28 lipca 2013

Rozdział 29

Hermiona dryfowała na materacu po niewielkim jeziorze niedaleko domu swojej babci. Z początku, propozycja chłopaków, żeby wybrać się nad wodę nie bardzo przypadł jej do gustu, jednak teraz była wdzięczna im za to, że ją namówili. Spokój i cisza tego miejsca działały na nią kojąco, sprawiając, że zapominała o wszystkich problemach…
- LECI BOMBA ! - gdy doszedł do niej krzyk Rona, chłopak zdążył już wskoczyć do wody i ochlapać nią wszystkich naokoło, w tym ją i Ginny, która pływała na materacu obok.
- Ty idioto ! - wydarła się jego siostra, a Hermiona tylko zaśmiała się.
Czekała, aż któryś z nich zrobi coś takiego, więc zachowanie Rona nie było dla niej zbyt wielkim zaskoczeniem. Nie znaczyło to jednak, że miała zamiar puścić mu to płazem. Przeszła na materac Ginny i spojrzała na nią porozumiewawczo. Młodsza Gryfona zrozumiała o co jej chodzi i obie, zanurzyły nogi w zimnej wodzie.
- Na trzy - szepnęła Hermiona. Odczekała chwilę, aż w wodzie pojawi się także Harry, który poszedł w ślady przyjaciela i również skoczył na bombę. - Raz, dwa… - Potter wynurzył się z wody - trzy.
Zaczęły machać nogami, które zaczęły tworzyć fale i pianę zalewające nie tylko Rona i Harry’ego, ale też bliźniaków, którzy wybrali się z nimi, korzystając z dnia wolnego w nowej pracy.
- O nie ! - powiedział Fred. - Jeśli to jest wojna, szanse muszą być równe ! Z materaca !
- Śnisz, braciszku - zaśmiała się Ginny.
- Jak chcecie - rzucił George, jak gdyby nigdy nic.
Hermiona czuła, że pod jego uśmieszkiem kryje się coś więcej. I miała rację. Nawet nie zauważyła, kiedy bliźniacy znaleźli się tak blisko ich materaca, lecz z pewnością poczuła, kiedy Fred zaczął wciągać ją do wody. Dziewczyna krzyknęła i chwyciła mocno materac, ściskając jego koniec z całej siły.
- Fred, zostaw mnie ! - wykrzyknęła.
Weasley tylko się zaśmiał i ciągnął dalej.
Gryfonka próbowała uwolnić nogi, jednak Fred unieruchomił je na dobre. Jej ręce ześlizgiwały się z mokrego materacu, ale mimo to nadal dzielnie się trzymała. Do momentu, w którym do akcji nie wkroczył Ron i nie zaczął jej łaskotać. Chcąc ratować się przed niespodziewanym atakiem przyjaciela, dziewczyna zupełnie zapomniała o drugim zagrożeniu i po chwili została wciągnięta do jeziora przez Freda. Spotkanie z zimną wodą wywołało nieprzyjemne uczucie, które zniknęło po sekundzie. Hermiona odszukała wzrokiem Ginny, która nadal dzielnie walczyła z George’em i Harrym. Potter próbował pokonać Weasley metodą Ron, więc Hermiona bez wahania ruszyła jej na ratunek. Bez ostrzeżenia, wskoczyła Harry’emu na plecy i odciągnęła do tyłu.
- Sama tego chciałaś - zawołał przyjaciel i rzucił się na wodę do tyłu, w czego skutek, dziewczyna znalazła się pod taflą.
Wyplątała się z uścisku Harry’ego i pociągnęła go na dół, tak, że przez chwilę obydwoje było pod wodą. Gdy wynurzyli się na wierzch, Ginny prowadziła zażartą walkę z Fredem i George’em, a jej pomocą był Ron.
- Dołączamy ? - zapytał Potter.
- Nie - odpowiedziała Hermiona. - Niech załatwią to między sobą.
- To co ? Ścigamy się, kto pierwszy dopłynie do drugiego brzegu ?
- Zgoda - rzuciła szybko i zaczęła płynąć.
- Ej, to było nie fair ! - krzyknął Harry i ruszył za nią.
Hermiona, jeszcze jako Tess, chodziła obowiązkowo na basen przez dwa lata, wraz całą klasą i szło jej nawet nienajgorzej, jednak od tamtego czasu pływała bardzo rzadko i nie była teraz do końca pewna, czy da sobie radę, ale mimo to, nie poddawała się. Płynęła do przodu, a przynajmniej taką miała nadzieję, ponieważ nic nie widziała przez wodę wlewającą się do jej oczu. Co jakiś czas musiała też wypluwać tę z ust. Na początku płynęła tak jak ją uczyli, ale po chwili machała jak najszybciej, bez ładu i składu. Jej mięśnie powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa, ale mimo to pruła do przodu. Nie musiała patrzeć na Harry’ego, żeby wiedzieć, że jest bardzo blisko niej. Czuła i słyszała jego obecność. Chłopak wyprzedził ją minimalnie, więc Hermiona jeszcze bardziej przyśpieszyła, wykrzesując z siebie resztki energii. Przed sobą zobaczyła coś, co do złudzenia przypominało drugi brzeg. Świadomość, że cel jest już blisko, dodała jej skrzydeł. Okazało się, że Harry’emu również i to właśnie on jako pierwszy wyskoczył z wody. Sekundę później Hermiona również znajdowała się na lądzie. Zmęczona, położyła się na pisaku, a przyjaciel rozłożył się obok niej. Oboje z trudem łapali oddech, więc leżeli w ciszy, dochodząc do siebie po ogromnym wysiłku.
- Wygrałem - wysapał Harry.
- Raz ci… się… udało - powiedziała z trudem Hermiona.
