12 września 2012

5. Olivander .... Charles

 Długo pisałam ten rozdział, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba. Ze specjalną dedykacją dla Wery. Dzięki, że mnie wspierasz, kochana :)

Piosenka, która mi pomogła....


    Hermiona spokojnie przespała całą noc, zbyt zmęczona na jakiekolwiek sny. Rano obudziła się jako pierwsza. Nie miała jeszcze całego kompletu mundurka, tylko samą szatę, więc wyciągnęła z wielkiej walizki (z której połowa rzeczy już się jej nie przyda) jeansy, jasną bluzkę na krótki rękaw, brązową kurtkę i jej ukochane, granatowe trampki oraz kosmetyczkę i ruszyła w stronę drzwi dormitorium. Łazienki niewiele się zmieniły - wymieniono płytki z zielonych na złote i zawisły nowe zasłony. No, i oczywiście została zmodernizowana tak, że wyglądała jak z XXI wieku.  Kąpiel bardzo rozluźniła dziewczynę. Na chwilę zapomniała o całym poprzednim dniu. Dopiero gdy przyjrzała się sobie w lustrze zaczęła wracać do rzeczywistości. Podświadomie zaczęła się porównywać z Emmą Watson, którą zawsze uważała za naprawdę ładną. Nie miała jej kręconych włosów, pięknej cery i figury. Harry, Ron, Ginny ... oni wszyscy byli bardzo podobni do aktorów, którzy grali ich w filmach. Ona nie... Wyśmiała się w myślach. Nigdy nie byłaś piękna i nigdy nie będziesz, pogódź się z tym, pomyślała. Po chwili skarciła samą siebie. Nie, nie była brzydka. Była ... normalna. Tylko to słowo nie bardzo do niej pasowało. Jej rozmyślania przerwało przeraźliwe skrzypienie drzwi, w których po chwili pojawiła się lekko przerażona Gryfonka z pierwszego roku. Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło, próbując dodać dziewczynce otuchy. Sama też bała się w trakcie swoich pierwszych dni w zamku, ale jej strach miał inne podłoże - nie chciała źle odpowiedzieć na żadne zadane przez nauczyciela pytanie. I tyle.
    Gdy zegar w pokoju wspólnym ogłosił, że minęła cisza nocna, a do śniadania została jej jeszcze godzina, Hermiona nie zastnawiając się długo chwyciła swoją pelerynę i ruszyła na spacer po szkole. Jeszcze nigdy nie czuła takiej radości spacerując po murach zamku. Wielkie, puste i stare korytarze były dla niej po prostu piękne. Nawet schody nie denerwowały jej tak bardzo. Gdy wylądowała na trzecim piętrze podeszła do tych pamiętnych drzwi za którymi kryła się pierwsza, wielka przygoda jej życia. Z ciekawość nacisnęła klamkę, ale niestety, tak jak przed laty, nie mogła ich otworzyć. Odruchowo wyciągnęła rękę, by wyjąć różdżkę, ale zatrzymała ją w pół drogi. No tak, przecież nie miała żadnej. Postanowiła, że na samym początku odwiedzi sklep Olivandera .... jeśli jeszcze istnieje. Zwiedziła prawie cały zamek - ominęła tylko lochy - a przez cały czas towarzyszyło jej niezwykłe uczucie, jakby wróciła do domu po długich wakacjach, bo Hogwart był dla niej jak dom. Tutaj mogła być sobą. To tutaj znalazła swoje miejsce na ziemi i wspaniałych przyjaciół oraz swoją ... miłość. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie Rona z zeszłej nocy. W jego oczach widziała, że jest dla niego ważna, ale jak przyjaciółka dla przyjaciela. Ona też tak go traktowała. I tak miało zostać ... przynajmniej na razie. Sprawdziła godzinę na telefonie (No co, jeszcze nikt jej nie przedstawił nowego regulaminu) i ruszyła biegiem w stronę Wielkiej Sali - miała minutę, by zdążyć na śniadanie.
    Harry i Ron już trzymali dla niej miejsce, gdy wpadła zdyszana do pokoju. Na stołach piętrzyły się stosy kanapek, dzbanki z mlekiem biły się o miejsce z miskami pełnymi płatków oraz miskami i talerzami pełnymi innych porannych smakołyków. Hermiona przywitała się jeszcze z kilkoma osobami, zanim zaczęła jeść.
