28 lutego 2013

Rozdział 23

Obniżka cen włosów jednorożców, walka z dementorami i goblinami po upadku Voldemorta, zatargi po meczu Quidditcha, mianowanie Conrada Huracane'a na stanowisko wice ministra… Hermiona siedziała w bibliotece przekopując się przez stertę prenumeraty "Proroka Codziennego" sprzed kilkudziesięciu lat. Szukała tylko pięciu rzeczy, a właściwie, pięciu nazwisk. Na razie, znalazła tylko metryki urodzenia. 365 wydań na rok, a przed nią jeszcze kilkanaście lat. Miała już za sobą pierwszą setkę. Setki stron pełnych najróżniejszych informacji i starych zdjęć. Dziewczyna odłożyła kolejny numer "Proroka" na kupkę przeczytanych gazet i opadła na krzesło. Oczy bolały ją od wczytywania się w malutkie literki gazety, a mięśnie karku błagały o litość od ciągłego pochylania się. Hermiona wykonała parę okrążeń głową w jedną i drugą, próbując rozmasować kark. Nie miała już siły na dalszą lekturę. Zapisała tylko numer gazety, na której skończyła i odłożyła je wszystkie na półkę. Ten niewielki ułamek tego, co musi jeszcze przekartkować.  Schowała zeszyt z notatkami i wyszła z biblioteki, odprowadzona ciekawskim spojrzeniem pani Pince. Skierowała się ku Wielkiej Sali, była bowiem pora śniadania. Najbliższe tygodnie zapowiadały się bardzo ciekawie.
Rozmowa z Umbridge była ostatnią rzeczą, która była jej potrzebna tego dnia. McGonagall podeszła do niej w trakcie posiłku i powiedziała, że ropucha prosi ją o przyjście do swojego gabinetu zaraz po rozpoczęciu lekcji. Na te słowa, dziewczyna zamarła, jednak szybko opanowała przerażenie, które ją zmroziło i zapewniła opiekunkę domu o swojej obecności. Jedyne, czym mogła się zdradzić przed nią były place, które zaczęły wybijać nerwowy rytm. Jeśli nauczycielka coś zauważyła, nie odezwała się słowem, tylko po prostu odeszła w stronę stołu nauczycielskiego. Nogi Hermiony były jak z waty, ale mimo to, wstała i ruszyła do gabinetu Umbridge. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyły pod nim Rona i Dracona.  Chłopcy siedzieli na przygotowanych krzesłach, rzucając sobie nienawistne spojrzenia, oddzieleni jedynym wolnym miejscem. Hermiona zajęła je z mieszanymi uczuciami.  Zachowując pozory, obróciła się w stronę przyjaciela
- Cześć ! - przywitała się. Ten burknął coś w odpowiedzi, wpatrując się w ścianę.
Draco wykazał się w większym taktem i w odpowiedzi delikatnie dotknął jej dłoń swoją tak, by Ron tego nie widział.  Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły i, ku ich zaskoczeniu, wyszła z niego panna Gordon. Z bardzo poważnym wyrazem twarzy, zaprosiła Dracona i Hermionę do środka. Wywołani wstali i weszli do środka. Za wielkim biurkiem, pełnym zdjęć kotów i różowych akcesoriów, siedziała Umbridge, ubrana w dziwną togę. Tuż za nią stał Dumbledore i jakiś młody człowiek, trzymający w rękach notes i pióro.
- Usiądźcie sobie, moi kochani - odezwała się Umbridge, wskazując im stojące przed nią krzesełka.
Hermiona, z sercem walącym jak młot, wykonała polecenie.
- Herbatki ? - zapytała ropucha z paskudnym uśmiechem. Dziewczyna pokręciła głową.  Wiedziała, co te jej herbatki zawierały ostatnim razem. - Tak więc, przejdźmy do rzeczy.  Kilka dni temu wydarzył się straszny wypadek, o którym wiecie, ponieważ byliście jego świadkami. Ta rozmowa ma rzucić trochę światła na to, co się stało.
Młody mężczyzna stojący za Umbridge zaczął notować, gdy tylko kobieta wypowiedziała pierwsze słowa. Robił to z takim zapałem, że Hermiona odniosła wrażenie, iż jest bardzo blisko przedziurawienia kilku kartek na wylot.
- Oczywiście, nie możemy winić samego pana Pottera - ropucha wróciła do tematu. - Młody umysł wystawiony na tak traumatyczne przeżycia nie jest w stanie sam się bronić. Jest wręcz pewnym, że ostatnie wydarzenie spowodowały w nim jakieś nieodwracalne zmiany i myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie chłopca w specjalistycznym zakładzie opieki zdrowotnej, aż do czasu, gdy jego samopoczucie…
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, Dolores - odezwał się Dumbledore. Nie patrzył jednak na nią, lecz w jedną z ramek znajdujących się na biurku. Dopiero po chwili Hermiona zrozumiała, dlaczego tak się dzieje.
- To nie najgorszy pomysł, Dumbledore - w pokoju rozległ się głos Korneliusza Knota. - Chłopiec mógłby odpocząć, a do szkoły wróciłby, kiedy byłby już gotowy.
- Dziękuję, za tę ofertę, Korneliuszu, ale damy sobie z nim radę sami.
- Właśnie widzę, jak się wam to udało - odpowiedział minister. - Dolores, bądź tak łaskawa i obróć mnie przodem do pana Malfoy'a i panny Granger.
Umbridge, z zadowoleniem na twarzy obróciła ramkę. Oczom Hermiony ukazała się młoda twarz Knota.
- Dzień dobry, panie ministrze - przywitali się z Draconem, wstając z miejsc, jak nakazywała etykieta. Nic więcej. Gryfonka nie czuła żadnego szacunku względem tego człowieka. Dla niej był kolejnym żądnym władzy pajacem, który zauważył Voldemorta dopiero wtedy, gdy rozwalił mu pół ministerstwa.
- Witajcie, dzieci - Hermionę zirytował sposób, w jaki się do nich zwrócił. Albo po prostu wciągu tych kilku minut nabawiła się alergii na niego. - Jak już powiedziała pani Umbridge, sprawa jest bardzo ważna, dlatego chciałbym usłyszeć od was, co zdarzyło się tamtej nocy. Może pani zacznie, panno Granger.
Dziewczyna opowiedziała historię, którą w ostatnich dniach powtarzała w myślach setki razy. To jednak nie sprawiło, że czuła się pewniej. Jej dłonie drżały i co chwilę nerwowo przełykała ślinę, nie chcąc się w niczym pomylić. Dopiero przyjazny uśmiech, którym obdarzył ją Dumbledore, sprawił, że zaczęła się powoli uspokajać. Następnie wypowiedział się Draco, powtarzając słowo w słowo to, co ona. Hermionie przeszło przez myśl, że tak naprawdę ona i Malfoy powinni być przesłuchiwani osobno, ponieważ teraz, mogłaby wyskoczyć z czymś, czego nawet wcześniej nie ustalali, a i tak, Draco byłby w stanie to potwierdzić.
- Dobrze. Możecie mi w takim razie powiedzieć, dlaczego nie wezwaliście żadnej pomocy, tylko sami ruszyliście sprawdzić, kim jest rzekomy złodziej ?
- Ponieważ wezwanie pomocy zajęłoby w takim przypadku bardzo dużo czasu, panie ministrze, co mogłoby dać złodziejowi szansę na ucieczkę. Poza tym, poniesienie alarmu mogło go wypłoszyć - odpowiedział rzeczowo Draco. Hermiona była pod wielkim wrażeniem jego opanowania i spokoju.
- Skoro nie znaliście tożsamości rzekomego złodzieja - tu brwi Knota sugestywnie podjechały do góry - dlaczego zaryzykowaliście wejście do środka ? Mógł to być dorosły czarodziej o wiele potężniejszy od was.
- Hogwart - odezwała się Gryfonka, powoli tracąc opanowanie, które chwile wcześniej podziwiała u swojego chłopaka - jak zapewnia ministerstwo, jest doskonale chroniony, tak więc nikt z zewnątrz nie jest w stanie wedrzeć się do zamku. Jedynymi, potężnymi czarodziejami są w tej szkole nauczyciele. Gdyby któryś z nich potrzebował jakiegoś eliksiru, z pewnością zgłosiłby się bezpośrednio do profesora Snape'a, zanim okradłby jego gabinet. Poza tym, mieliśmy przewagę liczebną.
- Skąd ta pewność, panno Granger ? - oczy ministra zaświeciły się jak u dziecka widzącego prezenty pod choinką.
- Gdyby zamieszanych było w to więcej osób, ktoś z pewnością stałby na czatach, nie pozwalając nikomu na wejście do pomieszczenia.
- Może chcieli wynieść jak najwięcej rzeczy, a we dwójkę mogliby zabrać więcej w krótszym czasie - wtrąciła Umbridge.