W odpowiedzi Harry sypnął na nią mokrym piaskiem.  Dziewczyna uśmiechnęła się i strzepnęła go z siebie. Gryfonka zamknęła oczy i wystawiła twarz w stronę słońca. Zaczęła już po woli wysychać, gdy nagle ktoś zasłonił jej źródło ciepła i światła. Leniwie uniosła jedną powiekę i zobaczyła nad sobą uśmiechniętą Ginny.
- Wracaj do wody - zarządziła dziewczyna.
- Nie chce mi się. Tu jest tak ciepło…
- Już nie - Weasley wykręciła swoje włosy tuż nad brzuchem dziewczyny.
- Jędza… - mruknęła Hermiona.
- No chodź ! - Ginny pociągnęła ją za ręce do góry. Dziewczyna poddała się z jękiem i wstała.
Na brzegu stali już bliźniacy, a Ron dopływał do nich z dwoma materacami dziewcząt.
- A nasze rzeczy ? - zapytał Harry, który stanął koło niej.
- Nie ma problemu - powiedział Fred.
Weasley machnął różdżką i ich koce wraz z całą zawartością przeniosły się na zajmowany teraz przez nich brzeg.
- Tu są mugole - syknął Ron.
- Ja tu nikogo nie widzę, a ty ? - zwrócił się George do bliźniaka.
- Nikogo - potwierdził. - Wyluzuj braciszku. Poza tym, nawet jeśli, to pewnie pomyśleliby, że są zbyt nawaleni i to tylko zwidy.
- Tu ma rację - powiedziała Ginny, siadając na swoim materacu
- Ale nie przesadzajcie. To się może kiedyś źle skończyć - powiedziała Hermiona z lekką naganą w głosie. Rozumiała, że chłopcy po skończeniu Hogwartu w końcu mogli używać mocy, co czasami się przydawało, ale w niektórych przypadkach było niepotrzebne i nierozważne.
- Wyluzuj, Miona - powiedział Fred. - Za dużo się gorączkujesz.
- Trzeba cię ochłodzić - przytaknął mu brat.
George porwał ją na ręce i rzucił z nią do wody.
- Idiota - trzepnęła go w ramię, gdy złapała grunt i szybko uciekła na swój materac, na którym zaczęła płynąć w kierunku środka jeziora.
- A ty dokąd ? - zawołała za nią Ginny.
- Jak najdalej od was ! - odkrzyknęła Hermiona.
Gdy dotarła do celu podróży, ułożyła się wygodnie na materacu i zamknęła oczy. Tym razem chłopacy nie mieli najmniejszych szans jej przeszkodzić, wątpiła, żeby chciało im się płynąć tak daleko.
Po pewnym czasie dziewczyna przewróciła się na brzuch. Głowę oparła na prawej ręce, lewą zaś zaczęła wyznaczać bardzo pokręconą linię na tafli jeziora. Jej myśli zdawały się błądzić w tę i z powrotem, ale tak naprawdę wciąż wracały do jednej osoby. Nie chciała tego, ponieważ obiecała sobie, że nie będzie myśleć o niczym, co się z nim wiązało. Przez pierwsze dwa tygodnie Draco pojawiał się w jej głowie średnio co pięć minut, a ich wspólne zdjęcie zostało jej tapetą na telefonie. W tym czasie też Hermiona często przeglądała ich rozmowy w zeszycie, przypominała co chwilę każdą wymianę zdań, wszystkie jego słowa. I była wrakiem człowieka. Całe dnie spędzała nad książkami i zeszytem lub patrzyła przez okno, rzadko się odzywała, a myślami i tak była gdzieś indziej. Powoli zaczęła przerażać swoich bliskich, zwłaszcza Ginny, która poważnie zmartwiła się jej stanem. To właśnie ona zabrała Hermionę na długą rozmowę, w trakcie której wytłumaczyły sobie wszystkie zgrzyty ostatniego roku szkolnego. I mimo, że obie otworzyły się przed sobą, starsza Gryfonka zostawiła parę rzeczy dla siebie. Jeszcze nie była w stanie znów tak bezgranicznie zaufać Weasley’ównie. Ta rozmowa bardzo jej pomogła. Hermiona zrozumiała, że nieważne jak bardzo by się starała, nie sprawi, że Draco pojawi się przy niej od pstryknięcia palcami, a ciągłe wspominanie go tylko ją dobije. Dlatego schowała zeszyt w pudełku pod łóżkiem, które przesunęła pod samą ścianę, a zdjęcie przerzuciła na komputer, po czym usunęła z telefonu i nie wspominała o chłopaku już w żadnej rozmowie z przyjaciółmi, z czego wszyscy byli zadowoleni. Zaczęła normalnie funkcjonować, czego najlepszym przykładem był ten dzień.
Dziewczyna energicznie rozgarnęła wodę dłonią, jakby rozganiała tłoczące się w jej głowie myśli. Rozedrgana tafla zaczęła się uspokajać, rozpływając się okręgami. Jezioro było tak czyste, że Hermiona spokojnie mogła zobaczyć co znajduje się kilka metrów pod nią. Gryfonka wychyliła się trochę poza materac i spojrzała w dół. Przy dnie zamigotał jej jasny kształt, wyglądający jak zatopiona piłka lub koło ratunkowe.
- Już czas - usłyszała cichy szept, tuż nad swoim uchem. - Czas.
Gryfonka odwróciła się gwałtownie, jednak nikogo nie zobaczyły za sobą.
- Już czas… - szept rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając za sobą martwą ciszę.
