25 września 2012

7. Pianista

 Hej. To ostatni rozdział bez Dramione, chociaż zakończenie na to nie wskazuje. Od następnego będzie więcej Malfoy'a oraz więcej humoru, jednak znając moje drewniane jego poczucie, nie obiecuję zbyt dużo. Miłego czytania. PS. Kocham Billy'ego Joela.


  Hermiona i chłopcy siedzieli w bibliotece ucząc się na transmutację. Dziewczyna skończyła cały temat i z uśmiechem na ustach przyglądała się Harry'emu i Ronowi, którzy z coraz bardziej zrozpaczonymi minami czytali następne linijki. Nie wiedziała, czemu to dla nich takie trudne. Przecież tu chodzi tylko o przemiany molekularne i cząsteczki atomowe ... No tak, ale oni nie chodzili do normalnej szkoły przez ostatnie 8 lat ... Znudzone przypatrywaniem się ich poczynaniom ruszyła między półki próbując znaleźć sobie jakąś lekturę. Większość tytułów pamiętała i nawet była sobie w stanie przypomnieć o czym były księgi.  Nagle jeden tom przyciągnął jej uwagę. Był w całkiem niezłym stanie, co znaczyło, że w szkolnej bibliotece przebywał stosunkowo krótko. Srebrne litery na zielonym tle głosiły: Reinkarnacja. Dar nowego życia czy jego kradzież? Dziewczyna wzięła go do ręki i sprawdziła autora, którego nazwisko było zakryte pod kartką . Z wrażenia książka o mało nie wypadła jej z ręki  : TOM "SAMI-WIECIE-KTO" RIDDLE. Nawet po tylu latach to przezwisko budziło strach. Hermiona wróciła się do przyjaciół, nadal trzymając w ręce zieloną książkę.
   - Skończyliście już ? - Jak na komendę chłopacy zamknęli podręczniki.
  - Tak, już tak - zapewnił Ron, ale Hermiona widziała, że kłamie, jednak teraz nie było to ważne.
  - Harry - zwróciła się do niego. - Czy kiedyś zastanawiałeś się, co się stało ? Dlaczego to się stało ? - Modliła się w duchu, by jej przyjaciel znał już odpowiedź.
  - Tak, wiele razy. Nawet pytałem Dumbledore'a, ale nie udzielił mi żadnej konkretnej odpowiedzi. On chyba nawet sam nie do końca wie co się dzieje. Czemu teraz cię napadło ? - Hermiona bez słowa podała mu książkę. Gdyby to było możliwe, szczękę Rona musieliby zbierać z podłogi. Harry przekartkował dzieło Voldemorta. - Niemożliwe.
   - Wiem - odpowiedziała dziewczyna. Jeśli Riddle znał się na rzeczy, to co się teraz działo, mogło być jego sprawką. Tylko jak ?
   - Czyli to wszystko wina  Sami-Wiecie-Kogo ? - Ron wrócił do formy, która widniała na książce.
   - Może. Ale raczej wszystko na to wskazuje.
   - Czy z tej książki możemy się dowiedzieć jak to zrobił ? - Harry odrzucił od siebie tomidło.
   - Myślę, że tak - Hermiona wzięła je do ręki. - Przeczytam to dzisiaj wieczorem. Ale nie o tym chciałam z wami porozmawiać.
   - To o czym ? - Ron sprawiał wrażenia jakby za wszelką cenę chciał sobie odpuścić czytanie podręcznika.
   - Czy Dumbledore znalazł już nowe wcielenie Voldermorta ? No wiecie, w kogo wszedł ?
   - Nie - Harry pokiwał głową. - Przynajmniej nic nam o tym nie mówił. Jednak zwykł nie mówić nam wielu rzeczy - Hermiona wiedziała o co mu chodzi. Harry musiał przeżyć niezły szok, gdy wszystko co go wiązało z dyrektorem okazało się jednym wielkim kłamstwem. Ukrywał przed nim najważniejszą prawdę - że on także będzie musiał zginąć. Jednak, dzięki Bogu, tak się nie stało i tylko Voldemort przeniósł się na tamten świat. Przynajmniej to z jego duszy, co zostało. A może on już jej w ogóle nie miał i już się nie odrodził ?
   - Jeśli trzymałby się granic wiekowych to do szkoły chodził by ile temu ?  68 lat. Czyli musiałby skończyć Hogwart ... z waszymi rodzicami chłopaki - Hermionie na myśl o tym przeszły ciarki po plecach.
   - To nie możliwe. Dużo pamiętasz z pierwszej nocy, jak widziałaś Dumbledore'a ?
   - Średnio - oprócz najważniejszych informacji dziewczyna starała się wymazać wszytsko z pamięci. Również fakt, że jakąś część tej feralnej nocy spędziła na rękach u Malfoy'a. Wspomnienie wywołało kolejny nieprzyjemny prąd wzdłuż kręgosłupa. - Nie widziałam go z bliska.
   - Więc, Dumbledore ma 35 lat - Hermionie o mało nie otworzyła ust ze zdziwienia. - Każde z nich odrodziło się w dniu ich śmierci. - Snape miał tyle samo lat co Voldemort... Przeraziła ją ta myśl. A dyrektror ma 35 lat ?! Przecież rodzice Harry'ego w tym przypadku musieli by być po 50 jak nie dalej... Jeśli oni też wrócili. - Z moimi rodzicami jest ciut inaczej. Mają tyle lat ile powinni. Ale tego też nie rozumiem. Jakby sami wybrali dzień, w którym wrócili....
   - Świetnie. Czyli Snape i Dumbledore kończyli szkołę ze Riddle'em ?
   - Nie - wtrącił Ron. - Dumbledore sam z siebie odzyskał wspomnienia bardzo wcześnie, więc dla niego jest to tak, jakby wcale nie umarł, tylko żył dalej w młodszym ciele. Podobnie ze Snape'em, dlatego obydwaj nie chodzili do szkoły. Tylko my musimy - zrobił skwaszony wyraz twarzy. Hermiona puściła to mimo uszu.
   - W takim razie, Voldemort pewnie też ją ominął - podsumował Harry.
   - Nie jestem pewna - powiedziała dziewczyna. - Jeśli chciałby ponownie uderzyć musiałby zebrać sobie nowych zwolenników, czyli musiałby funkcjonować normalnie w społeczeństwie, na początku nie ściągając na siebie niczyich podejrzeń. Myślę, że skończył Hogwart... Poczekajcie chwilę...
  - Dzień dobry, Hermiono - powiedziała pani Pince biorąc od dziewczyny książkę. - Proszę.
  - Dziękuję, proszę pani - dziewczyna udała, że zaczyna odchodzić, jednak po chwili cofnęła się, jakby sobie coś  przypomniała. - Przepraszam bardzo, czy wie może pani gdzie się znajdują szkolne archiwa, pani Pince ?
   - To zależy od tego, czego szukasz.
   - Spis uczniów przyjętych w danym roku, ich wyniki ...
   - Takie dane są  w posiadaniu dyrektora szkoły, a część z nich jest tam, gdzie powinna, więc tu ich nie dostaniesz, przykro mi - ucięła kobieta i odwróciła się. Hermiona z uśmiechem na ustach wróciła do przyjaciół.
   - Musimy iść do McGonagall.
   - Teraz - dziewczyna udała, że nie dostrzega iskierek radości w oczach chłopaków.
   - Tak, jak najszybciej - znienawidzone podręczniki wylądowały w torbach i po chwili opuścili pełną niezdrowej ciszy bibliotekę, kierując się w stronę gabinetu opiekunki Gryfonów.  Harry zapukał w wielkie, drewniane drzwi.
   - Proszę - rozległo się. Chłopak uchylił drzwi na tyle, by mogli się przez nie przecisnąć. - A Potter, a także pan Weasley i panna Granger. Co was do mnie sprowadza ? - Hermiona wyłapała ostrą nutę, która pojawiła się w jej głosie.
  - Chcielibyśmy prosić o zgodę na wypożyczenie jednej z ksiąg z działu Zakazanych - przyjaciele i nauczycielka spojrzeli na nią z niemałym zdziwieniem.
  - Której, panno Granger ?
  - Rejestrów szkolnych, pani profesor - coś w twarzy kobiety stężało, a w powietrzu pojawiło się delikatne napięcie.
  - Tego rodzaju księgi znajdują się tylko i wyłącznie w posiadaniu dyrektora, panno Granger. Poza tym, nie widzę powodu, dla którego wasza trójka miałaby przeglądać takie rzeczy.
  - Dziękujemy za informację, pani profesor - powiedział Harry. Pożegnali się i wyszli na korytarz. Gdy znaleźli się z daleka od gabinetu, Ron zagadnął : O co ci chodziło  z tym rejestrem ?
  - Skoro Voldemort skończył Hogwart, to musi być w nim zapisany. W taki sposób moglibyśmy spróbować go znaleźć.
  - A skąd pomysł, że jest w dziale Ksiąg Zakazanych ?
  - Bo tam trafiają księgi nie tylko zakazane, ale też niepotrzebne lub takie, które nie powinny ujrzeć światła dziennego z powodu zawartych w nich informacji. Ten rejestr musiałby być sprzed 20 lat, więc wątpię, żeby dyrektor nadal go trzymał w gabinecie. Coś musi być na rzeczy, skoro McGonagall nie chce nam go dać... A myślałam, że uwierzyła w nasza szalone teorie po tylu latach.
  - I większość z nich była prawdziwa - wtrącił Harry. - Ale teraz, skoro wie, że coś jest na rzeczy, może powiedzieć Dumbledore'owi.
   - Wątpię - Hermiona spojrzała przed siebie.
   - Dlaczego ?
   - Bo w przeciwieństwie do nas, ona nie przeszła reinkarnacji, czyli pamięta wszystko jeszcze wyraźniej. Jego zdrada, jeśli tak to można nazwać, ją uderzyła najbardziej.
   - Okej, to jak się dostaniemy do działu - Ron uniósł brwi z geście zapytania.
   - Od czego jest niewidka Harry'ego ? - spytała, zostawiając w tyle zszokowanych chłopaków. Hermiona chcąca łamać zasady szkolne ?
   - Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą przyjaciółką - usłyszała głos Ron, po czym cichy śmiech Harry'ego. Pozwoliła jej wyluzować. I tyle.
   Hermiona siedziała na fotelu w salonie wspólnym Gryfonów i czuła każdy swój mięsień. Charles dam im tego dnia niesamowity wycisk. A najbardziej oberwało się ścigającym i jemu samemu. Dean usiadł koło niej z cichym jękiem.
   - Nie martw się, jutro będzie jeszcze gorzej - pocieszyła chłopaka.
   - Dzięki Bogu, że jutro sobota - twarz Deana na krótką sekundę rozjaśnił uśmiech. Przyjście Harry'ego i Rona rozpoczęło rozmowę na temat taktyki, którą wprowadził młody Olivander. Toczyła się bardzo żywa wymiana zdań i Hermionę po paru minutach rozbolała głowa. Przeniosła się spod kominka pod okno. Tam dołączył do niej kapitan Gryffindoru.
   - I jak tam ?
   - Jutro będziesz musiał mnie wszędzie nosić, bo nie czuję ani jednego mięśnia.
   - A jakie masz plany ?
   - Wypad do Hogsmeade, pójście do biblioteki, jeszcze kilka wypadów do damskiej toalety...
   - Będę na każdy rozkaz - roześmiał się. W jego ciemnych oczach tańczyły iskierki radości.
   - Skoro tak, to poproszę jutro śniadanie do łóżka.
   - Jakieś wytyczne?
   - Tak, tost z serem, kakao, szklanka soku pomarańczowego, jajko sadzone i ... - zamyśliła się na chwilę - ... tabliczkę czekolady.
   - Tak mało ? Myślałem, że jesz więcej, biorąc pod uwagę te krągłości - wskazał na wyćwiczony brzuch. Hermona zaśmiała się, ale przez myśl przeszło jej, że to już druga osoba która wypomina jej wagę, więc chyba coś musi w tym być.
   - To się jutro nadźwigasz.
   - Robisz coś szczególnego w Hogsmeade ? - zaskoczona dziewczyna spojrzała na niego, ale nie mogła nic wyczytać z jego twarzy.
  - Nie ? - Zaryzykowała odpowiedź.
  - Dasz się wyciągnąć na piwo kremowe do Trzech Mioteł ? - pytanie zawisło w powietrzu.
 Nie, nie, nie, powiedz: NIE !
  - Randka?
  - Powiedzmy, że tak. Zgadzasz się ?
  - Tak.
  - Świetnie - Charles uśmiechnął się.  "Czyś ty zgupiała ?!" - Dobranoc.
  - Dobranoc, Charles. - JESTEŚ SKOŃCZONĄ IDIOTKĄ!
  - Co się stało ? - Ginny zajęła miejsce Olivandera. - I czemu Charles wyglądał jakby dostał z kafla o jeden raz za dużo.
  - Właśnie umówiłam się z nim na randkę - do dziewczyny nie dotarło jeszcze to, co przed chwilą zrobiła,.
  - Żartujesz - Hermiona pokręciła głową, na co Ginny rzuciła się przyjaciółce na szyję z głośnym krzykiem, jak bardzo się z tego powodu cieszy, czym zwróciła uwagę zajętych rozmową chłopców.
  - Co się dzieje ? - zapytał zaniepokojony o nią Harry.
  - Hermiona właśnie umówiła się na randkę z ... CHARLESEM OLIVANDEREM ! - Harry uśmiechnął się pełną gębą, Ron przyjął maskę wyrażającą niezły szok, a Fred z markotną miną poleciał do dormitorium, żeby przynieść George'owi 30 dmuchawek, o które się założyli. Reszta wieczoru upłynęła na domysłach, jak to będzie.  Ron, Harry i Hermiona czekali cierpliwie, aż wszyscy Gryfoni opuszczą salon. Nikt nie zauważył ściskanej przez Szukającego niewidki. Około drugiej salon opustoszał. Przyjaciele zarzucili na siebie pelerynę i obejrzeli się z każdej strony. Wszystko było dokładnie zakryte. Wyszli przez portret, ale Grubej Damy nie było w obrazie. Wróci do czasu naszego powrotu, pocieszyła się w myślach Hermiona. Stąpając cicho ruszyli przez szkolne korytarze, a serca waliły im młotem. Mieli wrażenie, że to przez ich odgłosy zaraz wpadną. Pani Norris ani Filch nie pojawili się za żadnym zakrętem, więc spokojnie doszli do biblioteki. W dziale ksiąg zakazanych ściągnęli z siebie pelerynę. W milczeniu przeszukiwali półki szukając tej jednej, jedynej książki, która ich interesowała. Ron i Harry trafili na nią po jakiś dziesięciu minutach. W tym samym czasie  Hermiona zauważyła wysoki, ale cienki zeszyt w czerwonej, skórzanej okładce. Wyciagnęła ją.
   - Hermiona - rozległ się szept Rona. - Mamy to.
   - Ja też coś znalazłam - podeszli do stolika i położyli na nim lampy. Otworzyli znalezisko chłopców. Na każda strona została przeznaczona komuś innemu. Znajdowały się tam imię i nazwisko, data urodzenia, miejsce, zapis o rodzicach i cała historia nauki ucznia oraz jego wyniki. Najstarszy zapis pochodził sprzed 40 lat a najmłodszy był zapisany 14 lat temu.
   - Mamy to - powiedział Harry. - Połowa drogi za nami.
   - Ale teraz nadchodzi ta cięższa - uśmiechnęła się smutno Hermiona. - Musi się dowiedzieć, który z nich to Voldemort.
   - A co ty tam masz ?
   - Nie wiem.- Hermiona otworzyła księgę. Wystarczyło jej kilka linijek, by dowiedzieć się, o co chodzi. - To spis wszystkich reinkarnacji.
   - Czyli Go mamy ? - Ronowi zaświeciły się oczy. Hermiona pokiwała smutno głową.
   - Po pierwsze, wątpię, żeby ujawnił swoją reinkarnację. Musiałby wtedy przyznać kim był w przeszłości... Poza tym - przerzuciła się na ostatnią stronę - najpóźniejszy wpis jest sprzed 50 lat.
   - To znaczy, że tak się działo wcześniej... może Voldermort robił to już nie raz ?
   - Może - przyznała dziewczyna.
   - Co w takim razie robimy ? - Ron spojrzał na przyjaciół.
   - Niemożliwe jest wynieść tą książkę, ale - w jej głowie zaświtał całkiem niezły pomysł. Harry zrozumiał o co chodzi, bo sprawdził czerwony zeszyt - ten nie miał zabezpieczenia, co było dość dziwne.
   - Hm.
   - Co jest ? - Harry wyciągnął różdżkę, widząc, że Hermiona dzierży swoją.
   - Ktoś niedawno kopiował rejestr.
   - Jesteś pewna ?
   - Na 100 procent.
   - Czyli można to zrobić ?
   - Nie wiem, ale możemy spróbować - dziewczyna sięgnęła pamięcią wstecz próbując sobie przypomnieć zaklęcie. Ron przyglądał się, jak wymachując różdżką wypowiada krótką formułkę, na co zeszyt w dłoni Harry'ego powiększył swoją objętość o rejestr. Hermiona zadowolona z siebie, odłożyła go na półkę. Jednak jej zadowolenie nie trwało długo. Jeden a z figur stojących na górnych półkach zaczęła wydawać strasznie wysokie dźwięki o niesamowitej częstotliwości. Przyjaciele od razu rzucili się do ucieczki. Umysł Hermiony pracował na zwiększonych obrotach. Jeśli Filch ma obchód to dotarcie do biblioteki zajmie mu jakieś 4 minuty, ale jego kotka... No, tu już jest gorzej. Dziewczyna biegła z całych sił. Gdy wypadli na korytarz, ruszyli w kierunku najbliższej klasy. Drzwi otworzyły się z hukiem i po chwili cała trójka wparowała do środka, co zdziwiło drugą trójkę w sali.
   - Malfoy ? - Hermiona podążyła z wzrokiem Rona i zobaczyła blondyna w towarzystwie dwóch innych Ślizgonów, kulących się w kącie pokoju. Schowała zeszyt pod bluzką na plecach.
  - Proszę, proszę. Święty Potter, Weasley i ... szlama - rozległ się głos blondyna. Dziewczyna ścisnęła różdżkę jeszcze mocniej. - Czyżbyście się urwali na mały trójkącik ? - Hermiona miała straszną ochotę zetrzeć mu ten głupi uśmieszek z twarzy.
   - Nie, ale widzę, że wam przeszkodziliśmy. Co jest Malfoy ? Czyżbyś odkrywał swoje preferencje seksualne ? Ciekawe co na to twój ojciec... - Ron zaśmiał się na słowa Harry'ego, natomiast 3 Ślizgonów uniosło różdżki. Dla każdego z nich była to osobista zniewaga. Uczniowie Gryffindoru i Slytherinu stali teraz naprzeciwko siebie, celując różdżkami w przeciwników.
  - Jak to rozegramy ? - Ron spojrzał pytająco na Harry'ego. Nikt nie chciał pierwszy wykonać ruchu. W komnacie trwała zupełna cisza, więc Hermiona była w stanie usłyszeć ciche miauknięcie i odgłos kroków.
  - Tak - rozległo się zza drzwi. - Też to czuję. Oni gdzieś tu są. - Dziewczyna przeklęła w myślach i uniosła różdżkę. W tym samym czasie, gdy obtoczyła pokój zaklęciem ochronnym dostała z drętwoty i po chwili leżała kilka metrów dalej, ledwo trzymając się świadomości. Wstała, chwiejąc się lekko, ale gdy złapała równowagę, wróciła na poprzednie miejsce. Nie musiała pytać, kto to zrobił, bowiem Harry i Ron celowali w Malfoy'a, a na ich twarzach malowała się czysta nienawiść.
  - Co ty sobie myślałeś, debilu? - pytanie zawisło w powietrzu. -Nie masz za grosz honoru. Nie jestem Ślizgonem, żeby rzucać w ludzi zaklęcia w takiej sytuacji.  Jesteś zwykłym TCHÓRZEM, który boi się oberwać od dziewczyny!
  -  Odszczekaj to ! - Twarz Malfoy'a przybrała purpurowy kolor.
  - Ani mi się śni !
  - Już !
  - Śnisz !
  - W takim razie, WYZYWAM CIĘ NA POJEDYNEK - miny prawie wszystkich w pokoju zrzedły. Prawie, bowiem Malfoy i Hermiona nadal patrzyli sobie twardo w oczy, a ich twarze nie wyrażały żadnych emocji.
   - Świetnie, powiedz tylko gdzie i kiedy.
   - Jutro o północy. Tutaj.
   - Dobrze - Malfoy opuścił różdżkę, tak samo jak dziewczyna. Według zasad pojedynków nie mogli rzucić na siebie żadnego zaklęcia, aż do czasu starcia, co w tej sytuacji było im na rękę. Trwali przez chwilę w absolutnej ciszy, co pozwoliło dziewczynie stwierdzić, że nikt nie oczekuje ich na korytarzu.
  - Chodźcie - powiedziała do przyjaciół.
  - Tak po prostu ? - Ron nie krył zaskoczenia.
  - Tak, tak po prostu.
  - Jesteś pewna ? - Harry przysunął się w jej kierunku.
  - Tak - wypchnęła ich bezceremonialnie na korytarz. Chłopiec-Który-Przeżył narzucił na nich pelerynę niewidkę i ruszyli w stronę wieży Gryffindoru. Nie odzywali się do siebie całą drogę, ale gdy tylko znaleźli się w salonie, Harry rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające i się zaczęło:
  - Czy ty oszalałaś !? Pojedynek z Malfoy'em ?! Nie pamiętasz jak to się skończyło ostatnim razem ?! - Harry nigdy na nią nie krzyczał, lecz teraz ... nie dziwiła mu się.
  - Co cię opętało, żeby rzucać zaklęcie wygłuszające akurat wtedy ?! Mógł cię ZABIĆ - Ron także był zły. Natomiast dziewczyna zachowała zimną krew.
  - Nie no, masz rację. Lepiej by było, gdyby do środka wparował Filch i wszystkich wysłała do dyrektora, a przy okazji zabrał zeszyt ?!
  - Ale pojedynek ? Wiesz na co się piszesz ?!
  - Tak, wiem, Ronaldzie ! Myślisz, że jestem na tyle głupia, żeby pchać się w coś, czego nie znam ?
  - Fakt. Nie. Przepraszam, my po prostu ...
  - ... martwimy się o ciebie - dokończył Harry.
  - Wiem, chłopaki, i bardzo mi miło z tego powodu, ale ja naprawdę umiem o siebie zadbać - uśmiechnęła się. Podeszła do nich i przytuliła. Kochała tych dwóch wariatów jak braci i rozumiała, czemu się wściekają. Gdyby była na ich miejscu mieli by wtedy niezłe kazania. Sama też była na siebie trochę zła, że dała się tak ponieść emocjom, ale właśnie w takich chwilach odzywała się w niej Tess. A  tam, w sali, krzyczała wniebogłosy. No cóż, nikt nie jest idealny. Pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła w kierunku dormitorium. Miała przed sobą długą noc.