- Gdyby jeden stał na czatach, drugi miałby więcej czasu, czyli mógłby nie tylko zabrać więcej rzeczy, ale także wybrać te o większej wartości, proszę pani - Hermiona uśmiechnęła się przesłodko do kobiety, przedrzeźniając ją. Kątem oka zobaczyła, jak Draco uśmiecha się pod nosem.
- Dobrze - odezwał się minister. - Skoro tę sprawę sobie wyjaśniliśmy, przejdźmy do następnej. Panno Granger, jak wszyscy tu obecni wiemy, przyjaźni się pani z panem Potterem. Czy ma pani jakieś podejrzenia co do powodu, dla którego pani przyjaciel chciał się zabić ?
- Hm, pomyślmy… Może dlatego, że Voldemort zamordował jego rodziców. Co powiem pan na to, panie ministrze ?
Po jej słowach, w pokoju zapadła cisza. W powietrzu czuć było napięcie, które rosło z każdą sekundą, bliskie wybuchu.
- Nie ma żadnych dowodów, wskazujących na to, że za popełnieniem tej okropnej zbrodni stoi Sama-Pani-Wie-Kto lub jego poplecznicy.
- Przecież byli naoczni świadkowie !
- Mugole, którzy w każdym cieniu na ulicy widzą mordercę z nożem.
- Voldemort skontaktował się z Harrym na kilka dni przed świętami ! Zgłosiliśmy to profesorowi Dumbledore'owi tego samego dnia ! - emocje dziewczyny zaczęły brać górę nad rozsądkiem.
- Rzeczywiście, Dumbledore wspominał mi o tym…
- I zlekceważył to pan ?!
- To tylko wymysły chłopca, który próbuje zwrócić na siebie uwagę. Spójrzmy prawdzie w oczy. Bez Sami-Wiecie-Kogo, pan Potter stracił całą swoją chwałę i sławę "Wybrańca". To, na co patrzymy to zaledwie daremne próby zmienienia tego stanu rze….
- Nie rozumiem jak może być pan tak ślepy ! - Hermiona zerwała się na równe nogi. - Niektórzy oddaliby wszystko, by żyć jeszcze raz i naprawić swoje błędy, ale pan je tylko powtarza. Ostatnim razem, gdy zlekceważył pan Harry'ego musiało dojść do śmierci niewinnego człowieka, włamania do ministerstwa i tortur po których ludzie nosili blizny do końca życia - Gryfonka nieświadomie złapała się za lewą dłoń, wspominając dłoń Harry'ego pokrytą ciemną linią układającą się w słowa : "Nie będę opowiadał kłamstw" - A on wrócił. Jeśli chce pan pozwolić, by to znów się działo, droga wolna, ale może być pan pewien, że my tak tego nie zostawimy. Nie stchórzymy - z tymi słowami wybiegła z gabinetu, nie zwracając uwagi na krzyki oburzonego ministra i ropuchy.
Z mściwą satysfakcją pomyślała o uśmiechu Dumbledore'a, który zauważyła pod koniec tej "rozmowy". W swoim mniemaniu postąpiła słusznie. Pal licho wszystkie zasady dobrego wychowania. 
- Co się stało ? - zapytał zaskoczony Ron.
- Nic takiego. Wymieniałam uprzejmości z panem ministrem.
- Ronald Wesley ? - na korytarzu pojawiła się Daphne. - Jesteś następny.
Rudzielec wstał i z przerażeniem na twarzy wszedł do gabinetu. Hermiona wiedziała, że powinna była poczekać na Dracona, ale było miejsce, w którym musiała teraz być.
Pani Pomfrey nie była zbyt zadowolona z tej wizyty, ale wpuściła ją bez problemu. Harry nadal leżał w Skrzydle Szpitalnym, ale czuł się już o wiele lepiej. Teraz siedział, czytając jakąś książkę.
- Hej - przywitała się, siadając na krześle stojący obok.
- O, cześć ! - Harry odłożył lekturę. - Co ty tutaj robisz i to w trakcie lekcji ?
- A nic. Przechodziłam nieopodal i postanowiłam wpaść na chwilę, żeby ci powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważny i jak bardzo jesteś mi potrzebny.
- Herm, posłuchaj…
- Nie, Harry. Ty posłuchaj. Nie jesteś bezwartościowy. Co z tego, że nie jesteś już horkruksem ani wybrańcem ? Tu nie chodziło tylko o to, czym jesteś, ale jaki jesteś. Twoja odwaga, chęć walki, determinacja, przywiązanie do przyjaciół… to się w tobie liczy. Dlatego stałeś się dla nas wszystkich nadzieją i znakiem zwycięstwa. Twoje czyny, nie tytuły. I powiedz mi, jak mogłeś choć nawet przez sekundę pomyśleć, że nam na tobie nie zależy ? Jesteś dla mnie jak brat. Roztrzepany, niechlujny, bardzo utalentowany w lataniu na miotle i ukochany brat, za którego oddałabym życie. To dzięki tobie i Ronowi poradziłam sobie po zerwaniu z Charlesem i tylko dzięki wam - głos Hermiona zaczął się łamać. Harry, chcąc ją pocieszyć chwycił jej dłoń. - Gdyby coś ci się stało… - dziewczyna pokręciła głową. Nie potrafiła znaleźć słów, którymi mogłaby to opisać. - Nie wybaczyłabym sobie do końca życia…
- Hermiono, ale ja tego nie widziałem.  Chciałem z wami porozmawiać, ale żadne z was nie bardzo miało na to ochotę.
- Ponieważ kiedy próbowaliśmy to zrobić wcześniej, o mało się na nas nie rzuciłeś z klątwami. Czekaliśmy na jakiś znak, ale byliśmy zbyt zabiegani, by go w końcu zauważyć - Hermiona uśmiechnęła się smutno.
- Ej, tylko bez wyrzutów sumienia. To moja wina i tylko moja. Ja… nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Przepraszam cię - Gryfonka wstała i jak najdelikatniej przytuliła przyjaciela. Dopiero teraz odczuła ten dziwny, wewnętrzny spokój, którego brakowało jej w ciągu ostatnich kilku dni.
- Zdrowiej, dobrze ? Do końca tygodnia masz stanąć na nogi.
- Dobrze, dobrze.
- Przyjdziemy z Ronem po lekcjach z notatkami- zapowiedziała. Grymas na twarzy Harry'ego, który pojawił się po tych słowach był bardzo wymowny. - Wierz mi, lepiej, żebyś nie nadrabiał tego w weekend - chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi. - Do zobaczenia.
- Cześć.
Cały tydzień minął Hermionie bardzo szybko. Między lekcjami, albo siedziała u Harry'ego, albo wertowała sterty "Proroka Codziennego". Jak na razie, jej poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów.  Na odrabianie lekcji zostało jej niewiele czasu, a na spotkania z Draconem, jeszcze mniej. Ich maskarada trwała w najlepsze. Kłócili się, jak zwykle. Wyzywali, jak zwykle i posyłali nienawistne spojrzenia. Ale tak się działo tylko wtedy, gdy ktoś na nich patrzył. "Przypadkowe" dotknięcia rąk, liściki w torbie Hermiony a propozycją spotkania lub niewinny uśmiech posłany znad książki. Gryfonka przez jakiś czas czuła się, jakby grała w jakieś głupiej komedii romantycznej. Tak czy inaczej, kartka, którą znalazła w piątek głosiła: sobota, 11: 00 - Hogsmead.
Walentynki w sobotę, w którą wypada wyjście do Hogsmead. Uczniowie Hogwartu, a przynajmniej żeńska część, byli zachwyceni. Hermiona również, ale z drugiej strony nie chciała zostawiać Harry'ego samego.  Jednak, gdy okazało się, że Ron również ma swoje plany, Harry wręcz nakazał im iść do Hogsmead. Gryfonka czuła jednak, że kryje za tym coś więcej, niż zwykła troska, by nie psuć im planów. Z uśmiechem na ustach wyszła ze Skrzydła Szpitalnego.
