pomyśleliśmy, że może byłoby dobrze gdybyś się chociaż z nimi pożegnała... Teresko ?
   - Mamo ... - dziewczynie zabrakło słów. To była ostatnia rzecz, której chciała. By pokazać mu, że wygrał, że ucieka. Tak to może zastanawiałby się przez parę dni, pomyślałby, że się zabiła i ciążyłyby mu wyrzuty sumienia, pomartwił się trochę ... A teraz ... otwarcie pokaże mu, że wygrał. Że przez niego kapituluje. - Naprawdę muszę ?
   - Jeśli to co robisz ma mieć sens to tak. Tyle poświęciłaś, żeby tam pojechać. Biorąc pod uwagę wszystko co robiłaś przez ostatnie kilka miesięcy, ta rozmowa pójdzie ci jak ... bułka z masłem.
   Gdy wspięła się po schodach na drugie piętro, przywitały ją zdziwione spojrzenia koleżanek i kolegów. Przez chwilę nie wiedziała o co im chodzi, więc zawstydzona spuściła głowę w dół. I wtedy zrozumiała. Wszyscy byli ubranie elegancko - na galowo, natomiast ona pojawiła się w, co prawda czarnych, legginsach i zwykłym t-shircie. No cóż, miało jej tu w ogóle nie być... Przeleciała wzrokiem po twarzach swojej klasy. Niektóre nadal wyrażały niezłe zaskoczenie, inne odwróciły się już dawno, część niemo krytykowała jej strój. Na jedną w ogóle nie zwróciła uwagi. Nie mając co za bardzo ze sobą zrobić, przeszła na koniec korytarza i oparła się o wielkie, stare drzwi prowadzące do audytorium. Jedyną rzeczą o którą marzyła było wydostanie się stąd jak najszybciej. Zaczęła się zastanawiać, czy rodzice uwierzyli by jej, gdyby za chwilę wróciła do nich i powiedziała, że wszystko załatwiła, wsiadła do samochodu i pojechała w swoją stronę zostawiając ich wszystkich zastanawiających się, co się z nią stało. Ta wizja wydawała jej się bardzo kusząca i już miała ruszać w stronę schodów, gdy na horyzoncie pojawiła się jej, teraz była, wychowawczyni. Zawsze przejawiała niesamowite wyczucie czasu.
    W klasie zajęła ostatnie miejsce w rzędzie pod oknami. Nikt się do niej nie dosiadł, ale nie przejęła się tym bardziej niż normalnie. Była przyzwyczajona.
   - Siadajcie, moi drodzy, szybciutko, szybciutko - nad gwarem rozmów rozległ się sopran pani Grzybek. - Im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziecie mogli nacieszyć się ostatnim dniem wolności - w odpowiedzi po klasie przeleciał pomruk niezadowolonych z tej sytuacji uczniów.
   - Jak ona wygląda ?! Nie dość, że ścięła się jak idiotka, to jeszcze ten kolor ! I ciuchy z wyprzedaży w ciucholandzie... - usłyszała "szepty" z drugiego końca klasy. Normalnie jakoś by się odszczeknęła, ale dzisiaj uspokoiła ją myśl, że najprawdopodobniej nie zobaczy ich przez najbliższe pół roku.
   - Cisza ! - krzyknęła nauczycielka. - No. Zanim rozdam wam wasze plany i podam zmiany w składzie waszych nauczycieli, mam dla was, jak podejrzewam, smutną wiadomość. Tereso, chodź tu do mnie. - Dziewczyna miała nogi jak z waty, ale dzielnie wstała i przeszła na przód klasy. - W tym roku w naszym składzie zabraknie jednej z naszych najbardziej zdolnych i pracowitych uczennic. Teresa zmieniła szkołę, ale nadal będzie figurowała w naszym dzienniku - po tych słowach, szmer, który towarzyszył pani Grzybek od początku, zmienił się w prawdziwy chaos. Każdy chciał wyrazić swoje zdanie na ten temat. Nauczycielka przywołała klasę do porządku. - Może sama Teresa coś wam powie na ten temat.  - Oczy wszystkich zwróciły się w stronę dziewczyny.
