26 grudnia 2012

Rozdział 16


Ten rozdział dedykuję : Alisia, Alicji E., Weronice M., Asi B. i wszystkim stałym czytelnikom. Dziękuję, że jesteście i wpieracie mnie :)

W świąteczny poranek Hermiona obudziła się dość wcześnie, ale jeszcze kilka minut leżała z zamkniętymi oczami, wygrzewając się pod ciepłą i przytulną kołdrą. Ten dzień zapowiadał się cudownie. Dziewczyna ziewnęła i przeciągnęła się, zahaczając o coś stopą. A dokładnie, o kogoś.  Zaskoczona otworzyła oczy. Malfoy spał spokojnie zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy, czyli zdecydowanie za blisko. Hermiona delikatnie odsunęła się i usiadła, uważając, żeby nie obudzić śpiącego chłopaka. Wyglądał jakoś inaczej. Jego blond włosy, jeszcze nieskażone żelem, układały się we wszystkie strony, z czym nawet było mu do twarzy, a od jego samego emanował spokój. Zniknął gdzieś ten chłód i dystans, którymi się otaczał za dnia. Została tylko ta duma, widoczna nawet w pozie, w której spał.
Hermionie było strasznie głupio z powodu tego, co zrobiła poprzedniego wieczora.  Sama nie wiedziała, co ją napadło, żeby w nocy wparować do pokoju wspólnego Slytherinu.  Miała wielką nadzieję, że to było tylko głupi sen.  Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na śpiącego Ślizgona. Na pewno miał z niej niezły ubaw. I jeszcze ten komentarz o pokoju… Gryfonka podjęła szybką decyzję.  Zgarnęła swoją poduszkę z łóżka i ruszyła w stronę wyjścia. I tak dzisiaj będzie musiała się skonfrontować z Malfoy'em i chciała zrobić to jak najpóźniej.  Przemierzała lochy z niemiłym wrażeniem, że za każdym zakrętem będzie na nią czekał Snape albo pani Norris. Wszystkie nieprzyjemne odczucia zniknęły, gdy wróciła do salonu wspólnego Gryffindoru. Oczywiście, nie odbyło się bez kazania od Grubej Damy, z którą w pewnej części się zgadzała, ale w końcu były święta i chociaż raz obraz mógł jej odpuścić.
Pokój wspólny był w takim samym stanie, w jakim zostawiła go wychodząc i chociaż na pierwszy rzut oka nic się nie wyróżniało, to jednak w powietrzu czuć było jakąś zmianę.  Hermiona wdrapała się po schodach do dormitorium i wtedy to zobaczyła. Kupkę prezentów w nogach jej łóżka. Co prawda sama wręczyła lub wysłała dwucyfrową liczbę prezentów, ale nie spodziewała się jej dostać.  Na pierwszy ogień poszło dziwnie opakowane wielkie pudło, w którym okazało się znajdować podręczny kuferek ze środkami do pielęgnacji miotły, do złudzenia przypominający ten, który dała Harry'emu na trzynaste urodziny i który był właśnie od niego. Potem przyszedł czas na książkę od Rona - "Rzuty, ataki, uniki, czyli jak zostać wspaniałym Ścigającym". Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
Godzinę później, Hermiona, we wspaniałym nastroju pojawiła się na świątecznym śniadaniu w Wielkiej Sali. Kiedy już (prawie) wszyscy złożyli sobie życzenia, zasiedli do stołu, który uginał się pod ciężarem świątecznych potraw. Pech chciała, że dziewczyna usiadła koło Malfoy'a, a naprzeciwko McGonagall i Snape'a. Ślizgon wydawał się dziwnie rozkojarzony, nieobecny duchem w tak dużym stopniu, że nasypał cukru na jajko i w ostatniej chwili zrozumiał swój błąd. Ze złością odłożył je na talerz i sięgnął po ciasto - jedyną rzecz pozostałą na stole.
- Minerwo ? - profesor Sprout zwróciła się do opiekunki Gryffindoru. - Jak wiesz, Mike jako jedyny Puchon zostaje na święta - Hermiona spojrzała na pierwszaka, który był hybrydą Harry'ego i Malfoy'a. Miał blond włosy, duże zielone oczy i wyraz wiecznej dumy na twarzy. - I nie chciałabym, żeby został sam w pokoju wspólnym na całe ferie. Czy mógłby zamieszkać na ten czas w wieży Gryffindoru?
- Oczywiście, Pomono. Panna Granger nie ma nic przeciwko, prawda ? - Hermiona pokręciła przecząco głową.
- Chciałbym zauważyć  - wtrącił się Snape - że pan Stewart może czuć się nieco nieswojo w towarzystwie - tu zrobił dłuższą przerwę i uśmiechnął się złośliwie - dziewczyny.
- Co w takim razie proponujesz, Severusie ? - spytała chłodno McGonagall.
- Pan Stewart i panna Granger zamieszkają na czas ferii świątecznych u Slytherinu.
- Dlaczego u was ? Salonowi Gryffindoru nic nie brakuje ?
To zdanie rozpoczęło między nimi długą dyskusję, której z czasem zaczęli  przysłuchiwać się wszyscy uczestnicy śniadania. Nauczyciele zasypywali się coraz bardziej bzdurnymi argumentami, a żadne z nich nie chciało ustąpić. Hermiona z niemałym rozbawieniem przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Wydawało jej się, że McGonagall i Snape nie przepuszczą żadnej okazji, by sobie dogryźć.  ("Na ich miejscu nie chciałabym spać w miejscu, gdzie można spotkać starego, krzywonosego nietoperza"). W końcu, za pomocą mediacji profesora Dumbledore'a, udało im się dojść do porozumienia. Pierwszy tydzień u Ślizgonów, drugi u Gryfonów. Hermionie nie uśmiechało się ani jedno, ani drugie. Dwa tygodnie z Mafloy'em nie były tym, o czym marzyła.  Przy stole zapadła cisza, po której wszyscy wrócili do przerwanych rozmów. Tylko Hermiona siedziała cicho, wpatrzona w talerz. Od kilku dni towarzyszyło jej to dziwne uczucie, którego nie mogła się w żaden sposób pozbyć. Była szczęśliwa, ale czegoś jej brakowało. Jakby ta radość była niepełna, a na całym świecie istniał tylko jeden element, który mógł tę lukę wypełnić.
Wieczór i czas przeprowadzki do salonu Slytherinu przyszły dla niej za szybko. Stanęła pod wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, gdzie czekali już na nią Malfoy i Mike. Ślizgon wpuścił ich do środka. Salon wyglądał tak samo jak poprzedniego wieczora. Tylko wielka kanapa zrobiła się jeszcze większa, a stojący obok niej stolik zawalony był najróżniejszymi przekąskami i napojami.
- Stewart, ty będziesz spał w pokoju Crabbe'a. Granger, na ciebie czeka pokój Goyle'a.
- To ja już wolę kanapę - odpowiedziała Hermiona i usiadła na niej. Na myśl o używaniu łóżka i łazienki Goyle'a zaczęło ją skręcać w nieprzyjemny sposób.
- Jak chcesz - Malfoy i Mike weszli po schodach na górę, by Puchon mógł odłożyć swoje rzeczy.
Hermiona natomiast usadowiła się na rozłożonej kanapie, zawalonej zielono-srebrnymi poduszkami i kocami. Dziewczyna owinęła się jednym i przytuliła do boku kanapy. Po chwili pojawili się chłopcy. Malfoy wskoczył w ten sam dres, który miał w dniu ich pierwszego szlabanu. Na wspomnienie jak chłopak przyszedł ubrany na początku, zawstydziła się. Mike usiadł tuż koło niej, natomiast Malfoy stanął przy wielkim telewizorze.  
- Oglądamy coś ? - spytał ich Malfoy.
- Jakieś propozycje, Malfoy ? - Hermiona przyjrzała się tytułom płyt stojących na półce pod ekranem. "Koszmar z ulicy Wiązów", "Ring", "Klątwa", "Piła 1-6", "Piątek 13-stego", "Oszukać przeznaczenie 1-3" i inni przedstawiciele tego gatunku nie były zbyt dobrym pomysłem.
- "Jeździec bez głowy" z Deepem.
- To nie najlepszy pomysł.
- Dlaczego ?
- Pomyślmy… może dlatego… - wskazała głową na Mike'a.
- Nie będziesz się bał ? - Malfoy zwrócił się do Puchona.
- Nie ! - odpowiedział Stewart z hardą miną. Hermiona westchnęła.
- No widzisz ! - Malfoy tryumfował.
- Ale on ma dopiero 11 lat ! Jest za mały na taki film.
- Przecież…
- Ja chcę obejrzeć ten film ! - przerwał im Mike, wodząc po nich wzrokiem pełnym błagania.
- Ok. Ale jak będziesz miał koszmary nocne, to twoja sprawa.