W Hogsmead, krążyła między uliczkami czekając na jakikolwiek znak od Dracona. Oczywiście, prędzej zatroszczyła się o prezent dla niego, który teraz bezpiecznie spoczywał w jej torbie. Miasteczko było całkowicie przyozdobione serduszkami, czerwonymi światełkami, lizakami, poduszeczkami i wszędzie wisiały oferty "dla dwojga", czyli najróżniejsze desery, dania, napoje i inne rzeczy. I zakochani. Większość z tych par była jej doskonale znana, ale niektóre związki były dla niej wielkim zaskoczeniem. W szkole często ciężko było stwierdzić, kto jest z kim, lecz tego dnia, nic już nie było tajemnicą.  Hermiona skręciła w jedną z większych, bocznych uliczek, gdy zobaczyła Dracona. Szedł wraz ze swoją świtą, a na drodze stali im Ron i Lavender. To nie wróżyło nic dobrego, biorąc pod uwagę miny Crabbe'a i Goyle'a. Wszystko stało się tak szybko, że dziewczyna nie wiedziała nawet kiedy. W jednej chwili wszyscy stali, a w drugiej, Ron i Draco leżeli wywróceni w śniegu, jeden na drugim. Brown stała z boku, zasłaniając usta dłonią. Z grupki Ślizgonów słychać było chichoty. Draco podniósł się z ziemi i zaczął krzyczeć na Rona. Wesley również wstał, cały czerwony na twarzy. Burknął coś tylko i odszedł, ciągnąc za sobą zszokowaną Lavender. Hermiona nie bardzo wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.  Po prostu bez słowa szła dalej. Kiedy mijała grupkę, poczuła, że ktoś wkłada coś do jej kieszeni. Dopiero za rogiem sprawdziła co to było. Ulotka z ofertą na Walentynki z Ziemi Niczyjej. Ciekawa nazwa. Gryfonka próbowała sobie przypomnieć, gdzie znajdowała się restauracja. Dopiero po chwili zrozumiała, że Ziemia Niczyja jest tuż przy samym końcu miasta, niedaleko lasu. Dotarcie na miejsce zabrało jej kilka minut. Ziemia Niczyja była niewielkim budynkiem, z kremowymi ścianami i czerwonym dachem, również jak inne miejsca, przyozdobiona na Walentynki. Przez okna widać było ludzi kręcących się po lokalu. Hermiona chciała otworzyć drzwi, gdy jej uwagę przykuła czerwona róża, leżąca w śniegu. Dziewczyna podniosła kwiat z ziemi i delikatnie pogładziła jego płatki. Biedny, musiał już nieźle zmarznąć. Kilka metrów dalej znajdował się następny. A dalej, jeszcze jeden. Hermiona zebrała je wszystkie. Róże wyznaczały ścieżkę do drzwi na tyłach budynku. Dziewczyna nacisnęła delikatnie klamkę i weszła do środka. Nagle, ktoś przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował.
Hermiona nie musiała otwierać oczu by wiedzieć, kto. Za dobrze znała smak tych ust. Oddała pocałunek, cały czas uważając, by nie zgnieść róż, które znajdowały się między nimi.
- Hej - wyszeptała, gdy skończyli. W odpowiedzi Draco złożył na jej wargach jeszcze jeden pocałunek.  Z jej ust wyrwało się zdradzieckie westchnięcie. W ciemnościach pomieszczenia mignął jej uśmiech chłopaka. - Co to za miejsce ?
- Hm… można to nazwać wejściem do lokalu - Draco pomógł zdjąć jej płaszcz.
Z małego przejścia, weszli do większego pokoju, praktycznie pustego. Na samym środku pomieszczenia stał stój dla dwóch osób, przykryty białym obrusem i elegancko zostawiony. Hermiona spojrzała na swoje ubranie. Idąc do Hogsmead nie przygotowywała się za bardzo na nic takiego. Nie wyglądała źle, ale takiego stroju z pewnością nie włożyłaby do eleganckiej restauracji. Kątem oka przyjrzała się Draconowi. Był ubrany schludnie, ale w miarę zwyczajnie. Bo czy ktoś taki jak on może wyglądać zwyczajnie ?
- To nasz ? - zapytała Hermiona z obawą.
- Nie. Nasz jest na górze - Draco chwycił jej dłoń i pociągnął ją w stronę schodów.
Pomijając fakt, że o mało nie wywalili się na schodach, jak na razie wszystko zapowiadało się bardzo interesująco. Na górze, już nie było tak pusto. Pomieszczenie sprawiało wrażenie przytulnego, ciepłego, pełnego życia, mimo, że znajdował się w nim tylko wysoki stolik i dwa równie wysokie krzesła. Za oknem widać było ludzi przechodzących przed Ziemią Niczyją. Tylko sęk w tym, że na takim pustkowiu było to niemożliwe.
- To zaczarowane okna - wytłumaczył jej chłopak. - Pokazują widok z głównej ulicy.  
Hermiona podeszła do nich i dotknęła palcem zimnej szyby. Obraz zaczął drgać, jak tafla wody wzburzona kroplą deszczu. Iluzja. Piękna i realistyczna, ale nadal iluzja. Tak samo jak to miejsce. Nagle czułe ręce objęły ją od tyłu, a broda Dracona spoczęła na jej ramieniu.
- O czym myślisz ? - wyszeptał w jej ucho. Po ciele dziewczyny przeszły przyjemne dreszcze. Wyobrażała sobie, jakby to było siedzieć teraz właśnie w takim miejscu. Zupełnie na widoku, nie martwiąc się, że ktoś ich zobaczy. Nie ukrywać się po kątach, tylko pokazać im wszystkim, jak bardzo są szczęśliwi.
- O niczym - odpowiedziała po chwili. Odwróciła się przodem do chłopaka. Draco nadal trzymał ją w ramionach, gdy oparła się o niego i zamknęła oczy.
Tydzień. Cały, długi, niekończący się tydzień. Tyle minęło odkąd mogli na spokojnie pobyć ze sobą. Były spojrzenia, uśmiechy, liściki, ale to właśnie za takimi chwilami Hermiona tęskniła najbardziej. Samo ich wspomnienie sprawiało, że rano znajdowała siłę, by wstać z łóżka. Potrzebowała ich jak powietrza. Tak samo jak potrzebowała jego.
- Stęskniłam się za tobą, wiesz ? - powiedziała w jego sweter.
- Ja za tobą też - odpowiedział, zakładając za jej ucho niesforny kosmyk włosów.
Dziewczyna z westchnieniem, wyplątała się z jego objęć i ruszyła w kierunku stolika. Draco pomógł jej zająć miejsce i usiadł naprzeciwko.  Na stole pojawiły się dwa, parujące kubki. Hermiona wzięła do ręki jeden z nich i upiła łyk. Gorąca czekolada. Chłopak nie ruszył swojego, tylko przyglądał jej się uważnie.
- Tak więc - zaczął, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Bardzo podobało mi się twoje wystąpienie przed ministrem w poniedziałek.
Hermiona, która akurat brała kolejny łyk, zakrztusiła się. Odstawiła kubek i spojrzała zaskoczona na Dracona.
- Proszę cię, nawet o tym nie wspominaj.
- Kiedy się wściekasz, wyglądasz bardzo ładnie.
- Draco, przestań. Proszę - chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
- Już nic nie mówię.
- Nie mów, mów. Na przykład, skąd wytrzasnąłeś to miejsce ?!
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, tak naprawdę. Okazało się, że rodzice Dracona mają dość duże udziały w lokalu, tak więc, Draco dostał ten pokój na wyłączność, gdyby chciał się z kimś spotkać. Hermiona nie chciała myśleć ile dziewczyn przed nią podziwiało te widoki. Siedzieli tak minutę, a może godzinę. Nie wiadomo. Przy Draconie pojęcia takie jak czas i miejsce przestawały istnieć. Liczył się on. I tylko on.
- Mam coś dla ciebie - oświadczył Draco znienacka. Odwrócił się do tyłu i wyciągnął coś z płaszcza. W jego dłoni spoczywało małe pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką. Hermiona wzięła od niego prezent i rozwiązała wstążkę. Otworzyła wieczko, wstrzymując oddech.  W pudełeczku, na ciemnej poduszeczce spoczywało małe serduszko. Była to cyrkonia, obramowana srebrem. Taką przynajmniej miała nadzieję Hermiona.
-  Dziękuję - powiedziała, wyciągając je z pudełka. - Jest prześliczne. - Ogarnęło ją niesamowite wzruszenie. Teraz będzie miała przy sobie coś, co będzie jej przypominać o nim przez cały czas. Małą cząsteczkę Draco, która będzie zawsze przy niej. Ta myśl wprawiła ją w euforię. - Pomożesz ?
Chłopak wziął od niej naszyjnik i stanął za dziewczyną.  Hermiona podniosła włosy, by ułatwić mu zadanie. Po chwili serduszko znalazło się na właściwym miejscu.
- Dziękuję - powtórzyła i złożyła na jego ustach pocałunek.
- Nie ściągaj go - poprosił. - I za każdym razem, gdy na niego spojrzysz, przypomnij sobie chwile takie jak ta - Draco nachylił się nad nią i jakby chciał przypieczętować jej obietnicę, pocałował, długo i namiętnie. Jego dłonie powędrowały na jej szyje, delikatnie pieszcząc obojczyk dziewczyny. Hermiona miała wrażenie, że płonie. Tym jednym dotknięciem, Draco odsłonił detonator bomby, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Bomby emocji i uczuć, których dziewczyna jeszcze nie znała, a które z każdym dniem rosły i stawały się coraz silniejsze.
- Też mam coś dla ciebie - powiedziała spod jego warg.