    - Tylko tym razem przyjedź z sową - poprosił po raz setny Ron. - Jak wrócisz z kotem to zrzucę go z Wieży Astronomicznej ...
    - Masz w tym roku szczura ?
    - Nie ... - Mysz ? - Nie ....
    - To co ci będzie przeszkadzać jeden, mały puszysty kot ... - zaczęła Hermiona, ale poddała się na widok jego miny. - No dobrze, kupię sobie sowę jeśli ci tak bardzo zależy - dziewczyna ucięła szybko, bo koło Ron pojawiła się Lavender Brown.
    - Co u ciebie, Mon Ron ? - wyszczerzyła się do chłopaka jednocześnie napierając na niego całym ciałem. Przed oglądaniem tej sceny, Hermionę, Harry'ego, Ginny i większość Gryfonów siedzących przy stole uratowała profesor McGonagall, która podeszła do nich, aby rozdać wszystkim plany. Dla Hermiony miała coś  jeszcze.
    - O 9 Hagrid będzie czekał na panią przy głównym wejściu, panno Granger. Tu ma pani - podała jej kopertę - spis wszystkich potrzebnych pani rzeczy oraz kluczy do skrytki w Banku Gringotta. Macie wrócić najpóźniej o 16.
    - Dobrze, pani profesor - upewniona tą odpowiedzią, kobieta oddaliła się.
    Hermiona otworzyła kopertę. Kluczyk, który od razu wypadł na stół, schowała do kieszeni i uważnie przeczytała kartkę. Podręczniki, kociołki, pióra (przecież był XXI wiek?!), atrament i inne rzeczy potrzebne jej do nauki... Trochę tego było. Nic dziwnego, że wysyłają z nią Hagrida - ktoś będzie musiał jej pomóc przytaszczyć to wszystko do zamku. Ron wydał z siebie przeciągły jęk, co ją zaalarmowało.
    - Co jest ? - spytał go Harry znad nagryzionego tosta.
    - Prawie wszystkie lekcje w tym roku mamy ze Ślizgonami - oprócz...
    - Historii Magi - pomogł mu Seamus, który z wyrazem cierpienia na twarzy studiował plan. Nie tylko Gryfonom nie odpowiadał taki rozkład zajęć. Przy stole Slytherinu słychać było gniewne pomruki.
    - Po każdej lekcji będę musiał iść do łazienki i się myć, żeby mój mózg nie skaził się ich głupotą - rozległ się głos Malfoy'a z drugiego końca sali, który jakimś cudem przebił się przez gwar innych uczniów.
    - U ciebie nie ma co się skazić - odkrzyknęła Hermiona.
    - No patrzcie, powrót kolejnej szlamy ! Witamy z powrotem - rozległa się odpowiedź. - A już myślałem, że zostałaś tam, gdzie twoje miejsce, szlamo!
    - Nie odpowiadaj - zwróciła się do Deana Thomasa, który tak jak on pochodził z mugolskiej rodziny i czuł się tym urażony, ale przede wszytskim chciał stanąć w obronie koleżanki. - Nie warto. Ok, to ja już się zbieram...
    - Masz jeszcze 10 minut - wytknęła jej Ginny.
    - Tak, ale muszę jeszcze zabrać torbę i ... - nie dokończyła, bo przyjaciółka pomachała jej przed nosem właśnie tą torbą, po którą chciała iść - Ale jak ... ?
    - Chciałam wpaść po ciebie rano, ale dziewczyny powiedziały, że już wyszłaś. Wiedziałam, że ci się przyda więc proszę, oto ona. A, właśnie, rzuciłam na nie zaklęcie, więc teraz zmieścisz w niej wszystko - wyszczerzyła zęby.
    - Dzięki. Widzę, że miałam godnego zastępce - szturchnęła Ginny w ramię, po czym roześmiały się serdecznie. Gdy zaczęła się żegnać kilka minut później, nikt jej nie zatrzymywał.