Pół godziny później Hermiona jak najdelikatniej zamknęła za sobą drzwi do pokoju Crabbe'a i bezszelestnie zeszła po schodach, gdzie czekał na nią Malfoy.
- I jak ? - zapytał.
- Zasnął. Cudem - odpowiedziała, rzucając się na kanapę. Usypianie Mike'a zabrało jej dużo energii.
- Mięczak.
- Dziwisz mu się ? Ma dopiero 11 lat !
- Ja w jego wieku oglądałem gorsze filmy i się nie bałem.
- Taa.. bo pewnie cały seans przytulałeś się do mamusi - nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się. - Co ?
Malfoy nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Błagam, Malfoy, powiedz, że żartujesz - zaprzeczył. Hermiona była rozdarta. Chciała dokończyć film, ale niektóre sceny sprawiały, że przewracało jej się w żołądku. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła. - Ok.
- Serio ?! - Malfoy wyglądał na zaskoczonego.
- Tak. Zanim się rozmyślę - Hermiona porwała ze stolika miskę ze solonymi chipsami oraz butelkę coli ze słomką i ponownie owinęła się w koc. W tym czasie Malfoy podszedł do telewizora i ponownie nastawił film.  Po chwili usiadł koło niej.  Zaczęli od tego samego momentu, w którym Mike z krzykiem wybiegł z pokoju. Hermiona poszła za nim, by go uspokoić i przekonać, że żaden jeździec bez głowy o spiłowanych na ostro zębach nie jest w stanie wedrzeć się do Hogwartu i go zabić. 
Hermiona zagryzała chipsa za chipsem i popijając je colą, która miała zbawienny wpływ na jej żołądek.
- Do bani - mruknął Malfoy i wyciągnął różdżkę. - Nox.
Lampy zgasły, a jedynym źródłem światła stał się ekran. Hermionie zdawało się, że Malfoy jest jeszcze bliżej niej, a jej serce zaczęło wybijać dziwny rytm. Zapach jego perfum, tak dobrze jej już znany drażnił zmysły. Dziewczyna spojrzała na niego kątem oka. Malfoy siedział wpatrzony w ekran, a na jego twarzy nie malowały się żadne emocje. Beznamiętnie podążał wzrokiem za bohaterami filmu. Hermiona poszła za jego przykładem, starając się opanować to dziwne uczucie w brzuchu, jakby coś po nim biegało.
Hermiona skończyła swoje chipsy i odstawiła miskę. Jeśli rzeczywiście będzie tu spać, musi potem wytrzepać kanapę ze wszystkich okruszków. Film był jeszcze bardziej przerażający niż na samym początku. (Uwaga! Spoiler!) Nadeszła scena, w której Crane poszedł do czarownicy. Gdy czarownica skoczyła na Ichaboda, Hermiona krzyknęła i wtuliła się w Malfoy'a, a chłopak otoczył ją ramionami i schował twarz w jej włosach. Trwali tak, aż Crane wyszedł z jaskini. Dopiero po chwili dotarło do Hermiony w jakiej pozycji się znajdują, delikatnie, ale stanowczo wyplątała się z ramion Malfoy'a.  Zapanowała niezręczna cisza.
- Naprawdę się tak przestraszyłaś ? - zakpił. Hermiona przyjrzała mu się dokładnie. Jego twarz wyrażała kpinę i pogardę, ale zaciśnięte pięści i lekko rozszerzone źrenice zdradzały, że ta scena również na nim wywarła, może nie tak duże, ale jednak wrażenie.
- Nie, bo nie ma nic strasznego w tym, że ubrana w podarte szmaty bezoka kobeita z wężem zamiast języka i jeszcze innymi dziwactwami rzuca się nagle na faceta i mówi głosem rodem z "Egzorcyzmów…".
- Spietrałaś ! Granger boi się zwykłego filmu - zaśmiał się, co przeszkadzało jej w oglądaniu "Jeźdźca…".
- Cicho bądź - jęknęła.
- Spanikowałaś ! - Hermiona nie wytrzymała i przywaliła mu z poduszki. 
Chwilę później sama z niej dostała. Nie pozostała mu dłużna. Chłopak zrobił unik w bok i zamachnął się, ale Hermiona była szybsza i już po chwili była nad nim. Siedziała na jego nogach, przyciskając mu poduszkę do klatki.
- Granger, nie wiedziałem, że jesteś taka chętna.  Trzeba było wcześniej powiedzieć, to bym ci kogoś znalazł - Hermiona pozwoliła poduszce z jego klaty wylądować na jego twarzy i wróciła na swoje miejsce.
Malfoy poszedł w jej ślady i chociaż przez pierwsze pięć minut nie odzywali się do siebie, po chwili zaczęli przerzucać między sobą luźne komentarze, tak, że po chwili horror zmienił się w komedię. Jedynie scena tak zwanego "pocałunku" między jeźdźcem a walniętą macochą sprawiła, że skrzywiła się, a chipsy podjechały jej do gardła. Zakończenie podobało jej się najbardziej. Gdy skończyły się napisy końcowe, zapalili światło.
Kanapa była cała w okruszkach, żelkach i innych przekąskach, a na rogu widniała wielka, mokra plama.
- Nadal jesteś pewna, że chcesz tu spać, Granger ?
- Nie - Hermiona zerknęła na zegar. Było po północy. - Malfoy, właśnie pobiłeś swój rekord. 24 godziny bez złośliwości i przezwisk. No prawie, ale zawsze coś.
- Miałem dzień dobroci dla zwierząt. Nic szczególnego.
- Bożonarodzeniowy cud ! Zwierzęta o północy mówią ludzkim głosem.
- Granger…
- Ej, raz możesz odpuścić. Są święta !
- Dzień jak każdy inny. Dostajesz tylko prezenty.
- Nieprawda - Hermiona uwielbiała Boże Narodzenie i teraz broniła go z całych sił. - Jest to jeden z najlepszych dni w roku ! Nie czujesz tego ? Tej atmosfery, ciepła, magii ?  Na jeden dzień zapomina się o wszystkich problemach, troskach, liczą się tylko ludzie, z którymi jesteś.  Wszystko się zmienia.  Na lepsze.
- Jak chcesz - mruknął. 
- Który raz spędzasz święta w zamku ? - zapytała.
- Piąty - odpowiedział machinalnie.
- Nie byłeś w domu na święta od pierwszej klasy ?! - wzruszenie ramionami.
- Bywa.
- Ale…
- Jest jak, ok. ? Koniec tematu.
- Jak chcesz. To gdzie ten pokój Goyle'a ?
Malfoy zaprowadził ją pod same drzwi, które sąsiadowały z wejściem do jego pomieszczeń.
- Wejście tutaj to akt heroizmu - powiedział Ślizgon. Hermiona wywróciła oczami i wtedy zauważyła ozdobę przywieszoną do sufitu. - Jemioła - Malfoy stanął koło niej.
- Pewnie pełno w niej nargli - uśmiechnęła się pod nosem.
- Nargli ?
- Nie ważne.
- Jesteśmy pod jemiołą. Wiesz co to znaczy, prawda ? - Malfoy uśmiechnął się sugestywnie.
- Śnisz.
- Tradycja to tradycja - chłopak przysunął się jeszcze bliżej.
Serce Hermiona zaczęło bić coraz szybciej, a oddech zaczął się załamywać. On nie mówi poważnie, prawda ? Hermiona panikowała wewnątrz. Przecież to Malfoy. On nie jest w stanie tego zrobić ! W końcu Gryfonka nie jest czystej krwi, więc dla Ślizgona była by to największa hańbą. Poza tym, gdyby dowiedział się o tym ktoś ze ślizgońskiej "elity". Nie, Malfoy nie ryzykowałby tak bardzo. Ale z drugiej strony, nikogo tu nie było poza nimi i śpiącym na górze Stewartem, a ona w życiu nie przyznałaby się do czegoś takiego.  Twarz Malfoy'a była coraz bliżej. Hermiona chciała się odsunąć, ale postanowiła, że nie stchórzy. Nie da mu tej satysfakcji.  Kilka centymetrów bliżej, Ślizgon nagle przekręcił głowę i jego usta delikatnie musnęły policzek Hermiony. Dziewczyna zesztywniała pod wpływem tego dotyku.  Skóra, w miejscu w którym pocałował ją Malfoy, zaczęła piec, wręcz parzyć. Chłopak spojrzał na nią i zaśmiał się. Gryfonce ta sytuacja wcale się nie uśmiechała, ponieważ to uczucie, gdy Malfoy dotknął jej policzka bardzo jej się spodobało.
- Teraz twoja kolej - postawił wyzwanie. Hermiona zmrużyła oczy, mając ochotę wytrzeć mu ten uśmieszek. Ale przyjęła rękawiczkę. Przysunęła się do Malfoy'a, nie spiesząc się. Delikatnie przybliżyła usta do jego policzka.
- Wesołych Świąt, Draco - szepnęła i złożyła na jego policzku pocałunek.
- Wesołych Świąt, Hermiono - odpowiedział. Gryfonka obdarzyła go ciepłym uśmiechem i zniknęła za drzwiami, zostawiając go samego na korytarzu.
Pokój Goyle'a był duży, przestronny i czysty, co Hermiona z pewnością zawdzięczała skrzatom domowym.   Wielkie łóżka z czterema kolumnami miało zielono-srebrne zasłony, meble były w kolorze intensywnej zieleni, za zaczarowanym oknem był dzień i padał śnieg, natomiast na drzwiach wielkiej szafy, znajdowało się lustro. Dziewczyna podeszła do niego. Z tafli patrzyły się na nią zielone, roześmiane oczy, w ładnej, uśmiechniętej twarzy. Na jej policzkach kwitły czerwone rumieńce. Cała Hermiona była gorąca jak wulkan. Coś w jej wnętrzu płonęło, chciało się wydostać na światło dzienne. Jakieś bliżej nieokreślone pragnienie czegoś lub… kogoś. Położyła torbę na łóżku Goyle'a , wyciągnęła z niej wszystko, co było jej potrzebne, żeby przygotować się do spania i poszła do łazienki.
Długi, zimny prysznic ostudził jej ciało i w pewnym stopniu myśli.  Hermiona położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Pod powiekami nadał widziała twarz Malfoy'a nachylającą się, by ją pocałować. I pamiętała, co wtedy czuła. Chciała, by to zrobił. I właśnie to ją przerażało. Przecież to był Malfoy. No właśnie, Malfoy. Malfoy, który zaczął jej się podobać. Jego arogancja, duma, wścibstwo i wrodzone chamstwo były coraz bardziej znośne. Stawał się kimś, kogo chciała poznać.


24 grudnia 2012

Życzenia

 
   Chciałabym Wam życzyć wspaniałych, magicznych, rodzinnych i potterowskich Świąt :) Wystrzałowego Sylwestra, Spełnienia Marzeń, tym, którzy jeszcze się uczą, samych "wybitnych", więcej rozdziałów na blogu :) Wszystkiego Najlepszego :D
   Dziękuję, że jesteście ze mną ♥ Dzięki Wam mam motywację i inspirację, żeby pisać, kiedy dopada leń :)
   Chciałam wstawić dzisiaj notkę, ale niestety nie udało się, ale postaram się jutro :)