Wyciągnęła prezent z torby i wręczyły mu go. Kształtem przypominał książkę, więc Draco skrzywił się na jego widok, lecz nic nie powiedział. Spokojnie odpakował na pierwszy rzut oka, zwykły zeszyt.
- To jeden z dwóch bliźniaczych zeszytów - wytłumaczyła Hermiona. - Ja mam drugi. Cokolwiek napiszesz w swoim, pojawi się w moim, i na odwrót, ale tylko wtedy, gdy wypowiesz formułkę. Otwórz - zachęciła.
Na drugiej stronie Draco znalazł napis, który Hermiona zamieściła tam zaraz po kupieniu zeszytów: Szczęśliwych Walentynek, Draco.
- Szczęśliwych Walentynek, Hermiono.


Przepraszam Was, za to praktycznie dwu dniowe opóźnienie, ale starałam się, by przy tak ważnym rozdziale, wszystko było idealnie. Mam nadzieje, że Was nie zawiodłam i stwierdzicie, że warto było czekać :) Przepraszam za wszystkie błędy i literówki :) I mam do Was małe pytanie, jak myślicie, kto będzie Walentynką Harry'ego ?? :D 
PS. Chciałabym coś zmienić w wyglądzie bloga - jestem na etapie prób i błędów, jak widać. Jeśli macie jakieś propozycje, piszcie w komentarzach, Z góry dziękuję :) 

19 lutego 2013

Rozdział 22


Pierwszą rzeczą, jaką Hermiona poczuła po przebudzeniu się było przyjemne ciepło. Nie to zwykłe, które dawała kołdra, tylko ciepło drugiej osoby. Zaskoczona, otworzyła oczy, ale w pomieszczeniu panowała zupełna ciemność. Wspomnienia poprzedniego wieczoru wróciły i tylko bliskość Ślizgona pozwoliła Gryfonce wziąć się w garść. Hermiona wzięła głębszy wdech i wypuściła powietrze dopiero w momencie, w którym była pewna, że jest całkowicie spokojna. Jeśli w takiej sytuacji istniało coś takiego jak spokój. To, że czuła przy Draconie skrępowanie, nie było dla niej żadną nowością. Natomiast bezpieczeństwo i ukojenie, jakie przynosił jego dotyk, zaskoczyły ją zupełnie. Hermiona wtuliła się w niego jeszcze bardziej i z czułością dotknęła jego policzek. Draco w ciągu tych kilku miesięcy stał się najważniejszą osobą w całym jej życiu i chociaż nie chciała tego przed sobą przyznać, potrzebowała go i jego bliskości jak nikogo i niczego innego. Szkoda tylko, że ona nic dla niego nie znaczyła. I nigdy nie będzie… Na tą myśl dziewczyna spięła się, jakby chciała zablokować niewidzialny cios prosto w serce. Nagle dłoń, która spoczywała na jej plecach przesunęła się na jej talię i przycisnęła ją bliżej do swojego właściciela.
- Nie jesteś tylko zabawką - usłyszała.
- Odniosłam nieco inne wrażenie - Hermiona poczuła nagły ścisk w gardle. Próbowała się podnieść, ale silne dłonie Dracona nie pozwoliły jej na najmniejszy ruch. Wizja prowadzenia tej rozmowy w takiej pozycji nie była zbyt kusząca. - Raczej nie tak zachowujesz się w stosunku do kogoś, kogo traktujesz poważnie.
- Ty też mi nawymyślałaś - próbował się bronić.
- Ale ty zacząłeś - odbiła. - Gdybyś…
- Chcesz się o to teraz kłócić - przerwał jej - czy wysłuchać do końca co chcę ci powiedzieć ?
Hermiona natychmiast zamknęła usta, chociaż malutka część jej natury chciała postawić na swoim.
- Zrobiłem to - Hermiona poczuła jak Draco bierze głębszy wdech - ponieważ myślałem, że tak będzie lepiej. To coś, co jest między nami, a nie zaprzeczaj, że to istnieje - powiedział w momencie, w którym dziewczyna chciała się odezwać - nie ma najmniejszego sensu. Pochodzimy z dwóch zupełnie innych światów, a dzieli nas wszystko. Zostałem wychowany, by gardzić ludźmi twojego pokroju, w poczuciu wyższości nad wszystkimi i wszystkim co ma związek z mugolami. Poza tym, jesteś z Gryffindoru, a ja ze Slytherinu, czyli z domów, które od wieków pałają do siebie wielką wrogością i nienawiścią. Myślisz, że jak zareagowaliby na wieść o nas? Zaczęli bić brawo i składać gratulacje ? - sarknął. - Wtedy z pewnością stanęłabyś przed wyborem albo ja, albo twoi przyjaciele. I nie chodzi mi nawet o to, kogo byś wybrała, ale o to jak wiele bólu kosztowałaby cię tak trudna decyzja.   Czy wieloletnia przyjaźń warta jest związku, w którym czeka cię nie tylko wiele przeszkód, ale który może się niespodziewanie skończyć, bo "to coś" nagle zniknie ? By być z kimś, kto przez tyle lat zadał ci tyle bólu i upokarzał przy każdej okazji ? Nie. I to dlatego tak postąpiłem. Nie chciałem skazywać cię na taki los. N… - Hermiona nie wytrzymała. Wykorzystując to, że Draco jest zajęty swoją przemową, przewróciła się na brzuch, tak, że teraz leżeli twarzą w twarz i zakryła mu usta dłonią.
- Sądzisz, że ja również o tym nie pomyślałam ? - zapytała patrząc mu w oczy. Ślizgon chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mu na to. - Tego dnia także chciałam to skończyć.  Chciałam, żeby to uczucie zniknęło, umarło. Ale te dwa miesiące. Te dwa cholernie długie miesiące, uświadomiły mi, że chcę podjąć to ryzyko. Jesteś dla mnie bardzo ważny i jeśli czujesz to samo, chcę spróbować - zdjęła rękę z jego ust. Nie wiedziała, skąd wzięła w sobie odwagę, by to powiedzieć, ale zrobiła to i czuła się z tym … dobrze. Draco nachylił się, by ją pocałować, ale Hermiona wykonała szybki unik. - Jaka jest twoja odpowiedź ?
- Chcę - odpowiedział.
- Co "chcesz" ?  - Draco westchnął i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Jesteś najbliższą mi i najważniejszą osobą w całym moim życiu. I chcę spróbować - po tych słowach wpił się w jej usta.
Ten pocałunek był zupełnie inny od ich pierwszego. Gwałtowny, namiętny i pełen tęsknoty, jakby za jego pomocą chcieli wyrzucić z siebie te wszystkie emocje, które kłębiły się w nich od miesięcy. Ruchy ich warg były szybkie i gwałtowne, czasami wręcz brutalne. Hermiona poczuła jak dłonie Dracona zaciskają się na jej talii. Sekundę później, zamienili się miejscami. Teraz to ona leżała na łóżku, a Draco, oparty na ramionach, znajdował się tuż nad nią. Dziewczyna zaśmiała się prostu w jego usta. Gdy wrócili do przerwanej czynności, Hermiona zarzuciła ręce na szyję Dracona i zanurzyła dłonie w jego włosach.  Dopiero teraz, gdy był tak blisko, zrozumiała jak bardzo za nim tęskniła. To, co czuła wcześniej było niczym, w porównaniu z tym, co towarzyszyło jej teraz. Dzieliły ich dosłownie minimetry, ale oboje chcieli być jeszcze bliżej. 
Jakiś czas później, oderwali się od siebie, dusząc ciężko. Każdemu z nich powoli zaczynało brakować powietrza.  Hermiona podniosła się, a Draco oparł się o deskę w nogach łóżka. Siedzieli tak przez chwilę, powoli dochodząc do siebie. Gryfonka spojrzała na chłopaka. Miał na twarzy rumieńce, z czym wyglądał dla niej bardzo … nie po draconowemu, dlatego roześmiała się.
- Co cię tak rozbawiło ? - zapytał Draco.
- Nic, po prostu nie do twarzy ci w czerwieni - uśmiechnęła się. Ślizgon przysunął się bliżej niej.
- Tobie za to bardzo - pogładził ją delikatnie po policzku. Hermiona niepewnie podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy.  W normalnie pustej szarości widziała teraz podekscytowanie.  Lekko nim zawstydzona, odwróciła głowę. - Co zamierzasz zrobić z tak rozpoczętą nocą ?
Dziewczyna sprawdziła godzinę na budziku. Dochodziła trzecia. Gdyby wróciła teraz, uniknęłaby nieprzyjemnych pytań nad ranem.  Przynajmniej do momentu, w którym dowiedzieliby się co zrobił Harry.
- Mam zamiar iść spać - Draco przesunął się, robiąc jej miejsce - ale w swoim łóżku.  
- Właśnie to miałem na myśli - mruknął, ale po chwili dodał głośniej: - Skoro chcesz już iść, to musimy jeszcze omówić parę spraw.
- Jakich spraw ?