Przesłyszało ci się, pocieszyła się w myślach Hermiona, na pewno. Chłopcy są zbyt daleko, a koło niej nikogo nie ma, więc to pewnie tylko szum wiatru. Dziewczyna wzięła głębszy wdech i wróciła do podziwiania dna jeziora. Coś się nie zgadzało. Jasny kształt, który wcześniej na nim spoczywał, znajdował się o wiele wyżej. Miała wrażenie, jakby przesuwał się w jej kierunku. Nagle jego kontury stawały się coraz wyraźniejsze. Jedna większa część i pięć mniejszych, podłużnych, przyczepionych do niej… Dłoń. Trupioblada dłoń, który sunęła w jej kierunku. Hermiona siedziała jak sparaliżowana. Chciała uciekać jak najdalej od dziwnego odkrycia, ale nie mogła. Jej ciało odmówiło współpracy z umysłem, który teraz krzyczał, żeby odpłynęła. Próbowała się poruszyć, lecz jej mięśnie nawet nie drgnęły. Po prostu siedziała w zupełnym bezruchu, patrząc jak ręka przybliża się coraz bardziej. Kościste palce wyprostowały się nienaturalnie, jakby chciały jak najszybciej znaleźć się na powierzchnią wody. Ich paznokcie były sine, wręcz fioletowe, jakby dłoń należała do topielca. A teraz od wydostania się ponad taflę jeziora dzieliły ją jedynie centymetry…
- HERMIONA ! - krzyk Rona rozdarł boleśnie panującą wokół niej ciszę. - GRASZ Z NAMI ?
Dziewczyna zareagowała od razu, odszukując wzrokiem przyjaciela, jednak dopiero po chwili zrozumiała, co do niej mówił.
- T…TAK - odkrzyknęła. - PEWNIE.
Hermiona znów spojrzała na dno. Dłoń zniknęła. Zaskoczona, sprawdziła wodę naokoło materaca. Ręka nie przepłynęła na żadną stronę. Po prostu wyparowała, jakby w ogóle jej tu nie było. Dziewczyna jeszcze raz wróciła do miejsca, gdzie ją widziała. Nic, pustka. Nagle zaświtała jej myśl, że to był tylko sen. Że pewnie musiała zasnąć, a krzyk Rona ją obudził. Tak, tak musiało być.
- IDZIESZ CZY NIE ?! - tym razem odezwał się Fred.
- JUŻ ! - odkrzyknęła i zaczęła płynąć w ich kierunku, zanurzając w wodzie tylko końcówki palców. Tak na wszelki wypadek.
- Już gotowi ? - zapytał George, kiedy Hermiona i Ginny pakowały wszystkie rzeczy do toreb.
- Nie - odpowiedziała Ginny.
- Co tak długo ? - jęknął Fred.
- Może zamiast gadać, byście nam pomogli ? - zapytała wściekła Hermiona, upychając kolejny ręcznik.
Chłopcy stali sobie w najlepsze, kiedy one musiały się z tym wszystkim męczyć. Prawdziwi dżentelmeni. W końcu udało jej się zmieścić ręcznik w torbę. Zostały jeszcze kolejne dwa.
- Mówisz, masz.
Torba, którą trzymała w ręce, zmniejszyła się do wielkości orzecha ziemnego, tak samo jak leżące obok ręczniki. Natomiast mniejsze rzeczy, takie jak krem z filtrem czy okulary przeciwsłoneczne wymieszały się z piaskiem.
- Super - sarknęła dziewczyna. - Jak my to teraz znajdziemy ?!
- Wyluzuj, weźmiemy wszystko i odczarujemy w domu - powiedział Ron.
Wziął garść piasku z miejsca, gdzie wcześniej leżały rzeczy i wsypał sobie do kieszeni. Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale nic nie powiedziała. Magia miała służyć czynieniu dobra i pomagać w trudnych sytuacjach, a nie upraszczać życie w najdrobniejszych rzeczach. Jak tak dalej pójdzie, to zaczną czarować szczoteczkę, żeby sama myła im zęby.
- Panienko ? - George zaoferował jej swoje ramię. Dziewczyna ścisnęła mocniej malutką torebkę i chwyciła jego rękę. - Trzymaj się mocno.
Teleportacja łączna. Przez ostatni miesiąc zdążyła się z nią oswoić i znosiła podróż o wiele lepiej niż na początku, jednak nadal nie mogła się przyzwyczaić do uczucia przeciskania przez tubę. Wszystko zaczęło wirować, a ona znów poczuła ucisk ze wszystkich stron, który wycisnął całe powietrze z jej płuc. Po chwili, stała już spokojnie w ogrodzie babci. Hermiona otworzyła oczy.
- Dzięki - zwróciła się do George’a.
- Nie ma problemu - Weasley mrugnął do niej i znów się teleportował po któregoś z chłopaków.
Rozległo się ciche pyknięcie, oznajmiające, że Fred i Ginny również pojawili się w ogrodzie. Kolejne. Fred zniknął. Ginny podeszła do Hermiony i razem ruszyły do wejścia. W domu jak zwykle panowało zamieszanie. Ktoś się pojawiał, ktoś znikał, ktoś gotował, ktoś sprzątał, ktoś odpoczywał, ktoś się kłócił. Dzień jak co dzień.
Dziewczyny przeszły przez szklane, rozsuwane drzwi łączące ogród i altankę, która służyła za jadalnię. Na jej środku znajdował się ogromny, drewniany stół z ławkami po bokach zamiast krzeseł. Boczne ściany zastawione były szafkami z zastawą stołową, obrusami oraz innymi przydatnymi rzeczami. Z pomieszczenia można było dostać się jednymi drzwiami do kuchni, drugimi zaś do salonu. Na ścianie między nimi znajdował się zegar i kolekcja rodzinnych zdjęć Elizy, przedstawiające wszystkich począwszy od niej samej po jej męża, córkę, byłego zięcia i wnuczkę. To wszystko połączone razem sprawiało, że jadalnia wyglądała przytulnie i to właśnie w niej najczęściej przesiadywano. Teraz jednak pomieszczenie było puste.
- Jesteśmy - zawołała Hermiona, odkładając mini torbę na stół.
- To wspaniale - z kuchni rozległ się głos pani Weasley.
Kobieta pojawiła się w drzwiach, ubrana w fartuch. Jej ręce ubrudzone były mąką, podobnie jak włosy i twarz, natomiast jej fartuch zdobiła duża, czerwona plama ulokowana centralnie.