 Merry Christmas, Everyone ♥
PS. Właśnie dobiło do 777 wyświetleń ♥ Dziękuję :D

11 grudnia 2012

Rozdział 15


Draco Malfoy czekał pod gabinetem McGonagall. Zza drzwi dochodził do niego pełen napięcia głos Hermiony i chociaż słyszał co mówiła, to nic z tego nie rozumiał. Przez chwilę zapomniał, że to nie jest prawdziwa Hermiona. Tamta odeszła lata temu, teraz została tylko jej cząstka w Tess Pluskocie. Tak samo było z innymi. Z Draconem Malfoy'em również. Teraz było on. Thomas Riddle junior.
***
Hermiona chodziła po gabinecie profesor McGonagall pod czujnym okiem opiekunki Gryffindoru.
- Usiądź, Hermiono. Przed chwilą o mało nie zemdlałaś ! - pouczyła dziewczynę.
- Czuję się dobrze, pani profesor - odparła.  Telefon w końcu zadzwonił.
- Halo, mom ? - zaczęła po angielsku, ale po chwili przestawiła się na polski. - Mamo ?
- Tess, to ty ? - Nie, pomyślała, testrale.
- Tak, mamo.
- Kochanie … jest taka sprawa… będziesz musiała zostać na święta w szkole…
- Ale dlaczego ? Co się stało ?
- Jakby ci to wytłumaczyć … - kilka sekund ciszy napięło nerwy dziewczyny do granic wytrzymałości. - Masz siostrę.
Umysł Hermiony pracował na zwiększonych obrotach. Jej mama powiedziała "masz", a nie "będziesz miała", czyli jej siostra jest już na tym świecie. A to znaczyłoby, że Alicja musiałaby w dniu jej wyjazd być w co najmniej piątym miesiącu ciąży. Sęk w tym, że na pewno nie była …
- Ile ma ?
- Czego ma ? - Hermiona westchnęła w duchu. Czy jej mama zawsze już będzie ją traktować jak małą dziewczynkę ? W końcu miała 15 lat, a poza tym, to także godziło w jej inteligencję.
- Ile ma lat ?
- Siedem, osiem, nie wiem dokładnie.
- Jak ma na imię ?
- Sara.
- Jak długo o niej wiesz ?
- Od tygodnia. I … tydzień temu… złożyłam papiery rozwodowe… - wydukał głośnik telefonów.
Papiery rozwodowe ? Rodzina Hermiony rozpadała się na jej oczach, a jej nawet tam nie było. Przełknęła ślinę.
- Tak szybko ? Nie próbowałaś niczego z nim wyjaśnić ?
- Tess, kochanie, tu nie ma co wyjaśniać.  Skoro… twój… mąż… przychodzi do domu i oświadcza , że odchodzi do innej kobiety, z którą ma kilkuletnie dziecko to dajesz mu torby i godzinę, żeby się spakował i wyniósł.
Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Jej tata ? Adam zrobiłby coś takiego ? To było zupełnie do niego niepodobne.
- Co, w takim razie stoi na drodze mojemu przyjazdowi do domu ? - Dziewczyna zaczynała być za bardzo przytłoczona tym czarodziejskim światem. Chciała wrócić, choć na chwilę, do świata mugoli i być normalnym człowiekiem.
- Teraz trwa podział majątku i opieki rodzicielskiej…
- Czy w takim razie nie powinnam tam być…
- Adam i ja zadecydowaliśmy, że zamieszkasz ze mną. Poza tym, sprzedajemy dom i święta spędzę z Karoliną, więc nie miałabyś gdzie zostać - Do Hermiony nie dotarła ostatnia część zdania. Sprzedają dom ? Jej dom ? Dom, w którym się urodziła, wychowała, bawiła lalkami, chowała pod schodami, gdy czegoś się bała. Gdzie był cały jej świat ?! I mówią jej to ot tak, jak gdyby nigdy nic.
- Rozumiem - to było wszystko, co mogła z siebie wydusić, chociaż w ogóle nie rozumiała.
- To dobrze, Tess. Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt, mamo - odpowiedziała.- Mamo ?
- Tak ?
- A co z Karmelkiem ?
- Pójdzie tam, gdzie ty.
- Dziękuję - Hermiona pamiętała, jak Alicja wzdrygała się przed kupnem psa.
- Nie ma za co, kochanie - klik. Koniec rozmowy. Hermiona oddała telefon McGonagall, która przyglądała jej się jeszcze uważniej.
- Pani profesor, czy …
- Twoja mama już ze mną rozmawiała. Możesz zostać w szkole na święta.
- Dziękuję, pani profesor.
- Nie dziękuj, nie masz za co.  Dobranoc, Hermiono.
- Dobranoc, pani profesor.
Wyszła z gabinetu i ruszyła w stronę dormitoriów.   
- Granger ! - dziewczyna odwróciła się.
- Malfoy, co ty tutaj robisz ?
- Czekałem na ciebie ? Idziemy ? Muszę cię przecież bezpiecznie odstawić pod dormitorium.
Hermiona cicho jęknęła. Jeszcze jej tego brakowało do pełni szczęścia. Chciała teraz być sama, a czuła zaciekawienie bijące od Ślizgona. Błagam, pomyślała, nie pytaj.
- Co się stało ? - zapytał, jak na zawołanie.
- Nic takiego.
- Już to widzę. Co jest ?
- Zostawmy ten temat, ok ? - W Hermionie coś zaczynało pękać. W jej masce spokoju i opanowania pojawiły się rysy, spowodowane wszystkim, co działo się od jej urodzin. Malfoy wyczuł to. Jeśli ta dziewczyna potrzebowała czegoś w tej chwili, to tego, by ta maska zniknęła. Musi się w końcu wykrzyczeć. Powiedzieć światu jak bardzo cierpi, by mogła przestać. I on wiedział jak to zrobić.
- Nie, bo CHCĘ wiedzieć.
- MERLINIE - pękło. Cała złość, gorycz, żal i ból wylały się wodospadem. - CZY TY MOŻESZ CHOĆ RAZ NIE MYŚLEĆ TYLKO O SOBIE ? NIE CHCĘ O TYM ROZMWIAĆ. MÓGŁBYŚ CHOĆ RAZ POMYŚLEĆ O INNYCH. WIESZ, GÓWNO MNIE OBCHODZI, ŻE CHCESZ WIEDZIEĆ ! - udało mu się.
- No w końcu, jakieś ludzkie emocje.
- Jakbyś ty je miał.
- Ja przynajmniej nie udaje, że nic się nie stało, po tym jak najbliższe mi osoby wbiły mi nóż w plecy.
Wzmianka o Charlesie i Ginny rozpętała burzę.
- A CO, MOŻE MIAŁAM RZUCAĆ NIEWYBACZALNE NA KAŻDEGO, KTO MI WSZEDŁ W DROGĘ ?
- Lepsze to niż nic.
- JA TAK NIE UMIEM.
- Teraz idzie ci całkiem nieźle.  No to zacznijmy od początku. Szlamowata Granger zdradzona przez chłopaka i przyjaciółkę. Najlepszą przyjaciółkę.
- I CO Z TEGO ?! DOBRZE SIĘ BAWILI, ŚWIETNIE ! ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA.
- I nic cię to nie rusza ? Ty zamieniona na rudą, biedną Weasley. Musisz naprawdę kiepsko całować…
- PRZESTAŃ !
- Przyznaj, że cię to choć trochę zabolało, jak oni całowali się tak…
- ZABOLAŁO, OK. ? ZABOLAŁO JAK CHOLERA.
- No, od razy lepiej.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Uuuu.. Granger. Jakiś problem ? Może wyżalisz się swoim mugolskim rodzicom. Na pewno zrozumieją. Może przyjadą w odwiedziny ? A tak, no fakt, oni jeszcze nie wiedzą, że są karaluchami, na samym dnie łańcucha pokarmowego…
- I KTO TO MÓWI ? ZDZIECINNIAŁY, ZAPATRZONY W SIEBIE MAMINSYNEK, KTÓRY NIE JEST WSTANIE POSTAWIĆ SIĘ OJCU, BO SIĘ GO BOI ! NAWET DO TOALETY NIE PÓJDZIESZ BEZ JEGO POZWOLENIA.
- TO JUŻ PRZESADA, GRANGER ! - tym razem on nie wytrzymał. Chciał jej pomóc, ale nie pozwoli sobą pomiatać.
- MAM JUŻ CIEBIE DOSYĆ ! DOSYĆ ICH WSZYSTKICH I TEGO MIEJSCA ! CHCĘ WRÓCIĆ DO NORMALNEGO ŻYCIA ! JA SIĘ TU DUSZĘ !
- Wiem - powiedział Malfoy, co ją zamurowało. - Ja też.
- Co ? - jej głos podskoczył o oktawę.
- Nie tylko ty jedna przez to przechodzisz. Wszyscy, którzy wrócili czują to samo. I mogą ci pomóc, tylko ty za bardzo się zamykasz w sobie. Nie pozwalasz ludziom do ciebie dojść - Hermiona nie odpowiedziała. Może było w tym trochę racji. Nagle Malfoy znalazł się tuż przy niej i złapał ją za ramiona. - Nie musisz udowadniać, że jesteś silna, oni już to wiedzą. Czasem trzeba się otworzyć - z tymi słowami zawrócił i odszedł.
Hermiona wróciła do dormitorium w dziwnym nastroju. Była wściekła na Malfoy'a za to, co jej powiedział wcześniej, ale też i na samą siebie, za swoją reakcję. Przecież, fakt faktem, powiedział na głos to, co myślą inni uczniowie. Na myśl o tym w Hermionie zagotowało się.
- Cholera jasna ! - z całej siły uderzyła w jeden ze stojących przed kominkami foteli, co przyniosło nie tylko lekką ulgę, ale i pulsujący ból w dłoni, który minął po kilku sekundach.
- Hermiona ? - na schodach pojawił się Harry.
- O, cześć - burknęła.
- Czy coś się stało ?
- Nie - sarknęła. - Wszystko jest w porządku. Wręcz zajebiście. - Harry'emu opadła szczęka. Jeszcze nigdy nie słyszał przeklinającej Hermiony, a teraz naliczył dwa wulgaryzmy w ciągu 5 sekund.
- Dobrze się czujesz ?
- TAK, HARRY - podniosła głos, ale opanowała się po chwili. Schowała twarz w dłoniach. - Przepraszam, po prostu jestem już tym wszystkim zmęczona - pokręciła głową.
Przyjaciel zaraz znalazł się przy niej i przytulił. Hermionie przypomniał się uścisk Malfoy'a, który złapał ją w ostatniej chwili, zanim osunęła się na podłogę. Tamten był bardzo sztywny, zimny, Harry'ego natomiast przynosił lekkie, ale jednak pocieszenie. A gdyby tak było na odwrót… Hermiono ! Weź się w garść.
- Wiesz - zaczęła, odsuwając się od przyjaciela. - Chyba się już położę. Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział Harry i zawrócił w stronę schodów. Hermiona zrobiła to samo.
Siedziała już od dobrych kilkunastu minut na swoim łóżku. Wykąpała się, wskoczyła w pidżamę i … no właśnie. Nie miała żadnego pojęcia, co ze sobą zrobić. Nadal się w niej gotowało, więc nie była w stanie skupić się na żadną książką.  Jej wzrok padł na gitarę, którą dostała od rodziców, kiedy jeszcze wszystko grało. Kiedy byli szczęśliwą, mugolską rodziną. Wzięła instrument do ręki. Uderzyła delikatnie w struny. Była nastrojona. Zaczęła bić w bardzo szybkim rytmie, który odpowiadał jej nastrojowi. Zamknęła oczy wsłuchując się w dźwięki płynące spod jej palców. Zmieniła akord. Potem jeszcze raz, i jeszcze raz… Zaczęła od początku. Pod jej palcami rodził się nowy utwór pełen goryczy, żalu, bólu troski… Z jej ust wydobyło się lekkie nucenie. Dała się ponieść chwili. Za pomocą gitary wygrała wszystko, co jej leżało na sercu i czuła się z tym .. .dobrze.  
Około północy zaczęli pojawiać się pierwsi Gryfoni.  Wtedy Hermiona położyła się spać. Nadal była zła, ale jej emocje powoli zaczęły opadać, ustępując miejsce uldze i spokojowi.

Następnego ranka Hermiona obudziła się z uczuciem dziwnej lekkości. Dopisywał jej dobry humor. Nawet uśmiechnęła się do Charlesa, ale tylko na krótką, maleńką nanosekundę. W Pokoju Wspólnym panowało wielkie poruszenie. Całe pomieszczenie była zastawione kuframi, torbami i nawet kilkoma instrumentami, a Gryfoni przeciskali się między sobą, składając życzenia i zawieszając ostatnie ozdoby, ponieważ po śniadaniu praktycznie wszyscy wyjeżdżali. Hermiona podeszła do tablicy ogłoszeń (po drodze złożyła życzenia Lavender i Pati, które obskoczyły ją z obydwu stron oraz Jordanowi). Na karcie : "Zostają na święta" widniało tylko jej nazwisko. Świetnie, czyli zostaje sama. W duchu modliła się, by został ktoś z innego domu. Ktokolwiek. Przełknęłaby nawet Ślizgona.  Na horyzoncie pojawili się Harry z Ronem.
- Hermiono ! - Ron machał do niej już ze schodów, ciągnąc za sobą kufer, na którym stała klatka ze Świnką. - Wesołych
 Świąt ! - uściskał ją.
- Wesołych Świąt, chłopaki - odpowiedziała i przytuliła Harry'ego.
- A ty niespakowana ? - zapytał ją czarnowłosy przyjaciel. Uśmiech od razu spełzł z jej ust.
- Nie jadę do domu na święta - odpowiedziała, wbijając wzrok w podłogę.
- Dlaczego ? - oburzył się Ron.
- To dłuższa historia, opowiem wam jak wrócicie.
- Hermiono, nie możesz tu siedzieć sama ! Ja i Harry chętnie zostaniemy - Potter ochoczo przytaknął.
- Nie, nie. Jedźcie - nagle ściszyła głos, żeby tylko Ron mógł usłyszeć jej słowa. - Harry'emu bardzo przyda się teraz wsparcie rodziców.
- Ok. To może pojedziesz ze mną ? Do Nory - Hermiona spojrzała wymownie w stronę jego młodszej siostry. - Oł… rozumiem.  Ale sama, z całego domu ?! To chyba pierwszy przypadek w historii.
- No to teraz wiadomo kto zawsze przynosił nam pecha - żachnęła się dziewczyna, a przyjaciele odpowiedzieli jej śmiechem.
 Śniadanie minęło wyjątkowo szybko, bowiem wszyscy spieszyli się na pociąg. Wielka Sala była przepełniona radosną atmosferą. Wszyscy dzielili się wrażeniami z balu, opowiadali o prezentach, które kupili swoim bliskim i o miejscach, w które wyjeżdżają. Ron, który zawsze jadł najwięcej, skończył jako pierwszy, czym zadziwił przyjaciół. Wytłumaczył, że naje się świątecznymi potrawami w domu, czym wzbudził ogólną wesołość.  Po skończonym posiłku, wszyscy udali się do wyjścia. Hermiona chciała odprowadzić przyjaciół aż na stację kolejową, jednak mogła o zrobić jedynie do powozów. Wtedy też wręczyła im prezenty.
- Nie masz co próbować, Ron. Otworzą się dopiero w święta - ostrzegła.
- Świetnie - rzucił z rozczarowaną miną. - Dzięki.
Zanim wsiedli, jeszcze raz życzyli jej wesołych świąt.  Potem odjechali, a ona została sama. Nie bardzo chciało jej się wracać do zamku i pustego salonu Gryffindoru, ale co mogła na to poradzić ?
Padał śnieg. Hermiona dzielnie brnęła przez zaspy, coraz bardziej naciągając czapkę na czoło. Niedługo zasłoni sobie oczy, ale to nie miało znaczenia, bowiem zimny wiatr był coraz bardziej przenikliwy. Dziewczynie w końcu udało się dotrzeć do wejścia. Zapukała dwa razy kołatką i drewniane wrota otworzyły się. W zamku panowała nieprzenikniona cisza. Jedynie z daleka dochodził śpiew duchów - kolędników. Ściągnęła z siebie kurtkę, szalik, czapkę i ruszyła w stronę wieży. Salon był pusty, co sprawiało, że czuła się w nim strasznie dziwnie. Nigdzie krzyków, wybuchów, wrzasków, gonitw czy nawet zwykłych książek i poplamionym atramentem wypracowań. Wszystko wysprzątane i poukładane. Nie wytrzyma tutaj sama dwóch tygodni. Oszaleje z tej samotności ! Co prawda, nigdy nie była duszą towarzystwa, ale ile można siedzieć samemu ? Musi poczekać do obiadu, wtedy dowie się, kto jeszcze zostaje. Chwyciła pierwszą z brzegu książkę i rozsiadła się przy kominku. Miała jeszcze dwie godziny czasu. Zatopiła się w lekturze prezentu od Lavender i Pati. Tak niedorzecznej i bezsensownej książki jeszcze nigdy nie czytała. Opisy pierwszej randki i pocałunku sprawiały, że zaczynała turlać się ze śmiechu po podłodze. Najbardziej rozśmieszył ją dział poświęcony flirtowaniu. Opis najdrobniejszych gestów oraz jak je należy wykonywać, by zawrócić chłopakowi głowę, wywołały potężną salwę śmiechu. Dwie godziny minęły jej bardzo szybko. 