- Na przykład, nasze wytłumaczenie, jak znaleźliśmy Pottera.
Hermiona westchnęła zrezygnowana. To zapowiadało długą noc.      
Gdy w końcu wszystko uzgodnili, było parę minut po czwartej. Hermiona pędziła przez korytarze, chcą jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej wieży. Ku jej zaskoczeniu, Gruba Dama nie prawiła jej żadnych kazań, tylko bez słowa otworzyła przejście. W salonie panowało zamieszanie. Syriusz, Ron i bliźniacy kręcili się po pokoju, każdy we własnym tempie wyznaczał swoją ścieżkę. Pani Weasley siedziała na jednym z foteli tuż przy kominku, bardzo blada, a tuż za nią stał jej mąż. Naprzeciwko nich Tonks cicho płakała w ramionach Lupina. Gdy tylko Gryfonka przekroczyła próg, wszyscy rzucili się w jej kierunku. Pani Weasley przytuliła ją mocno i ciągle powtarzała : "Jak dobrze, że go znalazłaś", natomiast Syriusz zarzucił gradem pytań, nie dając nawet czasu na odpowiedź.  Z pomocą przyszli jej pan Weasley i Lupin, którzy przywołali zebranych do porządku i przetransportowali całą grupę na kanapę. Hermiona usiadła między Ronem a Fredem.
- Wiecie co z nim ? - zapytała Lupina.
- Dostał antidotum, ale nadal się nie obudził. Najbliższe godziny będą decydujące.
- A my zamiast być przy Harrym, musimy siedzieć tutaj - prychnął Syriusz. - Pomfrey i jej zasady - zrobił minę, jakby ktoś pokazał mu smarki trolla pod lupą.
- Gdzie dokładnie go znaleźliście ? - zapytała Tonks. Jej twarz była czerwona, a oczy napuchnięte od płaczu.  Żywy, różowy kolor włosów zniknął, zastąpiony przez delikatny brąz.
Hermiona wzięła głębszych oddech, przygotowując się psychicznie na długą opowieść. Wytrwale odpowiadała na każde pytanie. Gdy w końcu Rona zaciekawiło, jakim cudem Malfoy znalazł się w gabinecie Snape'a z nią, przydało się jedno z ich ustaleń. Wersja oficjalna głosiła, że umówili się po lekcjach, na małej próbie do przedstawienia, które było karą od Flitwicka za zniszczenie sali od zaklęć. Nie było łatwo jej kłamać, ale musiała to zrobić. Od dalszego przesłuchania uwolniła ją profesor McGonagall, która przyszła zawiadomić Syriusza, że Harry obudził się i chcę się z nim widzieć. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Niestety, pani Pomfrey nie zgodziła się na wizytę uczniów, więc bliźniacy, Ron i Hermiona musieli zostać. Niezadowoleni, wrócili na sofę.
- Nie wierzę, że Harry mógł zrobić coś takiego - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
- Uwierzysz, jak przeczytasz to - Ron podał jej kopertę.
- Co to ?
- Czytaj - polecił.
Gryfonka otworzyła ją trzęsącymi się dłońmi. W środku znajdowała się kartka papieru zapisana tak dobrze jej znanym pismem Harry'ego.
Ron,
Wiem, że będziesz się wściekał, ale to najlepsze wyjście. Moi rodzice odeszli, więc co mi zostało ? W pewnie w tej chwili rzucisz coś w stylu : Ale Sam-Wiesz-Kto nie. Jeśli chodzi o niego, nie jestem wam już do niczego potrzebny. Nie jestem żadnym wybrańcem, ani horkruksem. Pokonacie go bez mojej pomocy. Nie będziecie musieli już dłużej udawać, że wam na mnie zależy. Ginny także odeszła. Każdy dzień bez niej nie ma sensu. Zabrała ze sobą wszystko, co się liczyło, bo ona była wszystkim. Dlatego moje istnienie straciło sens. Nie ma już powodu, dla którego miałbym żyć. Może tam, gdziekolwiek to jest, będzie lepiej. Znów będę z nimi, a to najważniejsze.
 Przeproś w moim imieniu Syriusza i twoją matkę. Powiedz też Ginny, że życzę jej szczęścia. Niech jej się ułoży z Blaisem, jeśli taki jest jej wybór. I zaopiekuj się Hermioną. Ona teraz bardzo tego potrzebuje.
                                                                                                                              Harry    
Pod koniec nie była w stanie utrzymać listu. Kartka powoli opadła na ziemię, lekko lądując na jej stopach.  Ron podniósł kartkę, zgniótł ją i ze złością wrzucił do kominka. Dziewczyna patrzyła, jak ogień powoli trawi słowa, którymi Harry chciał się z nimi pożegnać.
- Skończony idiota - Ron kopnął w sofę.
- Uspokój się ! - Hermiona podeszła do przyjaciela. - Nic mu nie jest, przeżył.
- Jak mam się uspokoić ?! - twarz chłopaka zrobiła się czerwona. - On chciał się zabić !
- Ale tego nie zrobił - wtrącił się George.
- Jeżeli chcesz mu teraz pomóc, to przemów do rozsądku Ginny - dodał Fred. - Albo znajdź Voldemorta. Opcji do wyboru do koloru.
- Niby jak to zrobić ? - zakpił ich brat. Hermiona spojrzała na niego uważnie.
- Chyba wiem jak.
Siedzieli przy jednym ze stołów, gdy na schodach dało się słyszeć kroki i do salonu wpadł Ron.
- Mam to ! - pomachał im przed nosem archiwami szkolnymi.
- Dobrze - Hermiona otworzyła książkę, którą pożyczyła jakiś czas temu od Dumbledore'a. W zamęcie tego wszystkiego, co działo się ostatnimi czasy, zupełnie o niej zapomniała. Będzie musiała ją niedługo oddać. - Spójrzmy. Możesz wykreślić… Briana Doyle'a, Christophera McKingley'a, Thomasa Gibbsona, Liama Harrisona… - dziewczyna wymieniła jeszcze kilkanaście nazwisk zanim dotarli do końca - … i Morgana Thomsona.
- Ok., to daje nam… jakieś dziesięć nazwisk, które musimy sprawdzić - chłopak wyciągnął pióro i zapisał część. - Masz, te są twoje. Ja wezmę resztę.
- Dzięki - Hermiona opadła zmęczona na najbliższy fotel. Dochodziła szósta. Niedługo wieża Gryffindoru znów ożyje.  A hałas i gwar były ostatnimi rzeczami, których w tym momencie potrzebowała.
- Nie wiem, jak wy, ale my spadamy - odezwał się Fred.
- Do Harry'ego i tak nasz jeszcze nie wpuszczą - zgodził się Ron. - Trochę snu też się przyda.
- Dobranoc ! - bliźniacy zniknęli na schodach. Ich brat ruszył za nimi.
Po raz pierwszy, odkąd to wszystko się zaczęło, Hermiona w końcu została sama. Cisza, która zapanowała po wyjściu chłopaków była wręcz nienaturalnie przyjemna. Cała adrenalina i zdenerwowanie opuściły ją, zostawiając ogromne zmęczenie. Dziewczyna niechętnie podniosła się z zajmowanego mebla i ruszyła w stronę schodów. Ostatkiem sił otworzyła drzwi i dotarła do łóżka. Całą siłę woli włożyła w to, by przebrać się w piżamę i po chwili leżała już pod kołdrą. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała, był dźwięk spadającej z jej posłania książki.
Ranek, a właściwie popołudnie obudziło ją promieniami słońca, co było dość dziwne o tej porze roku . Hermiona rozejrzała się po pokoju i dostrzegła Parvati śpiącą na swoim łóżku. Oprócz niej, w pomieszczeniu nie było żywej duszy. Hermiona ostrożnie wstała i zasłoniła zasłony, by móc się przebrać. Wtedy właśnie zauważyła spis reinkarnacji, który leżał na podłodze, tuż obok jej łóżka, grzbietem do góry. Podniosła książkę i z pewnością by ją zamknęła, gdyby nie napis "Hermiona Granger", a prawym górnym rogu. Zaczęła czytać, ale coś jej się nie zgadzało. Sprawdziła dane. Wszystko było dobrze, ale coś nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że pod słowem "Pluskota", przebija się coś innego.
- Aperacjum - wycelowała różdżką w książkę, ale nic się nie stało. Spróbowała jeszcze raz, ale nic to nie dało. Pewnie tylko jej się przywidziało.  
Takie samo wrażenie cienia było przy jej dacie urodzenia i nazwisku rodziców. Hermiona patrzyła na to wszystko i nic nie rozumiała. Może po prostu pomylili się przy wpisywaniu danych do księgi ? Tak, to z pewnością to.  Zatrzasnęła książkę i odłożyła ją na półkę. Będzie musiała ją zwrócić Dumbledore'owi w najbliższym czasie.
