18 września 2012

6. Zmiany

Hej, wiem, że temat bloga to Dramione, a jak na razie tego nie widać. Gdybym od razu zaczęła całą historię od wielkiej miłości, to nie miałoby co się później dziać, dlatego chciałam zacząć od rozwijania innych wątków niż ich miłość.

muzyka :)

   
    Życie w Hogwarcie zaczęło nabierać normalnego dla siebie tempa. Każdego dnia, Hermiona wstawała rano, brała prysznic (miała całą łazienkę dla siebie), jeszcze raz sprawdzała prace domowe i powtarzała materiał. Śniadanie jadła  w towarzystwie niezmiennego grona przyjaciół: Harry'ego, Rona, Ginny, bliźniaków, Deana, Seamusa i Neville'a. Czasami przysiadał się do nich ktoś ze starszych klas (np. taki Charles Olivander). Gdy tylko chłopak pojawiał się na horyzoncie, dziewczyna uciekała jak najdalej od niego, wiele razy z pomocą Ginny. Któregoś dnia, Hermiona wyżaliła się przyjaciółce ze swoich rozterek sercowych. Była wdzięczna dziewczynie, że ta nie naciskała, tylko pozwoliła jej nabrać dystansu. Tak czy inaczej, jej zauroczenie kapitanem Gryfonów powoli osłabiało się z czego była zadowolona. Każda lekcja miała swój własny rytm mijania: historia magii i eliksiry włóczyły się niemiłosiernie, natomiast zaklęcia i opieka nad magicznymi stworzeniami nigdy nie były wystarczająco długie. Ślizgoni wdawali się we znaki średnio 30 razy na godzinę, tak więc, po dwóch tygodniach szkoły, zarówno oni, jak i część Gryfonów (z tego domu przodowali Harry, Ron i Seamus) dostali masę kar i szlabanów za różne wykroczenia: rzucanie w siebie nawzajem odchodami różnego pochodzenia, które znaleźli na skraju Zakazanego Lasu, wrzucanie petard do kociołków z eliksirami, czy obrzucenie papierem toaletowym portretu Grubej Damy. Ich wyobraźnia zdawała się nie mieć końca. Po kolacji, jaki i przed, piątoklasiści odrabiali zadania domowe, wygłupiali się, faszerowali smakołykami kupionymi w Hogsmeade, lub po prostu obijali, za co dostawali burę od Hermiony.  Także co wieczór pisała z pracowni komputerowej (skąd coś takiego w Hogwarcie?!) do rodziców i tych znajomych, którzy jeszcze o niej pamiętali.
   Dziewczyna chodziła nerwowo w tę i z powrotem przed pokojem nauczycielskim. Pani Hooch nadal się nie pojawiła. Hermiona, mimo, że myślała nad tym całą noc, nadal nie była pewna, czy podjęła słuszną decyzję. Po rozmowie dwa tygodnie temu, dała sobie spokój z tym tematem, ale skoro Katie Bell przenosi się do Beauxbatons, to istnieje mała, maleńka szansa, że jej podejrzenia są słuszne, więc czemu ... nie ?
   - Witaj, Hermiono - pani Hooch dziarskim krokiem przemierzała korytarz na drugim piętrze.
   - Dzień dobry, pani profesor.
   - Szukasz kogoś, kochana ?
   - Właściwie, to czekałam na panią...
   - Ach tak ? Więc słucham. O co chodzi ?
   - Widzi pani... - zaczęła niepewnie dziewczyna. Raz się żyje, pomyślała. -  Chciałabym się zgłosić do naboru na ścigającego Gryffindoru - wyrzuciła jednym tchem.
    - Panno Granger ! Bardzo mnie tym zaskoczyłaś. Na pewno możesz spróbować, nikt ci tego nie zabroni, ale czy jesteś pewna ? Ja, oczywiście nie mam nic przeciwko... Dobrze, skoro chcesz. Przekażę Charlesowi, że mamy już kilku chętnych. Jeśli to wszystko ... - kobieta odwróciła się.