Hermiona siedziała w pokoju, bijąc się z myślami. Okazało się, że w zamku, oprócz niej święta będą jeszcze spędzać Malfoy i Puchon z pierwszej klasy. Jakim, do jasnej ciasnej, cudem ?!  Popołudniu pogodzili się i przeprosili za wczorajszą kłótnię, ale dziewczyna nadal miała wyrzuty sumienia.  I to one powstrzymywały ją przed tym co chciała zrobić. Rozważyła wszystkie za i przeciw, zapisała w głowie tysiące scenariuszy, ale nadal nie była pewna. Coś w niej mocno domagało się, by to zrobiła. Mała cząsteczka w sercu krzyczała i błagała, żeby tam poszła. A Hermiona nie wiedziała dlaczego tak jest. Co sprawia, że zaczyna się do tej cząsteczki przekonywać. Podjęła decyzję.  Zgarnęła swoją poduszkę i ruszyła w stronę lochów. Z każdym krokiem, serce biło jej coraz mocniej. Było już po ciszy nocnej i w każdej chwili mogła wpaść na Filcha, panią Noriss, a w samych lochach na Snape'a. Nie wiedziała co gorsze. W końcu bezpiecznie dotarła przed wejście do Salonu Wspólnego Slytherinu.
- Czysta … - zaczęła, ale wejście już zaczęło się otwierać. Po chwili, mogła spokojnie wejść. - …krew.
Zaskoczona, weszła do środka. Ciekawe co by na to powiedzieli Ron i Harry. Hermiona Granger włamująca się w nocy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Z pewnością wzięliby to za dobry kawał. Dziewczyna stanęła. Salon Slytherinu wyglądał wspaniale w tych wszystkich ozdobach, światłach i z choinką w rogu. Tuż nad kominkiem zawieszona była wielka plazma, pod nią najróżniejszy sprzęt elektroniczny. Zniknęły te wszystkie kanapy, o których opowiadali Ron i Harry i została tylko jedna, zwrócona przodem do telewizora.
- Malfoy ? - zrzuciła w przestrzeń.
- Granger ? Co ty tu robisz ? - chłopak zszedł ze schodów, ubrany tylko i wyłącznie w spodnie od pidżamy.
- Ja… nie mogłam spać … i pomyślałam… że… nieważne. Zapomnij, że tu przyszłam - wydukała i odwróciła się. Jej policzki zapłonęły żywą czerwienią. Co ona sobie myślała ? I jeszcze ten strój…
- Granger, czekaj ! - zawołał za nią.
- Co ? - odwróciła się, ale wzrok wbiła w swoje stopy. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Jak chcesz, możesz zostać.
- Naprawdę ?
- Nie, taki żarcik - żachnął się. - Możesz spać na kanapie. Pansy raczej się wkurzy jeśli się dowie, że użyłaś jej łazienki, więc zrób to tak, żeby nie wiedziała - zaczął wyliczać. - A jeśli najdzie cię ochota mnie podglądać, to wiedz, że jeśli znajdę cię w moim pokoju, mocno tego pożałujesz.
- Och, właśnie o to mi chodziło ! Teraz z moich planów nici - sarknęła. - Dzięki.
Malfoy wzruszył ramionami.
- Będziesz coś oglądać ?
- Miałem zamiar.
- Coś konkretnego ? - Podał tytuł.
- Widziałaś ?
- Nie, ale podobno jest niezły - czy naprawdę siedziała teraz w salonie Ślizgonów, rozmawiając z Malfoy'em o jakimś głupim filmie ? - Mogę się dołączyć ?
- Czemu nie. Zaraz wracam.
Hermiona usiadła na kanapie. Powieki zaczęły jej ciążyć.
***
Draco stał przed lustrem w łazience. Granger siedziała teraz na dole, czekając na niego, żeby mogli razem obejrzeć film. Czy ten wieczór nie może być bardziej porąbany ? Zaskoczył go jej widok, w pidżamie i z poduszką, ale wiedział o co chodzi. Gdy po raz pierwszy spędzał samotne święta, chciał, by ktoś był tutaj z nim. Opłukał twarz zimną wodą i wytarł ręcznikiem. Ostatnio nie poznawał samego siebie. Gdyby byli tu inni uczniowie z pewnością zmieszałyby ją z błotem i wyrzucił. Gdy był sam, nawet mu tak bardzo nie przeszkadzała. Spojrzał na swoje odbicie. Skoro jest tu dziewczyna wypadałoby włożyć coś na górę. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej idealnie pasującą koszulkę.
Szedł do salonu i zobaczył Granger śpiącą na rozłożonej do oglądania filmu kanapie. Miała przy sobie tylko poduszkę. Zawrócił na górę. Wyciągnął zapasową kołdrę oraz wziął poduszkę dla siebie i znów zszedł na dół. Spojrzał na śpiącą dziewczynę. Orzechowe loki opadały na poduszkę miękką falą. Leżała zwinięta w kulkę podciągając nogi pod brzuch. Na jej twarzy widoczny był błogi spokój, który nie widniał na niej zbyt często w ostatnich dniach. Delikatnie okrył dziewczynę kołdrą i usiadł obok. Włączył film. Gdy pojawiły się napisy początkowe, położył się. Chwilę przed zaśnięciem zrozumiał, że nie będzie mu dane zobaczyć filmu do końca. Odpłynął w krainę snów.


Opłaca się być chorym :D Rozdział zwalniający tempo, ale ważny jeśli chodzi o relacje Hermiona-Draco i Hermiona-rodzice. Od teraz mogę oficjalnie ogłosić, że zacznie się cała akcja ♥ Mam nadzieję, że się podobało  