- Przecież księga jest zaczarowana - podpowiedział głos w jej głowie - sama się wypełnia.
- I co z tego - odezwał się drugi. - Każdy może się pomylić. Nawe stara, magiczna książka. Prawda ?

Wizyta u Harry'ego pełna była łez, wyzwisk i wyrzutów sumienia. W końcu to ona powinna go pilnować. Dumbledore prosił, by mięli go z Ronem na oku. Rudzielec nie szczędził Harry'emu swojego zdania na temat jego zachowania. Potem jednak spuścił z tonu i zaczął z nim rozmawiać o błahostkach, byleby mówić. Hermiona patrzyła na nich z pewnym wzruszeniem w sercu. Jasne, kochała tych wariatów jak braci, ale ta chwila sprawiła, że wiedziała jak bardzo są jej bliscy.
- Obiecaj, że już więcej tego nie zrobisz ! - rozkazała Hermiona, gdy już musieli z Ronem wyjść na czas kolacji.
- Ja…. - zaczął niepewnie Harry.  
- Obiecaj - powtórzyła mocniej.
- Obiecuję - odpowiedział Harry. Na jego bladej, spoconej twarzy pojawił się na chwilę uśmiech, który zgasł na widok osoby wchodzącej do pomieszczenia. Przez tłum przepychała się Ginny.
Hermiona i Ron odeszli od Harry'ego chcąc zostawić ich samych. Kiedy dziewczyna ich mijała, Hermiona poczuła, jak przyjaciel chwyta ją za ręce.
- Proszę - powiedział. - Trzymaj mnie, bo zaraz jej przyłożę.
- Ron, opanuj się - odciągnęła go trochę dalej.
- Jak mogła zrobić mu coś takiego ?!
- Jest dziewczyną, to wystarczająca odpowiedź - tuż za nimi pojawił się Syriusz.
- Wielkie dzięki - mruknęła Hermiona.
- Jesteś wyjątkiem, który potwierdza regułę - mrugnął do niej.
- Ciekawa jestem, która ci tak dopiekła, że masz takie zdanie o nas.
- Nikt mi nie dopiekł - odpowiedział urażony. - Po prostu swoje przeżyłem i widziałem co takie potrafią zrobić z facetem. Mnie, to oczywiście, nie dotyczy.
- Tak, jasne - zaśmiał się Ron. - Spytamy Lupina, on będzie wiedział…
- Ani mi się ważcie - wysyczał Syriusz, patrząc na nich groźnie. Po chwili jednak roześmiał się i odszedł.
- Lupin na pewno będzie wiedział - powtórzył Ron, gdy zbliżali się do wyjścia.
W drzwiach wpadli na Lunę. Krukonka niosła ze sobą stertę kolorowych magazynów, a na jej spokojnej i rozmarzonej twarzy widoczne było jakieś delikatne spięcie.
- Cześć, Luno - przywitała się Hermiona.
- Hm… tak, cześć - odpowiedziała szybko i ruszyła dalej.
Gryfonka była zaskoczona jej zachowaniem. Co prawda, Luna spędzała dość dużo czasu z Harrym tuż przed świętami, ale Hermiona nie podejrzewała, że mogli się tak bardzo ze sobą związać.  Z drugiej strony jednak, ona sama miała w tamtym okresie dużo spraw na głowie i skoro nie była w stanie zobaczyć, że jej najlepszy przyjaciel planuje się zabić, to czy mogła zauważyć coś takiego ? Wyrzuty sumienia wróciły do niej z jeszcze większą siłą. I chociaż wszyscy na około powtarzali jej, że to nie jej wina, to i tak wiedziała, że będzie musiało minąć sporo czasu, zanim całkowicie się ich pozbędzie.
Już przed kolacją cały Hogwart wiedział, że Harry Potter trafił do Skrzydła Szpitalnego i istniało kilkadziesiąt wersji dlaczego tak się stało. Oczywiście, większość uczniów znała jednak prawdziwy powód. Atmosfera w Wielkiej Sali gęstniała z każdym kolejnym uczniem, który przyszedł na posiłek. Hermiona weszła jako jedna z ostatnich osób. Od razu znalazła się pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń, więc starając się zachować jak największy spokój, podeszła do swojego stałego miejsca i usiadła przy stole, uparcie wpatrując się w swój pusty talerz. Wszystko rozluźniło się, gdy na stołach pojawiło się jedzenie. Wszyscy zajęli się pałaszowanie przysmaków przygotowanych przez skrzaty, zostawiając sprawę Harry'ego na później. Tylko przy stole Gryfonów panowała dość ponura atmosfera. Hermiona nie była w stanie nic przełknąć, dlatego jedynie z czystego rozsądku wmusiła w siebie kromkę chleba z masłem, natomiast Ron, zajadając swój stres połknął wielką stertę jajek na miękko, tostów z serem, miskę fasolki po bretońsku i wszystkie rodzaje ciasta, które pojawiły się na stole. Hermiona patrzyła na to z lekkim przerażeniem, współczując jego współlokatorom z powodu miski fasoli. Nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciła się w kierunku, z którego pochodził dziwny prąd. Draco uśmiechał się do niej dyskretnie znad swojego talerza. Odpowiedziała mu tym samym. Nie wierzyła jeszcze w to, że Draco jest jej. Tylko jej.  
- Proszę was o uwagę ! - głos profesor McGonagall przedarł się przez szum panujący w Wielkiej sali, który od razu ucichł. - Pani Umbridge chciałaby coś ogłosić.
Niska, pulchna różowa ropucha wstała ze swojego miejsca i przeszła do mównicy.
- Jak wszyscy wiemy, wczorajszej nocy , na terenie szkoły miał miejsce poważny wypadek. Ministerstwo oczywiście zbada okoliczności w jakich do niego doszło, a także ukarze winnych całej tej sytuacji. Jednakże - uśmiechnęła się słodko - aby zapobiec podobnym przypadkom, Ministerstwo postanowiło wprowadzić kilka nowych zasad. Dekret numer sześć głosi, iż opuszczenie dormitoriów po kolacji jest całkowicie zabronione. Dekret numer siedem postanawia, iż każdy uczeń będzie zapraszany co dwa miesiące na specjalne spotkanie ze mną - z kilku piersi wyrwał się jęk zawodu - w trakcie którego będę oceniać wasze samopoczucie, a także kilka dodatkowych usprawnień, o których dowiecie się wkrótce.  I pamiętajcie, jeśli ktoś z was czułby potrzebę zwierzenia się, moje drzwi stają dla was otworem.
- Ta, jasne. Już pędzę - powiedzieli bliźniacy, na tyle cicho, że usłyszały ich tylko siedzące najbliżej nich osoby. Kilkoro Gryfonów zachichotało. Hermiona uśmiechnęła się tylko pod nosem. Wyglądało na to, że Umbridge dopiero się rozkręca, a to nie wróżyło nic dobrego.
Po posiłku, mimo zakazu, Hermiona i tak wybrała się do Skrzydła Szpitalnego. Przy samych drzwiach natknęła się na Lupina i Tonks, którzy prowadzili cichą rozmowę z panią Pomfrey. Natomiast przy łóżku Harry'ego czuwał nie kto inny, tylko Luna.
- Długo już tutaj siedzi ? - spytała Hermiona dorosłych, wskazując głową na Lunę.
- Prawie cały dzień ! - oburzyła się pielęgniarka.
- Wyszła tylko na chwilę, gdy przyszliście z Ronem - Tonks prezentowała się o wiele lepiej niż poprzedniego wieczora. Tylko jej włosy nadal miały ten dziwny kolor.
- Oh - to było wszystko, co Gryfonka była wstanie wydusić. Na palcach podeszła do łóżka przyjaciela.
Harry spał. Wyglądał tak samo jak popołudniu. Był blady, niezdrowo spocony, a jego twarz wykrzywiał dziwny grymas. Włosy natomiast przylegały mu płasko do czaszki, zamiast sterczeć we wszystkie strony świata.
- Długo już śpi ? - zapytała Lunę.
- Zasnął chwilę temu - odpowiedziała Krukonka, nachylając się by odgarnąć z czoła chłopaka niesforny kosmyk. Hermiona - Ty też je czujesz - oświadczyła niespodziewanie.
- Co czuję ?
- Skrętościski - Luna przyjrzała jej się uważnie.
- Skręto-co ?
- Skrętościski. To takie małe stworzonka, które wlatują do człowieka przez nos i mieszkają w jego brzuchu. Potem wybierając sobie jedną osobę, na której widok zaczynają latać po brzuchu zarażonego. I robią to za każdym razem, gdy się tę osobę spotka. Ty też je czujesz.
Gryfonce przypomniało się, jak Luna kiedyś wspomniała o nich Harry'emu.
- Tak, czuję - odpowiedziała. Skrętościski szalały w jej wnętrznościach za każdym razem, gdy spoglądała na wysokiego blondyna o stalowych oczach. - A ty ?