   Reinkarnację to przejęcie przez nieśmiertelną duszę nowej postaci - zwierzęcia, rośliny czy nawet człowieka. Proces ten dotyczy nie tylko czarodziejów, ale także mugoli i charłaków, choć w mniejszym, niż u magicznie uzdolnionych. Osoby czystej krwi mają prawie 98% szanse na reinkarnację. Zjawisko to jest jednak rzadko spotykane. Wciągu roku mamy do czynienia z dwoma, góra trzem przypadkami. Reinkarnację możemy podzielić na cztery grupy: A. pełną; B. połowiczną; C. częściową i D. znikomą. Nie zawsze dusza przechodząca reinkarnację ma wpływ na to w której grupie się znajdzie, jednak najczęściej jest to świadomy wybór.
  Grupa A - Pełna. Dusza wchodząca w ciało staje się jego jedynym właścicielem, wypychając duszę, która pierwotnie zamieszkiwała ciało. Posiada wszystkie wspomnienia z poprzedniego wcielenia, które może zachować lub się ich pozbyć. Po pewnym czasie świadomość reinkarnacji zanika, więc dusza ulega wrażeniu, że od początku mieszkała w danym ciele i po około 10 miesiącach stapia się z nim. Wtedy też ciało przyjmuję podobną formę do poprzedniego ciała duszy. Jednak ten proces może zająć więcej czasu ze względu na wypchnięto duszę prawowitego właściciela. Istnieje kilka przypadków, w których dusza przejmująca ciało musiała je opuścić ze względu na działania duszy pierwotnej (więcej informacji na stronie 100) Jest to najczęściej spotykana grupa reinkarnacji.
  Grupa B - Połowiczna. Jest to reinkarnacja niepełna - dusza wstępuje w nową postać, ale nie przejmuje całkowitej kontroli. W przypadku ludzi objętych tą reinkarnacją, mogą oni przejąc wspomnienia przejmującej ich duszy, a także nawyki, gesty czy wyrażenia. Gdy duszą przychodząca i pierwotna złączą się w jedno, powstaje nowa dusza, która posiada cechy zarówno jednej jak i drugiej, których cechy skrajne walczą ze sobą o dominację, aż uformuje się jedna całość. Proces scalania może trwać od godziny do kilku lat. W tym czasie ciało duszy pierwotnej może nabrać niektóre cechy poprzedniego ciała duszy wchodzącej. Jednak, jak w przypadku grupy A, istnieje możliwość, że dusza wchodząca zostanie odrzucona przez duszę pierwotną, lecz w tej grupie zdarza się to bardzo rzadko. Ten rodzaj reinkarnacji nie jest zbyt popularny, ze względu na scalanie się duszy. 