6 grudnia 2012

Rozdział 14

  Muzyka, jest to jedna z moich ukochanych piosenek ♥



- Już się ubrałaś ? - Angelina stała pod drzwiami przebieralni w łazience prefektów, czekając, aż Hermiona wyjdzie do niej.
- Chwila, jeszcze buty - dziewczyna wsuwała na stopy czarne pantofelki, na małym obcasie, które dała jej Johnson. - Angelina ?
- Co ?
- Są troszkę za duże.
- Możemy włożyć do nich trochę waty albo czegoś takiego - Hermiona jęknęła w duchu. Że też zgodziła się, żeby Gryfonka pomogła przy przygotowaniach do balu.
- Nie, wiesz, chyba wrócę do balerinek - z ulgą włożyła ukochane, PŁASKIE buty.
- Jak chcesz, ale o wiele korzystniej wyglądałabyś w wyższych …
- Nie mam dla kogo się stroić.
- No, nie wiem. Mogłabym przysiąc, że kilkoro Gryfonów pożera cię wzrokiem.
- Ang, czy ktoś ci już mówił, że masz wybujałą wyobraźnię ? - odpowiedział jej śmiech dziewczyny. Hermiona otworzyła drzwi. - Zapniesz ? - spytała, odwracając się tyłem do Angeliny.
- Jasne - dźwięk zasuwania zamka rozszedł się po pomieszczeniu i odbijał echem od płytek i kafli.
- Dzięki - dziewczyna odwróciła się przodem do Johnson.
- Hm … - zamyśliła się starsza Gryfonka. - Wyglądasz naprawdę ładnie. Trzeba tylko coś zrobić z tą szopą na głowie.
- Wiem - odkąd "odzyskała" swoje włosy, dzień w dzień męczyła się, by ogarnąć je w choćby najmniejszym stopniu.
- To może …
Pół godziny później była gotowa. W łazience prefektów panowało niezłe zamieszanie. Na dwie godziny przed balem, dziewczęta zawładnęły pomieszczeniem i łaskawie zgodziły się odstąpić jakąś część czasu chłopcom. Dokładnie 10 minut, czyli tyle ile potrzebowaliby się przebrać w szary wyjściowe i uczesać. No, może nie wszystkim udało się to tak szybko, ale część z nich z pewnością pobiła rekord świata w najszybszym przygotowaniu się na bal. W pomieszczeniu unosił się zapach lakierów, zarówno do paznokci jak i do włosów, żeli pod prysznic, szamponów i mieszanka perfum. Całość nieprzyjemnie drażniła gardło Hermiony. Angelina przeszła samą siebie przygotowując je obydwie w krótszym czasie niż niektóre dziewczyny same siebie. Johnson wyglądała pięknie w jasnej, prostej sukni bez ramiączek. Włosy związała w kok, a na jej powiekach delikatnie lśnił srebrny cień. Grube rzęsy rozczesała zaklęciem. Teraz kończyła poprawki przy Hermionie.
- No, gotowe.
Hermiona spojrzała w lustro. Z gładkiej tafli uśmiechała się niepewnie ładniejsza wersja jej samej. Kosmyki znad uszy zostały związane z tyłu głowy w kitkę, a na gumce Angelina zapięła czarną różę. Przedziałek był poprowadzony przez środek, co nadało jej twarzy zupełnie innego kształtu. Fala loków spływała po jej plecach i ramionach. Dzięki przezroczystej breji, którą Johnson wsmarowała w jej włosy, miejsce szopy zajęły delikatne loki. Hermiona wzmagała się przed jakimkolwiek makijażem, dlatego też Angelina nałożyła tylko trochę tuszu na jej rzęsy i kredki na powieki, tak, że jej wielkie, zielone oczy były ładnie obramowane i sprawiały wrażenie jeszcze większych.
- Dziękuję ci bardzo.
- Nie ma sprawy - Angelina machnęła ręką. - Gotowa ?
***
Jako, że wszystkie dziewczęta były w łazience, ich partnerzy po prostu czekali przy wejściu do którego prowadziły schody. Każdy miał swój sposób na zabijanie czasu. Ron dyskutował o czymś zawzięcie z Justinem i Danym, tak jak ich koledzy zarówno z siódmych jak i szóstych klas. Tylko Charles i Malfoy stali sami, każdy w innym rogu. Ślizgon wpatrywał się w szczyt schodów z taką intensywnością, że jeszcze chwila i wypaliłby w nich dziurę. Niedługo miała się na nich pojawić Granger. Próbował sobie wyobrazić jak będzie wyglądać. Co prawda, widział ją już w tej sukni, ale tylko przez szybę wystawy.  Sam nie wiedział co go podkusiło z tą sukienką … potem wytłumaczył sobie, że skoro Granger idzie na bal z jednym z członków rody Malfoy'ów musi wyglądać jak człowiek. A z jej budżetem byłoby to niewykonalne. Przeniósł na chwilę wzrok na grupę piątoklasistów, w której zobaczył Weasley'a. Idiota. IQ miał tyle, ile mu było potrzeba do oddychania i jedzenia. Niczego więcej. Czasami współczuł jego rodzinie, że musi z nim mieszkać pod jednym dachem. Właśnie. Weasley'owie, zdrajcy krwi bratający się z mugolami - powtórzył w myślach zdanie, które ojciec wbijał mu do głowy odkąd poszedł do szkoły. Były jeszcze wiele innych. W większości mówiły o wyższości czystej krwi nad mieszańcami, szlamami i mugolami. Tylko że ostatnio, chłopak zaczynał w nie wątpić. Nagle Weasley zaczął wpatrywać się w schody z otwartą gębą. Malfoy poszedł za jego wzrokiem i wtedy zobaczył … ją.
***
Hermiona wzięła głęboki oddech, zanim wyszła zza zakrętu. Zaczęła schodzić po schodach, uważnie stawiając każdy krok. Starała się nie patrzeć pod nogi tylko dumnie trzymać głowę wysoko. Widziała zaskoczoną minę Rona, co bardzo ją speszyło.  Uśmiechnęła się delikatnie do przyjaciela, a on odpowiedział tym samym. Potem, z lekko obawą, przeniosła spojrzenie na Malfoy'a.  Jego twarz również wyrażała zdumienie, lecz po chwili ustąpiło ono temu tak dobrze jej znanemu, smutnemu wyrazowi. Jednak biło od niego coś takiego … Dziewczyna zeszła ze schodów, czekając na jakiś ruch ze strony Malfoy'a. Chłopak podszedł do niej i wystawił rękę. Hermiona wzięła go pod ramię i razem opuścili pomieszczenie, odprowadzeni spojrzeniami wszystkich obecnych. Nie odzywali się do siebie przez całą drogę. Hermiona przyglądała się swojemu partnerowi kątem oka. Miał na sobie idealnie uszytą szatę na miarę, całą czarną. Nawet krawat był w tym kolorze, co wspaniale kontrastowało z jego bladą cerą.  Jego włosy zdawały się być krótsze, zaczesane na bok.  Byli pierwszą parą, która stawiła się u profesor McGonagall. Kobieta miała na sobie długą, ciemnozieloną suknię i wysoki, ostry kapelusz. 
- No, jesteście. A gdzie reszta ?
- Panowie czekają, aż dziewczynki skończą się przygotowywać - wyjaśnił sarkastycznie Malfoy.
- Przecież zostało tylko 8 minut - kobieta spojrzała z przerażeniem na wielki zegar wiszący na ścianie.
W tym samym czasie Hermiona zaczęła zachwycać się dekoracjami.  Zaskoczyło ją to, bo przecież poprzedniego dnia sama pomagała w ich przygotowywaniu i zawieszaniu - jeden z obowiązków prefekta - ale teraz wszystko było bardziej … magiczne. Śnieg, który padał, lodowe rzeźby, wieża ze szklanek i pucharów, białe ozdoby na ścianach, a pod nimi wielkie okrągłe stoły, zastawione najróżniejszymi smakołykami.  Gdzieś w dali słychać było strojenie instrumentów. Hermiona poznała fragmenty utworu, który ćwiczyli muzycy. To do niego "jakiś" czas temu tańczyła w Wiktorem Krumem.  Do Sali zaczęli napływać uczniowie. Nauczyciele ustawiali ich przy stołach, natomiast prefekci z piątego i siódmego roku zostali wręcz brutalnie wyrzuceni na środek parkietu.  Gdy stoły zapełniły się uczniami, Dumbledore powitał wszystkich bardzo serdecznie i rzucił tylko : "niech gra muzyka!". Rozbrzmiały pierwsze takty. Hermiona położyła rękę na ramieniu Malfoy'a i już po chwili wirowali zgrabnie wśród innych par. Dziewczyna starała się myśleć tylko o tym, że to obowiązek, że musi z nim zatańczyć i tyle. Całą swoją uwagę skupiała na muzyce. Nie na jego rękach, wzroku, zapachu… Pierwszy taniec minął im tak szybko jak to było możliwe. Hermiona zadowolona, chciała już mu uciec, gdy sprawy się z lekka pokomplikowały. Profesor McGonagall poprosiła, żeby jeszcze przetańczyli w tych parach następny taniec, aby zachęcić innych do włączenia się.
Hermionę ścisnęło w gardle. Jeszcze jeden utwór. Rozbrzmiały dźwięki fortepianu, co bardzo ją zaskoczyło. Niepewnie spojrzała na Malfoy'a, lecz wyraz jego twarzy był nieprzenikniony. Położył dłoń na jej talii, drugą zaś chwycił jej dłoń. Zaczęli od nowa. Dotyk chłopaka wywoływał dziwne dreszcze, a skóra w miejscu gdzie ją trzymał dziwnie mrowiła. Hermionie coraz mnie się to podobało.  Nagle chłopak zakręcił nią tak, że wykonała piruet. Dziewczynę bardzo to zaskoczyło. Do tej pory tańczyli tylko podstawowe kroki, Malfoy nigdy nie dodawał nic od siebie.  
- Nawet nie jesteś taka zła, Granger.  Jeśli chodzi o tańczenie, oczywiście - odezwał się po raz pierwszy tego wieczoru.
- Powinnam być gorsza ? - dziewczyna była szczerze zaskoczona .
- Skoro jesteś … z mugolaków … - Hermiona miała wrażenie, że lekko się skrzywił, wypowiadając te słowa.
- Czyli status krwi decyduje o umiejętnościach tanecznych ? - Hermionę zatkało.
- W pewnym sensie - Ślizgon uśmiechnął się złośliwie.
- O czymś jeszcze ? - spytała sarkastycznie.
- Tak - jego uśmiech zrobił się jeszcze bardziej złośliwy i paskudny. - Gracja, talenty, uroda, sposób poruszania się …
- Uff .. - Hermiona udała, że jej ulżyło. - Dobrze, że nie inteligencja, bo wtedy wszyscy "prawdziwi" czarodzieje byli by takimi idiotami jak ty. To naprawdę pocieszające.
- Uważaj, Granger - spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.
- Bo co ? Wyzwiesz mnie od szlamy ?
- Nie. Chociaż to bardzo kusząca propozycja. Ale wiesz co ? Zawsze mogę cię przez przypadek wypuścić z rąk.
- I pokazać jak złym jesteś tancerzem ? Jeszcze by cię tatuś wydziedziczył.
 Hermiona nagle poczuła, że nacisk na jej talię robi się coraz lżejszy.  Chłopak zdjął rękę z jej talii i zarzucił nią tak, że wykonali pół obrót, każde w swoją stronę, jednak zrobił to tak szybko, że dziewczyna miała wrażenie, że zaraz wpadnie na ścianę. W ostatniej chwili poczuła jak Malfoy przyciąga ją do siebie z powrotem.  Dostała lekkiego napadu paniki i dopiero po chwili zrozumiała, że co prawda kołyszą się do taktu, ale ona dosłownie wtula się w Ślizgona.  Cała ta sytuacja bardzo ją speszyła. Delikatnie, ale stanowczo odsunęła się od niego.
- Naprawdę myślałaś, że cię puszczę ? - zakpił.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale chyba już ustaliliśmy, że ci nie ufam. - na jego twarzy pojawił się tryumfujący uśmiech.
- I tak trzymaj, Granger, chociaż czasem mogłabyś mieć trochę więcej wiary w człowieka.
- To ty nim jesteś ? Bardziej mi przypominasz niedorobioną wersję strzygi.
- Ach, to twoje poczucie humoru jest wręcz zabijające - mruknął pod nosem.
- Staram się jak mogę - zamilkli.
Hermiona przyznała w duchu, że nawet nie jest tak źle.  Tańczyli sobie jak gdyby nigdy nic. Zaczęła jednak przyłapywać się na bardzo dziwnych myślach.  Podobało jej się to uczucie, które towarzyszyło jej za każdym razem gdy na nią spojrzał. Raz wyłapała w jego wzroku podziw, ale natychmiast przekonała siebie samą, że tylko jej się wydaje. Utwór dobiegł końca. Malfoy zdjął swoją rękę z jej talii i uwolnił jej dłoń. Bez słowa skłonił się. Hermiona delikatnie dygnęła. Chłopak odszedł w swoją stronę, a dziewczyna poczuła, że zaczyna jej czegoś brakować. Podeszła do przyjaciół. Paczka Gryfonów okupowała jeden ze stolików.
- Gdzie jest Harry ? - zaskoczona spytała Rona, który też zszedł z parkietu.
- Powiedział, że nie chce iść i zamknął się w pokoju.
Hermiona pokręciła głową. Z ich przyjacielem działo się coś dziwnego, a oni nie wiedzieli jak mu pomóc. Pamiętała jego oburzenie, gdy wyszedł od Dumbledore'a. Dyrektor oznajmił, że wierzy Harry'emu i że wyśle kogoś, by przebadał fragment lasu, gdzie zniknął czarownik. Harry zażądał, by nastąpiła reaktywacja Zakonu Feniksa, na co Dumbledore odpowiedział twardo, że nie może tego na razie uczynić, bowiem mogłoby to ściągnąć uwagę Voldemorta. Chciał mieć asa w rękawie i pozwolić mu myśleć, że nie uwierzył Harry'emu.  Chłopak, choć rozumiał, i tak był wzburzony. Coraz częściej na nich warczał i krzyczał, wykłócał się o każdą drobnostkę. Powoli zaczynał działać im na nerwy.
***
Bal mijał w najlepsze. Draco Malfoy siedział przy jednym ze stołów, w towarzystwie ślizgońskiej śmietanki towarzyskiej, której przewodził. Rozglądał się leniwie po sali, od czasu do czasu rzucając kąśliwe uwagi na temat osób znajdujących się na parkiecie, na co zebrana grupa rechotała jak najęta. Idioci, pomyślał. Wśród tańczących pojawiła się kolejna para. Orzechowe włosy dziewczyny wirowały wdzięcznie z każdym obrotem, tak samo jak czerwona suknia. Granger. Mała, głupiutka Granger tańczyła z Deanem Thomasem. Byli tego samego pokroju … tej samej krwi.  Dziewczyna co chwilę wybuchała śmiechem tak samo jak jej partner, co bardzo drażniło młodego Malfoy'a. Musiał jej oddać, że wyglądała nawet całkiem nieźle. Ale tylko całkiem. Co on przed sobą ukrywa ?! Podobała mu się w tym stroju jak jeszcze nigdy. W tańcu poruszała się z gracją, jej ruchy były lekkie i płynne. Ale i tak była kim była. Draco wrócił myślami do tego feralnego dnia, w którym otrzymał list od rodziców. Stało się to, czego najbardziej się obawiał … Spojrzał jeszcze raz na Granger, nieświadomie szukając w niej pocieszenia. Ze złością zauważył, że tańczyła już z większością Gryfonów ze swoje rocznika. I to po kilka razy. A nim pogardziła…
***
- Nie, błagam ! - Hermiona zaśmiała się po raz kolejny, gdy Dean zaproponował jej kolejny taniec. - Daj odpocząć. - Dziewczyna tańczyła już z Deanem, Seamusem, Ronem (tylko przez chwilę, bo zaraz pojawiła się Lavender) i bliźniakami, a także Neville'em.
- Okej - chłopak usiadł koło niej, ale po chwili poszedł w tany z Pati.
Hermiona rozejrzała się po parkiecie i zobaczyło coś co wbiło ją w siedzenie. Ginny tańczyła ze Ślizgonem. I to nie byłe jakim Ślizgonem - z Blaise'em. I to nie byłe jaki taniec, tylko wolny. Na oczach całej szkoły wtulała się w tego idiotę. Gryfonka stwierdziła, że to dla niej za dużo. Poza tym, robiło się już późno, a musi jeszcze sprawdzić, czy aby na pewno spakowała wszystko co było jej potrzebne. W końcu następnego dnia wraca do domu po czterech miesiącach nieobecności i chociaż często pisała z rodzicami, to mimo wszystko tęskniła. I to bardzo. Nawet zaczęło jej brakować krzyku mamy i ciągłych narzekań ojca oraz jego wiecznego bałaganu i szalonych pomysłów. Dzięki niemu miała najlepsze dzieciństwo, jakie tylko mogła sobie wymarzyć. I chociaż nie chciała się do tego przyznać, tak naprawdę była małą córeczką tatusia.  
  Nagle, jak z pod ziemi wyrósł Malfoy. Miał dziwny wyraz twarzy.
- Zatańczysz ? - spytał, czy bardzo ją zaskoczył. Hermiona rozważyła wszystkie za i przeciw, ale w końcu zgodziła się.
W momencie, gdy weszli na parkiet, charakter utworu zmienił się na bardziej spokojny i romantyczny. Para wpasowała się w rytm. Trwali tak przez chwilę, gdy Malfoy nagle wychylił ją do tyłu. Tym razem nie bała się.  Nie wiedzieć kiedy, przybliżyli się do siebie. Hermiona spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się delikatnie. Odpowiedział tym samym.  Zaśmiała się w duchu. Ten wieczór był pełen niespodzianek. Co prawda, dobrze jej się tańczyło z przyjaciółmi, ale przy Malfoy, mimo wszystko, zaczynała czuć się odprężona.  Zapominała o wszystkim.  O problemach, powrocie do domu, Voldemorcie … "Brawo, Hermiono!", zjechała się w myślach. Że też musiała sobie o tym teraz przypomnieć. Zmarkotniała od raz,. co Ślizgon jakimś cudem wyczuł.
- Chcesz już wracać ?
- Tak. Bardzo - odpowiedziała, zanim dotarło do niej co mówi. Spojrzała na niego z ukosa. Miał lekko urażoną minę.
Odprowadził ją pod sam obraz, lecz ten był pusty. Gruba Dama gdzieś zniknęła i Hermiona będzie musiała teraz czekać aż wrócić. Stali chwilę w milczeniu. Zachodziła w głowę, co też może powiedzieć w takiej sytuacji, ale że nigdy się w takowej nie znalazła, nic nie przychodziło jej do głowy. Napięcie między nimi rosło z sekundy na sekundę.  Hermiona poczuła coś w brzuchu. Jakby wszystko zaczęło się skręcać. Nagle Malfoy wziął głęboki wdech i otworzył usta, ale przerwało mu nadejście McGonagall
- Hermiono, chodź za mną !
- Coś się stało, pani profesor ?
- Tak. Chodzi o twoich rodziców - Hermiona zamarła. O jej rodziców. Przez myśl przeszły jej najczarniejsze scenariusze. Z trudem przełknęła ślinę i spojrzała na nauczycielkę. W jej oczach widziała czyste współczucie. Nawet nie wiedziała kiedy przed oczami pojawiły jej się mroczki, a Malfoy złapał ją w locie i przytulił do siebie.