    Na widok Hagrida ucieszyła się jak małe dziecko. Miała wrażenie, że od ich ostatniego spotkania minął jeden dzień, choć po samym Hagrdzie było widać upływ czasu: gdzieniegdzie jego brodę i włosy przyprószyła siwizna i jakby trochę się garbił. Gdy tylko spostrzegł biegnącą ku niemu dziewczynę uśmiechnął się.
    - Hagrid - Hermiona przytuliła się do olbrzyma.
    - Witaj, Hermiono. Kopę lat. Ale cieszę się, że w końcu jesteś. Gotowa ? - dopiero teraz dostrzegła, że olbrzym trzyma w ręce dwa kaski.
    - Słuchaj, Hagrid, jak my właściwie dostaniemy się na Pokątną ?
    - Jak to jak ? Polecimy !
    Motocykl Hagrida świetnie spisał się w drodze. Podróż na Pokątną zajęła im godzinę, co była naprawdę niezłym wynikiem. Gdy wyszli z Banku Gringotta (McGonagall miała rację. W swojej skrytce Hermiona miała naprawdę dużą sumkę) każde z nich poszło w swoją stronę. Hagrid szukał jakieś mocnego środka na mszyce, ślimaki i inne paskudztwa, które uwielbiały chować się w jego ogrodzie, natomiast Hermiona uzbrojona w listę ruszyła na poszukiwania. Najpierw wstąpiła do Esów i Floresów, gdzie zakupiła wszytskie potrzebne jej podręczniki, ale także Historię Hogwartu, Quiddich przez wieki i wiele innych ciekawych książek, które mogłyby jej się przydać. Następnie skierowała się po atrament, pióra, kociołki i inne magiczne przedmioty. Kiedy miała już wszystkie potrzebne szaty, ruszyła w kierunku sklepu Olivandera. Ten z zewnątrz nie zmienił się nic a nic. W środku również panowała ta sama, przepełniona magią atmosfera. Olivander uśmiechnął się na jej widok. No cóż, on także wiedział. Przed latami wybór różdżki Hermiony trwał tylko chwilę, teraz zajęło to trochę więcej czasu. Może to ona była tak pokręcona, albo to Olivander się tak bardzo zestarzał. Gdy opuszczała sklep po półgodziny już sama nie była pewna. Zatopiona w myślach nie zauważyła chłopaka, który właśnie otwierał drzwi i po chwili wpadła na niego z taką siłą, że oboje wylądowali na podłodze. Brunet o duży, błętinych oczach, zgrabnym nosie i ciepłym uśmiechu, śmiejąc się, wstał i podał rękę Hermionie, która spłonęła rumieńcem.
    - Przepraszam - powiedziała, wstając. - Zazwyczaj jestem bardziej przyziemna. Naprawdę, nie wiem co mi się stało. Normalnie nie wpadam na ...
    - Nic się nie stało - odpowiedział chłopak, nadal się śmiejąc. - Nowa różdżka. Złamałaś poprzednią ? - pytał, gdy opanował się na tyle, by móc normalnie mówić.
    - Nie, ale to długa historia...
    - Czekaj, to ty jesteś Hermiona ? Ta, co wczoraj przyjechała ?
    - Tak - oczywiście musiał wiedzieć. Tak jak cała szkoła. Chwila... - A ty jesteś ....
    - Siemasz, Charles - powiedział Hagrid, który pojawił się koło nich.
    - Witaj, Hagridzie - przywitał się z olbrzymem.
    - Jesteś z Hogwartu ? - Hermiona była zbita z tropu. Przecież, chyba nie robiła zakupów do szkoły.
    - Tak. Jestem Charles Olivander. Gryfon, kapitan drużyny Quiddicha, obrońca z siódemgo roku - przedstawił się, po czym delikatnie dygnął, na co dziewczyna roześmiała się.
    - To co tu robisz?
    - Na początku roku zawsze pomagam dziadkowi w sklepie. Właśnie szedłem się pożegnać, bo dzisiaj już wracam do szkoły.
    - Zabierzemy chłopaka z nami, skoro już tu jesteśmy. Chyba nie masz nic przeciwko, co Hermiono ? - spytał Hagrid.
    - Nie, nie, oczywiście.
    - No to co, masz już wszytsko ?