- Nadleciało twoje wybawienie, kochanie - Eliza zwróciła się do kogoś, kto jeszcze znajdował się w kuchni.
- Nareszcie ! - powiedziała mama Hermiony z ulgą w głosie.
Gryfonka uśmiechnęła się pod nosem słysząc odpowiedź Alice, która po rozwodzie wróciła do pierwotnej formy swojego imienia. Jej mama i kuchnia to niedobrany duet.
- Chodźcie dziewczynki - pani Weasley zaprosiła je do środka. - W końcu pojawił się ktoś, kto nie odkroi sobie palców.
- Nóż był upaćkany jakimś tłuszczem - próbowała się bronić Alice, stając za matką Ginny. Hermiona zauważyła plastry na środkowym palcu lewej dłoni.
- Oczywiście, jak zawsze masz na wszystko wytłumaczenie, kochana - pani Weasley przewróciła oczami, co wyglądało dość zabawnie. Stojąca obok Hermiony Ginny zdusiła w sobie chichot. - Tak czy inaczej, dobrze, że już jesteście. Dziś wieczorem będziemy mieć gości, a połowa dań jeszcze nie gotowa.
- Wyciągnijcie fartuchy z szafki i przyjdzie - rozległ się głos nadal niewidocznej babci.
- Skoro dziewczynki będą wam pomagać, to może ja zajmę się czymś innym ? - zaproponowała mama Hermiony z nadzieją w głosie.
- Możesz zacząć sprzątać salon. Fred i George zmienili je w pobojowisko.
- To ja chyba wolę gotować - mruknęła pod nosem Alice, ale mimo to udała się w kierunku wskazanego pokoju. Nie była typem kury domowej. Domem zawsze zajmował się Adam, ona natomiast poświęcała się pracy i córce.
Hermiona podeszła do szafki i wciągnęła z niej dwa fartuchy, po czym jeden rzuciła Ginny.
- Coś tu smakowicie pachnie - Ron przeszedł przez szklane drzwi, pociągając nosem.
Dopiero po uwadze przyjaciela, Hermiona poczuła zapach pieczonego sera i pieczarek. Chłopak musiał albo mieć naprawdę dobry węch, albo być naprawdę głodny.
- Chłopcy, idźcie pomóc pannie Watson w sprzątaniu salonu - pani Weasley wyszła z kuchni i stanęła przed swoimi synami i Harrym, którzy weszli do jadalni. - Zwłaszcza wy - powiedziała, patrząc na bliźniaków.
- Czemu ? - obruszył się Fred.
- Bo te skrzydła nietoperza i wypalone ślady w dywanie nie są raczej dziełem Karmelka.
- Skubany, znów dorwał się do naszych zapasów - powiedział George, wzdychając teatralnie.
- Możemy po nim posprzątać, ale to ostatni raz - bliźniacy zniknęli w drzwiach.
Ron i Harry ruszyli za nimi z kwaśnymi minami.
- Molly, może twój najmłodszy syn i Harry mogliby podlać ogród ? Sama chciałam to zrobić, ale nie dam rady - zawołała Eliza.
- Oczywiście. Słyszeliście, kochaneczki. Konewki w dłoń.
Hermiona przyglądała się jak jej przyjaciele, krokiem jakby szli na ścięcie, poszli do ogrodu. Ich miny były rozbrajające. Dziewczyny spojrzały na siebie z uśmiechem i poszły do kuchni. W pomieszczeniu panował okropny zaduch, spowodowany gotującymi się na kuchni potrawami i pieczenią w piekarniku.
- Hermiono, ty dokończysz krojenie - pani Weasley wskazała deskę, na której znajdował się ogromny nóż i do połowy skrojona papryka. Obok niego stała miska na pokrojone warzywa i wiaderko z warzywami do pokrojenia. Metr dalej leżała kolejna deska, na której pracował zaczarowany nóż pani Weasley.
- Ok.
Gryfonka podeszła do stanowiska i zaczęła kroić, słuchając jak matka Ginny wydaje jej polecenia. Dziewczyna dostała za zadanie pomoc w pieczeniu ciasta, którym właśnie zajmowała się jej mama.
Chodź praca w kuchni była bardzo zdyscyplinowana i szybka, potraw do zrobienia wcale nie ubywało. Po godzinie Hermiona nabrała podejrzeń, że pani Weasley zaprosiła na tę kolację połowę Hogwartu z rodzicami. Jeśli tylko. Dziewczyna skroiła tak wiele rzeczy, że jej ręce powoli się buntowały, a ona nie będzie w stanie zgiąć wskazującego palca prawej dłoni przez najbliższy tydzień. Zaczynała powoli błagać w duchu o jakieś wybawienie.
- Skończyłaś już, Hermiono ? - zwróciła się do niej pani Weasley.
- Tak - odpowiedziała dziewczyna, krojąc z ulgą ostatni ogórek.
- W takim ra…
Huk, który się rozległ zagłuszył końcówkę zdania. Pani Weasley wybiegła z kuchni, Hermiona i Ginny były tuż za nią. Serce dziewczyny przyśpieszyło, a ona sama poczuła jak adrenaliny zaczyna krążyć w jej żyłach.
- SYRIUSZU ! - wykrzyknął Harry. To nie był zwykły krzyk. Głos Pottera był pełen bólu i niedowierzania. - SPÓJRZ NA MNIE ! SYRIUSZ !
Hermiona wyprzedziła panią Weasley i pierwsza wbiegła do ogrodu. Już przemierzając jadalnię widziała Syriusza leżącego na trawie oraz pochylonego nad nim chrześniaka. Ron stał w tyle, zielony na twarzy. Wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować.
- Co się stało ? - zapytała, gdy tylko minęła drzwi.
- SYRIUSZ ! - Na twarzy Harry’ego pojawiły się łzy.