Rozdział trochę krótki, bo rozłożyłam go na dwie części. Następna część przyniesie wiele niespodzianek.
Napisałam go dzisiaj, bo leżę chora :) Mam nadzieję, że się spodoba ♥
Zapraszam też na fanpage'a : http://www.facebook.com/JemiolaPewniePelnoWNiejNargli
Przepraszam, za wszystkie błędy :) 

5 grudnia 2012

Rozdział 13


Hermiona czekała na Malfoy'a pod Wielką Salą, gdzie pół godziny wcześniej skończyły się przygotowania do balu.  A oni byli jedyną parą, która się nie pojawiła, lecz to miało się zmienić. Spojrzała w dół, poprawiając idealnie ułożoną spódniczkę - mundurek szkolny, czyli strój, w którym McGonagall kazała im się pojawić. Następnie poprawiła swoją odznakę prefekta. Dziewczyna uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Zaskoczył ją fakt, że nowi prefekci są wybierani dopiero w szóstej klasie i poszła do profesor McGonagall spytać się, dlaczego tak jest. Odpowiedź bardzo ją zaskoczyła. Po tym jak pokonali Voldemorta, w większości wrócili do szkoły, by dokończyć siódmy rok, zrobiło się lekkie zamieszanie, bo szkoła liczyła podwójny siódmy rocznik, co sprawiło, że każdy dom miał 4 prefektów w ostatniej klasie. Nauczyciele postanowili, że następny rocznik będzie miał wybranych prefektów w szóstej klasie, by nie było ich za dużo na raz. Później, stało się to tradycją. Hermiona była przerażona, że przez nią - w końcu to ona najbardziej namawiała na powrót do szkoły - zmieniono kilkusetletnią tradycję.  Dostała lekkiego napadu histerii, w którego skutek, McGonagall zgodziła się wrócić do poprzedniego systemu wyznaczania prefektów i następnego dnia dostali oficjalne listy z odznakami. Dziewczyna nie przewidziała jednego - że Harry znów będzie się boczył o głupi fragment metalu. On i Ron praktycznie nie odzywali się do siebie od czasu akcji Ginny-Charles. Ron wstydził się za zachowanie siostry i w pewnym sensie czuł się odpowiedzialny za to, co zrobiła, a Harry swoim milczeniem utwierdzał go w tym przekonaniu.  Po wiadomości o przyznaniu rudzielcowi odznaki, chłopak rzucił tylko: "Gratulacje" i wyszedł z Wielkiej Sali, tak szybko, że się za nim kurzyło, natomiast tego dnia na eliksirach usiadł z drugiej strony stołu tak, że Hermiona była została wciśnięta między obrażonych chłopaków.
Na horyzoncie pojawił się Malfoy.  Był ubrany w mundurek szkolny - taki sam, jaki nosili Harry i Ron, oprócz krawata - ale wyglądał jakoś tak … inaczej. Jej przyjaciołom zawsze wystawały koszule, kołnierzyki były wygniecione, a swetry czymś wybrudzone, nawet zwykłą szkolną kredą. Natomiast Malfoy w swoim stroju wyglądał … idealnie. Koszula wpuszczona w spodnie, bez najmniejszego zgrubienia czy pofałdowania, sweter przylegający jak ulał i kształtny supełek krawata. Wszystko na miejscu. Nawet włosy układały się tak jak planował (lecz to zawdzięczał żelowi). Na piersi połyskiwała mu srebrno-szmaragdowa odznaka. Hermiona przyłapała się na tym, że dosłownie wgapia się w niego.  Zawstydzona odwróciła wzrok. Chłopak podszedł do niej i bez słowa stanął obok.  Hermiona odwróciła się od drzwi do Wielkiej Sali i ruszyła w stronę najbliższej komnaty.  Malfoy bez słowa ruszył za nią.  W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność. Hermiona czuła obecność chłopaka, miała wrażenie, że stoi niecały metr od niej. Znów owinął ją zapach tych perfum i żelu. Podniosła różdżkę.
- Lumos ! - z jej końca rozbłysło światło, rozświetlając ciemność. Malfoy rzeczywiście stał blisko niej, jednak jego poza wyrażała pewną rezerwę.
Hermiona lewą ręką wyciągnęła zmieniacz czasu.  Łańcuszek był na tyle długi, że mogli się pod nim zmieścić oboje.
- Masz - podała mu klepsydrę - zawieś sobie na szyję. - Chłopak zaczął ściągać łańcuszek z jej szyi. - Powiedziałam, zawieś sobie, a nie ściągnij mnie - chwyciła jego dłoń chcąc go zatrzymać. Ten szybko wyrwał się i przewiesił sobie zmieniacz czasu przez głowę.
- Będzie tak jak w trzeciej klasie ? - spytał podejrzliwie.
- Dokładnie - Hermiona założyła różdżkę za spódniczkę i chwyciła klepsydrę.
Trzy obroty wcześniej, wychodząc z komnaty, natknęli się na McGonagall, Angelinę i Charlesa idących w kierunku Wielkiej Sali. Nauczycielka rzuciła im przelotne spojrzenie, natomiast w oczach dwójki Gryfonów widać było zaskoczenie i jakby … oburzenie ? Hermiona zaśmiała się w duchu. Dzisiejsza młodzież ma bardzo wybujałą wyobraźnie i … no, można sobie samemu dopowiedzieć, co pomyśleli Angelina i Charles. Dla większości wychowanków domu Lwa sama myśl o tym, że ktoś z nich mógłby się spotykać ze Ślizgonem była … przerażająca. Ten system myślenia działał w obydwie strony.  Wielka Sala była teraz pusta. W rogu, tam gdzie normalnie zaczynał się stół Slytherinu stał wielki, stary gramofon.  Przy nim zaś stał Filch z panią Norris u nóg.
Pół godziny później, gdy już wszyscy zebrali się w Sali, profesor McGonagall rozpoczęła swój wykład.
- Panowie MUSZĄ przyjść po swoje partnerki, aby zapewnić im bezpieczne dotarcie na sale balową - powiedziała, powoli przechadzając się po sali. - To znaczy, że co najmniej 20 minut przed rozpoczęciem balu, macie stawić się pod wejściami do domów waszych partnerek, a 10 minut później stawić się w Wielkiej Sali. Zrozumiano ? - wśród męskiej części uczniów rozległy się pomruki zgody.  - Świetnie.
Następne dwadzieścia minut McGonagall poświęciła na savoir - vivre. Tłumaczyła uczniom jak należy zachowywać się w trakcie balu, czyli kto pierwszy schodzi po schodach, kto kogo prowadzi, kto pierwszy siada i tak dalej. Na koniec dodała, że po zakończeniu balu lub w momencie, gdy któreś z partnerów zechce opuścić bal, chłopcy muszą odprowadzić dziewczęta z powrotem do dormitoriów.  Potem zaczęła się najtrudniejsza część - taniec.
- Dobierzcie się w pary - głos McGonagall przebił się przez melodię płynącą z gramofonu. - Takie, w których idziecie na bal, panno Parkinson - zwróciła się do Ślizgonki, która zmierzyła ją morderczym spojrzeniem. W końcu udało im się ustawić.  - Zaczynamy ! Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy …
Hermiona stała przez chwilę, patrząc na chłopaka. Próbowała rozgryźć ten zacięty wyraz twarzy, ale nie udało się jej.
- Dobra - rzuciła, starając się, by jej ton był obojętny. - Miejmy to już za sobą.
W odpowiedzi chłopak stanął trochę bliżej. Hermiona nie pewnie położyła mu dłoń na ramieniu, najdelikatniej jak to było możliwe, natomiast dłoń lewa dłoń Malfoy'a spoczęła na jej talii, co sprawiło, że byli teraz bardzo blisko siebie, jednak mimo wszystko dziewczyna starała się zachować pewną rezerwę. Chwycili się za ręce, tworząc ramę. Skóra chłopaka była w dotyku gładka i zimna, zupełnie jak oczy. Hermiona wbiła wzrok w swoje stopy - mały niewielki fragment widoczny na podłodze. Towarzyszyło jej dziwne uczucie, którego nie znała.
- Gotowa ? - głos Malfoy'a rozległ się tuż nad jej uchem. Zaskoczona podniosła wzrok i spojrzała prosto w duże, szare oczy chłopaka.
- Jasne - powiedziała. Starała się sobie przypomnieć te koszmarne lekcje tańca, na które rodzice wysłali ją w drugiej klasie mugolskiej podstawówki. Przerabiali tam walca angielskiego, ale to było lata temu, poza tym, dziewcząt zawsze było więcej niż chłopców, dlatego Hermiona zawsze prowadziła i uczyła się kroków obowiązujących mężczyzn, nie kobiety.  
- Raz, dwa, trzy … - odliczył Malfoy. 
Hermiona w ostatniej chwili uświadomiła sobie, że musi wykonywać zupełnie inne kroki i udało jej się w ostatniej sekundzie zabrać nogę z miejsca, gdzie za chwilę pojawiła się stopa Malfoy'a. Zaczęła tańczyć tak, jak uczono ją na zajęciach.
- Mogłabyś przestać prowadzić ? - spytał jej partner. Dziewczyna czuła, jak chłopak próbuje nad nią dominować.
- Jak, prowadzić ? - Hermiona była szczerze zaskoczona. Przecież tańczyła normalnie.
- Musisz mi zaufać - Hermiona prychnęła. - Może źle to ująłem. Stań się bardziej … bierna. Nie koncentruj się na każdym kroku. Daj się ponieść.
Dziewczyna próbowała się dostosować do rad chłopaka.  Starała się nie myśleć o tym, jaki następny ruch wykonać.  Zamknęła oczy i wsłuchała się w muzykę. Dzięki temu mogła się oderwać myślami od tego, co robiło jej ciało, ale także nie musiała już patrzeć na Malfoy'a. Odległość między nimi zmalała jeszcze bardziej i ta dziwna bliskość stała się dla Hermiona bardzo uciążliwa. Ironia. Daje się poprowadzić chłopakowi, który przez całą szkołę wyzywał ją od szlam, dokuczał na każdym kroku jej i jej przyjaciołom oraz ranił i obrażał jej najbliższych. A teraz jak gdyby nigdy nic tańczyli razem, prawie przytuleni.
- Spróbujcie po kole, no proszę ! - usłyszała głos McGonagall.
Hermiona poczuła zmianę. Przestali się poruszać po "kwadracie". Ich ruchy stały się bardziej płynne i zaczęli delikatnie wirować na zakrętach.  Otworzyła oczy. Na twarzy chłopaka widać było rozluźnienie. Malfoy spojrzał na nią, gdy tylko wyczuł jej wzrok. Dziewczyna odwróciła twarz w bok i o mało nie wybuchła śmiechem. Zobaczyła Ron i Hannę, kolebiących się w tak muzyki. Na ich twarzach widać było ogromne skupienie. Obydwoje wpatrywali się w swoje stopy, ale to nie przeszkadzało im w ciągłym deptaniu się nawzajem po nich. Co jakiś czas zderzali się też głowami. Obydwoje byli tak samo źli i zażenowani.  Obok nich pojawiła się Pansy ze swoich partnerem. Parkinson wyraźnie prowadziła. Zdawała się co chwilę rzucać jakieś nieprzyjemne uwagi. Gdy wpadli na Rona i Hannę i o mało się wszyscy razem nie wywrócili, Hermiona nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Dołączyli do niej pozostali. Hanna również. Tylko Ron i Parkinson rozbili się czerwoni. Na chwilę wszyscy przestali tańczyć, więc profesor McGonagall zarządziła chwilową przerwę. Hermiona i Malfoy odskoczyli od siebie jak oparzeni i każde poszło w swoją stronę.
- Hej - Gryfonka przywitała się z Ronem. Ten mruknął coś w odpowiedzi i odwrócił się do niej tyłem. - Dorośnij, Ronald ! Każdemu mogło się zdarzyć.
- Teraz jesteś taka mądra, bo prowadzi cię Malfoy - wręcz splunął, wymawiając nazwisko Ślizgona.
- Dałabym sobie radę i bez niego, Ronaldzie - powiedziała lekko obrażona. Komentarz przyjaciela delikatnie, ale jednak uraził jej dumę.
- I jak tam ? - koło nich pojawiła się Angelina. Na policzkach wykwitły jej rumieńce, natomiast oczy świeciły z podekscytowania. - Fajne zajęcia, prawda ?
Tym razem zarówno Ron jak i Hermiona mięli nietęgie miny, więc Johnson zaśmiała się z nich. Hermiona spojrzała na buty Rona - widniały na nich ślady podeszew Hanny.
- Hermiono - dziewczyna podskoczyła na dźwięk głosu Charlesa. Nie odezwał się do niej od jej urodzin. - Będziesz jutro na treningu ?
- Będę - odpowiedziała nie patrząc na niego. - Jest jakiś powód, dla którego miałabym nie być ?
- Nie, nie. Racja - chłopak oddalił się, a Hermiona odprowadziła go wzrokiem. O co mu chodzi ?
Przecież chodziła wytrwale na wszystkie treningi i nie opuściła ani jednego (z dwóch). Na pierwszym musiała się bardzo mocno koncentrować, żeby na przykład nie spaść z miotły, bowiem ciągle wyczuwała na sobie ciekawskie spojrzenia. Nie oddała też ani jednego rzutu na pętle, chociaż kilka razy miała bardzo dobre sytuacje. Wiedziała jednak jak to się skończy - walnie kaflem z całej siły w Charlesa nie myśląc o tym, że ma trafić do pętli.
- Wracamy na parkiet - zarządziła profesor McGonagall. Hermiona niechętnie powróciła na swoje poprzednie miejsce.
Tym razem od razu udało im się z Malfoy'em złapać odpowiedni rytm i po chwili wirowali spokojnie, z gracją. Hermiona spokojnie rozglądała się po parach, kiedy jednak jej wzrok padł na Charlesa, szybko odwróciła głowę.  Przygryzła dolną wargę, zdenerwowana. Była na niego zła, jasne, ale nadal … Charles może i ją zranił, ale nadal … nadal był kimś dla niej bliskim.
Po dziesiątej, wszyscy z uczuciem ulgi opuścili Wielką Salę. Hermionę zaczynały boleć stopy od ciągłego tańczenia. W duchu musiała przyznać, że młody Malfoy naprawdę dobrze tańczył i świetnie prowadził.  Był pewny każdego kroku, poza tym, poruszał się z pewną … gracją. Jego ruchy były płynne, dostojne, ale i energiczne na swój sposób.
- Panno Granger - zwróciła się do niej profesor McGonagall.
- Tak, pani profesor ?
- Pan Malfoy już wie ?
- Tak, pani profesor.  Od dwóch godzin, a właściwie, to się dowie dopiero za pół.
- Dobrze. Mam nadzieję, że zachowa tę informację dla siebie - McGonagall spojrzała na nią znacząco.
- Oczywiście.
 -Cieszę się, że jesteś tego taka pewna - kobieta uśmiechnęła się sztywno, patrząc na nią zza okularów. W jej oczach było coś takiego … jakby na kształt troski. Hermiona potrząsnęła głową. Pewnie jej się tylko przywidziało.
- Do widzenia, pani profesor - pożegnała się.
- Dobranoc, panno Granger - odpowiedziała nauczycielka.