    - Ta... nie. Zupełnie zapomniałam. Muszę lecieć do Candy'ego ! Obiecałam chłopakom Fasolki Wszystkich Smaków! Spotkamy się przy Gringotcie, dobrze ? - zawołała odbiegając do nich. Biegła aż do samego sklepu, by chłodny wiatr ostudził jej poliki, które płonęły żywym ogniem. Że też musiała się tak przed nim wygłupić. On jest taki przystojny... Nie, potrząsnęła głową, by pozbyć się natrętnych myśli. Już raz przejechała się na takim typie: przystojny, miły, szarmancki, i nie chciała jeszcze raz popełnić tego samego błędu. Musi się go wystrzegać.
    Widziała ich już z daleka. Hagrid pomachał do niej, na co mu odpowiedziała, ale jednocześnie przyspieszyła. Nie chciała, żeby na nią czekali. Jak to w ogóle możliwe, że była ostatnia. Przecież zakupy u Candy'ego zajęły jej najwyżej kilka minut... Zaczęła robić się coraz bardziej roztrzepana... Od jutra, nie, od teraz, musi się wziąć za siebie...
    - Przepraszam, trochę się zasiedziałam - powiedziała, dochodząc do nich.
    - Nie ma problemu - powiedział Hagrid, co Charles potwierdził uśmiechem. Tylko się na niego tak nie gap ....- Masz wszystko ?
    - Tak.
    - Na pewno ? - Dziewczyna udawała, że nie widzi Charlesa, który niemal dusił się, żeby nie zacząć się śmiać.
    - Tak ... Hagridzie, o co chodzi ?
    - Mam coś dla ciebie - powiedział odwracając się do tyłu. Po chwili trzymał w ręce klatkę z małą, brązową sową.
    - Sowa. Wiedziałam. Czułam ! - usłyszawszy to Charles nie wytrzymał i wybuchł tak niepohamowanym śmiechem, że aż się trząsł. Hermiona dołączyła do niego, ale obydwoje zagłuszył bas Hagrida.
    - Dziękuję ci bardzo - powiedziała dziewczyna,. gdy doszła do siebie. - Nie musiałeś.
    - Ech, to taki prezent. Na powitanie ! - Olbrzym przekazał jej klatkę.
    - Cześć, maleńka - Hermiona przemówiła do sówki. - Śliczna jesteś.
    - Jak chcesz ją nazwać ? - zapytał Charles.
    - No nie wiem ... może .... Maleńka ? Tak, nazwę ją Maleńka.  Ale jak ją weźmiemy ? Nie zmieści się z nami w motocyklu ...
    - Może polecieć - odparł Hagrid. - Jest mała, ale da radę. To co ? Gotowi do drogi ?
    To była najgorsza godzina w jej życiu. A przynajmniej jedna z gorszych. Doczepiane siedzenie było tak małe, że ona i Charles wręcz leżeli na sobie całą drogę. Rozmowa im się kleiła, ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, jak bardzo jej się spodobał...Nie, nie mogła sobie na to pozwolić. Gdy tylko wylądowali Hermiona szybko wyskoczyła z pojazdu. Podziękowała Hagridowi, pożegnała się z Chrlesem, który został jeszcze na chwilę, aby pogawędzić z gajowym, i ruszyła do dormitorium. Skończyła układać rzeczy, gdy rozległ się dzwonek. Według plany następną lekcją były zaklęcia. Co było nawet pocieszające .. oprócz tego, że mieli ją ze Ślizgonami. Hermiona wzięła potrzebne książki i ruszyła pod salę. W salonie wspólnym minęła się z Charles, ale ten był zajęty rozmową z Angeliną - jedną z najlepszych Ścigających ostatnich lat w Hogwarcie. No tak, w końcu był kapitanem drużyny.
    Reszta lekcji minęła Hermionie bardzo szybko, ale upewniła się, zdobywając 50 punktów, że odzyskała dawną formę. Po uczcie w Wielkiej Sali, wraz z przyjaciółmi udała się jako jedna z pierwszych do salonu Gryfonów. Gdy już wszyscy (Harry, Ron, Ginny, Neville, Seamus, Dean, Fred, George i ona) znaleźli sobie miejsca, Hermiona poszła po swoją torbę.