- On… on - Ron zaczerpnął powietrza - On jest ranny.
Dziewczyna dobiegła do mężczyzny. To co zobaczyła, sprawiło, że zawartość jej żołądka przewróciła się kilka razy. Trawa wokół niego była poplamiona krwią, tworząc w niektórych miejscach niewielkie kałuże. Syriusz natomiast leżał na plecach, z rękoma i nogami rozrzuconymi jak szmaciana lalka. Kątem oka Hermiona zauważyła, że jedna z jego nóg jest nienaturalnie wykrzywiona. Jednak to nie był największy problem. Mężczyzna miał ogromną ranę na brzuchu, z której porządnie krwawiło. Harry próbował zatamować krwotok, jednocześnie cucąc Blacka. Hermiona nie namyślała się długą. Ściągnęła fartuch, który miała na sobie, zwinęła go w kłębek i przycisnęła do rany Syriusza, modląc się w duchu, żeby nie uszkodzić mu żadnego narządu. Nie wiedziała jak głęboka jest jego rana i miała nadzieję, że mu nie zaszkodzi.
- SYRIUSZU, OTWÓRZ OCZY ! - Harry puścił ranę i zaczął szarpać mężczyznę za ramiona. - JUŻ.
Hermiona spojrzała na Rona. Ledwo się trzymał.
- Idź stąd. I zabierz Harry’ego za nim coś zrobić Syriuszowi - poleciła sucho. Nie wiedziała skąd bierze się w niej to opanowanie, ale była za nie wdzięczna.
- Chodź, stary - Ron pociągnął Harry’ego do góry. Ten jednak wyrwał się i znów złapał Syriusza.
- ZOSTAW MNIE.
- Fred, George, pomóżcie bratu - Alice pojawiła się przy córce. Była równie opanowana. W końcu była lekarzem, widziała w życiu niejedno. Uklęknęła przy córce i pomogła dociskać ranę. - Daj rękom odpocząć - poleciła.
Bliźniacy podeszli do Harry’ego i podnieśli go do góry.
- Zostawcie mnie ! JUŻ ! SYRIUSZU ! SYRIUSZU ! - Harry wyrywał się i wiercił, ale bliźniacy byli silniejsi. Trzymając go pod pachy, ruszyli w stronę drzwi. - ZOSTAWCIE MNIE. SYRIUUUUUUSZ !
Jego krzyki nadal były słyszalne, choć chłopcy już dawno zniknęli wewnątrz domu. Nagle mężczyzna nabrał gwałtownie powietrza i otworzył oczy. Przez chwilę patrzył na nich zdezorientowany.
- Molly, daj mi coś do zatrzymania krwotoku. Fartuch zaczyna przeciekać - zawołała Alice. Pani Weasley podała jej swój, i poleciała do szafek w poszukiwaniu czegoś innego.
- Mi… mi…- zaczął Syriusz ochrypłym głosem.
- Cii… nie wolno ci teraz nic mówić - powiedziała mama Hermiony, przyciskając kolejny fartuch.
- Daj, teraz ja - zwróciła się do niej Hermiona i przejęła fartuchy.
- Mi.. Ministerstwo… - zaczął mężczyzna, łapiąc desperacko oddech z każdym wyszeptanym słowem. - Oni… zaraz… tu będą…
- Czego od nas chcą ? - zapytała Alice, delikatnie unosząc jego głowę.
- M…mnie - wyszeptał i jego głowa opadła na ramię.
- Mamo, musimy go przenieść do domu i jak najszybciej opatrzyć - zadecydowała Alice. - Znasz jakieś zaklęcie ?
- Ale tylko na małe rany. Możemy spróbować, może chociaż zatamuje krwawienie - odpowiedziała Eliza, wciągając różdżkę.
Jednym płynnym ruchem uniosła Syriusza do góry. Hermiona musiała puścić fartuchy, które teraz opadły na trawnik, niedaleko plamy, która utworzyła się pod mężczyzną. Black, prowadzony przez Elizę, przeleciał przez drzwi do jadalni i wleciał do salonu.
- Już nie mogę - jęknął Ron i odwrócił się do nich tyłem. Zwymiotował.
Ostry zapach rozszedł się, podrażniając nos Hermiony. Dziewczyna wstała i spojrzała na siebie. Jej ręce, bluzka, spodnie, wszystko było we krwi. Dopiero teraz poczuła, że trzęsą jej się kolana i dłonie.
- Wszystko ok. ? - zapytała ją Ginny. Była blada na twarzy, ale trzymała się lepiej niż brat.
- Tak. Muszę się tylko umyć - powiedziała spokojnie, ocierając czoło czystą częścią dłoni.- Lepiej zajmij się Ronem.
Ginny podeszła do brata i pomogła mu wstać. Hermiona pomogła jej z drugiej strony. Podpierając Rona, weszły do jadalni i posadziły do przy stole. Młodsza Gryfonka zniknęła w drzwiach kuchni i po chwili wróciła do pokoju z miską i szklanką wody,. Położyła naczynie na kolanach brata, a wodę, którą przyniosła, wylała mu na twarz.
- Ginny ! - oburzył się słabym tonem.
- Później mi podziękujesz. Idź się ogarnąć zanim wszystko zaschnie - zwróciła się do Hermiony.
Dziewczyna bez słowa weszła do salonu, gdzie panował prawdziwy chaos. Syriusz leżał na dywanie, otoczony ręcznikami, a Alice i Eliza klęczały nad nim. Babcia wymachiwała różdżką, szepcząc pod nosem zaklęcia, które jak na razie nie przynosiły skutku. Natomiast pani Weasley stała z boku, wysyłając patronusa z wiadomością o tym co się stało.
- Czy mogę Wam jakoś pomóc ? - zapytała Hermiona mamy.
- Zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Teraz cała nadzieja w babci i tym całym Snape’ie, gdy się pojawi.