- Nie rozumiem, po co mnie tu wyciągnęliście - Harry marudził całą drogę do Hogsmead.
Hermionie i Ronowi jakimś cudem udało się namówić go na to wyjście. Męska część Cudownej Trójcy zaczęła się w końcu do siebie odzywać, ale nadal czuć było między nimi pewną przepaść, a żaden nie garnął się, żeby rzucić nad nią kładkę. Jedyną pozytywną stroną całej tej chorej sytuacji był fakt, że Ron i Hermiona prawie w ogóle się nie kłócili, co także było bardzo dziwne. Tak czy inaczej, w ostatni weekend przed Bożym Narodzeniem, brnęli po kostki w śniegu w stronę Hogsmead. Hermiona miała jeszcze do kupienia parę prezentów, a także Ron chciał z jej pomocą wybrać prezent dla swojej mamy, tak więc, widząc Harry'ego, który kolejny dzień miał zamiar siedzieć i gapić się w okno, wręcz wymusili na nim, by poszedł z nimi. Dziewczyna spojrzała na przyjaciela kątem oka. Harry jak nigdy odkąd się poznali był markotny i zamknięty w sobie. Co prawda wcześniej miał swoje humory, ale nie tak długo. Od dwóch tygodni zachowywał się jak duch. Mało spał, jadł i rzadko kiedy się uczył. Snuł się po korytarzach, a bezsenne noce  sprawiły, że kolorem przypominał Sir Nicolasa. Na treningach również bywał nieobecny, czasem nie zauważał znicza, który fruwał mu przed nosem.  Często dochodziło też do pyskówek między nim a Charlesem. Pewnego razu zmuszona była interweniować prawie cała drużyna, ponieważ chłopcy o mało nie skoczyli sobie do gardeł. Hermiona także coraz gorzej znosiła treningi, ale dzielnie nadal na nie chodziła. Wracała po nich wyczerpana zarówno fizycznie jak i psychicznie. I jak nigdy posiniaczona, ponieważ starała się udowodnić Charlesowi, że sama da sobie radę na boisku i nie musiał tak jej nadskakiwać, kiedy byli razem. Dziewczyna ziewnęła przeciągle. Z tygodnia na tydzień była coraz bardziej zmęczona. Musiała połączyć naukę z treningami, obowiązkami prefekta i przygotowaniami do balu (w których zaczęli uczestniczyć wszyscy uczniowie od 4 do 7 klasy), a zmieniacz czasu nie bardzo jej pomagał, ponieważ używała go tylko wtedy, gdy musiała się cofnąć z Malfoy'em lub chciała się pouczyć. Tylko raz użyła go po to, by iść wcześniej spać.
Malfoy. Malfoy stawał się dla niej coraz większą zagadką. Była pewna, ba, wiedziała, że to od niego dostała tę sukienkę na urodziny. Chciała mu podziękować, ale nie mogła się w sobie zebrać. On natomiast udawał, że nic takiego się nie stało. Kiedy w piątek ( padnięta po treningu) na polecenia McGonagall przyszła ubrana w swój strój na bal, rzucił tylko : 'Ładna kiecka'. To wszystko.  Nic więcej.