  Grupa C - Częściowa. Dusza wchodząca przejmuję kontrolę nad ciałem tylko w znikomym stopniu. W umyśle duszy pierwotnej mogą się pojawić przebłyski wspomnień duszy wchodzącej, która w żaden inny sposób nie przejawia swojej obecności. Dusze znajdujące się w jednym ciele, nie są w stanie się scalić, ze  względu na znikome działania duszy wchodzącej. Jest to jedna z rzadziej spotykanych form reinkarnacji.
  Grupa D - Znikoma. Dusza wchodząca używa nowej formy jako "przechodniej" warstwy ochronnej.  W żadnym stopniu nie przejawia swojej aktywności. Stara się nie osiedlać w mózgu, aby nie wprowadzać dodatkowych komplikacji związanych ze swoją bytnością. Jej niemożliwa do wykrycia. Mieszka w ciele tak długo, jak jej się podoba. Może wyjść z ciała już po kilku miesiącach, albo trwać w nim aż do śmierci. Jednak wejść w nowe ciało może tylko przy narodzinach. Nie można stwierdzić, jak często używana jest ta forma reinkarnacji, bowiem wciągu ostatnich 600 latach to używania jej przyznały się dwie dusze, które przeszły do Grupy A i B. 

  Hermiona chłonęła zachłannie każde słowo książki, nie mogąc się nadziwić temu, co czyta. Była wdzięczna swojej poprzedniej duszy, że wybrała akurat tą grupę reinkarnacji. Była ciekawa, czy jej dusze już się scaliły, czy jeszcze nie. Chyba tak... Przynajmniej taką miała nadzieję. Gdy udało jej się na tyle oderwać od lektury, spojrzała na zegar i jęknęła - była 5 rano. Zaznaczyła stronę, na której skończyła i położyła się do łóżka. To, co dzisiaj przeczytała zaczęło powoli rzucać delikatne światło w tej ciemności niewiedzy i pytań w której się znajdowała. Ostatnią jej myślą, zanim odpłynęła było pytanie. Czy ona, Hermiona Granger, naprawdę jest jutro umówiona na randkę z Charlesem Olivanderem ? Tak, i to miał być najwspanialszy dzień jej życia.

  Rano obudził ją znajomy głos. Ginny stała nad jej łóżkiem i energicznie ciągnęła za rękaw. Hermiona leniwie  otworzyła jedno oko. Przyjaciółka uśmiechała się do niej pełną gębą.
  - Jeszcze pięć minut - wymamrotała sennie.
  - Chyba sekund - dziewczyna poczuła, że ktoś ściąga z niej kołdrę. Skuliła się. - Wstawaj, Miona !
  - Nie. Nazywaj. Mnie. Miona - Gryfonka nienawidziła tego zdrobnienia.
  - MIONA. MIONA. MIONA - Ginny skakała wesoło wokół jej łóżka.
  - Przestań !
  - Nie, dopóki nie wstaniesz. MIOOOOO...
  - Cholerna Weasley'ówna - mruknęła sennie i wygramoliła się z łóżka. Jęknęła, bowiem przyszły oczekiwane zakwasy. Z miną męczennicy zaczęła się ubierać, ale że jej strój został skrytykowany przez najmłodszą pociechę Weasley'ów, musiała się jeszcze raz przebrać. Ginny wybrała dla niej bardziej, jak to określiła "romantyczny" strój : jeansy (Hermiona wybłagała, by na koniec października nie musiała latać po dworze w spódniczce), biały, zwykły t-shirt, który przyległ jak ulał i długi, rozpinany kakaowy sweter. Na nogi wciągnęła trampki. Hermiona przejrzała się w lustrze i stwierdziła, że nawet nie jest źle. No, może oprócz tego kosmyka z jej grzywki, który tak bardzo lubił odstawać. Przygładziła go i zeszła do salonu. Uczniowie, podekscytowani możliwością wyjścia do Hogsmeade, nie mogli znaleźć ujścia dla swojego szczęścia. Część z nich dyskutowała na temat nowości w sklepach, część biegała w tą i z powrotem po pokoju wpakowując do toreb coś co jeszcze zapomnieli. Panował ogólny chaos. Ron i Harry podeszli do dziewczyn. Gdy tylko Wybraniec znalazł się koło swojej dziewczyny, złapali się za ręce i spojrzeli w oczy z niezwykłą czułością. Ta dwójka się kochała i tylko ślepiec mógłby tego nie zauważyć.
  - Hej - przywitał się Ron.
  - Siemson - powiedziała Hermiona. Zadowolona z siebie, przyglądała się twarzy chłopaka, która wyrażała głębokie zastanowienie. - To powiedzonko mojej przyjaciółki. Trochę za nią tęsknię.
  - Och. Gotowa na dzisiejszy dzień ? - A co jest dzisiaj. No tak. Charles. Trzy miotły. R..randka.
  - Nie - w jej głos wkradła się nutka paniki. - Ginny, ja chyba nie dam rady ...
  - To nie trzeba było się pakować w ten pojedynek - ubiegł rudą jej brat.
  - Ciszej ! - Harry rozejrzał się po pokoju, jednak ta informacja nie dotarła do nikogo niepożądanego. Pojedynek ?! Ona ma przed sobą najważniejsze spotkanie swojego życia, a on nawija o ... pojedynku  ?!
  - Nie mam na myśli pojedynku z tym idiotą. Mówię o ... czymś innym - dopiero teraz zrozumiał o co chodzi.
  - Wybacz, Miona.
  - Nie. Nazywaj. Mnie. Miona - Ginny wybuchnęła śmiechem słysząc to samo zdanie wciągu kilku minut. Ron zarumienił się, przeprosił i pognał w kierunku Lavender, która pojawiła się na schodach. W tym samym czasie dołączył do nich Charles. Hermiona spłonęła rumieńcem na jego widok.
   - Witaj - przywitał się miękko.
   - Hej - wykrztusiła, z wielkim trudem.
   - Gotowa na dzisiaj ? - Hermiona była szczerze zdziwiona tym pytaniem. Chłopak zrozumiał co ma na myśli i dodał: - Żebym był twoim wiernym sługą przez cały dzień. - Dziewczyna roześmiała się, ale już po chwili tego żałowała. Bolał ją każdy mięsień.
  - Oj, przydałoby się. Poza tym, gdzie moje śniadanie do łóżka ? Jestem tobą rozczarowana ... - nie dokończyła, co Olivander, korzystając z okazji, porwał ją na ręce. - Oszalałeś ?!
  - Śniadania nie zrobiłem, bo nie chcę odbierać pracy naszym biednym skrzatom. Nawet nie wiesz, jaką mi Muszka zrobiła awanturę, gdy ją poprosiłem o tacę. I nie, nie oszalałem. Spełniam tylko obietnicę.
  - Świetnie. Bardzo się cieszę, że można ci ufać w takich kwestiach, ale możesz mnie już posadzić na ziemię ?
  - Nie - padła odpowiedź.
  - Proszę ? - Chłopak był nieugięty. - Ech. - Charles uznał to za triumf. Gdy zmierzali w stronę Wielkiej Sali, ciągle napotykali zdziwione spojrzenia uczniów Hogwartu. W oczach niektórych dziewcząt, zwłaszcza Gryfonek z młodszych roczników, można było wyłapać zazdrość. Hermiona całą drogę paliła buraka. Nie tylko ze względu na zainteresowanie, jakie wzbudzali, ale dlatego, że znajdowała się tak blisko niego. Ba, i to nawet nie z jej inicjatywy. W jego ramionach nie czuła tego całego ogarniającego "pożądania", jak to opisywały dziewczyny w jej wieku. Czuła ciepło i bezpieczeństwo. Mogła by w nich tak zostać, gdyby nie fakt, że przed nimi znalazły się drzwi od Wielkiej Sali. Chłopak, tym razem bez protestów, odstawił ją na ziemię, ale zaraz po tym złapał, za nadgarstek i pociągnął do środka. W jego przekonaniu, jako że nie byłi JESZCZE parą, nie miał prawa łapać jej za dłoń. A tak bardzo chciał ... Hermiona usiadła na swoim miejscu, natomiast Charles został przywołany przez kumpli z siódmego roku, więc tylko uśmiechnął się do niej i podszedł do nich.
  - Dziewczyno - zaczęła Parvatil - wiesz ile bym dała za taki transport ?
  - Nie ty jedna - powiedziała Ginny, zezując na Harry'ego.
  - Okej, obiecuję, że zaniosę cię na rękach aż do Hogsmeade - powiedział urażony chłopak.
  - Obiecujesz ?
  - Tak - odpowiedział i pocałował ją delikatnie.
  Hermiona i Charles siedzieli w Trzech Miotłach, przy jednym ze stolików. W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok. Zapach piwa i serwowanego jedzenie komponował się z płynącą muzyką pianina, stojącego w kącie. Przed nimi, na małym stoliku, stały dwie, prawie opróżnione szklanki po kawie i duże, nietknięte kufle piwa kremowego. Obok nich siedzieli Harry i Ginny, a stolik dalej Ron z Lavender, więc traktowali to wszystko jako potrójną randkę. Tematów do rozmów im nie brakowało, o to nie musieli się martwić, a całe skrępowanie zniknęło, gdy Charles nieśmiało chwycił dziewczynę za rękę, na co ta uśmiechnęła się ciepło. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie ...
  - Harry - zwróciła się do chłopaka Rosa, nowa właścicielka, która przejęła interes po matce. - To ona ?
  - Tak.
  - I naprawdę jest taka dobra ?
  - Tak - Harry spojrzał kobiecie w oczy, na co ta zwróciła się do Hermiony.
  - Kochana, nie chciałabyś dzisiaj wystąpić na żywo ?
  - Słucham ?
  - Występ. Tutaj. Zaraz .
  - Ja ... nie .... naprawdę, ja ... nie jestem taka dobra .... - dziewczyna zaczęła się jąkać.
  - Śpiewasz ? Nie wiedziałem - wyrzucił jej Charles.
  - Nie lubię się tym chwalić...
  - Proszę, zaśpiewaj dla mnie - chłopak spojrzał jej w oczy.
  - Ja ni... - przerwał jej pocałunkiem. CAŁOWAŁ JĄ. I to uczucie nie dorastało do pięt temu, co czuła we śnie. Oddała nieśmiało całusa i oderwali się od siebie. Po sali przeszło kilka braw.
  - Proszę - powtórzył. Hermiona spojrzała w bok i spotkała dopingujący wzrok Ginny.
  - Zgoda - uśmiechnęła się.
  - Jakieś życzenia, mała ? - zapytał duch siedzący przy pianinie.
  - Ma pan harmonijkę ?
  - Tak, mała. I jestem Stan.
  - Miło mi cię poznać, Stan. W takim razie mam wszystko, co potrzeba. - Pożegnała się z przyjaciółmi uśmiechem i ruszyła do pianina. Stan ustąpił jej miejsca, natomiast Rosa przystawiła jej mikrofon.
   - Co będziesz śpiewać ?
   - "Piano man" Joela.
   - Cudnie. Uwielbiam ten utwór. - Rosa wyciągnęła różdżkę i rzuciła na mikrofon zaklęcie. Hermiona uśmiechnęła się po nosem. Ona też kochała oryginał.