- A…
- Naprawdę, damy sobie radę - powiedziała dobitnie Alice, przywołując matczyny ton. Dziewczyna wiedziała co to znaczy. Koniec tematu.
Hermiona spojrzała jeszcze raz na Syriusza. Był coraz bledszy, a to nie wróżyło nic dobrego. Musiała się zmusić, żeby wyjść na korytarz. Gdy przechodziła obok drzwi wejściowych, usłyszała pyknięcie. Ktoś teleportował się pod ich drzwi. DING-DONG. Gość był na tyle kulturalny, żeby zadzwonić. Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer. Zobaczyła postać ubraną w czarne szaty, której duży nos został jeszcze bardziej wyolbrzymiony przez szkiełko judasza. Profesor Snape. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi.
- Dzień dobry, panie profesorze - powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
- Witam, panno Granger - odpowiedział sucho, przekraczając próg. Hermiona zamknęła za nim drzwi. - Gdzie jest ten idiota, Black ?
- Cały czas prosto, ostatnie drzwi na lewo, proszę pana - zwróciła się do niego, siląc się na uprzejmość. Było to dość trudne, bo miała straszną ochotę mu przywalić.
- Dziękuję - mężczyzna ruszył we wskazanym kierunku.
Weszła po schodach na górę, biorąc co drugi stopień. Jej pokój znajdował się na ostatnim piętrze powiększonego domu, więc musiała pokonać dwie kondygnacje schodów. Gdy znalazła się w swoim pokoju, który dzieliła z Ginny, wciągnęła z szafy czyste ubrania i poszła do łazienki. Tam umyła dokładnie ręce i twarz. Szorowała zapamiętale, chcąc pozbyć się czerwonych plam z dłoni. Skończyła, kiedy spływająca z nich woda straciła różowy kolor. Hermiona zakręciła kran i spojrzała w wiszące nad umywalką lustro. Na policzkach nadal miała rumieńce, a jej źrenice były powiększone - pozostałość po adrenalinie, która powoli ją opuszczała. Znów spryskała twarz zimną wodą i wytarła dokładnie ręcznikiem. Następnie ściągnęła z siebie zakrwawione ubrania i wrzuciła je do kosza na brudne pranie. Na szczęście, materiał nie przesiąknął i nogi oraz brzuch miała czyste. Jak najszybciej ubrała bluzkę i spódniczkę i zeszła na dół. W korytarzy natknęła się na babcię. Kobieta stała przy drzwiach wejściowych, czytając list. Jej mina nie wróżyła nic dobrego.
- Coś się stało ? - zapytała Hermiona.
- Oddział aurorów przyjdzie do naszych drzwi w poszukiwaniu Syriusza Blacka. Przysłali nakaz rewizji. Podejrzewają go o zamordowanie jakiegoś mugola.
- Tego Syriusza ?
- Tak, tego. Kompletna bzdura. Nie wiem w co on się wpakował, ale nie wygląda to za ciekawie - powiedziała Eliza, składając list.
- Kiedy się pojawią ? - zapytała dziewczyna ze ściśniętym gardłem.
- Za chwilę. Wejdą od ogrodu, bo właśnie tam natrafili na jego ślad…
- Musimy przenieść gdzieś Syriusza !
- Nie możemy. Biorąc pod uwagę jego stan, teleportacja by go zabiła. Na razie został umieszczony na pierwszym piętrze, ale to nic nie pomoże, kiedy oni wejdą do domu.
- W takim razie nie możemy ich wpuścić.
- Nie mamy innego wyjścia, kochanie. Mają nakaz wydany przez ministra.
Hermiona zaczęła rozpaczliwie szukać jakiegoś rozwiązania. Przecież chodziła na zajęcia z prawa w świecie magii. A podstawą każdego prawa jest, to że na jeden paragraf istnieje pięć mówiących jak go ominąć. Dziewczyna wróciła myślami do lekcji poświęconej nakazom sądowym. I wtedy ją olśniło.
- Czy mama jest tu zameldowana ? - zapytała.
- Do czego zmierzasz, kochanie ? - zdziwiła się Eliza.
- Po prostu odpowiedz na moje pytanie. Czy mama jest tu zameldowana ?
- Tak, tak samo jak ty.
- Świetnie - dziewczyna uśmiechnęła się. Oby jej pomysł wypalił.
- Elizo, potrzebują cię ! - pani Weasley pojawiła się na schodach.
- Już idę ! - odpowiedziała babcia. - Zawołaj któregoś z bliźniaków. Jeśli przyjdą, musi być z tobą ktoś dorosły, żeby móc ich wpuścić.
- Zostawisz mi nakaz ?
- Proszę - kobieta wręczyła jej kartkę papieru i wbiegła na schody.
- FRED ! - krzyknęła, otwierając list.
Przeczytała uważnie dokument, od początku do końca. Jej plan miał coraz większe szanse wypalić.
- Jestem - Weasley pojawił się koło niej. - I wszystko słyszałem. Lepiej chodźmy do jadalni, żeby nas nie zaskoczyli.
Siedzieli przy stole z Ginny i Ronem, czekając na pojawienie się aurorów. Salon, prze który przeszli był dokładnie wysprzątany. Gdyby ktoś do niego wszedł, nigdy by nie zgadł, że kilka minut wcześniej na dywanie wykrwawiał się człowiek.
- Chyba o czymś zapomnieli - powiedziała Ginny, lekko spanikowanym tonem, wskazując na leżące w kałuży krwi fartuchy.
- Rzeczywiście - Fred klepnął się w głowę i ruchem różdżki sprzątnął miejsce, w którym po sekundzie pojawił się pierwszy auror.