   - Właśnie, pani profesor - Hermiona starała się przybrać jak najbardziej skruszony, a za razem proszący wyraz twarzy. - Czy mogłabym mieć do pani jedną, małą prośbę ?
   Dziewczyna śmigała na miotle w tą i  z powrotem.  Choć na początku bała się tego, teraz wszystkie jej obawy zniknęły. Jeszcze nigdy nie czuła się tak pewnie... i taka wolna. Po chwili Hermiona zaczęła szczękać zębami i żałowała, że nie ma czegoś cieplejszego na sobie. Gdy ona była zajęta kolejnymi spiralami, na ziemi, pani Hooch, opadła szczęka na widok tego, jakie cuda Hermiona wyczyniała na miotle. Doskonale pamiętała ją, gdy pierwszy raz jej dosiadła. Przerażenie nie pozwalało jej normalnie sięgnąć po miotle. A teraz? Niektórzy zawodnicy z drużyn domów nie mieli takiej pewności jak ona.
   - Granger ! Kafel - nauczycielka podrzuciła w górę czerwoną piłkę. Dziewczyna złapała ją z gracją i poleciała w stronę obręczy. Gdy wyczuła piłkę, pani Hooch stanęła na pozycji obrońcy i kazała jej strzelać. Pierwsze strzały były niecelne, nieprzemyślane, lecz po chwili, padała bramka za bramką. - Jeśli tak zagrasz na naborze to na pewno będziesz w drużynie. Dziewczyno, nie wiedziałam, że masz taki talent.
   - Ja też nie - odparła dziewczyna.
   - Dobrze, myślę, że jesteś gotowa. Pamiętaj tylko, gdy strzelasz, ustawiaj odpowiednio nadgarstek.... - przez całą drogę do zamku, pani Hooch dawała Hermionie najróżniejsze rady, które ta chłonęła jak gąbka wodę. Była z siebie dumna. Harry miał rację, wystarczyło dopuścić i jedną i drugą, i dać się im wymieszać. Gdy szybowała do góry poczuła, że to się stało. Moment w którym zdobyła pierwszego gola, był momentem, w który w magicznym świecie pojawiła się nowa, inna, a jednak ta sama Hermiona. W końcu odnalazła siebie.
    Harry wraz z bliźniakami, przyglądali się całemu zajściu z zamku. George wykrzykiwał co chwilę: "Mówiłem, ze jest świetna!", a Harry i Fred zgadzali się z nim całkowicie. Tylko głupiec nie przyjąłby jej do drużyny. No właśnie, ale czy odkąd Charles ją poznał, nie zachowuje się jak głupiec ? Może to ma coś wspólnego z Amandą ... są z Hermioną bardzo podobne....
    W dzień naboru Hermiona wstała wcześnie rano. Nie, żeby chciała, ale jej przyjaciele postanowili, że zrobią jej miłą niespodziankę. Dziewczyna przebudziła się, gdy wieszali nad jej łóżkiem transparent : "Dalej, Granger !", ale dalej markowała głęboki sen, by nie odebrać im frajdy. Była w pewnym sensie zaskoczona, że nic nie podejrzewają, biorąc pod uwagę jaki gwar panował w sypialni dziewcząt. Po pary minutach zjawił się Percy, ubrany w piżamę i czapkę  w paski, nawołując ich do porządku. ("Co wy, chłopcy, robicie w dormitoriach dziewcząt?!"). Gdy Fred zaczął mu tłumaczyć w charakterystyczny dla siebie sposób ("Więc zrozum, że nie możemy jej zostawić w tak ważny dzień, musi czuć nasze wsparcie, jak przyjaciół....") co robią, machnął ręką i wrócił do spania. Kiedy nadeszła godzina "pobudki" ktoś oblał jej twarz zimną wodą. "Obudziła się" gwałtownie, siadając. Oprócz transparentu nad łóżkiem, gdzieniegdzie rozmieszczone były karteczki z napisem " Dasz radę!", "Powodzenia", "Jak skręcisz kark, to zaopiekujemy się Maleńką", a po pokoju latała na miolte jej mała podobizna, która krzyczała: "Jestem najlepsza", "Na pewno wygram" i "Śmierdzą mi pachy". Hermiona zaśmiała się serdecznie i zaczęła dziękować przyjaciołom. Przyznała w duchu, że gbyby nie ta poranna niespodzianka to od początku byłaby kłębkiem nerwów. Jej stres objawił się przy śniadaniu. Nie była w stanie przełknąć kęsa, ale mimo to, próbowała.