   - No więc - zaczęła i od razu usłyszała głos nauczycielki polskiego : "Nie zaczyna się zdania od więc" - Nie bardzo wiem, co mam wam powiedzieć. W ogóle nie planowałam się tu dzisiaj pojawić, ale cóż.  Co mogę wam powiedzieć ? Chciałabym podziękować za te dwa lata spędzone razem, za każde miłe słowo, które usłyszałam - "A było ich niewiele" - wsparcie w trudnych chwilach - "Jezu, jakie to patetyczne" - po prostu, za wszystko. Zmieniam szkołę, ale nie... Nie jestem w ciąży, nie jestem śmiertelnie chora, nie wyprowadzam się ...
   - To dlaczego się wynosisz ? - usłyszała głos, który znała tak dobrze. Aż za dobrze. Spojrzała na osobę, która zadał to pytanie, a jej wzrok mówił jedno - doskonale wiesz czemu.
   - Ponieważ chciałabym spróbować czegoś nowego...
   - Czegoś nowego w innej budzie, w Poznaniu ?
   - W innej budzie... z internatem... w Anglii - sprostowała Go. Parę osób spojrzało na nią przerażonych. - Chcę spróbować czegoś nowego. Myślę, że to wszystko z mojej strony. Cześć wam.
   Wyszła z stamtąd najszybciej jak mogła. Łzy, które wstrzymywała, wylały się teraz pełnym strumieniem. Stanęła na środku korytarza i schowała twarz w dłoniach. Po chwili ktoś chwycił ją za ramiona i zaczął głaskać po plecach. Coś w jej świadomości podpowiedziało, że przecież nie słyszała żadnych kroków. Spojrzała na swojego pocieszyciela i mimowolnie jęknęła. Spróbowała uwolnić się z objęć, ale uścić wokół jej ramion tylko się zwiększył.
   - Spójrz na mnie - usłyszała ciche błaganie. - Proszę.
   - Wypchaj się - odpowiedziała łagodniejszą formą tego, co pomyślała.
   - Spójrz na mnie, chociaż na sekundę. Błagam.
   - Nie.
   - Okej. Więc powiem od razu. Nie wyjeżdżaj. Nie odchodź. Nie rób mi tego. Naprawdę mi na tobie zależy - dziewczyna zaśmiała się gorzko.
   - Teraz ci się zebrało. Szybko, nie powiem. Może trzeba było o tym pomyśleć zanim zacząłeś się całować z moją najlepszą przyjaciółką na MOICH urodzinach.
   - Ja ... nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie byłem sobą.
   - I dlatego latałeś za nią przez całe wakacje ? Daj sobie spokój z tym mydleniem mi oczu.
   - To był tylko ten jeden raz - zarzekał się chłopak. - I nie latałem za nią całe lato. Dzwoniłem do ciebie. Czemu nie spróbujemy jeszcze raz ? - wyrzucił z siebie szybko.
   - Co ?! Nie, spokojnie .... Co się stało to się nie odstanie i naprawdę nadal nie mam ochoty o tym rozmawiać. I nie chce wracać do przeszłości. Zraniłeś mnie już raz i na drugi nie pozwolę. A teraz wybacz, ale mam samolot do złapania - wyrwała mu się gwałtownie i zaczęła bieg w kierunku wyjścia. Nie obejrzała się do tyłu ani razu. Po prostu biegła dopóki nie znalazła się na dworze.
   Chłodny wiatr koił rozgrzane od płaczu policzki, ale po nich spływały już kolejne łzy. Tess wzięła jeden głębszy wdech, drugi, trzeci ... Dwadzieścia oddechów później uspokoiła się, a policzków nie moczył już słony płyn. Ruszyła w stronę parkingu.
   - I jak było ? - usłyszała pytanie matki, gdy wsiadła do samochodu.
   - Bardzo ... ckliwie.
   - Wszyscy na pewno będą za tobą tęsknić - "Ty naprawdę w to wierzysz?", pomyślała dziewczyna i o mało nie zaśmiała się z naiwność matki.
   - Możemy już ruszać ? - Spytała. Adam Pluskota, dumny właściciel wychuchanego, dwuletniego Nissana, bez słowa odpalił silnik i wyjechał ze szkolnego parkingu, kierując się w nieznane.