Pyknięcie po pyknięciu, ogród zapełnił się czwórką czarodziejów, na których czele stał Lucjusz Malfoy. Ostatnia osoba, której Hermiona spodziewała się w ogródku swojej babci. Na widok mężczyzny, który był tak podobny do swojego syna, zalała ją fala tęsknoty. Jej oddech znów stał się płytki, a w oczach zebrały łzy. Nie miała teraz czasu na rozklejanie się, więc szybko je pokonała. Idąc ramię w ramię, stanęła z Fredem dokładnie w progu szklanych drzwi.
- Panna Watson, jak mniemam - zwrócił się do niej Malfoy ze swoim złośliwym uśmieszkiem.
- Granger - poprawiła. - Panna Watson to moja matka.
- Mój błąd. Oraz pan Weasley. Cóż za miła… niespodzianka - powiedział, rozglądając się po ogrodzie. - Dostali państwo zawiadomienie o rewizji ?
- Tak - odpowiedział Fred, zachowując powagę.
- W takim razie …
- Nie tak szybko, panie Malfoy - odezwała się Hermiona. Stojący za mężczyzną autorzy spojrzeli na nią zaskoczeni. Pewnie nie często widzieli kogoś, kto stawia się Lucjuszowi Malfoy’owi.
- Czy ma jest jakiś problem, panno Granger ? 
- Nakaz, który został nam przysłany, został wystawiony jedynie przez ministra magii.
- Jedynie.
- Tak. Przy Stormy Road 2467 mieszka także charłaczka, Alice Watson.
- Co to ma… - zaczął Fred, ale Hermiona dźgnęła go łokciem w bok.
- Charłacy również podlegają pod ministerstwo magii - Malfoy wypowiedział pierwsze słowo jakby chciał pokazać jak bardzo brzydzi się ludźmi pokroju jej mamy.
- Owszem, ale według poprawki wprowadzonej przez Stowarzyszenie Niemagicznych sprzed 3 lat, osoby nie magiczne podlegają najpierw pod sąd niemagiczny, jeśli chodzi i nakazy rewizji i zatrzymanie oraz postawienie w stan oskarżenia. Co oznacza, że oprócz ministra magii, ten sąd również musi wystawić pozwolenie na rewizję. Myślę, że jako pracownik ministerstwa został pan zapoznany z tymi zmianami, panie Malfoy.
Ten przypis miał na celu zapewnić charłakom pewnego rodzaju nietykalność i ochronę przed ludźmi pokroju Malfoy’a.
- Droga panno Granger, to nie stanowi żadnego problemu. Pięć minut i nakaz przyfrunie do państwa drzwi.
- W takim razie możemy poczekać te kilka minut - powiedział Fred.
- Oczywiście, pozostaje tylko kwestia legalności całego przeszukania - kontynuowała swój plan Hermiona. - W tym domu obecnie znajduje się czwórka czarodziejów, którzy są niepełnoletni. Z państwa zachowania wynika, że nie miało być to przeszukanie szturmowe, tylko zaplanowany przegląd, z listem informującym o nakazie.  W takim przypadku, przed pojawieniem się jednostki, u naszych drzwi powinien pojawić się pracownik społeczny ministerstwa i upewnić się, że na czas rewizji niepełnoletni czarodzieje będą znajdować się w innym, bezpiecznym miejscu, gdzie nie będą narażeni na stres i niedogodności związane z przeszukiwaniami.
- Niezameldowani czarodzieje, panno Granger.
- Ja jestem zameldowana, panie Malfoy. W końcu to dom mojej babci. Tak czy inaczej, wszystkie dowody lub podejrzani, których byście tu państwo znaleźli, byłby bezwartościowe, a przestępcy musieliby zostać wypuszczeni z aresztu. Poza tym, czy posiadają państwo fizyczny dowód obecności pana Blacka w tym domu ?
- Jego różdżka była ostatnio aktywowana w tym ogrodzie - wysyczał Malfoy.
- Owszem, ale nie można stwierdzić ile razy, prawda, panie Malfoy ? Pan Black mógł się tu teleportować poczym udać się w inne miejsce. Nie są państwo w stanie stwierdzić, czy rzeczony mężczyzna nadal tu przebywa czy nie.
- Życzę panu powodzenie w uzyskiwaniu nakazu, panie Malfoy - powiedział Fred. Na jego twarzy zakwitł złośliwy uśmiech.
Ojciec Dracona, do tej pory zimny i opanowany, podszedł do nich, a jego maska obojętności zniknęła, zastąpiona czystą furią. Zniknęły maniery i pewność siebie. Mężczyzna patrzył na nich morderczym wzrokiem.
- Wejdziemy do tego domu, czy wam się to podoba czy nie. I nie powstrzyma nas synalek Weasley’a, który jest za głupi, żeby znaleźć sobie normalną pracę i mała, brudna…
- Wystarczy, Malfoy - Hermiona, zajęta swoją wymianą zdań z Lucjuszem, nie zauważyła, że ktoś pojawił się jadalni. Teraz Artur Weasley stał za nią i za swoim synem, patrząc twardo w oczy Malfoy’a.
- Artur, cóż za niespodzianka.
- Słyszałeś, Hermionę - powiedział ojciec Rona tonem, który zmroził nawet dziewczynę. - Nie macie najmniejszego prawa przeszukiwać tego domy czy nawet znajdować się na terenie należącym do Elizy Watson. Nalegałbym, abyście opuścili państwo ten ogród.
Mężczyźni stali, siłując się wzrokiem. Atmosfera panująca wokół nich robiła się coraz bardziej napięta. Hermiona zaczęła czuć się odrobinę nieswojo, ale mimo to nadal stała wyprostowana, gotowa odeprzeć kolejny atak Malfoy’a.
- Hm.. Panie Malfoy ? - odezwał się jeden z aurorów.
- Co ? - burknął mężczyzna.
- Co robimy ?
Malfoy przeszedł wzrokiem po twarzach stojącej przed nim trójki. Najdłużej zatrzymał wzrok na Hermionie. Dziewczyna dzielnie zniosła jego spojrzenie, patrząc mu bezczelnie w oczy.