"Piano man" 

  Ta piosenka niosła ze sobą wiele przyjemnych wspomnień. Jakby nie było, była to piosenka jej dzieciństwa. Dziewczyna rozejrzała się po sali i zrozumiała, jak bardzo słowa wpasowują się w klimat. Śpiewanie zawsze sprawiało jej radość, ale teraz śpiewała dla przyjaciół i dla niego. Dawno nie grała na pianinie, ale teraz jej palce z niezwykłą łatwością sunęły po klawiszach. Zatraciła się w muzyce, płynęła razem z nią. Stan był świetnym muzykiem, jak na ducha. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy skończył się utwór.
  Gdy wracali do Hogwartu, na ich ustach malowały się wielkie uśmiechy. Hermiona była zadowolona z występu, chociaż mikrofon zmienił jej głos tak, że publiczność widziała ją poruszającą ustami, natomiast po pomieszczeniu roznosił się głos Billy'ego Joela.  Występ przypadł Rosie i innym gościom Trzech Mioteł do gustu, ale dziewczyna miała inny powód do radości. Charles Olivander, ten Charles Olivander ją pocałował. A teraz szli przytuleni, tak że mimo zimna na dworze jej nadal było ciepło. Obok nich Harry i Ginny nadal opiewali jej talent. Ona tylko uśmiechała się i paliła buraka na zmianę. Droga minęła im bardzo szybko. Po chwili byli w zamku, kierując się na kolację. Po niej jeszcze długo siedziała z Charlesem w salonie wspólnym i gdyby nie pewien debil, który wyzwał ją na pojedynek, mogłaby przesiedzieć tak całą noc.
  - Muszę już iść - powiedziała smutno, podnosząc się. Charles spojrzał na nią ze smutkiem w oczach.
  - Zostań jeszcze - poprosił.
  - Wybacz, nie mogę. Świetnie się dzisiaj bawiłam.
  - Ja też - Charles wyciągnął dłoń, którą ona chwyciła. Trzymając się za ręce podeszli pod drzwi prowadzące do dormitorium dziewcząt. Na schodach było ciasno i ciemno, co wprawiło ją w dziwny nastrój. - Musimy to kiedyś powtórzyć. - Zaśmiała się. - Co ?
  - Gdy ktoś wali taki tekst, to zazwyczaj znaczy : "Było fajnie, ale jesteś taką nudziarą, że cud, że przeżyłem. Do zobaczenia nigdy". - Chłopak zaśmiał się.
  - W takim razie - spojrzał jej w oczy, na tyle na ile pozwalała ciemność. Pod tym wzrokiem serce Hermiony zaczęło szybciej bić. - Chciałem to zrobić później, ale ... Hermiono Granger, czy zostaniesz moją dziewczyną ?
  - Hm... zastanówmy się ... - Gryfonka grała na zwłokę, ponieważ rzeczywiście nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jakaś jej część kazała jej go spławić i zamknąć drzwi przed nosem, natomiast druga chciała, żeby dziewczyna się zgodziła. Chwilę biła się z myślami, by odpowiedzieć:
  - Tak - Charles przysunął ją do siebie delikatnie, chcąc by to teraz ona przejęła inicjatywę. Dziewczyna przybliżyła swoją twarz do jego i pocałowała go. Było to niesamowite uczucie. Bardziej intensywne niż ten całus w knajpce. Ręce chłopaka spoczęły na jej plecach i zaczęły przesuwać się w dół, aż spoczęły na jej biodrach. Ona natomiast zarzuciła mu ręce na karku, a po chwili wplotła je w miękkie włosy chłopaka. Ich usta poruszały się synchronicznie przez chwilę, ale w końcu zabrakło im tchu. Oderwali się od siebie, a policzki mieli przyozdobione szkarłatem. Na ich twarzach malowała się radość.
  - Dobranoc - powiedziała Hermiona kładąc rękę na klamce. Chłopak nachylił się i złożył na jej ustach całusa.
  - Dobranoc - odpowiedział Charles i zaczął schodzić do salonu. Dziewczyna dotknęła swoich ust i uśmiechnęła się. Nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.

18 września 2012

6. Zmiany

Hej, wiem, że temat bloga to Dramione, a jak na razie tego nie widać. Gdybym od razu zaczęła całą historię od wielkiej miłości, to nie miałoby co się później dziać, dlatego chciałam zacząć od rozwijania innych wątków niż ich miłość.

muzyka :)