   - Nie musisz jeść, jeśli nie chcesz - powiedziała Ginny, zerkając na nią z troksą w oczach.
   - Muszę, żeby dostarczyć trochę cukru do krwi - upierała się przy swoim. Wiedziała, że potrzebuje dużo energii, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
    - W takim razie - Ginny sięgnęła po tosta i z małą pomocą Harry'ego zaczęła go przyozdabiać. - Proszę !
    Na talerzu przed Hermioną leżał tost, wysmarowany masłem nie tak zwyczajny tost. Miał uśmiech zrobiony z czerwonej papryki, oczy z ogórka, uszy w pomidorów, włosy z sałaty, a nod z rzodkiewki. Był cudowny.
    - Teraz żal mi go jeść.
    - Ja ci mogę pomóc - zaproponował Ron i po chwili Tost-man nie miał prawego oka. Hermiona zagarnęła talerz, chcąc go bronić  przed tragicznymi w skutku poczynaniami Rona, ale i tak, Tost-man nie uchronił się od straty obydwojga uszu. Kilkanaście sekund później, nie było po nim śladu. Dziewczyna popiła go ogromną ilością kawy zbożowej.
   - To co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem ? - bliźniacy Weasley obsiedli ją w obydwu stron.
   - Odrabiamy zadania domowe ?
   - Zła odpowiedź - powiedział Fred, gdy George wydał z siebie głośne "BIIIP!". - Idziemy potrenować !
   - Nie.
  - Ale my nie pytaliśmy o zgodę - ozjamił George i razem z Fredem wyciągnęłu ją z ławki. Paru Krukonów siedziących za nimi podskoczyło, zaskoczonych. Hermiona wierciła się wyrywała, ale bliźniacy byli silniejsi. Po dobrych kilku minutach (Hermiona wiedziała, że nie ma szans, ale dalej walczyła) znaleźli się na boisku do quidditcha. Tuż za nimi pojawili się Harry, Ron i Ginny.
  - Trochę nas mało - zaczął Fred - ale damy radę - wszyscy zebrani uśmiechnęli się. Hermiona w końcu poddała się z cichy westchnięciem. Czemu nie ?
  Na naborze do drużyny musieli być obecni wszyscy obecni zawodnicy drużyny, co Hermionie było bardzo na rękę. Harry i bliźniacy wspierali ją od początku, gdy tylko ten pomysł zaświtał w głowie jednego z rudzielców. Ginny również zjawiła się na trybunach, ale widząc, że przyjaciółka dopiero wchodzi do szatni, poszła za nią.
   - Dziewczyno, uspokój się - zganiła Hermionę. - W takim stanie nie będziesz mogła utrzymać kafla w rękach, nie mówiąc już o strzelaniu. - Przyjaciółka przyznała jej rację. Odruchowo spojrzała na swoje dłonie, które teraz tańczyły dziki taniec w rytm niesłyszalnej melodii składający się z nerwowego trzęsienia się. Jeden głęboki wdech, drugi... Do szatni zaczęli spływać inni kandydaci. Większość z nich Hermiona znała z imienia, choć wiele twarzy nadal pozostawało zagadką.