- Też - odpowiedziała Luna swoim rozmarzonym tonem. - Właśnie teraz.
Luna Lovegood zakochała się w Harrym Potterze.  Hermiona Granger chodzi z Draconem Malfoy'em. Świat staje na głowie. 

W końcu :D To dopiero początek związku Draco i Hermiony, więc jeszcze dużo przed nimi i nami :D Notki będę starać się dodawać co tydzień :) Mam nadzieję, że Wam się podobało ;) 

9 lutego 2013

Rozdział 21


                                             Piosenka, przy której pisałam : <muzyka>

Stali naprzeciwko siebie w zupełnej ciszy. W powietrzu czuć było panujące między nimi napięcie, potęgowane przez panujący półmrok. Hermiona zaśmiała się histerycznie w duchu. Czy naprawdę wierzyła w to, że tak po prostu rzucą się sobie w ramiona i wszystko będzie dobrze ? Gdy chodziło o Dracona, zawsze była tak dziecinnie naiwna. Chciała już odejść, ale zatrzymały ją ciche słowa chłopaka :
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Hermiono.
Czekała całe dwa miesiące, by usłyszeć u niego ten ton, gdy się do niej zwracał.
- O czym ?
- Czy… coś cię łączy z Deanem Thomasem ? -  Hermiona osłupiała.
Ona i Dean ? To najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką słyszała. Jasne, siedziała koło niego na transmutacji, czasami razem uczyli się w bibliotece i oczywiście zawsze wygłupiali się na treningach, ale Dean był tylko przyjacielem. Poza tym, nie okazywali sobie nigdy jakiś czułości. Tylko na ostatnim treningu, gdy o mało nie spadła z miotły… A więc to tak ! Najpierw ją pocałował, potem wyzwał i nie odzywał się dwa miesiące, a gdy tylko ktoś inny się do niej zbliżył, przyszedł się o nią upomnieć. Traktował ją jak rozkapryszone dziecko traktuje swoją zabawkę. Gdy mu się znudzi, wrzuca ją na dno szafy, ale nie chcę z nią rozstać, bo jest jego.  Chłopak chciał ją mieć, a nie z nią być.
- Nie twoja sprawa, Draco - odpowiedziała i odeszła od niego. Ślizgon dogonił ją i chwycił za rękę, którą ona wyrwała z uścisku.
- Raczej moja.
- Naprawdę ? - zakpiła Hermiona, ani na chwilę nie zwalniając tempa. Zbliżali się do klasy od eliksirów.  - Od kiedy ? Odkąd wyzwałeś mnie w Nowy Rok, czy może kiedy przez Parkinson wylądowałam na podłodze ?
- Od kiedy się całowaliśmy w Sylwestra.
- I co ? Myślałeś, że tym jednym pocałunkiem zaklepałeś mnie sobie jak w jakiejś głupie grze ? Zostałam oficjalnie twoją zabawką ?
- Nie zostałaś…. cholera - Draco zatrzymał się i stanął przed Hermioną.  Dziewczyna wychyliła się zza jego pleców, by zobaczyć co spowodowało taką reakcję. Drzwi do pracowni eliksirów były otwarte.
- Może to Snape ?
- Zamknąłby je za sobą, wierz mi - chłopak wyciągnął różdżkę. 
Gryfonka również trzymała już swoją w gotowości. Ruszyli w stronę drzwi. Draco otworzył je szerzej i wszedł do środka. Hermiona, z sercem bijącym jak dzwon, poszła za nim. Jeśli ktoś by jej powiedział, że istnieje straszniejsze miejsce niż klasa do eliksirów nocą, z pewnością mogłaby się z nim nie zgodzić. Dziewczyna mijała półki pełne składników, takich jak uszy nietoperza, gałki oczne czy języki, które przyprawiały o gęsią skórkę. Ostrożnie stawiała każdy krok, starając się jak najmniej hałasować.
- Lumos - koniec jej różdżki rozjarzył się delikatnym światłem.
- Oszalałaś ? - Draco zatrzymał się i obrócił przodem do niej. - Jeśli ktoś tu jest, zobaczy nas !
- Jeżeli ktoś byłby w klasie, to już dawno oberwalibyśmy jakąś klątwą.
- Został jeszcze gabinet - mruknął chłopak.
Teraz, gdy wszystko widzieli, przejście przez klasę nie stanowiło żadnego problemu. Zatrzymali się przy drzwiach. Draco przyłożył palec do ust, jak w filmach akcji tuż przed strzelaniną i otworzył wejście.
- Harry ! - Hermiona podbiegła do nieprzytomnego przyjaciela. - Harry ! - okładała go po twarzy, próbując ocucić. Chłopak ani drgnął.
- Wypił truciznę - z oddali doszedł do niej głos Draco. - Idiota chcę się zabić !
- Gdzie jest antidotum ?! - wydarła się. Jej oczy zabiegły łzami, więc nie była w stanie nic dojrzeć.
- Nie wiemy co wziął - to nie była dobra odpowiedź.
- To, co robiliśmy dzisiaj na lekcji ! - Gryfonka podeszła do najbliższej półki i walcząc z łzami zaczęła szukać połyskującego eliksiru.
- Mam ! - Draco zjawił się koło niej, ściskając w dłoni fiolkę.
- Potrzymasz go ? - uklęknęli po przeciwległych stronach Harry'ego. Ślizgon uniósł górną część ciała chłopaka. Hermiona podjęła szybko decyzję i zatkała nos przyjaciela, jednocześnie otwierając fiolkę.
- Udławi się - ostrzegł Draco.
- Mam pozwolić mu umrzeć ? -  jej głos podskoczył o oktawę.  Ręka, w której trzymała eliksir strasznie się trzęsła. W końcu Harry otworzył usta, by nabrać oddech. - Pij - szepnęła mu do uch Hermiona i wlała mu zawartość fiolki prosto w gardło. Chłopak zakrztusił się, ale nadal oddychał. - Co teraz ?! - zapytała.
- Zamień się ze mną - Gryfonka posłusznie wykonała polecenia - a ja lecę po Snape'a. Jeśli ktoś ma wiedzieć jakie świństwo połknął Potter, to na pewno on.
Gdy Draco zniknął za drzwiami, Hermiona pochyliła się nad Harrym.
- Otwórz oczy - błagała. - Chociaż na chwilę, proszę ! Harry, nie rób mi tego. Błagam, nie zostawiaj mnie… i Rona… i Gin …i pani Weasley… nas wszystkich.  Obudź się, do cholery!
- He… he…r..mio…na…
***
Draco stał oparty o ścianę, tuż przy łóżku Pottera. Gryfon leżał nieprzytomny, z wysoką gorączką i dreszczami, spowodowanymi przez eliksir. Snape zatrzasnął się w pracowni przyrządzając antidotum, a pani Pomfrey i panna Gordon co dziesięć minut podawały chłopakowi eliksir zwalniający szybkość rozprzestrzeniania się trucizny. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, co zdecydowanie było nie na miejscu, biorąc pod uwagę okoliczności, ale wspomnienie miny Snape'a, gdy wbiegł do jego pokoju krzycząc, że Potter naćpał się jakąś trucizną było bezcenne. Opiekun z pewnością da mu później popalić, ale skąd on miał, do cholery, wiedzieć, że spotka tam pannę Gordon. Ciekawe pod jakim pretekstem ją tam zaciągnął. Oczywiście, pojawili się także Dumbledore i McGonagall, jako opiekunka domu Lwa.
- Panno Granger, poradzimy sobie - z zamyślenia wyrwał go głos pani Pomfrey. Kobieta pochylała się nad Potterem, trzymając w dłoni kolejną dawkę eliksiru. Jak tak dalej pójdzie, ten też będą musieli robić na bieżąco.
Draco spojrzał na Hermionę. Dziewczyna bez słowa wróciła na krzesło, które zajmowała odkąd tu przyszli, a siedząca obok McGonagall troskliwie otoczyła ją ramieniem. Gryfonka była nienaturalnie blada, prawdopodobnie bielsza od niego, dłonie miała kurczowo zaciśnięte, ale jej twarz nie wyrażała nic. To było dziwne uczucie, widzieć w tych oczach, w jej oczach pustkę.  Draco pamiętał te iskierki radości, złości, gniewu, nienawiści oraz ten błysk, gdy spojrzała mu w oczy przed … tym. I, trudno przyznać, bardzo mu się one podobały. Te wielkie, zielone oczy pełne emocji. Wystarczyło w nie spojrzeć, by wiedzieć o czym myślała.
- Myślę, że najlepiej będzie jeśli panna Granger i pan Malfoy wrócą już do swoich dormitoriów - Dumbledore zwrócił się do McGonagall.
- Nie, muszę tu zostać… pomóc mu - głos Hermiony był pełen bólu. Draco nie wytrzymał i podszedł do niej.