   
    Życie w Hogwarcie zaczęło nabierać normalnego dla siebie tempa. Każdego dnia, Hermiona wstawała rano, brała prysznic (miała całą łazienkę dla siebie), jeszcze raz sprawdzała prace domowe i powtarzała materiał. Śniadanie jadła  w towarzystwie niezmiennego grona przyjaciół: Harry'ego, Rona, Ginny, bliźniaków, Deana, Seamusa i Neville'a. Czasami przysiadał się do nich ktoś ze starszych klas (np. taki Charles Olivander). Gdy tylko chłopak pojawiał się na horyzoncie, dziewczyna uciekała jak najdalej od niego, wiele razy z pomocą Ginny. Któregoś dnia, Hermiona wyżaliła się przyjaciółce ze swoich rozterek sercowych. Była wdzięczna dziewczynie, że ta nie naciskała, tylko pozwoliła jej nabrać dystansu. Tak czy inaczej, jej zauroczenie kapitanem Gryfonów powoli osłabiało się z czego była zadowolona. Każda lekcja miała swój własny rytm mijania: historia magii i eliksiry włóczyły się niemiłosiernie, natomiast zaklęcia i opieka nad magicznymi stworzeniami nigdy nie były wystarczająco długie. Ślizgoni wdawali się we znaki średnio 30 razy na godzinę, tak więc, po dwóch tygodniach szkoły, zarówno oni, jak i część Gryfonów (z tego domu przodowali Harry, Ron i Seamus) dostali masę kar i szlabanów za różne wykroczenia: rzucanie w siebie nawzajem odchodami różnego pochodzenia, które znaleźli na skraju Zakazanego Lasu, wrzucanie petard do kociołków z eliksirami, czy obrzucenie papierem toaletowym portretu Grubej Damy. Ich wyobraźnia zdawała się nie mieć końca. Po kolacji, jaki i przed, piątoklasiści odrabiali zadania domowe, wygłupiali się, faszerowali smakołykami kupionymi w Hogsmeade, lub po prostu obijali, za co dostawali burę od Hermiony.  Także co wieczór pisała z pracowni komputerowej (skąd coś takiego w Hogwarcie?!) do rodziców i tych znajomych, którzy jeszcze o niej pamiętali.
   Dziewczyna chodziła nerwowo w tę i z powrotem przed pokojem nauczycielskim. Pani Hooch nadal się nie pojawiła. Hermiona, mimo, że myślała nad tym całą noc, nadal nie była pewna, czy podjęła słuszną decyzję. Po rozmowie dwa tygodnie temu, dała sobie spokój z tym tematem, ale skoro Katie Bell przenosi się do Beauxbatons, to istnieje mała, maleńka szansa, że jej podejrzenia są słuszne, więc czemu ... nie ?
   - Witaj, Hermiono - pani Hooch dziarskim krokiem przemierzała korytarz na drugim piętrze.
   - Dzień dobry, pani profesor.
   - Szukasz kogoś, kochana ?
   - Właściwie, to czekałam na panią...
   - Ach tak ? Więc słucham. O co chodzi ?
   - Widzi pani... - zaczęła niepewnie dziewczyna. Raz się żyje, pomyślała. -  Chciałabym się zgłosić do naboru na ścigającego Gryffindoru - wyrzuciła jednym tchem.
    - Panno Granger ! Bardzo mnie tym zaskoczyłaś. Na pewno możesz spróbować, nikt ci tego nie zabroni, ale czy jesteś pewna ? Ja, oczywiście nie mam nic przeciwko... Dobrze, skoro chcesz. Przekażę Charlesowi, że mamy już kilku chętnych. Jeśli to wszystko ... - kobieta odwróciła się.
   - Właśnie, pani profesor - Hermiona starała się przybrać jak najbardziej skruszony, a za razem proszący wyraz twarzy. - Czy mogłabym mieć do pani jedną, małą prośbę ?
   Dziewczyna śmigała na miotle w tą i  z powrotem.  Choć na początku bała się tego, teraz wszystkie jej obawy zniknęły. Jeszcze nigdy nie czuła się tak pewnie... i taka wolna. Po chwili Hermiona zaczęła szczękać zębami i żałowała, że nie ma czegoś cieplejszego na sobie. Gdy ona była zajęta kolejnymi spiralami, na ziemi, pani Hooch, opadła szczęka na widok tego, jakie cuda Hermiona wyczyniała na miotle. Doskonale pamiętała ją, gdy pierwszy raz jej dosiadła. Przerażenie nie pozwalało jej normalnie sięgnąć po miotle. A teraz? Niektórzy zawodnicy z drużyn domów nie mieli takiej pewności jak ona.
   - Granger ! Kafel - nauczycielka podrzuciła w górę czerwoną piłkę. Dziewczyna złapała ją z gracją i poleciała w stronę obręczy. Gdy wyczuła piłkę, pani Hooch stanęła na pozycji obrońcy i kazała jej strzelać. Pierwsze strzały były niecelne, nieprzemyślane, lecz po chwili, padała bramka za bramką. - Jeśli tak zagrasz na naborze to na pewno będziesz w drużynie. Dziewczyno, nie wiedziałam, że masz taki talent.
   - Ja też nie - odparła dziewczyna.
   - Dobrze, myślę, że jesteś gotowa. Pamiętaj tylko, gdy strzelasz, ustawiaj odpowiednio nadgarstek.... - przez całą drogę do zamku, pani Hooch dawała Hermionie najróżniejsze rady, które ta chłonęła jak gąbka wodę. Była z siebie dumna. Harry miał rację, wystarczyło dopuścić i jedną i drugą, i dać się im wymieszać. Gdy szybowała do góry poczuła, że to się stało. Moment w którym zdobyła pierwszego gola, był momentem, w który w magicznym świecie pojawiła się nowa, inna, a jednak ta sama Hermiona. W końcu odnalazła siebie.
    Harry wraz z bliźniakami, przyglądali się całemu zajściu z zamku. George wykrzykiwał co chwilę: "Mówiłem, ze jest świetna!", a Harry i Fred zgadzali się z nim całkowicie. Tylko głupiec nie przyjąłby jej do drużyny. No właśnie, ale czy odkąd Charles ją poznał, nie zachowuje się jak głupiec ? Może to ma coś wspólnego z Amandą ... są z Hermioną bardzo podobne....
    W dzień naboru Hermiona wstała wcześnie rano. Nie, żeby chciała, ale jej przyjaciele postanowili, że zrobią jej miłą niespodziankę. Dziewczyna przebudziła się, gdy wieszali nad jej łóżkiem transparent : "Dalej, Granger !", ale dalej markowała głęboki sen, by nie odebrać im frajdy. Była w pewnym sensie zaskoczona, że nic nie podejrzewają, biorąc pod uwagę jaki gwar panował w sypialni dziewcząt. Po pary minutach zjawił się Percy, ubrany w piżamę i czapkę  w paski, nawołując ich do porządku. ("Co wy, chłopcy, robicie w dormitoriach dziewcząt?!"). Gdy Fred zaczął mu tłumaczyć w charakterystyczny dla siebie sposób ("Więc zrozum, że nie możemy jej zostawić w tak ważny dzień, musi czuć nasze wsparcie, jak przyjaciół....") co robią, machnął ręką i wrócił do spania. Kiedy nadeszła godzina "pobudki" ktoś oblał jej twarz zimną wodą. "Obudziła się" gwałtownie, siadając. Oprócz transparentu nad łóżkiem, gdzieniegdzie rozmieszczone były karteczki z napisem " Dasz radę!", "Powodzenia", "Jak skręcisz kark, to zaopiekujemy się Maleńką", a po pokoju latała na miolte jej mała podobizna, która krzyczała: "Jestem najlepsza", "Na pewno wygram" i "Śmierdzą mi pachy". Hermiona zaśmiała się serdecznie i zaczęła dziękować przyjaciołom. Przyznała w duchu, że gbyby nie ta poranna niespodzianka to od początku byłaby kłębkiem nerwów. Jej stres objawił się przy śniadaniu. Nie była w stanie przełknąć kęsa, ale mimo to, próbowała.
   - Nie musisz jeść, jeśli nie chcesz - powiedziała Ginny, zerkając na nią z troksą w oczach.
   - Muszę, żeby dostarczyć trochę cukru do krwi - upierała się przy swoim. Wiedziała, że potrzebuje dużo energii, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
    - W takim razie - Ginny sięgnęła po tosta i z małą pomocą Harry'ego zaczęła go przyozdabiać. - Proszę !
    Na talerzu przed Hermioną leżał tost, wysmarowany masłem nie tak zwyczajny tost. Miał uśmiech zrobiony z czerwonej papryki, oczy z ogórka, uszy w pomidorów, włosy z sałaty, a nod z rzodkiewki. Był cudowny.
    - Teraz żal mi go jeść.
    - Ja ci mogę pomóc - zaproponował Ron i po chwili Tost-man nie miał prawego oka. Hermiona zagarnęła talerz, chcąc go bronić  przed tragicznymi w skutku poczynaniami Rona, ale i tak, Tost-man nie uchronił się od straty obydwojga uszu. Kilkanaście sekund później, nie było po nim śladu. Dziewczyna popiła go ogromną ilością kawy zbożowej.
   - To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem ? - bliźniacy Weasley obsiedli ją w obydwu stron.
   - Odrabiamy zadania domowe ?
   - Zła odpowiedź - powiedział Fred, gdy George wydał z siebie głośne "BIIIP!". - Idziemy potrenować !
   - Nie.
  - Ale my nie pytaliśmy o zgodę - ozjamił George i razem z Fredem wyciągnęłu ją z ławki. Paru Krukonów siedziących za nimi podskoczyło, zaskoczonych. Hermiona wierciła się wyrywała, ale bliźniacy byli silniejsi. Po dobrych kilku minutach (Hermiona wiedziała, że nie ma szans, ale dalej walczyła) znaleźli się na boisku do quidditcha. Tuż za nimi pojawili się Harry, Ron i Ginny.
  - Trochę nas mało - zaczął Fred - ale damy radę - wszyscy zebrani uśmiechnęli się. Hermiona w końcu poddała się z cichy westchnięciem. Czemu nie ?
  Na naborze do drużyny musieli być obecni wszyscy obecni zawodnicy drużyny, co Hermionie było bardzo na rękę. Harry i bliźniacy wspierali ją od początku, gdy tylko ten pomysł zaświtał w głowie jednego z rudzielców. Ginny również zjawiła się na trybunach, ale widząc, że przyjaciółka dopiero wchodzi do szatni, poszła za nią.
   - Dziewczyno, uspokój się - zganiła Hermionę. - W takim stanie nie będziesz mogła utrzymać kafla w rękach, nie mówiąc już o strzelaniu. - Przyjaciółka przyznała jej rację. Odruchowo spojrzała na swoje dłonie, które teraz tańczyły dziki taniec w rytm niesłyszalnej melodii składający się z nerwowego trzęsienia się. Jeden głęboki wdech, drugi... Do szatni zaczęli spływać inni kandydaci. Większość z nich Hermiona znała z imienia, choć wiele twarzy nadal pozostawało zagadką.
   - Hej - przywitał się wesoło Dean, ubrany już w strój.
   - O, cześć. Nie wiedziałam, że ty też startujesz - dziewczyna była szczerze zdziwiona widokiem Gryfona.
  - Jakoś tak wyszło. Zawsze chciałem spróbować, a skoro jest ku temu okazja, to - przerwało mu wołanie Charlesa, zapraszającego wszystkich na boisko.
  - Idziesz ?
  - Tak, tak - Hermiona jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiej ochoty, by uciec. Jak najdalej. Miała ruszyć biegiem i zejść wszystkim z oczu. Dzielnie jednak wstała i ruszyła ku wejściu na boisko. Gdy wyszła na zewnątrz jej oczom ukazała się część drużyny, do której wkrótce ktoś z nich miał dołączyć. Przyjrzała się przyjaciołom. Fred i George uśmiechali się do niej, ale w swój zwykły, lekko głupkowaty sposób, natomiast uśmiech Harry'ego miał konkretną misję do spełnienia - podtrzymywał ją na duchu, aż miło. Nieśmiało spojrzała na Charlesa. Chłopak złapał jej wzrok i spojrzał w oczy, co ta dzielnie wytrzymała. Wyraz jegi mówił jedno : Przepraszam. Delikatny grymas, mający być uśmiechem pojawił się na jej twarzy, bowiem stres nie pozwolił spiętym mięśniom na nic więcej.  Charles nie miał takiego dyskonfrotu, więc beż wahania pokazał jej swoje śnieżnobiałe zęby.
  - Jak wiecie, poszukujemy ściagającego - zaczął. - Jednak w drużynie pojawiło się jeszcze jedno miejsce, na tej samej pozycji. - Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że wśród członków brakuje Alicji, ciekawe co się z nią stało. - Tak więc, dzisiaj wybierzemy dwóch nowych Ścigających.
  Wśród kandydatów pojawiło się wielkie poruszenie. DWA MIEJSCA. O takim czymś można było tylko marzyć. - Dobierzcie się w pary - rozległo się na gwarem. Hermiona odszukałą wzrokiem Deana i podeszłą do niego. Był jedyną osobą, z którą mogłaby to zrobić.