   - Hej - przywitał się wesoło Dean, ubrany już w strój.
   - O, cześć. Nie wiedziałam, że ty też startujesz - dziewczyna była szczerze zdziwiona widokiem Gryfona.
  - Jakoś tak wyszło. Zawsze chciałem spróbować, a skoro jest ku temu okazja, to - przerwało mu wołanie Charlesa, zapraszającego wszystkich na boisko.
  - Idziesz ?
  - Tak, tak - Hermiona jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiej ochoty, by uciec. Jak najdalej. Miała ruszyć biegiem i zejść wszystkim z oczu. Dzielnie jednak wstała i ruszyła ku wejściu na boisko. Gdy wyszła na zewnątrz jej oczom ukazała się część drużyny, do której wkrótce ktoś z nich miał dołączyć. Przyjrzała się przyjaciołom. Fred i George uśmiechali się do niej, ale w swój zwykły, lekko głupkowaty sposób, natomiast uśmiech Harry'ego miał konkretną misję do spełnienia - podtrzymywał ją na duchu, aż miło. Nieśmiało spojrzała na Charlesa. Chłopak złapał jej wzrok i spojrzał w oczy, co ta dzielnie wytrzymała. Wyraz jegi mówił jedno : Przepraszam. Delikatny grymas, mający być uśmiechem pojawił się na jej twarzy, bowiem stres nie pozwolił spiętym mięśniom na nic więcej.  Charles nie miał takiego dyskonfrotu, więc beż wahania pokazał jej swoje śnieżnobiałe zęby.
  - Jak wiecie, poszukujemy ściagającego - zaczął. - Jednak w drużynie pojawiło się jeszcze jedno miejsce, na tej samej pozycji. - Dziewczyna dopiero teraz zauważyła, że wśród członków brakuje Alicji, ciekawe co się z nią stało. - Tak więc, dzisiaj wybierzemy dwóch nowych Ścigających.
  Wśród kandydatów pojawiło się wielkie poruszenie. DWA MIEJSCA. O takim czymś można było tylko marzyć. - Dobierzcie się w pary - rozległo się na gwarem. Hermiona odszukałą wzrokiem Deana i podeszłą do niego. Był jedyną osobą, z którą mogłaby to zrobić.
   - Masz parę ?
   - Nie.
   - A zostaniesz moją ?
   - Hermiona, czuję się zaszczycony ! Jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny ... - Gryfonka zaśmiała się i trzepnęła chłopaka w ramię, jego wypowiedź interpretując jako zgodę. Charles kazał im podawać sobie piłkę, sunąc z jednego końca boiska do drugiego, po czym na zmianę strzelać do bramek, który on sam będzie bronił. Hermiona rozejrzała się niepewnie wokół siebie i coś na trybunach przykuło jej wzrok. Neville, Ginny, Ron i Seamus trzymali w rękach transparent, który wisiał nad jej łóżkiem, ale obok jej nazwiska, na materiał pojawił się dopisek : i Thomas.
   - Spójrz - wskazała na trybuny. Dean zaśmiał się. Kapitan drużyny przywołał ich do porządku. Zaczęła się próba generalna.
   Dean był niezwykle sprytny, zwinny i kumaty. Po paru rzutach, mnie lub bardziej udanych, wypracowali z Hermioną swój system. Instynktownie wyczuwali co drugie ma na myśli i z niesłuchaną łatwości wbijali Charlesowi gole. Punkt za punktem. Za pierwszymi trafieniami na trybunach rozlegały się brawa, lecz po kilku kolejnych, publiczność ucichła, przyzwyczajona. Po pewny czasie zrobiło się już nudno. Charles, chcąc nie chcąc, przyznał George'owi rację. Hermiona była świetna, ba mało powiedziane, miała prawdziwy talent.  Wszystko w nim krzyczało i błagało, by nie brać je do drużyny, ale nie miał wyboru. W duchu liczył, że nie jest taka dobra, jak wszyscy twierdzą i sama ułatwi mu zadanie, robiąc z siebie pośmiewisko. Marne nadzieje. Gdyby teraz nie wybrał jej pojawiło by się wiele pytań, w końcu nie tylko on zauważył, że z Deanem trafiają prawie za każdym razem. Ale on tak bardzo nie chciał, by spotkało ją to co Amandę...