- Idziemy - powiedział Lucjusz, znów opanowanym tonem. - Już !
Aurorzy zaczęli znikać. Jeden po drugim, tak jak się pojawiali.
- Zapłacisz mi za to, Granger - wysyczał Malfoy.
- Zobaczymy, panie Malfoy - uśmiechnęła się. - Do widzenia, proszę pana. I proszę pozdrowić Dracona - dodała z sarkazmem.
- Oczywiście, panno Granger - odpowiedział i zniknął.
Hermiona wypuściła z ulga powietrze z płuc i odwróciła się przodem do zebranych w jadalni. Napotkała zatroskane spojrzenie pana Weasley’a.
- To było bardzo ryzykowne, Hermiono - powiedział.
- Ale skoro pomogło, było tego warte.
- Na twoim miejscu, uważałbym. Zwłaszcza na młodego Malfoy’a. Nie zdziwiłbym się, gdyby Lucjusz przygotował ci jakąś niespodziankę za jego pośrednictwem.
Ron rozkaszlał się, jakby dawał znać, że zgadza się ze swoim ojcem.
- Niech się pan nie martwi, panie Weasley. Coś na to poradzę - odpowiedziała z uśmiechem i weszła do domu.
Z kolacji zaplanowanej przez panią Weasley nic nie wyszło. Matka Rona przełożyła spotkanie na następny tydzień, ponieważ przez większość wieczora, wszyscy domownicy czuwali przy Syriuszu. Pojawili się także Remus z Tonks, Dumbledore i nawet profesor McGonagall. Przez pewien czas, wszyscy dorośli siedzieli w zamknięci w pokoju z Syriuszem, który przeżył dzięki staraniom Snape’a, Alice i Elizy. Jego rana została wyleczona zaklęciem, jednak nadal był zbyt słaby, żeby wstać z łóżka.
- Nic mu nie będzie - Ron poklepał Harry’ego po ramieniu, gdy w trójkę siedzieli w jadalni.
- Wiem - odpowiedział Potter, poprawiając okulary. - Jestem tylko ciekaw, co mu się stało.
- Dowiesz się jutro - powiedziała Hermiona, ziewając.
Ten dzień był pełen wrażeń i emocji. Dopiero gdy wszystko się uspokoiło, dziewczyna poczuła jak bardzo. Znów ziewnęła.
- Nie wiem jak wy - powiedziała, wstając - ale ja już padam na twarz. Idę spać.
- Masz rację. Nie ma co siedzieć - powiedział Harry. - Idziesz, Ron ?
- Pewnie.
Złota Trójca rozstała się przy drzwiach do swoich pokoi. Hermiona weszła ostrożnie do swojego pokoju, nie chcąc obudzić Ginny. Była tak zmęczona, że nawet nie martwiła się wieczorną kąpielą. Po prostu przebrała się w pidżamę i weszła do łóżka. Ostatnią rzeczą o której pomyślała przed zaśnięciem był on.
HUK. Jeszcze większy niż przy pojawieniu się Syriusza. Hermiona zerwała się na równe nogi.
- Ginny - szepnęła. - Słyszałaś to ?
- Tak - odszepnęła dziewczyna, stając koło niej.
Gryfonki na palcach podeszły do drzwi uchyliły je. Hermiona wychyliła głowę i rozejrzała się po korytarzu. Jej serce biło jak oszalałe. Nagle naprzeciwko nich pojawiła się głowa Harry’ego.
- Co jest ? - zapytał zaspany.
- Nie wiem. Może…
Odgłos tłuczonego szkła przerwał jej w połowie. Trzask rozszedł się echem po całym domu. Przyjaciele zamarli, słuchając, co będzie dalej. Nagle rozległy się krzyki i trzaski łamanych mebli. Ktoś był w domu.
- Podaj mi moją różdżkę - szepnęła Hermiona do Ginny.
- Masz - Weasley wcisnęła jej w dłoń zimne drewienko.

Dziewczyna mocniej zacisnęła dłoń na jej uchwycie i wyszła na korytarz. Ginny ruszyła za nią. Gdy schodziły po schodach, usłyszały kroki chłopaków. Powoli schodzili na dół, trzymając się w grupie. Nagle ktoś wbiegł na schody. Po chwili stali oko w oko ze śmierciożercą. Hermiona uniosła różdżkę, tak samo jak ich przeciwnik. Sekundę później na schodach rozbłysnęło zielone światło.    

Odzyskałam komputer. W końcu ♥    

9 komentarzy:

  1. Bardzo fajne :-) Hermiona jak zwykle przygotowana na wszystko :-)
    Mam nadzieję, że spotkanie że śmierciożercą dobrze się zakończy
    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział
    ~Twoja Draco

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow jestem ciekawa jak sprawy potoczą sie dalej ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow rozdział zupełnie inaczej bardzo mi sie podoba , czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, jestem ciekawa o co chodzi z tą ręką. :) Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nastepny rozdzial ??

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak mnie wciągnęło to oopowiadanie ze xzytalam go wczoraj az do 7 rano (w niedziele :D) dobrt pomysl na opowiadanie... Spokojnie moglaby to byc nastepna ksiazka tylko ze w swiecie rownoleglym :P kocham to opowiadanie :) piszesz jeszcze jakies inne? Jak tak to prosze Cie daj linka do niego :) jestes genialna *.* trzymam kciuki bo mam nadzieje ze przyjda Ci do glowy super pomysly tu do tego ;) czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial... <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
    Julia^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Błagam o następny rozdział kontynujący historię Hermy !! Wczytałam się w to i przeczytałam wszystko w ciągu trzech godzin na telefonie. Jesteś genialna i potrafisz ująć ciekawe wątki w niezwykły sposób. Proszę napisz coś jeszcze <3

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy bedzie następny roździał??? mam nadzieje że napiszesz coś jeszcze

    OdpowiedzUsuń