   - Masz parę ?
   - Nie.
   - A zostaniesz moją ?
   - Hermiona, czuję się zaszczycony ! Jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny ... - Gryfonka zaśmiała się i trzepnęła chłopaka w ramię, jego wypowiedź interpretując jako zgodę. Charles kazał im podawać sobie piłkę, sunąc z jednego końca boiska do drugiego, po czym na zmianę strzelać do bramek, który on sam będzie bronił. Hermiona rozejrzała się niepewnie wokół siebie i coś na trybunach przykuło jej wzrok. Neville, Ginny, Ron i Seamus trzymali w rękach transparent, który wisiał nad jej łóżkiem, ale obok jej nazwiska, na materiał pojawił się dopisek : i Thomas.
   - Spójrz - wskazała na trybuny. Dean zaśmiał się. Kapitan drużyny przywołał ich do porządku. Zaczęła się próba generalna.
   Dean był niezwykle sprytny, zwinny i kumaty. Po paru rzutach, mnie lub bardziej udanych, wypracowali z Hermioną swój system. Instynktownie wyczuwali co drugie ma na myśli i z niesłuchaną łatwości wbijali Charlesowi gole. Punkt za punktem. Za pierwszymi trafieniami na trybunach rozlegały się brawa, lecz po kilku kolejnych, publiczność ucichła, przyzwyczajona. Po pewny czasie zrobiło się już nudno. Charles, chcąc nie chcąc, przyznał George'owi rację. Hermiona była świetna, ba mało powiedziane, miała prawdziwy talent.  Wszystko w nim krzyczało i błagało, by nie brać je do drużyny, ale nie miał wyboru. W duchu liczył, że nie jest taka dobra, jak wszyscy twierdzą i sama ułatwi mu zadanie, robiąc z siebie pośmiewisko. Marne nadzieje. Gdyby teraz nie wybrał jej pojawiło by się wiele pytań, w końcu nie tylko on zauważył, że z Deanem trafiają prawie za każdym razem. Ale on tak bardzo nie chciał, by spotkało ją to co Amandę...
   - Charles ! - usłyszał krzyk i potem ... nic.
   Hermiona podleciała do chłopaka, niemal zeskakując z miotły w trakcie lotu.
   - Charles - powiedziała, bijąc do delikatnie w policzek. - Proszę, otwórz oczy ... NIECH KTOŚ IDZIE PO PANIĄ POMFREY... Charles ? - Jej oczy zabiegły łzami, za które przeklinała samą siebie. Gdyby ten idiota chociaż uważał co się dzieje na boisku. A teraz leży na ziemi  i nie daje znaku życia. - No dalej, nie udawaj. - Twarz chłopaka wykrzywił lekki grymas bólu.
   - Co się stało ? - wyszeptał niewyraźnie.
   - Zarobiłeś kaflem ... ode mnie - na te słowa brwi chłopaka uniosły się nieznacznie.
   - W takim razie masz całkiem niezłe przyłożenie ... może powinnaś zostać pałkarzem... ał...
   - Cicho, potem się na mnie po wyżywasz - powiedziała widząc Hagrida i panią Pomfrey biegnących w ich kierunku.
    - Z drogi, dzieci, z drogi. Och, panie Olivander, co pan znowu nawyrabiał.
    - Nie, proszę pani, to moja wina. Uderzyłam do kaflem w głowę - wyznała skruszona Hermiona.
    - Panno Granger, nie spodziewałam się tego po pani ...
    - To był wypadek, proszę pani - Dean stanął w obronie Hermiony.
    - Ach tak ?
    - Tak - dołączyła się Angelina, która widziała całe zajście z góry. - Charles się zamyślił i nie zauważył kafla. Zdarza się nawet najlepszym - pani Pomfrey nie odezwała się ani słowem. Kto jak kto, ale słowo Angeliny ceniła sobie bardzo. Z cichy westchnięciem sprawdziła stan chłopaka, po czym porosiłą Hagrida, by zaniósł go do skrzydła szpitalnego.
   Przy łóżku Olivandera czuwała na zmianę cała drużyna quidditcha. Tylko Hermiona była tam przez cały czas. Co jakiś czas chłopak budził się, wtedy dziewczyna zasypywała go swoimi przeprosinami, a on  za każdym razem powtarzał, że nic się nie stało. Pod koniec wieczora, gdy zostali sami, Charles przekazał jej wyniki naboru : Dostała się do drużyny. Hermiona powstrzymała się, żeby go nie wyściskać (głównym powodem jej oporu był fakt, że leży przykuty do łóżka z lekki wstrząśnieniem mózgu). Zamiast tego podziękowała mu serdecznie. Reszta wieczoru (aż do napadu szału pani Pomfrey : "Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego która jest godzina ? Ten chłopak mu się wyspać!") upłynęła im na miłej rozmowie, odwiedzinach Harry'ego i bliźniaków, których Hermiona powiadomiła przez Maleńką i wyborze drugiego ścigającego. Dziewczyna i Harry polecili kapitanowi Deana, natomiast bliźniaki upierali się, że Hermiona powinna zostać pałkarką ze swoim celem. Na to stwierdzenie wszyscy się roześmiali, co właśnie wprawiło szkolną pielęgniarkę w niezły szał. Pożegnali się z Charlesem i ruszyli do wieży. Hermiona, uspokojona, zasnęła.
   Następny dzień był pełen miłych niespodzianek. Charles wyszedł ze skrzydła szpitalnego, ale nadal musiał dużo odpoczywać, ogłoszona kto dostał się do drużyny (Hermiona i Dean zostali zwerbowani przez Angelinę do wymyślania strategii dwie minuty po wywieszeniu kartki z werdyktem - jako zastępca kapitana od razu wzięła się do roboty) oraz podano termin pierwszego meczu. Gryfoni mieli zmierzyć się z Puchonami za 3 tygodnie, czyli na początku października. Na wieść o tym, Angelina (za radą Charlesa) ustaliła już dni i godziny treningów. Poniedziałek i środa od rana, piątek po lekcjach. Nie było tak źle. W końcu odzyskała swój Zmieniacz Czasu, tylko, że w nowej wersji, tak więc treningi nie kolidowały z jej zajęciami. Nikt, oprócz Harry'ego nie domyślał się w jaki sposób dziewczyna to robi. Na zajęciach z Olivanderem drużyna dawała z siebie 120 %. Często wracali cali w błocie, piasku lub mokrzy od deszczu. Charles strasznie przypominał im Wooda, który nota bene, skończył Hogwart rok temu i dostał się do reprezentacji Anglii. Hermiona, Dean i Angelina, ostatnie dni przed meczem spędzili na omawianiu taktyki. Podczas treningów obdarzali się nawzajem dużym zaufaniem, ale kilka kwestii nadal musieli załatwić. Mimo to, dzięki tym wspólnym wieczorom nawiązała się między nimi szczególna więź.
    W dniu meczu, Hermiona i Dean chodzili półprzytomni ze strachu. Na nic zdawały się zapewnienia przyjaciół i wsparcie drużyny. Obydwoje byli PRZERAŻENI. Na śniadaniu Hermiona wmusiła w siebie brata bliźniaka Tost-mana i to samo zrobiła z Deanem. Chłopakowi również na początku zrobiło się żal kanapki przygotowanej przez Ginny i Harry'ego, ale czując na sobie wzrok koleżanki z drużyny, posłusznie zjadł swoją porcję. Przyjaciele odprowadzili ich pod same drzwi szatni i udali się na trybuny, gdzie znajdowała się już spora część uczniów. Hermiona spojrzała na Dean. W jego oczach ujrzała strach i sama dobrze wiedziała, że w swoich ma taki sam.
   - Nie wiem, czy dam radę - chłopak wyglądał, jakby miał zwymiotować.
   - Uważaj, bo pozwolę ci stchórzyć ... - zaczęła, ale przerwał jej głos dochodzący z oddali.
   - Gryffindor jak nic straci w tym roku puchar. Z tymi dwiema szlamami, które wzięli do drużyny. I w dodatku jedną z nich jest Granger?! Przecież ona nie potrafi się utrzymać na miotle - Hermiona położyła rękę na ramieniu Deana, chcąc powstrzymać go przed interwencją. - Pewnie dała Olivanderowi - teraz sama miała ochotę tam wparować, ale po chwili głosy ucichły.
   - Czasami mam ochotę mu sprać tę arystokratyczną buźkę. Rozpowiada ploty, a sam jest nie lepszy. Znów się wkupił... - Dean trochę koloryzował, ale Hermiona nie miała mu tego za złe. Harry opowiedział jej trochę o drużynach innych domów. Ten Malfoy był o niebo lepszy od poprzedniego.
   - Pokażmy mu, że tak nie jest - powiedziała, uśmiechając się do chłopaka, który zrozumiał o co jej chodzi.  Cały ich stres zniknął. Teraz chcieli tylko utrzeć nosa Ślizgonowi.
   - Thomas do Granger, Granger do Thomasa, mijają Chrisa, Morgana, suną ku bramkom, Dean podał Hermionie i GOOOOOOOOL - Lee Jordan wykrzyknął tak, że kilkoro uczniów zatkało uszy z powodu ogromnego hałasu. - Gryffindor prowadzi 120 do 20. Duet Thomas-Granger rozwala konkurencję, kto by pomyślał, że taka kujonka może tak świetnie grać...
   - Jordan ! - przez megafon rozległ się głos McGonagall.
   - Przepraszam, pani profesor. Chris podaje do Morgana, Morgan do Smitha, Thomas przejmuje kafla, podaje Angelinie, która sunie do bramek... ale co to ?! Potter i Newton pędzą w ramię w ramię ścigając znicz. Potter na prowadzeniu, teraz Newton, Potter znów wraca na pozycję lidera. Newton traci panowanie nad miotłą i spada na ziemię... Potter wyciąga dłoń ... Angelina nabija kolejne 10 punktów i TAAAAAAAK POTTER ZŁAPAŁ ZNICZ. Puchoni przegrywają 280 do 20. Zostali wręcz zmiażdżeni przez drużynę Gryfonów, którą można chyba nazwać Drużyną Marzeń. - Hermiona była SZCZĘŚLIWA. Nie, to mało powiedziane. Gdy wylądowała na ziemi, poczuła się jak królowa świata. Był to je pierwszy mecz, a wygrali, i to z jaką przewagą ! Najpierw ją i Deana wyściskali wszyscy członkowie drużyny, a potem dumnie, unosząc ręce i miotły w geście zwycięstwa wrócili do szatni, gdzie czekali na nich Gryfoni, chcący pogratulować im zwycięstwa. Dla dziewczyny był to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Wszyscy byli w wielkim szoku widząc jak kujonka wymiata na miotle. Wielu, jak Malfoy, podejrzewało, że Charles wziął ją do drużyny tylko ze względu na to, że ... no właśnie. Niektórym zrobiło się wstyd głupich myśli i przeprosili ją za swoje domysły. Po tych wyznaniach Hermiona była w szoku. Sam Charles był niezwykle uradowany ze zwycięstwa. Nawet nie wiedzieć kiedy podszedł do dziewczyny i jeszcze raz ją wyściskał. Taka drużyna zapowiadała początek nowej, lepszej ery dla szkolnego quidditcha. Zabawa w Salonie Wspólnym trwała już od kilku dobrych godzin, gdy sami jej organizatorzy (Fred i George) zaczęli odsyłać wszystkich do łóżek. Normalnie by tego nie zrobili, ale "mistrzowie potrzebują odpoczynku", tak więc po pierwszej wszyscy udali się do swoich dormitoriów.
   Po salonie wspólnym rozchodził się odgłos cichego pykania ognia w kominku, gdy Hermiona stała przy oknie i jeszcze raz rozpamiętywała chwile zwycięstwa. Nie usłyszała nawet, że ktoś do niej podszedł.
   - Byłaś cudowna - usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i poczuła, że ktoś składa delikatny pocałunek na jej ustach, który ona, z równą delikatnością odwzajemniła.
   - Wiem - odpowiedziała Charlesowi, który teraz patrzył na nią z uwielbieniem w oczach. Nachyliła się jeszcze raz, by go pocałować, ale w trakcie tego pocałunku coś się zmieniło. Atmosfera zrobiła się jakby trochę zimniejsza. Gdy odsunęła się od młodego Olivandera stwierdziła, że jego usta smakują inaczej niż za pierwszym razem. Bo to nie były jego usta. Przed nią, na miejscu pięknego bruneta, stała zimna, blada i odpychająca postać Malfoy'a.
   Dziewczyna obudziła się w gwałtownie. Z jękiem na ustach przewróciła się na drugą stronę. Dobrze, że to był tylko sen pomyślała, ale gdy przypomniała sobie jego początek, żałowała, że skończył się właśnie tak. Wsłuchana w ciche odgłosy bębnienia deszczu o parapet, zasnęła, wyobrażając sobie, ciąg dalszy snu, w którym Charles pozostawałby Charlesem.