   - Charles ! - usłyszał krzyk i potem ... nic.
   Hermiona podleciała do chłopaka, niemal zeskakując z miotły w trakcie lotu.
   - Charles - powiedziała, bijąc do delikatnie w policzek. - Proszę, otwórz oczy ... NIECH KTOŚ IDZIE PO PANIĄ POMFREY... Charles ? - Jej oczy zabiegły łzami, za które przeklinała samą siebie. Gdyby ten idiota chociaż uważał co się dzieje na boisku. A teraz leży na ziemi  i nie daje znaku życia. - No dalej, nie udawaj. - Twarz chłopaka wykrzywił lekki grymas bólu.
   - Co się stało ? - wyszeptał niewyraźnie.
   - Zarobiłeś kaflem ... ode mnie - na te słowa brwi chłopaka uniosły się nieznacznie.
   - W takim razie masz całkiem niezłe przyłożenie ... może powinnaś zostać pałkarzem... ał...
   - Cicho, potem się na mnie po wyżywasz - powiedziała widząc Hagrida i panią Pomfrey biegnących w ich kierunku.
    - Z drogi, dzieci, z drogi. Och, panie Olivander, co pan znowu nawyrabiał.
    - Nie, proszę pani, to moja wina. Uderzyłam do kaflem w głowę - wyznała skruszona Hermiona.
    - Panno Granger, nie spodziewałam się tego po pani ...
    - To był wypadek, proszę pani - Dean stanął w obronie Hermiony.
    - Ach tak ?
    - Tak - dołączyła się Angelina, która widziała całe zajście z góry. - Charles się zamyślił i nie zauważył kafla. Zdarza się nawet najlepszym - pani Pomfrey nie odezwała się ani słowem. Kto jak kto, ale słowo Angeliny ceniła sobie bardzo. Z cichy westchnięciem sprawdziła stan chłopaka, po czym porosiłą Hagrida, by zaniósł go do skrzydła szpitalnego.
   Przy łóżku Olivandera czuwała na zmianę cała drużyna quidditcha. Tylko Hermiona była tam przez cały czas. Co jakiś czas chłopak budził się, wtedy dziewczyna zasypywała go swoimi przeprosinami, a on  za każdym razem powtarzał, że nic się nie stało. Pod koniec wieczora, gdy zostali sami, Charles przekazał jej wyniki naboru : Dostała się do drużyny. Hermiona powstrzymała się, żeby go nie wyściskać (głównym powodem jej oporu był fakt, że leży przykuty do łóżka z lekki wstrząśnieniem mózgu). Zamiast tego podziękowała mu serdecznie. Reszta wieczoru (aż do napadu szału pani Pomfrey : "Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego która jest godzina ? Ten chłopak mu się wyspać!") upłynęła im na miłej rozmowie, odwiedzinach Harry'ego i bliźniaków, których Hermiona powiadomiła przez Maleńką i wyborze drugiego ścigającego. Dziewczyna i Harry polecili kapitanowi Deana, natomiast bliźniaki upierali się, że Hermiona powinna zostać pałkarką ze swoim celem. Na to stwierdzenie wszyscy się roześmiali, co właśnie wprawiło szkolną pielęgniarkę w niezły szał. Pożegnali się z Charlesem i ruszyli do wieży. Hermiona, uspokojona, zasnęła.