    - Uwaga, lecą - krzyknęła ze schodów i po chwili na kolanach Harry'ego, Rona, Seamusa, Neville'a i Deana pojawiły się Fasolki Wszytskich Smaków.
    - Dobra jesteś - powiedział Seamus dobierając się do swojej paczki.
    - Może powinnaś spróbować grać w Quiddicha ? - zapytali razem bliźniacy.
    - Ona ? Przecież ona ma problemy, żeby utrzymać się na miotle - powiedział Ron, za co zarobił poduszką od Ginny.
    - Dzięki, Hermiono - powiedział Dean, który zawsze wiedział jak zachować się w danej sytuacji. Do podziękowań dołączył się także Neville, a potem cała reszta.
    - A dla nas ? - Fred i George zrobili obrażone miny.
    - Dla was też coś mam - zaczęła wkładając rękę do torby. - Co prawda, jestem temu przeciwna, ale jeśli przyrzekniecie, że nie użyjecie tego na nikim innym, tylko na sobie, to mogę wam dać... Chociaż może....
    - Przyrzekamy - wykrzyknęli, a oczy płonęły im entuzjazmem.
    - Okej - rzuciła w ich kierunku dwa, kartonowe pudełka bez żadnych podpisów.
    - Co to ? - Fred rozerwał folię i otworzył swoje pudełko, po czym wpakował sobie do ust małego, żółtego cukierka.
    - To zupełna nowość u Candy'ego. Dmuchawki - powiedziała, gdy uszy Freda zaczęły nabierać niebieskiego koloru i niebezpiecznie zwiększać swoją objętość. - Wprowadzili do dzisiaj. W zależności o tego, jaką zjesz puchnie ci jakaś część ciała i zmienia barwę.  To coś w waszym stylu. Tylko błagam. żadnym maluchom. - Fred zaalarmowany wybuchami śmiechów pobiegł do dormitorium przejrzeć się w lustrze, George włożył do ust jednego cukierka, tym razem czerwonego i pobiegł za nim. Towarzyszyły im salwy śmiechu. Lee Jordan o mało nie spadł ze schodów, próbując z nich zejść, bowiem śmiał się tak bardzo, że zgiął się w pół.
    - Wybacz, Ginny. Powinnam była zacząć od ciebie - wyciągnęła małą paczuszkę, którą Ginny wzięła od niego. Pociągnęła za jeden ze sznureczków i papier od razu zniknął. Na jej dłoni spoczywała para kolczyków w kształcie pawich piór w zielono - niebieska oczka.
    - Są piękne, dziękuję - oczy Ginny zaświeciły się jak u dziecka widzącego choinkę. Ron napomniał ją, że nie będzie nosić takich kolczyków w szkole.
    - Dlaczego, Ronaldzie ? Mają przepisową długość - Hermiona stanęła w obronie własnego prezentu.
    - Ale ... - Ron próbował znaleźć w głowie jakąś wymówkę - ... są w barwach Slytherinu. Nie będą ci pasować do mundurka. - Ginny zmroziła brata wzrokiem, natomiast Hermiona wyciągnęła różdżkę i delikatnie dotknęła nią piórek. Natychmiast zmieniły barwę na kolory Gryfonów.
    - No tak. Ja mam problem ze zwykłym zaklęciem obronnym, a ta już ogarnęła niewerbalne ... - zaczął jęczeć Neville.
    - Nie ogarnęłam niewerbalnych ... do końca - dodała ciszej - tylko te kolczyki mogą zmieniać kolor na jakikolwiek zechcesz. Patrz - piórka na dłoni Ginny zmieniły barwy na biało-różowe, na co chłopcy jęknęli chórem. Jeszcze jeden ruch różdżki i powróciły kolory Gryffindoru. - Widzisz ?
    Wszyscy dobyli swoich różdżek i kolczyki Ginny zaczęły przechodzić różne metamorfozy. Byli właśnie przy połączeniu żółtego z fioletowym, gdy Fred i George znów zajęli swoje miejsca. Po uszach Freda już nic nie było widać, tylko nos George'a zdradzał, że jeszcze kilka sekund wcześniej był zielony. Wykorzystując chwilę nieuwagi ze strony reszty męskiej rzeszy, Ginny chwyciła swój prezent i poleciała na górę. Hermiona obejrzała się za nią. Wspaniale znów było spotkać przyjaciółkę po tylu latach. Mimo, że zamieniły ze sobą przez cały dzień tylko kilka słów, czuły, że łączy je to "coś".