12 września 2012

5. Olivander .... Charles

 Długo pisałam ten rozdział, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ze specjalną dedykacją dla Wery. Dzięki, że mnie wspierasz, kochana :)

Piosenka, która mi pomogła....


    Hermiona spokojnie przespała całą noc, zbyt zmęczona na jakiekolwiek sny. Rano obudziła się jako pierwsza. Nie miała jeszcze całego kompletu mundurka, tylko samą szatę, więc wyciągnęła z wielkiej walizki (z której połowa rzeczy już się jej nie przyda) jeansy, jasną bluzkę na krótki rękaw, brązową kurtkę i jej ukochane, granatowe trampki oraz kosmetyczkę i ruszyła w stronę drzwi dormitorium. Łazienki niewiele się zmieniły - wymieniono płytki z zielonych na złote i zawisły nowe zasłony. No, i oczywiście została zmodernizowana tak, że wyglądała jak z XXI wieku.  Kąpiel bardzo rozluźniła dziewczynę. Na chwilę zapomniała o całym poprzednim dniu. Dopiero gdy przyjrzała się sobie w lustrze zaczęła wracać do rzeczywistości. Podświadomie zaczęła się porównywać z Emmą Watson, którą zawsze uważała za naprawdę ładną. Nie miała jej kręconych włosów, pięknej cery i figury. Harry, Ron, Ginny ... oni wszyscy byli bardzo podobni do aktorów, którzy grali ich w filmach. Ona nie... Wyśmiała się w myślach. Nigdy nie byłaś piękna i nigdy nie będziesz, pogódź się z tym, pomyślała. Po chwili skarciła samą siebie. Nie, nie była brzydka. Była ... normalna. Tylko to słowo nie bardzo do niej pasowało. Jej rozmyślania przerwało przeraźliwe skrzypienie drzwi, w których po chwili pojawiła się lekko przerażona Gryfonka z pierwszego roku. Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło, próbując dodać dziewczynce otuchy. Sama też bała się w trakcie swoich pierwszych dni w zamku, ale jej strach miał inne podłoże - nie chciała źle odpowiedzieć na żadne zadane przez nauczyciela pytanie. I tyle.
    Gdy zegar w pokoju wspólnym ogłosił, że minęła cisza nocna, a do śniadania została jej jeszcze godzina, Hermiona nie zastnawiając się długo chwyciła swoją pelerynę i ruszyła na spacer po szkole. Jeszcze nigdy nie czuła takiej radości spacerując po murach zamku. Wielkie, puste i stare korytarze były dla niej po prostu piękne. Nawet schody nie denerwowały jej tak bardzo. Gdy wylądowała na trzecim piętrze podeszła do tych pamiętnych drzwi za którymi kryła się pierwsza, wielka przygoda jej życia. Z ciekawość nacisnęła klamkę, ale niestety, tak jak przed laty, nie mogła ich otworzyć. Odruchowo wyciągnęła rękę, by wyjąć różdżkę, ale zatrzymała ją w pół drogi. No tak, przecież nie miała żadnej. Postanowiła, że na samym początku odwiedzi sklep Olivandera .... jeśli jeszcze istnieje. Zwiedziła prawie cały zamek - ominęła tylko lochy - a przez cały czas towarzyszyło jej niezwykłe uczucie, jakby wróciła do domu po długich wakacjach, bo Hogwart był dla niej jak dom. Tutaj mogła być sobą. To tutaj znalazła swoje miejsce na ziemi i wspaniałych przyjaciół oraz swoją ... miłość. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie Rona z zeszłej nocy. W jego oczach widziała, że jest dla niego ważna, ale jak przyjaciółka dla przyjaciela. Ona też tak go traktowała. I tak miało zostać ... przynajmniej na razie. Sprawdziła godzinę na telefonie (No co, jeszcze nikt jej nie przedstawił nowego regulaminu) i ruszyła biegiem w stronę Wielkiej Sali - miała minutę, by zdążyć na śniadanie.
    Harry i Ron już trzymali dla niej miejsce, gdy wpadła zdyszana do pokoju. Na stołach piętrzyły się stosy kanapek, dzbanki z mlekiem biły się o miejsce z miskami pełnymi płatków oraz miskami i talerzami pełnymi innych porannych smakołyków. Hermiona przywitała się jeszcze z kilkoma osobami, zanim zaczęła jeść.
    - Tylko tym razem przyjedź z sową - poprosił po raz setny Ron. - Jak wrócisz z kotem to zrzucę go z Wieży Astronomicznej ...
    - Masz w tym roku szczura ?
    - Nie ... - Mysz ? - Nie ....
    - To co ci będzie przeszkadzać jeden, mały puszysty kot ... - zaczęła Hermiona, ale poddała się na widok jego miny. - No dobrze, kupię sobie sowę jeśli ci tak bardzo zależy - dziewczyna ucięła szybko, bo koło Ron pojawiła się Lavender Brown.
    - Co u ciebie, Mon Ron ? - wyszczerzyła się do chłopaka jednocześnie napierając na niego całym ciałem. Przed oglądaniem tej sceny, Hermionę, Harry'ego, Ginny i większość Gryfonów siedzących przy stole uratowała profesor McGonagall, która podeszła do nich, aby rozdać wszystkim plany. Dla Hermiony miała coś  jeszcze.
    - O 9 Hagrid będzie czekał na panią przy głównym wejściu, panno Granger. Tu ma pani - podała jej kopertę - spis wszystkich potrzebnych pani rzeczy oraz kluczy do skrytki w Banku Gringotta. Macie wrócić najpóźniej o 16.
    - Dobrze, pani profesor - upewniona tą odpowiedzią, kobieta oddaliła się.
    Hermiona otworzyła kopertę. Kluczyk, który od razu wypadł na stół, schowała do kieszeni i uważnie przeczytała kartkę. Podręczniki, kociołki, pióra (przecież był XXI wiek?!), atrament i inne rzeczy potrzebne jej do nauki... Trochę tego było. Nic dziwnego, że wysyłają z nią Hagrida - ktoś będzie musiał jej pomóc przytaszczyć to wszystko do zamku. Ron wydał z siebie przeciągły jęk, co ją zaalarmowało.
    - Co jest ? - spytał go Harry znad nagryzionego tosta.
    - Prawie wszystkie lekcje w tym roku mamy ze Ślizgonami - oprócz...
    - Historii Magi - pomogł mu Seamus, który z wyrazem cierpienia na twarzy studiował plan. Nie tylko Gryfonom nie odpowiadał taki rozkład zajęć. Przy stole Slytherinu słychać było gniewne pomruki.
    - Po każdej lekcji będę musiał iść do łazienki i się myć, żeby mój mózg nie skaził się ich głupotą - rozległ się głos Malfoy'a z drugiego końca sali, który jakimś cudem przebił się przez gwar innych uczniów.
    - U ciebie nie ma co się skazić - odkrzyknęła Hermiona.
    - No patrzcie, powrót kolejnej szlamy ! Witamy z powrotem - rozległa się odpowiedź. - A już myślałem, że zostałaś tam, gdzie twoje miejsce, szlamo!
    - Nie odpowiadaj - zwróciła się do Deana Thomasa, który tak jak on pochodził z mugolskiej rodziny i czuł się tym urażony, ale przede wszytskim chciał stanąć w obronie koleżanki. - Nie warto. Ok, to ja już się zbieram...
    - Masz jeszcze 10 minut - wytknęła jej Ginny.
    - Tak, ale muszę jeszcze zabrać torbę i ... - nie dokończyła, bo przyjaciółka pomachała jej przed nosem właśnie tą torbą, po którą chciała iść - Ale jak ... ?
    - Chciałam wpaść po ciebie rano, ale dziewczyny powiedziały, że już wyszłaś. Wiedziałam, że ci się przyda więc proszę, oto ona. A, właśnie, rzuciłam na nie zaklęcie, więc teraz zmieścisz w niej wszystko - wyszczerzyła zęby.
    - Dzięki. Widzę, że miałam godnego zastępce - szturchnęła Ginny w ramię, po czym roześmiały się serdecznie. Gdy zaczęła się żegnać kilka minut później, nikt jej nie zatrzymywał.
    Na widok Hagrida ucieszyła się jak małe dziecko. Miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania minął jeden dzień, choć po samym Hagrdzie było widać upływ czasu: gdzieniegdzie jego brodę i włosy przyprószyła siwizna i jakby trochę się garbił. Gdy tylko spostrzegł biegnącą ku niemu dziewczynę uśmiechnął się.
    - Hagrid - Hermiona przytuliła się do olbrzyma.
    - Witaj, Hermiono. Kopę lat. Ale cieszę się, że w końcu jesteś. Gotowa ? - dopiero teraz dostrzegła, że olbrzym trzyma w ręce dwa kaski.
    - Słuchaj, Hagrid, jak my właściwie dostaniemy się na Pokątną ?
    - Jak to jak ? Polecimy !
    Motocykl Hagrida świetnie spisał się w drodze. Podróż na Pokątną zajęła im godzinę, co była naprawdę niezłym wynikiem. Gdy wyszli z Banku Gringotta (McGonagall miała rację. W swojej skrytce Hermiona miała naprawdę dużą sumkę) każde z nich poszło w swoją stronę. Hagrid szukał jakieś mocnego środka na mszyce, ślimaki i inne paskudztwa, które uwielbiały chować się w jego ogrodzie, natomiast Hermiona uzbrojona w listę ruszyła na poszukiwania. Najpierw wstąpiła do Esów i Floresów, gdzie zakupiła wszytskie potrzebne jej podręczniki, ale także Historię Hogwartu, Quiddich przez wieki i wiele innych ciekawych książek, które mogłyby jej się przydać. Następnie skierowała się po atrament, pióra, kociołki i inne magiczne przedmioty. Kiedy miała już wszystkie potrzebne szaty, ruszyła w kierunku sklepu Olivandera. Ten z zewnątrz nie zmienił się nic a nic. W środku również panowała ta sama, przepełniona magią atmosfera. Olivander uśmiechnął się na jej widok. No cóż, on także wiedział. Przed latami wybór różdżki Hermiony trwał tylko chwilę, teraz zajęło to trochę więcej czasu. Może to ona była tak pokręcona, albo to Olivander się tak bardzo zestarzał. Gdy opuszczała sklep po półgodziny już sama nie była pewna. Zatopiona w myślach nie zauważyła chłopaka, który właśnie otwierał drzwi i po chwili wpadła na niego z taką siłą, że oboje wylądowali na podłodze. Brunet o duży, błętinych oczach, zgrabnym nosie i ciepłym uśmiechu, śmiejąc się, wstał i podał rękę Hermionie, która spłonęła rumieńcem.
    - Przepraszam - powiedziała, wstając. - Zazwyczaj jestem bardziej przyziemna. Naprawdę, nie wiem co mi się stało. Normalnie nie wpadam na ...
    - Nic się nie stało - odpowiedział chłopak, nadal się śmiejąc. - Nowa różdżka. Złamałaś poprzednią ? - pytał, gdy opanował się na tyle, by móc normalnie mówić.
    - Nie, ale to długa historia...
    - Czekaj, to ty jesteś Hermiona ? Ta, co wczoraj przyjechała ?
    - Tak - oczywiście musiał wiedzieć. Tak jak cała szkoła. Chwila... - A ty jesteś ....
    - Siemasz, Charles - powiedział Hagrid, który pojawił się koło nich.
    - Witaj, Hagridzie - przywitał się z olbrzymem.
    - Jesteś z Hogwartu ? - Hermiona była zbita z tropu. Przecież, chyba nie robiła zakupów do szkoły.
    - Tak. Jestem Charles Olivander. Gryfon, kapitan drużyny Quiddicha, obrońca z siódemgo roku - przedstawił się, po czym delikatnie dygnął, na co dziewczyna roześmiała się.
    - To co tu robisz?
    - Na początku roku zawsze pomagam dziadkowi w sklepie. Właśnie szedłem się pożegnać, bo dzisiaj już wracam do szkoły.
    - Zabierzemy chłopaka z nami, skoro już tu jesteśmy. Chyba nie masz nic przeciwko, co Hermiono ? - spytał Hagrid.
    - Nie, nie, oczywiście.
    - No to co, masz już wszytsko ?
    - Ta... nie. Zupełnie zapomniałam. Muszę lecieć do Candy'ego ! Obiecałam chłopakom Fasolki Wszystkich Smaków! Spotkamy się przy Gringotcie, dobrze ? - zawołała odbiegając do nich. Biegła aż do samego sklepu, by chłodny wiatr ostudził jej poliki, które płonęły żywym ogniem. Że też musiała się tak przed nim wygłupić. On jest taki przystojny... Nie, potrząsnęła głową, by pozbyć się natrętnych myśli. Już raz przejechała się na takim typie: przystojny, miły, szarmancki, i nie chciała jeszcze raz popełnić tego samego błędu. Musi się go wystrzegać.
    Widziała ich już z daleka. Hagrid pomachał do niej, na co mu odpowiedziała, ale jednocześnie przyspieszyła. Nie chciała, żeby na nią czekali. Jak to w ogóle możliwe, że była ostatnia. Przecież zakupy u Candy'ego zajęły jej najwyżej kilka minut... Zaczęła robić się coraz bardziej roztrzepana... Od jutra, nie, od teraz, musi się wziąć za siebie...
    - Przepraszam, trochę się zasiedziałam - powiedziała, dochodząc do nich.
    - Nie ma problemu - powiedział Hagrid, co Charles potwierdził uśmiechem. Tylko się na niego tak nie gap ....- Masz wszystko ?
    - Tak.
    - Na pewno ? - Dziewczyna udawała, że nie widzi Charlesa, który niemal dusił się, żeby nie zacząć się śmiać.
    - Tak ... Hagridzie, o co chodzi ?
    - Mam coś dla ciebie - powiedział odwracając się do tyłu. Po chwili trzymał w ręce klatkę z małą, brązową sową.
    - Sowa. Wiedziałam. Czułam ! - usłyszawszy to Charles nie wytrzymał i wybuchł tak niepohamowanym śmiechem, że aż się trząsł. Hermiona dołączyła do niego, ale obydwoje zagłuszył bas Hagrida.
    - Dziękuję ci bardzo - powiedziała dziewczyna,. gdy doszła do siebie. - Nie musiałeś.
    - Ech, to taki prezent. Na powitanie ! - Olbrzym przekazał jej klatkę.