- Długo jeszcze ? - Harry niecierpliwie bębnił palcami o ladę w "Magicznych Drobiazgach".
Sklep, swoim asortymentem, był w stanie zadowolić każdego (no, może nie licząc ludzi pokroju Lucjusza Malfoy'a). Można było w nim znaleźć dosłownie wszystko. Hermiona była pewna, że gdyby poprosili o kamień filozoficzny, ekspedientka dałaby im cały wór.  
- Jeszcze chwilę - Ron stał ze zrezygnowaną miną przed półką z książkami kucharskimi. - Co powiesz na "999 sposobów na domowe szkodniki" ? - zwrócił się do Hermiony.
- Twoja mam już ją ma - powiedziała, nie odrywając wzroku od trzymanej w ręce lektury.
- Skąd niby to wiesz ? Jeszcze u nas nie byłaś.
- Było ją widać na tym zdjęciu przed kominkiem, które mi pokazałeś.
- Oh… a " Magiczne wzory na haft" ?
- Ronaldzie - Hermiona włożyła książkę do magicznego koszyka i spojrzała na przyjaciela. - Czy ty naprawdę sądzisz, że twoja mama chce dostać na święta książkę ?
- A ty to, co ?
- Jeśli dajesz komuś książkę, to musi być o czymś, co interesuje daną osobę, ale także wyrażać twoje uczucia do niej…
- O, w takim razie tą dałbym Malfoy'owi - powiedział, sięgając po opasły tom. - "Znajdź w sobie trolla".
- No właśnie ! Dlatego myślę, że danie twojej mamie książki o haftowaniu nie jest najlepszym pomysłem. Może jakiś romans.
- Tutaj coś jest - Ron podszedł do półki z napisem "ROMANSE". - "Bella i Kaspian". Znasz ? - Hermionę zamurowało. Jest taka książka ? Dziewczyna spojrzała na przyjaciela, wyciągającego ze zbioru książek, magiczny odpowiednik "Romea i Julii".
- Nie, ale słyszałam, że jest dobra.
- Ok, w takim razie biorę - położył powieść na innych drobiazgach, które miał zamiar podarować rodzinie.
- Możemy iść do kasy ?
- Jasne.
Kilka minut później stanęli przy Harrym z torbami w rękach i portfelami uboższymi o trochę sykli.
- Na reszcie - Harry przewrócił oczami. Odwrócił się w stronie drzwi i wielkiej, szklanej wystawy. - Myślałem, że już nigdy … - przerwał w połowie.
- Co jest Harry ? - Ron położył przyjacielowi rękę na ramieniu.
- To on - wyszeptał, wpatrując się w szybę.
- Kto, Harry ? - Hermiona już chciała otworzyć usta, ale ubiegł ją Ron.
- On. VOLDEMORT ! - wykrzyknął i zaczął przeciskać się między ludźmi, by dopaść wyjścia. Hermionę i Ron zmroziło, ale tylko na sekundę.
- Masz - Ron podał jej swoją torbę i ruszył za przyjacielem.
- Moglibyśmy to na chwilę zostawić ? - Hermiona zwróciła się do ekspedientki. Ta przytaknęła. - Dziękuję - zostawiła torby na ladzie i pobiegła za Ronem.
Widziała sylwetki Harry'ego i Rona, daleko przed nią.  Tuż przed Harry widziała małą, czarną, kropkę. Nic więcej. Biegła ile sił w nogach, ale śnieg i dmuchający w twarz lodowaty wiatr utrudniały zadanie. Oskrzela i całe gardło zaczęły ją boleć od zimnego powietrza, natomiast policzki piekły niemiłosiernie. Mimo to, nadal biegła. Zobaczyła jak Harry wywija orła w śnieg. Dogoniła chłopców w momencie, gdy Ron pomagał Gryfonowi podnieść się z ziemi. Dobiegli na skraj lasu. Harry rozglądał się naokoło.
- Nie ma go - wydyszał. - Zniknął.
- Jak zawsze - wysapał Ron.
- Jesteś … pewien… - każde słowo wypowiadane przez Hermionę było poprzedzane głębokim wdechem - że … to … był … on ?
- Tak. Na pewno.
- A ty … Ron ?
- Sam nie wiem - odparł Ron, który był z nich najbardziej bliski całkowitego dojścia do siebie.
- Mówię ci, to był oo… - Hary nagle upadł na ziemię i zaczął się rzucać na wszystkie strony. Przyciskał ręce do czoła.
- Harry ! - Hermiona uklęknęła przy przyjacielu. - Harry ! - I także to poczuła. Nie wiedziała, czemu, ale zakręciło się jej w głowie. Przemogła zawroty. - Harry, spójrz na mnie !
- On… coś … mówi - wykrztusił Harry między kolejnymi napadami.
- Co takiego ? - zapytał Ron, do tej pory sparaliżowany strachem.
- On … się… wita … z Hermioną… - dziewczyna stanęła jak wryta. - Z… nami… wszystkimi
- Harry - Hermiona pochyliła się na nim. - Wyrzuć go ze swoje głowy. Zablokuj ją ! - Na twarzy chłopaka pojawiło się spięcie. "No, dalej !", dopingowała go w duchu.
- Dawaj, stary - Ron rozglądał się panicznie dookoła, jakby czekał, aż Voldemort wyjdzie zza któregoś drzewa. 
Czekali w napięciu, z minuty na minutę coraz bardziej przerażeni. Nagle Harry uspokoił się, zaczął oddychać normalnie.  Po chwili usiadł.
- Wszystko w porządku, stary ?
- Tak, tylko blizna. Strasznie piecze. - Odjął dłonie od czoła. Z jego blizny spływały pojedyncze strużki krwi, natomiast cały jej zarys był krwawy.
- Harry, ty krwawisz ! - Hermiona zaczęła szukać chusteczek po kieszeniach. Była pewna, że ma tam jakąś zapasową paczkę. - Nie dotykaj tego !
W końcu znalazła. Wyciągnęła chusteczkę i przyłożyła Harry'emu do rany. Biały materiał szybko nabiegł czerwienią. Chłopak skrzywił się.
- Przepraszam - powiedziała dziewczyna.
- Nie, nie. Spokojnie - Harry wziął głębszy wdech.  Hermiona wyciągnęła drugą chusteczkę, natomiast paczkę podała Ronowi.
- Weź jedną, rozłóż i nałóż w nią śniegu - poinstruowała Weasley'a. Ron ochoczo wziął się do pracy.
- To był on - powiedział Harry. - Widzia… - zasyczał z bólu. - Widziałem go.
- Spokojnie - powiedziała Hermiona. Sama nie była do końca przekonana. Może to był po prostu ktoś do niego podobny ? A blizna Harry'ego tym razem bolała go ze względu na niego samego. Już jakiś czas chodzi wiecznie zły…
- Masz - Ron podał jej chusteczkę napakowaną śniegiem. Dziewczyna zwinęła ją w kulkę i dała Harry'emu.
- Przyłóż do blizny.

- Harry, jesteś stuprocentowo pewny, że to on ? - Hermiona spytała go, gdy wracali do zamku. Po drodze odebrali swoje zakupy.
- Tak, Hermiono ! To był VOLDEMORT - wykrzyknął. Kilka osób obejrzało się na nich, zaskoczonych. Na niektórych twarzach pojawił się grymas.
- Dobrze, Harry. Wierzę ci - powiedziała, co lekko mijało się z prawdą.
- Ta, akurat - chłopak zacisnął usta.
- Zrozum, stary. My go nie widzieliśmy.
- Ale sami przyznaliście, że musiał wrócić ! - Harry spojrzał na nich z takim wyrzutem, że Hermiona poczuła wyrzuty sumienia. Był ich przyjacielem, a oni zachowywali się jak najgorsze świnie, nie chcąc mu uwierzyć.
- Wiem, Harry. Nie musisz mi przypominać  - wyszeptała. - Tylko nie mogę uwierzyć, że to ma się znowu zacząć. Ten cały koszmar … od początku - pod koniec zdania głos jej się załamał.
- Hermiono … ja… - zaczął niepewnie Harry.
- Nic się nie stało - powiedziała, ocierając szybko łzy. - Skoro tak, to musimy wziąć się do roboty. Najlepiej będzie jak od razy pójdziesz do Dumbledore'a i opowiesz mu o wszystkim.
- Ma rację - poparł Ron.
Dalszą drogę przebyli w milczeniu. Gdy weszli do zamku od razu ruszyli w kierunku gabinetu dyrektora.
- Granger ! - ktoś zawołała dziewczynę z końca korytarza.
- Czego chcesz, Malfoy ? - obruszył się Ron.
- Nie mówiłem do ciebie, idioto.
- De…
- Możecie przestać ? - Hermiona stanęła między nimi. - Idźcie - zwróciła się do przyjaciół. - Dojdę do was później.
- Jesteś pewna ?
- Tak, Ronaldzie - Harry i Ron odeszli, rzucając Malfoy'owi pełne nienawiści spojrzenia. - O co chodzi ?
- Czy … mogłabyś mi pożyczyć zmieniacz czasu ?
- Chyba śnisz.
- To bardzo ważne.
- Nie, Malfoy. Bo wiem, że już do mnie nie wróci.
- A gdybyś … przeniosła się ze mną ?
- Po co ?
- Proszę, to naprawdę ważne.
- Ja … nie… - chłopak stanął tuż przed nią i złapał ją za ramiona. Hermiona starała się mu wyrwać. - Nie dotykaj mnie !
- Proszę, tylko na godzinkę.
- Zostaw mnie !
- Jeśli się zgodzisz.
- Nie !
- Okej, możemy tu stać.
- Hej ! - rozległo się wołanie z drugiego końca korytarza. W ich kierunku pędził Charles z żądzą mordu na twarzy. - Co tu się dzieje ?!
- Nie twoja sprawa, Olivander - powiedział Malfoy twardo, ale wypuścił Hermionę. Dziewczyna roztarła ramiona.
- Wszystko ok ? - Gryfon zwrócił się do niej.
- Jak nigdy.
- A więc ? - spytał tajemniczo Malfoy. Wyraz jego twarzy pozostawał niewzruszony, ale w oczach, tych pustych szarych oczach, było coś takiego…
- Ok. Zgoda.
- Świetnie. Gdzie ?
- P..o prostu chodź - dziewczyna minęła go i ruszyli korytarzem i zostawili zdezorientowanego Charlesa za sobą.
Siedzieli w Pokoju Życzeń od pół godziny. Malfoy zgarbiony, czytał jakiś list. Hermiona zdołała jedynie dostrzec, że został napisany na czerpanym papierze. A to znaczyło, że nadawcami byli jego rodzice. Ona sama siedziała nad "Standardowymi Zaklęciami, Rok 5". Przeczytała już tę książkę wcześniej, więc teraz przeglądała poszczególne działy, jednak skupienie się w obecności Malfoy'a wymagało od niej wielkiego wysiłku. Co chwilę zerkała w jego stronę. W końcu siłą woli powstrzymała się, by tego nie robić. Zatopiła się w rozdziale poświęconym zaklęciom odrzucającym, gdy nagle poczuła do dziwne mrowienie w karku. Ktoś przeszywał ją wzrokiem. Delikatnie uniosła głowę i ostrożnie rozejrzała się po pokoju. Malfoy wpatrywał się w nią. Nie, poprawka. W kawałek ściany tuż nad jej głową. Ona jednak i tak odczuwała to spojrzenie na sobie.
- Malfoy ? - żadnej reakcji. - Malfoy ! - nadal nic. Hermiona wstała ze swojego miejsca i podeszła do chłopaka. Ten nadal nie zmienił pozycji. Jakby myślami był gdzieś zupełnie indziej. - Draco ? - Gryfonka po raz pierwszy wypowiedziała jego imię i czuła się z tym dość dziwnie.
- Co ? - zapytał bezbarwnym tonem.
- Wszystko dobrze ?
 - Nie twoja sprawa, szlamo - odpowiedział, podnosząc się.
- Co ?!
- Dobrze słyszałaś - powiedział mijając ją. - Naiwna jesteś, trzeba przyznać. Jak wszystkie szlamy - dodał na odchodnym i wyszedł z pokoju.
Hermionę zamurowało jak nigdy. Stała tam zbita z tropu. Najpierw prosi ją o pomoc, a potem wyzywa ?! Ma rację. Jest naiwna, że się zgodziła. Dała się nabrać na te oczy… Zła na siebie zatrzasnęła książkę, która od razu znikła i ruszyła w stronę gabinetu dyrektora. Jeśli zdąży, to zejdzie się tam z Ronem i Harrym. Na korytarz weszła w momencie, w którym z drugiej strony nadciągała z przyjaciółmi. Po chwili na scenę wparował Malfoy. Hermiona zazgrzytała zębami, widząc jak chłopak oplata ją sobie wokół palca. Zdążyła się schować zanim minęli ją Harry i Ron. Wyjrzała znów. Teraz Malfoy trzymał ją za ramiona. Przypomniał jej się ten chłód, który czuła, gdy to robił. Nagle miała wrażenie, że znów czuje dłonie chłopaka na swoich ramionach. Co się z nią dzieje ?! Nie, nie wydawało jej się. Ktoś delikatnie obrócił ją. Tuż przed nią stał Malfoy.
- Przepraszam. Nie powinienem - wyszeptał cicho i odszedł.
Hermiona odprowadziła go wzrokiem, aż zniknął za zakrętem. Cała jej złość na niego i na siebie, wyparowała. Ot tak. A ona stała tam, rozpamiętując jego silne dłonie na swoich ramionach. I była sobą przerażona jak nigdy.




Bal zbliża się wielkimi krokami. To właśnie jemu będzie poświęcona następna notka ♥ Teraz muszę jeszcze tylko znaleźć jakiś fajny kawałek, bo aż żal pisać i czytać na sucho. Powiem tylko - będzie się działo :D Miałam straszną ochotę napisać tę notkę. Mam nadzieję, że się podobało :)
Przepraszam Was za wszystkie błędy ortograficzne i inne.