- Hermiono, profesor Dumbledore ma rację - powiedziała ciepło nauczycielka transmutacji. - Zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Teraz cała nadzieja w profesorze Snape'ie. To, że będziesz tu siedzieć, nie pomoże Harry'emu.
- Ale… muszę zostać… on mnie potrzebuje… - dziewczyna wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.
- Nic już nie musisz. Będzie cię potrzebował jutro, kiedy się obudzi - jeśli się wybrudzi, dodał w myślach Draco.
 Hermiona wstała bez słowa.
- Dobrze. Albusie, pójdę odprowadzić Hermionę …
- To zadanie możemy powierzyć panu Malfoy'owi - na widok uśmiechu malującego się na twarzy mężczyzny, Draco poczuł, jak wnętrzności przewracają mu się do góry nogami. Czy jest coś, o czym nie wiedział ?
- Oczywiście, panie profesorze - odpowiedział.
- Ale czy ona na pewno dobrze się czuje ? - pani Pomfrey podeszła do dziewczyny. - Jest strasznie blada. Powinna dostać coś na uspokojenie ! Chodź ze mną, kochana, zaraz coś ci znajdziemy - kobieta otoczyła Hermionę ramieniem i zniknęły za parawanem. W końcu ktoś pomyślał o niej, a nie o tym przeklętym Potterze.
- Mógłbyś mi pomóc ? - zwróciła się do niego panna Gordon. Zaskoczony, zgodził się i podszedł do kobiety. - Przytrzymaj go - Gordon uniosła Harry'ego, a gdy Draco przejął go od niej, poprawiła poduszki, na których leżał nieprzytomny Gryfon. Na znak, położył go na plecach.
Poczekał, aż panna Gordon odejdzie. Wtedy pochylił się nad chłopakiem.
- Masz wielkie szczęście, Potter, że jesteś w takim stanie, bo za to co jej zrobiłeś, powinieneś nieźle oberwać. Pieprzony egoista - wyszeptał.
- Gotowe - ogłosiła pani Pomfrey, wychodząc zza zasłon. - Dostała melisy, po niej szybko zaśnie. Czeka przy drzwiach.
Ślizgon podskoczył jak oparzony.
- Dobranoc, państwu - pożegnał się, jak nakazywała etykieta i ruszył w stronę wyjścia.
Hermiona stała tam, wpatrując się w kawałek ściany. Podszedł do drzwi i otworzył je przed nią. Gryfonka wyszła, jakby pogrążona w transie. Powolnymi krokami zbliżali się do schodów. Draco przez chwilę bił się z myślami, ale w końcu podjął decyzję. Nie chciał, żeby była teraz sama. Otoczył dziewczynę ramieniem i zaczął prowadzić w stronę drzwi. Przerażała go lekkość, z jaką się poddała. Gdyby ktoś chciał jej coś zrobić, pewnie by nawet nie zauważyła tego.
- Do wieży jest w drugą stronę - usłyszał szept dziewczyny.
- Wiem. Idziemy do mnie…
W salonie nie spotkali w żywej duszy, za co Draco dziękował Mer linowi z całego serca. Szybkim krokiem przeszli do jego pokoju. Zanim wyszedł na spotkanie, był przekonany, że panuje w nim porządek, teraz jednak, widział, że książki są niepoukładane wielkością, na wielkim łożu jest kilka sfałdowań, a ubrania…
- Dracuś, wróciłeś ? - rozległo się pukanie. Cholera, jeszcze Parkinson tu brakowało. Chłopak rozejrzał się po pokoju, szukając miejsca, gdzie mógłby ukryć Hermionę. Łazienka !
- Schowaj się w łazience ! - wyszeptał. Hermiona szybko otworzyła drzwi i zniknęła w ciemnościach pomieszczenia. Draco podszedł do wejścia i uchylił skrzydło. - Tak, jestem. Czego chcesz ?  -spytał. Spojrzał na Ślizgonkę. Miała na sobie koszulę nocną z wielkim dekoltem, która ledwo co przykrywała jej tyłek.
- Tak sobie pomyślałam, że skoro oboje nie możemy spać, to jakoś wykorzystamy ten czas - spojrzała na niego sugestywnie. Merlinie, ona ma piętnaście lat, a zachowuje się, jakby już przeleciała połowę męskiej części szkoły.
- Wiesz co, nie mam ochoty.
- Teraz ?
- Nigdy - odpowiedział.
- Nie bądź taki, wiem, że tego chcesz ! - Merlinie, czy ona nie wiem, kiedy się zamknąć ?!   
- Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś wzięła swoją puszczalską osobę sprzed moich drzwi.
- Ale…
- Jak chcesz kogoś zgwałcić, to masz Blaise, na pewno się ucieszy - zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Przez chwilę stał tyłem do pokoju, bojąc się obrócić.
- Odmówiłeś jej dlatego, że tu jestem, czy rzeczywiście nie miałeś ochoty ? - padło pytanie.
- Nie … twoja sprawa, Hermiono - odpowiedział.
- Czyli nie miałeś - na jej twarzy pojawił się maleńki grymas, który pewnie miał być uśmiechem.
- Będziesz spała na łóżku - powiedział, kończąc temat Pansy. - A ja… wezmę fotel…
Ta wizja nie była zbyt kusząca, ale ważne było, że przynajmniej Hermiona będzie miała wygodnie. Chłopak podszedł do szafy i wyciągnął z niej jeden ze swoich t-shirtów.
- Masz - podał Hermionie.
- Dzięki - odpowiedziała i ruszyła w stronę łazienki.
 Po chwili leżeli już, każde w swoim posłaniu. Draco próbował ułożyć się na fotelu. Ironia. Tak bardzo chciał być blisko Hermiony, gdy codziennie widział ją w klasie, gdy stała tak daleko, a teraz, gdy była na wyciagnięcie ręki nie był w stanie nic zrobić ! Mógł przecież stwierdzić, że nie będzie spał na fotelu, a łóżko jest duże, więc zmieszczą się we dwoje, ale on od razu skapitulował.
- Harry !!!! - krzyk dziewczyny przerwał ciszę i przestraszył go. Draco szybko wyciszył pomieszczenie i podszedł do Hermiony. Usiadł obok niej i zaczął głaskać ją po głowie.
- Hermiono, to tylko sen, ciiii…. spokojnie… - dziewczyna otworzyła oczy i wtuliła się w niego. Było to bardzo przyjemne uczucie. - Spokojnie… - powtórzył.
- Powinnam była wiedzieć ! Zauważyć, że coś jest nie tak ! - zaczęła sobie wyrzucać.
- To nie twoja wina, Hermiono - powiedział, nie przerywając głaskania.
- Ale mogłam coś zrobić ! Powstrzymać go !
- Nie mogłaś nic zrobić - wypowiedział to zdanie z mocą.  - Skąd mogłaś wiedzieć, że to się stanie ?  Nie jesteś w stanie siedzieć w jego głowie.  - Dlaczego musiała obwiniać siebie ? To przecież Potter wpadł na genialny pomysł, żeby się zabić. I tylko on.
- To moja… - Draco zakrył jej usta dłonią.
- To jest niczyja wina. Potter przeżyje, zobaczysz. A teraz, śpij - jeszcze dobrą chwilę usypiał dziewczynę. W końcu, bardzo niechętnie, zaczął się podnosić z łóżka. Chciał tam zostać. Z nią.  
- Proszę - wyszeptała Hermiona. - Proszę, zostań. Nie chcę być teraz sama…
- Nie jesteś - bąknął szorstko, ale jej słowa sprawiły, że zrobiło mu się ciepło w miejscu, gdzie podobno normalni ludzie mają serce.
Gryfonka przesunęła się trochę, robiąc mu miejsce obok siebie. Draco, udając lekkie niezadowolenie z zaistniałeś sytuacji, położył się obok niej. Hermiona przysunęła się bliżej. Ślizgon obrócił się w jej stronę. Poczuł znajomy, rześki zapach, który kojarzył mu się tylko z nią. Mógłby go wdychać bez końca.
- Hermiono ? - dziewczyna nie odpowiedziała.
Zasnęła. Draco odgarnął włosy z jej twarzy i przyjrzał jej się uważnie. Gdy szedł na spotkanie z nią, nie sądził, że tak się ono może skończyć. Hermiona leżała obok niego, przytulona do jego boku. Nie jakiegoś Thomasa czy Olivandera. Chłopak pochylił się nad Gryfonką i delikatnie pocałował ją w czoło. Może i z jednej strony Potter schrzanił, ale z drugiej, będzie mu musiał kiedyś za to podziękować.


Hej :D Pisząc tę notkę miałam niezłego stracha, czy aby na pewno uda mi się dobrze oddać Dracona. Mam nadzieję, ze mi się udało o będę wdzięczna za Wasze opinie. Trochę krótko, ale to dlatego, że musiałam oddzielić część negatywną od pozytywnej, a nie ładować wszystko w jednym rozdziale :)