    - Cześć, maleńka - Hermiona przemówiła do sówki. - Śliczna jesteś.
    - Jak chcesz ją nazwać ? - zapytał Charles.
    - No nie wiem ... może .... Maleńka ? Tak, nazwę ją Maleńka.  Ale jak ją weźmiemy ? Nie zmieści się z nami w motocyklu ...
    - Może polecieć - odparł Hagrid. - Jest mała, ale da radę. To co ? Gotowi do drogi ?
    To była najgorsza godzina w jej życiu. A przynajmniej jedna z gorszych. Doczepiane siedzenie było tak małe, że ona i Charles wręcz leżeli na sobie całą drogę. Rozmowa im się kleiła, ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, jak bardzo jej się spodobał...Nie, nie mogła sobie na to pozwolić. Gdy tylko wylądowali Hermiona szybko wyskoczyła z pojazdu. Podziękowała Hagridowi, pożegnała się z Chrlesem, który został jeszcze na chwilę, aby pogawędzić z gajowym, i ruszyła do dormitorium. Skończyła układać rzeczy, gdy rozległ się dzwonek. Według plany następną lekcją były zaklęcia. Co było nawet pocieszające .. oprócz tego, że mieli ją ze Ślizgonami. Hermiona wzięła potrzebne książki i ruszyła pod salę. W salonie wspólnym minęła się z Charles, ale ten był zajęty rozmową z Angeliną - jedną z najlepszych Ścigających ostatnich lat w Hogwarcie. No tak, w końcu był kapitanem drużyny.
    Reszta lekcji minęła Hermionie bardzo szybko, ale upewniła się, zdobywając 50 punktów, że odzyskała dawną formę. Po uczcie w Wielkiej Sali, wraz z przyjaciółmi udała się jako jedna z pierwszych do salonu Gryfonów. Gdy już wszyscy (Harry, Ron, Ginny, Neville, Seamus, Dean, Fred, George i ona) znaleźli sobie miejsca, Hermiona poszła po swoją torbę.
    - Uwaga, lecą - krzyknęła ze schodów i po chwili na kolanach Harry'ego, Rona, Seamusa, Neville'a i Deana pojawiły się Fasolki Wszytskich Smaków.
    - Dobra jesteś - powiedział Seamus dobierając się do swojej paczki.
    - Może powinnaś spróbować grać w Quiddicha ? - zapytali razem bliźniacy.
    - Ona ? Przecież ona ma problemy, żeby utrzymać się na miotle - powiedział Ron, za co zarobił poduszką od Ginny.
    - Dzięki, Hermiono - powiedział Dean, który zawsze wiedział jak zachować się w danej sytuacji. Do podziękowań dołączył się także Neville, a potem cała reszta.
    - A dla nas ? - Fred i George zrobili obrażone miny.
    - Dla was też coś mam - zaczęła wkładając rękę do torby. - Co prawda, jestem temu przeciwna, ale jeśli przyrzekniecie, że nie użyjecie tego na nikim innym, tylko na sobie, to mogę wam dać... Chociaż może....
    - Przyrzekamy - wykrzyknęli, a oczy płonęły im entuzjazmem.
    - Okej - rzuciła w ich kierunku dwa, kartonowe pudełka bez żadnych podpisów.
    - Co to ? - Fred rozerwał folię i otworzył swoje pudełko, po czym wpakował sobie do ust małego, żółtego cukierka.
    - To zupełna nowość u Candy'ego. Dmuchawki - powiedziała, gdy uszy Freda zaczęły nabierać niebieskiego koloru i niebezpiecznie zwiększać swoją objętość. - Wprowadzili do dzisiaj. W zależności o tego, jaką zjesz puchnie ci jakaś część ciała i zmienia barwę.  To coś w waszym stylu. Tylko błagam. żadnym maluchom. - Fred zaalarmowany wybuchami śmiechów pobiegł do dormitorium przejrzeć się w lustrze, George włożył do ust jednego cukierka, tym razem czerwonego i pobiegł za nim. Towarzyszyły im salwy śmiechu. Lee Jordan o mało nie spadł ze schodów, próbując z nich zejść, bowiem śmiał się tak bardzo, że zgiął się w pół.
    - Wybacz, Ginny. Powinnam była zacząć od ciebie - wyciągnęła małą paczuszkę, którą Ginny wzięła od niego. Pociągnęła za jeden ze sznureczków i papier od razu zniknął. Na jej dłoni spoczywała para kolczyków w kształcie pawich piór w zielono - niebieska oczka.
    - Są piękne, dziękuję - oczy Ginny zaświeciły się jak u dziecka widzącego choinkę. Ron napomniał ją, że nie będzie nosić takich kolczyków w szkole.
    - Dlaczego, Ronaldzie ? Mają przepisową długość - Hermiona stanęła w obronie własnego prezentu.
    - Ale ... - Ron próbował znaleźć w głowie jakąś wymówkę - ... są w barwach Slytherinu. Nie będą ci pasować do mundurka. - Ginny zmroziła brata wzrokiem, natomiast Hermiona wyciągnęła różdżkę i delikatnie dotknęła nią piórek. Natychmiast zmieniły barwę na kolory Gryfonów.
    - No tak. Ja mam problem ze zwykłym zaklęciem obronnym, a ta już ogarnęła niewerbalne ... - zaczął jęczeć Neville.
    - Nie ogarnęłam niewerbalnych ... do końca - dodała ciszej - tylko te kolczyki mogą zmieniać kolor na jakikolwiek zechcesz. Patrz - piórka na dłoni Ginny zmieniły barwy na biało-różowe, na co chłopcy jęknęli chórem. Jeszcze jeden ruch różdżki i powróciły kolory Gryffindoru. - Widzisz ?
    Wszyscy dobyli swoich różdżek i kolczyki Ginny zaczęły przechodzić różne metamorfozy. Byli właśnie przy połączeniu żółtego z fioletowym, gdy Fred i George znów zajęli swoje miejsca. Po uszach Freda już nic nie było widać, tylko nos George'a zdradzał, że jeszcze kilka sekund wcześniej był zielony. Wykorzystując chwilę nieuwagi ze strony reszty męskiej rzeszy, Ginny chwyciła swój prezent i poleciała na górę. Hermiona obejrzała się za nią. Wspaniale znów było spotkać przyjaciółkę po tylu latach. Mimo, że zamieniły ze sobą przez cały dzień tylko kilka słów, czuły, że łączy je to "coś".
    - No więc ? - Harry przeniósł na nią wzrok. - Opowiesz nam coś o sobie ?
    - Nie wiem od czego zacząć - Hermiona zmieszała się lekko. Nie bardzo chciała im opowiadać swoją historię. Nie dlatego, że miała coś do ukrycia. Po prostu ... jej dotychczasowe życia było tak normalne i statystyczne, że aż nudne.
    - Od początku - wtrącił Seamus. Dziewczyna kątem oka zauważyła, że kilkoro Gryfonów spoza ich kręgu również nadstawiło uszy. Wśród nich był też Charles. Gdy złapał jej wzrok, uśmiechnął się ciepło, na co ona odpowiedziała tym samym. Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać. O swoim dzieciństwie, ulubionych bajkach (większość z nich nie wiedziała o czym mówi), podstawówce, znajomych z podwórka, o chęci śpiewania pod sklepem by zarobić na lalkę, kilka historii, które znała od rodziców, o nich samych i przez cały czas modliła się w duchu, by nie zadano jej jednego, jedynego pytania. Gdy skończyła opowiadac nastała cisza. Ale taka cisza przed burzą. Potem posypały się grady pytań, a ona na każde dzielnie opowiadała. W końcu padło to, które nie powinno.
    - Chodziłaś już z kimś ? - podało z ust Ginny, która wróciła z dormitorium w połowie opowieści.
    - Tak - Hermiona przełknęła ślinę. Czuła jakby w jej gardle znajdowało się milion małych igiełek, które kuły ją z każdym słowem. Wspomnienia nadal bolały. I to bolały jak cholera. - Ale to był jeden , mały nic nie znaczący epizod. - Po tym wyznaniu znów nastała cisza. Wszyscy byli w szoku. Hermiona miała chłopaka ?! Nie Hermiona, pomyślała smutno dziewczyna, Tess miała chłopaka.
    - Ale wstąpisz do drużyny Quiddicha ? - George szybko zmienił temat. Hermiona odruchowo zerknęła na miejsce, w którym stał Charles, ale nie było go tam.
    - Nie wiem. Raczej nie. To by kolidowało z innymi zajęciami dodatkowymi, a na większości bardzo mi zależy ....
    - Nie daj się prosić - dołączył się Fred. - Charles na pewno ...
    - Chętnie by cię widział w drużynie - rozległo się zza jej pleców. Większość osób podskoczyła, ale Hermiona zachowała stoicki spokój. Odwróciła się do tyłu i spojrzała na kapitana drużyny Gryffonów. - ale mamy pełen skład i nie będę robił w tym roku naboru. Wybacz.
    - Ale Charles, ona jest świetna - George naciskał.
    - Powiedziałem, mam pełen skład - w oczach chłopaka pojawił się chłód. Odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę dormitorium.
    - Nie martw się - zagaił Fred - ten typ tak ma. 
    Hermiona spojrzała na oddalającego się chłopaka. Nawet nie dał jej szansy... Ale nie dziwiła mu się. Kto by chciał mieć w drużynie kujona? Dean zadał jej kolejne pytanie i rozmowa potoczyła się dalej. Po jedenastej, towarzystwo zaczęło się wykruszać. Ginny poległa pierwsza, za nią poszedł Harry. Jeszcze przez chwilę szmer i szeptów dochodził do nich ze schodów, ale potem nastała długa chwila ciszy. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Chłopcy rzucali sobie znaczące spojrzenia, ale nikt nic nie komentował. Tylko Ron zrobił naburmuszoną minę. Następny poddał się Neville - przed spaniem ruszył na poszukiwania Teodory. Gdy wstali Seamus i Dean, dziewczyna zatrzymała tego drugiego: - Słuchaj, mogę od ciebie pożyczyć notatki z lekcji, na których mnie nie było ?
    - Jasne, zaraz ci podrzucę. Jak skończysz, zostaw zeszyty (Dean był jednym z buntowników, i co prawda prace oddawał na pergaminie, jednak na co dzień notował w zwykłym, mugolskim zeszycie) pod drzwiami.
    - Dzięki wielkie - powiedziała Hermiona odbierając od niego stos.
    - Zostanę z tobą dopóki nie skończysz - zaproponował Ron.
    - Nie, nie trzeba. Poza tym, ktoś inny domaga się twojej obecności - dziewczyna skinęła głową w stronę Lavender, która, odkąd zostali sami, mierzyła ich spojrzeniem, któremu mógł tylko dorównać wzrok bazyliszka.  Ron ruszył w jej kierunku z uśmiechem na ustach, na to ta zaczęła piszczeć, rzuciła się na niego i obdarzyła namiętnym pocałunkiem. Hermiona z grzeczności odwróciła wzrok.
    Gdy skończyła przepisywać dochodziła pierwsza. Jutro znów będzie nieprzytomna. Zebrała swoje rzeczy, zostawiła zeszyty Deana tam, gdzie prosił i wróciła do swojego dormitorium. Wszystkie dziewczyny już spały. W tym roku trafiło jej się łóżko koło Lavender, więc jej uwadze nie mogła ujść kolekcja zdjęć dziewczyny i Rona. Hermiona zasunęła swoje zasłony i przebrała się w piżamę. Pół godzinny później nadal nie spała. Analizowała w myślach wszystko, co jej się tego dnia przydarzyło. Charles ... to ona zajmował większość jej myśli. Z jednej strony, gdy lecieli był miły i towarzyski, z drugiej, gdy wspomnieli o quiddichu, nagle przyjął bojową postawę. Nic z tego nie rozumiała.  Nie podejrzewała go o dwulicowość... Ale jednak coś go wyprowadziło z równowagi...
    O piątej, po przeczytaniu większości podręczników, ubrała się w mundurek i zeszła do salonu. Próbowała wszystkiego, by zasnąć, ale w końcu się poddała. Rozpaliła kominek i usiadła, wpatrując się w tańczące płomienie. To ją uspokajało. Przez chwilę mogła zapomnieć o dręczących ją problemach.
    - Też tu siedziałem pierwszej nocy - powiedział głos ze schodów.
    - Wybacz, Harry. Nie chciałam cię obudzić.
    - Nie spałem. Wiedziałem, że ty też nie będziesz.
    - Mam taki mętlik w głowie - dziewczynie załamał się głos. - Jakby były we mnie dwie osoby i każda chciała się wydostać. A ja nie wiem, którą wypuścić...
    - To wypuść obie - Harry usiadł koło niej, o ona oparła głowę o jego ramię. - Kiedy się wymieszają, wyjdziesz prawdziwa ty. Bo jesteś i jedną i drugą. Musisz tylko znaleźć harmonię... Mówiłaś, że lubisz Mulan, tak ?
    - Tak...
    - Tam była taka jedna piosenka, coś o szukaniu siebie ... Smutno mi...* - zaczął Harry.
    -... narzeczoną dziś nie potrafię być córką nie potrafię...Cierpię gdy, cudzą rolę muszę grać. - Hermiona dokończyła śpiewając.
    - Nie wiedziałem że masz taki głos!
    - Tess miała swój epizod z chórem.
    - Ale to Hermiona potrafi śpiewać. Teraz rozumiesz ? Nie utracisz Tess, ona się zmiesza z Hermioną.
    - Tylko kiedy to się stanie ?
    - Wkrótce, wierz mi. Już niedługo. Okej, to ja wracam do dormitorium... Zostało jeszcze kilka godzin snu. Tobie też proponuje to wykorzystać - po chwili rozległy się jego kroki. Dziewczyna, uspokojona, przysunęła dwa fotele i zrobiła sobie z nich gniazdko przed kominem. Ułożyła się w swoim kokonie z koca i zamknęła oczy. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechała poczuła wewnętrzny spokój. Kilka sekund później była w objęciach Orfeusza.


* fragment piosenki z filmu "Mulan " produkcji Disney'a mówiący o strachu związanym z byciem sobą.
http://www.tekstowo.pl/piosenka,mulan,lustro.html