    - No więc ? - Harry przeniósł na nią wzrok. - Opowiesz nam coś o sobie ?
    - Nie wiem od czego zacząć - Hermiona zmieszała się lekko. Nie bardzo chciała im opowiadać swoją historię. Nie dlatego, że miała coś do ukrycia. Po prostu ... jej dotychczasowe życia było tak normalne i statystyczne, że aż nudne.
    - Od początku - wtrącił Seamus. Dziewczyna kątem oka zauważyła, że kilkoro Gryfonów spoza ich kręgu również nadstawiło uszy. Wśród nich był też Charles. Gdy złapał jej wzrok, uśmiechnął się ciepło, na co ona odpowiedziała tym samym. Wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać. O swoim dzieciństwie, ulubionych bajkach (większość z nich nie wiedziała o czym mówi), podstawówce, znajomych z podwórka, o chęci śpiewania pod sklepem by zarobić na lalkę, kilka historii, które znała od rodziców, o nich samych i przez cały czas modliła się w duchu, by nie zadano jej jednego, jedynego pytania. Gdy skończyła opowiadac nastała cisza. Ale taka cisza przed burzą. Potem posypały się grady pytań, a ona na każde dzielnie opowiadała. W końcu padło to, które nie powinno.
    - Chodziłaś już z kimś ? - podało z ust Ginny, która wróciła z dormitorium w połowie opowieści.
    - Tak - Hermiona przełknęła ślinę. Czuła jakby w jej gardle znajdowało się milion małych igiełek, które kuły ją z każdym słowem. Wspomnienia nadal bolały. I to bolały jak cholera. - Ale to był jeden , mały nic nie znaczący epizod. - Po tym wyznaniu znów nastała cisza. Wszyscy byli w szoku. Hermiona miała chłopaka ?! Nie Hermiona, pomyślała smutno dziewczyna, Tess miała chłopaka.
    - Ale wstąpisz do drużyny Quiddicha ? - George szybko zmienił temat. Hermiona odruchowo zerknęła na miejsce, w którym stał Charles, ale nie było go tam.
    - Nie wiem. Raczej nie. To by kolidowało z innymi zajęciami dodatkowymi, a na większości bardzo mi zależy ....
    - Nie daj się prosić - dołączył się Fred. - Charles na pewno ...
    - Chętnie by cię widział w drużynie - rozległo się zza jej pleców. Większość osób podskoczyła, ale Hermiona zachowała stoicki spokój. Odwróciła się do tyłu i spojrzała na kapitana drużyny Gryffonów. - ale mamy pełen skład i nie będę robił w tym roku naboru. Wybacz.
    - Ale Charles, ona jest świetna - George naciskał.
    - Powiedziałem, mam pełen skład - w oczach chłopaka pojawił się chłód. Odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę dormitorium.
    - Nie martw się - zagaił Fred - ten typ tak ma. 
    Hermiona spojrzała na oddalającego się chłopaka. Nawet nie dał jej szansy... Ale nie dziwiła mu się. Kto by chciał mieć w drużynie kujona? Dean zadał jej kolejne pytanie i rozmowa potoczyła się dalej. Po jedenastej, towarzystwo zaczęło się wykruszać. Ginny poległa pierwsza, za nią poszedł Harry. Jeszcze przez chwilę szmer i szeptów dochodził do nich ze schodów, ale potem nastała długa chwila ciszy. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Chłopcy rzucali sobie znaczące spojrzenia, ale nikt nic nie komentował. Tylko Ron zrobił naburmuszoną minę. Następny poddał się Neville - przed spaniem ruszył na poszukiwania Teodory. Gdy wstali Seamus i Dean, dziewczyna zatrzymała tego drugiego: - Słuchaj, mogę od ciebie pożyczyć notatki z lekcji, na których mnie nie było ?