***********************************************************************************
   - To są jakieś żarty ?! - Tess stała właśnie przed wielką lokomotywą, której przód zdobił napis : HOGWARTS EXPRESS, plakieta z numerem peronu dumnie głosiła: 9 i 3/4, a wokół niej kręcili się ludzie (nastolatkowie) ubrani w peleryny wyciągnięte z serii filmów o Harrym Potterze. - Nie mówicie poważnie...
   - Skoro w akcie desperacji zgodziłaś się, żebyśmy wybrali ci szkołę, to powinnaś się spodziewać czegoś takiego - powiedział przyjaźnie Adam. - Poza tym, miałem wrażenie, że lubisz te książki. - Poruszył sugestywnie brwiami, jakby chcąc jej przypomnieć te noce, kiedy skulona pod kołdrą i uzbrojona w latarkę przeżywała wszystkie wydane dotychczas przygody Harry'ego. Tak, to było cudowne lato.
   - Ale Hogwart ? Czytałam gdzieś, że rzeczywiście, właściciel zamku, który przedstawiał Hogwart na filmach założył tam prywatną szkołę, na wzór tej z książek, ale nie sądziłam, że to prawda. I że to do niej mnie poślecie.
   -  Nie cieszysz się ? - Alicja spojrzała zaskoczona na córkę.
   - Nawet nie wiesz, jak bardzo - dziewczyna rzuciła jej się na szyję. Potem to samo spotkało Adama.
   - Mamy coś dla ciebie - oznajmił, wręczając jej paczkę dość dużych rozmiarów. Odkąd wysiedli z samolotu zastanawiało ją, co takiego znajduje się w niej. Wcześniej nie mogła na nic wpaść, ale teraz jej wyobraźnia jakby dostała skrzydeł i do głowy dziewczyny wpadało tysiąc pomysłów na sekundę.
   - Dziękuję wam bardzo, nie trzeba było - powiedziała, rozpakowując paczkę. Czyżby była to ... - Szata. Dziękuję, dziękuję, dziękuję, jest piękna ! Ale, nie ma loga domu ...
   - Logo dostaniesz, jak cię przydzielą do domu - wytłumaczyła jej matka.
   - Przydział do domu ? - powtórzyła histerycznie. - Może jeszcze mi wsadzą na głowę Tiarę Przydziału .... - odpowiedziało jej znaczące milczenie. - Nie ...
   - Tak - odpowiedzieli jej rodzice jednocześnie, po czym roześmiali się na widok miny ich córki. Po chwili rozległo się wołanie konduktora (już po angielsku), aby wsiadać do pociągu. Było ono bardziej do rodziców, niż do samych uczniów, dające im sygnał, by już wypuścić z objęć i tak nieźle zmaltretowane dzieci. Tess przytuliła matkę.
   - Będę za wami tęsknić - z trudem hamowała łzy.
   - To może wrócisz z nami do domu - nadzieja w głosie Alicji nadal tak żywa jakby znajdowały się w pokoju dziewczyny, a nie na peronie, dwie minuty przed odjazdem.
   - Obejdziemy się bez tego jacuzzi, które mieliśmy zrobić z twojego pokoju - dodał Adam.
   - To bardzo miłe - wybełkotała dziewczyna, przyciśnięta do ojca, - ale skoro jestem już tutaj, to nie mogę zawrócić. Trzymajcie się, i nie zapomnijcie karmić Karmelka! Ma być żywy jak przyjadę na święta.
   - Pisz często ! - krzyczała za nią matka, gdy wsiadała do wagonu.
   - Obiecuję ! - To było ostatnie słowo, jakie wypowiedziała, zanim pociąg ruszył, by wywieźć ją w nieznane. Do nowego jutra.
   Przeczesywała wagony szukając miejsca dla siebie i, ku jej zaskoczeniu, trafiła zupełnie pusty przedział. Bez większego wahania rozsunęła drzwi i zajęła miejsce przy oknie. Gdy, dosłownie, wepchnęła bagaż na półkę znajdującą się nad siedzeniami, naszła ją ochota, żeby zasłonić drzwi i udawać, że przedział jest pełny, ale po chwili zrezygnowała. Nie mogła być taka samolubna. Jedyne co jej została to czekać i modlić się, żeby nikt nie przyszedł.