   Następny dzień był pełen miłych niespodzianek. Charles wyszedł ze skrzydła szpitalnego, ale nadal musiał dużo odpoczywać, ogłoszona kto dostał się do drużyny (Hermiona i Dean zostali zwerbowani przez Angelinę do wymyślania strategii dwie minuty po wywieszeniu kartki z werdyktem - jako zastępca kapitana od razu wzięła się do roboty) oraz podano termin pierwszego meczu. Gryfoni mieli zmierzyć się z Puchonami za 3 tygodnie, czyli na początku października. Na wieść o tym, Angelina (za radą Charlesa) ustaliła już dni i godziny treningów. Poniedziałek i środa od rana, piątek po lekcjach. Nie było tak źle. W końcu odzyskała swój Zmieniacz Czasu, tylko, że w nowej wersji, tak więc treningi nie kolidowały z jej zajęciami. Nikt, oprócz Harry'ego nie domyślał się w jaki sposób dziewczyna to robi. Na zajęciach z Olivanderem drużyna dawała z siebie 120 %. Często wracali cali w błocie, piasku lub mokrzy od deszczu. Charles strasznie przypominał im Wooda, który nota bene, skończył Hogwart rok temu i dostał się do reprezentacji Anglii. Hermiona, Dean i Angelina, ostatnie dni przed meczem spędzili na omawianiu taktyki. Podczas treningów obdarzali się nawzajem dużym zaufaniem, ale kilka kwestii nadal musieli załatwić. Mimo to, dzięki tym wspólnym wieczorom nawiązała się między nimi szczególna więź.
    W dniu meczu, Hermiona i Dean chodzili półprzytomni ze strachu. Na nic zdawały się zapewnienia przyjaciół i wsparcie drużyny. Obydwoje byli PRZERAŻENI. Na śniadaniu Hermiona wmusiła w siebie brata bliźniaka Tost-mana i to samo zrobiła z Deanem. Chłopakowi również na początku zrobiło się żal kanapki przygotowanej przez Ginny i Harry'ego, ale czując na sobie wzrok koleżanki z drużyny, posłusznie zjadł swoją porcję. Przyjaciele odprowadzili ich pod same drzwi szatni i udali się na trybuny, gdzie znajdowała się już spora część uczniów. Hermiona spojrzała na Dean. W jego oczach ujrzała strach i sama dobrze wiedziała, że w swoich ma taki sam.
   - Nie wiem, czy dam radę - chłopak wyglądał, jakby miał zwymiotować.
   - Uważaj, bo pozwolę ci stchórzyć ... - zaczęła, ale przerwał jej głos dochodzący z oddali.
   - Gryffindor jak nic straci w tym roku puchar. Z tymi dwiema szlamami, które wzięli do drużyny. I w dodatku jedną z nich jest Granger?! Przecież ona nie potrafi się utrzymać na miotle - Hermiona położyła rękę na ramieniu Deana, chcąc powstrzymać go przed interwencją. - Pewnie dała Olivanderowi - teraz sama miała ochotę tam wparować, ale po chwili głosy ucichły.
   - Czasami mam ochotę mu sprać tę arystokratyczną buźkę. Rozpowiada ploty, a sam jest nie lepszy. Znów się wkupił... - Dean trochę koloryzował, ale Hermiona nie miała mu tego za złe. Harry opowiedział jej trochę o drużynach innych domów. Ten Malfoy był o niebo lepszy od poprzedniego.
   - Pokażmy mu, że tak nie jest - powiedziała, uśmiechając się do chłopaka, który zrozumiał o co jej chodzi.  Cały ich stres zniknął. Teraz chcieli tylko utrzeć nosa Ślizgonowi.
   - Thomas do Granger, Granger do Thomasa, mijają Chrisa, Morgana, suną ku bramkom, Dean podał Hermionie i GOOOOOOOOL - Lee Jordan wykrzyknął tak, że kilkoro uczniów zatkało uszy z powodu ogromnego hałasu. - Gryffindor prowadzi 120 do 20. Duet Thomas-Granger rozwala konkurencję, kto by pomyślał, że taka kujonka może tak świetnie grać...
   - Jordan ! - przez megafon rozległ się głos McGonagall.
   - Przepraszam, pani profesor. Chris podaje do Morgana, Morgan do Smitha, Thomas przejmuje kafla, podaje Angelinie, która sunie do bramek... ale co to ?! Potter i Newton pędzą w ramię w ramię ścigając znicz. Potter na prowadzeniu, teraz Newton, Potter znów wraca na pozycję lidera. Newton traci panowanie nad miotłą i spada na ziemię... Potter wyciąga dłoń ... Angelina nabija kolejne 10 punktów i TAAAAAAAK POTTER ZŁAPAŁ ZNICZ. Puchoni przegrywają 280 do 20. Zostali wręcz zmiażdżeni przez drużynę Gryfonów, którą można chyba nazwać Drużyną Marzeń. - Hermiona była SZCZĘŚLIWA. Nie, to mało powiedziane. Gdy wylądowała na ziemi, poczuła się jak królowa świata. Był to je pierwszy mecz, a wygrali, i to z jaką przewagą ! Najpierw ją i Deana wyściskali wszyscy członkowie drużyny, a potem dumnie, unosząc ręce i miotły w geście zwycięstwa wrócili do szatni, gdzie czekali na nich Gryfoni, chcący pogratulować im zwycięstwa. Dla dziewczyny był to najpiękniejszy dzień w jej życiu. Wszyscy byli w wielkim szoku widząc jak kujonka wymiata na miotle. Wielu, jak Malfoy, podejrzewało, że Charles wziął ją do drużyny tylko ze względu na to, że ... no właśnie. Niektórym zrobiło się wstyd głupich myśli i przeprosili ją za swoje domysły. Po tych wyznaniach Hermiona była w szoku. Sam Charles był niezwykle uradowany ze zwycięstwa. Nawet nie wiedzieć kiedy podszedł do dziewczyny i jeszcze raz ją wyściskał. Taka drużyna zapowiadała początek nowej, lepszej ery dla szkolnego quidditcha. Zabawa w Salonie Wspólnym trwała już od kilku dobrych godzin, gdy sami jej organizatorzy (Fred i George) zaczęli odsyłać wszystkich do łóżek. Normalnie by tego nie zrobili, ale "mistrzowie potrzebują odpoczynku", tak więc po pierwszej wszyscy udali się do swoich dormitoriów.
   Po salonie wspólnym rozchodził się odgłos cichego pykania ognia w kominku, gdy Hermiona stała przy oknie i jeszcze raz rozpamiętywała chwile zwycięstwa. Nie usłyszała nawet, że ktoś do niej podszedł.
   - Byłaś cudowna - usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i poczuła, że ktoś składa delikatny pocałunek na jej ustach, który ona, z równą delikatnością odwzajemniła.
   - Wiem - odpowiedziała Charlesowi, który teraz patrzył na nią z uwielbieniem w oczach. Nachyliła się jeszcze raz, by go pocałować, ale w trakcie tego pocałunku coś się zmieniło. Atmosfera zrobiła się jakby trochę zimniejsza. Gdy odsunęła się od młodego Olivandera stwierdziła, że jego usta smakują inaczej niż za pierwszym razem. Bo to nie były jego usta. Przed nią, na miejscu pięknego bruneta, stała zimna, blada i odpychająca postać Malfoy'a.
   Dziewczyna obudziła się w gwałtownie. Z jękiem na ustach przewróciła się na drugą stronę. Dobrze, że to był tylko sen pomyślała, ale gdy przypomniała sobie jego początek, żałowała, że skończył się właśnie tak. Wsłuchana w ciche odgłosy bębnienia deszczu o parapet, zasnęła, wyobrażając sobie, ciąg dalszy snu, w którym Charles pozostawałby Charlesem.

1 komentarz:

  1. KochamKochamKochamKochamKochamKocham. Twój blog jest cudowny. <3<3<3

    OdpowiedzUsuń