    - Jasne, zaraz ci podrzucę. Jak skończysz, zostaw zeszyty (Dean był jednym z buntowników, i co prawda prace oddawał na pergaminie, jednak na co dzień notował w zwykłym, mugolskim zeszycie) pod drzwiami.
    - Dzięki wielkie - powiedziała Hermiona odbierając od niego stos.
    - Zostanę z tobą dopóki nie skończysz - zaproponował Ron.
    - Nie, nie trzeba. Poza tym, ktoś inny domaga się twojej obecności - dziewczyna skinęła głową w stronę Lavender, która, odkąd zostali sami, mierzyła ich spojrzeniem, któremu mógł tylko dorównać wzrok bazyliszka.  Ron ruszył w jej kierunku z uśmiechem na ustach, na to ta zaczęła piszczeć, rzuciła się na niego i obdarzyła namiętnym pocałunkiem. Hermiona z grzeczności odwróciła wzrok.
    Gdy skończyła przepisywać dochodziła pierwsza. Jutro znów będzie nieprzytomna. Zebrała swoje rzeczy, zostawiła zeszyty Deana tam, gdzie prosił i wróciła do swojego dormitorium. Wszystkie dziewczyny już spały. W tym roku trafiło jej się łóżko koło Lavender, więc jej uwadze nie mogła ujść kolekcja zdjęć dziewczyny i Rona. Hermiona zasunęła swoje zasłony i przebrała się w piżamę. Pół godzinny później nadal nie spała. Analizowała w myślach wszystko, co jej się tego dnia przydarzyło. Charles ... to ona zajmował większość jej myśli. Z jednej strony, gdy lecieli był miły i towarzyski, z drugiej, gdy wspomnieli o quiddichu, nagle przyjął bojową postawę. Nic z tego nie rozumiała.  Nie podejrzewała go o dwulicowość... Ale jednak coś go wyprowadziło z równowagi...
    O piątej, po przeczytaniu większości podręczników, ubrała się w mundurek i zeszła do salonu. Próbowała wszystkiego, by zasnąć, ale w końcu się poddała. Rozpaliła kominek i usiadła, wpatrując się w tańczące płomienie. To ją uspokajało. Przez chwilę mogła zapomnieć o dręczących ją problemach.
    - Też tu siedziałem pierwszej nocy - powiedział głos ze schodów.
    - Wybacz, Harry. Nie chciałam cię obudzić.
    - Nie spałem. Wiedziałem, że ty też nie będziesz.
    - Mam taki mętlik w głowie - dziewczynie załamał się głos. - Jakby były we mnie dwie osoby i każda chciała się wydostać. A ja nie wiem, którą wypuścić...
    - To wypuść obie - Harry usiadł koło niej, o ona oparła głowę o jego ramię. - Kiedy się wymieszają, wyjdziesz prawdziwa ty. Bo jesteś i jedną i drugą. Musisz tylko znaleźć harmonię... Mówiłaś, że lubisz Mulan, tak ?
    - Tak...
    - Tam była taka jedna piosenka, coś o szukaniu siebie ... Smutno mi...* - zaczął Harry.
    -... narzeczoną dziś nie potrafię być córką nie potrafię...Cierpię gdy, cudzą rolę muszę grać. - Hermiona dokończyła śpiewając.
    - Nie wiedziałem że masz taki głos!
    - Tess miała swój epizod z chórem.
    - Ale to Hermiona potrafi śpiewać. Teraz rozumiesz ? Nie utracisz Tess, ona się zmiesza z Hermioną.
    - Tylko kiedy to się stanie ?
    - Wkrótce, wierz mi. Już niedługo. Okej, to ja wracam do dormitorium... Zostało jeszcze kilka godzin snu. Tobie też proponuje to wykorzystać - po chwili rozległy się jego kroki. Dziewczyna, uspokojona, przysunęła dwa fotele i zrobiła sobie z nich gniazdko przed kominem. Ułożyła się w swoim kokonie z koca i zamknęła oczy. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechała poczuła wewnętrzny spokój. Kilka sekund później była w objęciach Orfeusza.


* fragment piosenki z filmu "Mulan " produkcji Disney'a mówiący o strachu związanym z byciem sobą.
http://www.tekstowo.pl/piosenka,mulan,lustro.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz