4 października 2012

8. Blizny

  Ginny wystarczyło tylko jedno spojrzenie na przyjaciółkę, by wiedzieć, co się święci.
  - Nie mów ani słowa - ostrzegła ją Hermiona. Weasley podniosła ręce w obronych geście, ale na jej twarzy malował się uśmiech, który mówił sam za siebie. Nie spocznie, póki nie wyciągnie z niej wszystkiego. Starsza Gryfonka ruszyła w stronę łóżka, natomiast młodsza podążyła za nią jak cień.
  - Zostaw mnie - jęknęła Hermiona, podając twarzą w poduszkę.
  - Nie - Ginewra usadowiła się na brzegu łóżka.
  - Dasz się przekupić ?
  - Nie.
  - 20 dmuchawek ?
  - Nie.
  - 30 dmuchawek ?
  - Nie.
  - Będę za ciebie odrabiać prace domowe przez tydzień!
  - Kuszące...ale nie.
  - Wrrr.... To co mam zrobić żebyś dała mi spokój ?
  - Opowiesz wszystko, co się przed chwilą działo. Ze szczegółami.
  - Nie ma opowiadać. Pogadaliśmy trochę, odprowadził mnie pod drzwi i powiedzieliśmy sobie dobranoc.
  - Miona, tak nie wygląda ktoś, kto tylko powiedział sobie dobranoc. Więc ...
  - Nie mów na mnie ....
  - Okej, okej - przerwała jej Ginny. - Przepraszam. Więc .... ?
  - No więc ... może dał mi .. buziaka na dobranoc ...
  - Całowałaś się z nim ?! - Dziewczyna spojrzała na nią ze świecącymi oczami. Tylko nie to, pomyślała Hermiona, jutro całą szkołą będzie wiedzieć. Jeśli chodzi o niektóre rzeczy, Ginny potrafiła milczeć jak zaklęta, jednak w takiej sytuacji ...
  - Spokojnie, przecież zrobił to też w Trzech Miotłach ...
  - To był tylko mały całus. Dziewczyno, takie rumieńce mówią o czymś innym. Więc ?
  - No dobra, dobra. Zaprowadził  mnie pod drzwi, spytał czy zostanę jego dziewczyną, ja się zgodziłam, potem się pocałowaliśmy, pożegnaliśmy, a następnie zaczęło mnie męczyć takie małe, rude coś o imieniu Ginewra - wyrzuciła z siebie szybko.
  - Chwila. Czy ty właśnie powiedziałaś, że chodzisz Charlesem Olivanderem ?
  - No tak jakoś wyszło ...
  - Wyszło ? Dziewczyno ! Muszę powiedzieć chłopakom - dziewczyna ruszyła do drzwi.
  - Jeszcze jeden krok - wycedziła przez zęby Hermiona, podnosząc się - a zrobię ci takie piekło z życia, że będziesz błagać o śmierć - na koniec uśmiechnęła się. Widząc, że przyjaciółka zawraca, ulżyło jej.
  - Charles Olivander. Co najmniej połowa szkoły cię znienawidzi.
  - Wiem - zrozpaczona Gryfonka opadła znów na poduszki. - Te wszystkie dziewczyny mnie rozszarpią.
  - Nie martw się. Twój CHŁOPAK na pewno stanie w twojej obronie. A obrońcą jest świetnym. - Dziewczyny roześmiały się. - Ok. To ja zmykam do salonu.
  - Tylko Ginny, błagam, ani słowa.
  - Spokojnie. Twój sekret będzie bezpieczny.
  - Dzięki. A, i mogłabyś przekazać Harry'emu i Ronowi, tylko tak po cichu, żeby przyszli o wpół do dwunastej ?
  - Ale ...
  - Później ci wytłumaczę - obiecała dziewczyna.
  - Półtorej miesiąca spokoju i znów się zaczyna - mruknęła pod nosem, wychodząc. Hermiona uśmiechnęła się. No oczywiście ! Może Voldemort nie odznaczał się zbyt dużą aktywnością na terenie szkoły w ostatnich latach, ale Harry i Ron i tak potrafili wpakować się w niezłe kłopoty. Była ciekawa, co też nawywijali, kiedy jej nie było.

  - Jesteś pewna, że to wypali - Ron spytał po raz setny, gdy przykryci peleryną niewidką szli w stronę klasy, gdzie miała się zmierzyć z Malfoy'em.
  - Tak - Hermiona nie miała wątpliwości, co to tego, jak potoczy się ta walka. Gdy weszli do sali, ta była pusta.
  - Hermiono - Harry zwrócił się do dziewczyny.
  - Co ?
  - Skop mu tyłek - uśmiechnął się. To mają jak w banku. Ron i Harry schowali się pod peleryną i stanęli tuż za nią. Po kilku minutach czekania drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka dumnym krokiem wszedł Draco Malfoy wraz ze swoim sekundantami : Crabbe'em i Goyle'em.
  - Nie powinno kazać się czekać damie - powiedziała Hermiona, bawiąc się różdżką.
  - Nie możesz być jednocześnie damą i szlamą. To się wyklucza. Elegancje ma się we krwi, trzeba się z tym urodzić.
  - To twoi rodzice pewnie byli bardzo zawiedzeni, kiedy im się trafiłeś.
  - Może zakończymy tą, jakże fascynującą konwersacje i przejdziemy do czynów ? Mam jeszcze coś do zrobienia.
  - Jasne.
  - Nie masz sekundantów ?
  - Nie będą mi potrzebni.
  - A to niby czemu ?
  - Bo mogę was wszystkich pokonać jednym, małym kiwnięciem palca - chciała go sprowokować. I to bardzo.
  - Szlam ci chyba zalał mózg.
  - Może - ruchem różdżki przesunęła dzielącą ich ławkę, potem następną i jeszcze jedną, natomiast Malfoy tylko stał i przyglądał się dziewczynie. Crabbe i Goyle stali z założonymi rękami. Gdy Hermiona usunęła wszystkie ławki, stanęła na środku wytyczonej ścieżki. Ślizgon stanął naprzeciwko niej. Podnieśli różdżki.
  - Strach obleciał ?
  - Chciałbyś - opuścili ręce. Stanęli do siebie tyłem i ruszyli do przodu. Jeden, dwa, trzy ... piętnaście, szesnaście ... dwadzieścia kroków. Odwrócili się. Hermiona mierzyła chłopaka wzrokiem, chcąc przewidzieć jego ruchy. Czuła napięcie za swoimi plecami. Harry i Ron byli gotowi do działania. Trzy, dwa, jeden...
  - Drętwota ! - ryknął Malfoy.
  - Protego - Gryfonka odbiła zaklęcie. - Everte Statum - tym razem to Ślizgon wyszedł zwycięsko. Rzucali w siebie różnymi zaklęciami, obijali ataki przeciwnika tarczami lub też unikali ich zgrabnymi skokami na boki.   Hermiona trafiła Malfoy'a, po czym sama również dostała. Adrenalina, która teraz krążyła w jej żyłach, sprawiła, że mimo wielkiego skupienia na walce, nadal zauważała to, co się dzieje naokoło. Zauważyła, że pozostali Ślizgoni również wyciągają różdżki. Dała przyjaciołom znak i modliła się w duchu, by zrozumieli. Popatrzyła Malfoy'owi w oczy. Czyżby był takim tchórzem ? Tak, był.
  - Petrificus Totalus - wykrzyknęło trzech Ślizgonów. Harry i Ron odbili zaklęcia sekundantów, natomiast Hermiona przyjęła na siebie urok blondyna. Była zła. Nie, to mało powiedziane, była WŚCIEKŁA. Crabe i Goyle oniemieli widząc dziewczynę nadal stojąco prosto w tym samym miejscu. Zaczęli uciekać. Malfoy chciał iść w ich ślady.
  - Malfoy ! - zawołała, a gdy chłopak odwrócił się przodem, rzuciła zaklęcie - Immobilus. - Chłopak zastygł z maską nienawiści na twarzy. Chciał wybiec za kolegami, ale jego ruchy były powolne, wręcz niezauważalne. Hermiona uśmiechnęła się. - Spadajcie.
  - Co ? - głowa Harry'ego pojawiła się tuż obok niej.
  - Spadajcie. Wracajcie do dormitorium.
  - Ale co z tobą ? Nie idziesz z nami ?
  - Nie. Ci dwaj kretyni zrobili tyle hałasu, że zaraz na pewno ktoś przyjdzie - powiedziała gorzko.
  - To możemy tu zostawić Malfoy'a i wrócić do nas.
  - Muszę zostać - powiedziała twardo.
  - Ale ... - teraz głowa Rona zawisła w powietrzu.
  - Nie rozumiesz ? Ktoś przecież musiał go tak załatwić. A on z przyjemnością zrzucił by to na nas wszystkich. Macie teraz okazję, żeby zwiać.
  - Ale ty ...
  - A ja mam okazję na swój pierwszy w tym roku szlaban. Idźcie już !
  - Nie, zostaniemy - powiedzieli chłopcy.
  - Ani mi się ważcie. Zmiatajcie stąd ! Zróbcie to dla mnie. Nie chce was w to mieszać. Proszę ? - Harry popatrzył jej w oczy.
  - Okej. Zgoda - powiedział.
  - Ale, Harry ...
  - Cicho, Ron. Chodź.
  - Dzięki.
  Chwilę po ich wyjściu, na korytarzu dało się słyszeć kroki. Hermiona zdjęła zaklęcie z Malfoy'a.
  - Ty nędzna szlamo ...
  - Wystarczy, panie Malfoy - w drzwiach pojawiła się profesor McGonagall, za nią do sali weszli profesor Snape i Filch. A ten zestaw nie wróżył niczego dobrego.

  - Półroczny szlaban ? - Hermionie opadła szczęka. Nie dość, że przez godzinę wysłuchiwała kazania od McGonagall (na które w swoim mniemaniu zasłużyła), odjęli im po 50 punktów to jeszcze będzie odrabiać półroczny szlaban z Malfoy'em ! Wiedziała, w co się pakuje, ale .. PÓŁROCZNY ?!
  - Tak, panno Granger - ciągnęła McGonagall oschłym tonem - półroczny. Na zmianę u mnie, profesora Snape'a i pana Filacha. Dostaniecie jeszcze specjalną karę od profesora Flitwicka za zniszczenie jego sali. I każdej nocy, nawet w weekendy, będzie patrolować korytarze od zakończenia szlabanu aż do północy. Ta kara jest nałożona aż do odwołania.
  - Nie zgadzam się na to ! Niech tylko mój ojciec... - zaczął młody Malfoy.
  - Pana ojciec na pewno będzie bardzo zadowolony, gdy dostanie zawiadomienie o tym co się stało, panie Malfoy - blondyn zbladł, a że normalnie był nienaturalnie blady, teraz odcieniem przypominał Sir Nicolasa.
  - Moi rodzice też dostaną ? - Hermiona próbowała sobie wyobrazić minę swojej mamy, gdy ta otrzyma taki list. "Zawiadamiamy, iż w dniu (bla bla bla bla bla bla bla) państwa córka wzięła udział w nielegalnym pojedynku magicznym mającym miejsce na terenie naszej szkoły. Rzuciła na kolegę z klasy kilka niegroźnych zaklęć, na szczęście obydwoje wyszli z tego bez szwanku. ". Albo  uzna to za niezły dowcip, albo zejdzie na zawał.
  - Na razie nie, panno Granger. Ale jeśli taka sytuacja się powtórzy będziemy musieli ich zawiadomić o .. wszystkim - spojrzała na dziewczynę jednoznacznie. Świetnie !
  - Rozumiem, pani profesor.
  - Doskonale. Jakieś pytania ? - pokręcili przecząco głowami. - Dobrze. Profesor Snape prosił, aby wam przekazała, że będzie czekał na was jutro o dziewiętnastej w lochach. I radził, żebyście przyszli już w pidżamach, bo posiedzicie u niego dość długo. - Pidżamach ? Czy to nie podchodzi pod łamanie etyki ? Nieważne. Pożegnali się i ruszyli do wyjścia.
  - No proszę, proszę - zasyczał Malfoy, gdy znaleźli się na korytarzu. - Czyli twoi mugole nawet nie wiedzą że istniejemy. Co, pewnie boisz się im powiedzieć, że są tylko małymi, nic nieznaczącymi robalami w tym świecie, gdzie my, czarodzieje czystej krwi, możemy ich rozdeptać jak karaluchy ?
  - Nudny jesteś. Mógłbyś chociaż zmienić płytę.
  - Uuuu.. coś się nie podoba naszej szlamie ? A może chcesz dać McGonagall powód, żeby napisała do nich, że ich ukochana córeczka jest zwykłą szlamą ?
  - Zaryzykuję - powiedziała ściskając mocniej różdżkę. Cud, że się nie złamała. W pierwszym odruchu chciała się pożegnać. Już otwierała usta, ale powstrzymała się. Po prostu odwróciła się na pięcie i odeszła. Ot tak.
   Malfoy został na korytarzu wpatrzony w plecy dumnie odchodzącej dziewczyny. Idiotka. Już miał nadzieję, że jej, szlamie, nie udała się reinkarnacja. Obchodził już swój cichy triumf, gdy nagle się pojawiła. I jeszcze musiał nosić ją na rękach ?! A teraz, nie dość, że go pokonała (pewnie przez oszustwo) to jeszcze będzie z nią spędzał każdą noc przez pół roku ! Gdyby chociaż w inny sposób... Nie! Nie ważne jak atrakcyjna by nie była, nie mógłby się przemóc by się z nią przespać. Sama myśl o dotykaniu jej wywoływała w nim dziwne odczucia. Nie wiedział nawet, skąd wzięły się w nim takie myśli. Rzucił za nią jeszcze jedno, ponure spojrzenie. Ona już miała spokój, ale on nie. Wiedział, że Snape będzie na niego czekał za pierwszym zakrętem. I wiedział, że ten nie jest w dobrym humorze.
  Hermiona weszła do pokoju Gryffindoru przy akompaniamencie narzekań Grubej Damy "o której to się chodzi spać?!". Opadła na jeden ze znajdujących się przy kominku foteli i rozpaliła ogień. Nadal była na siebie zła. Co ją podkusiło na ten głupi pojedynek ?! A teraz jest skazana na Malfoy'a. NA MALFOY'A. Na wnerwiającego w każdym calu chama, debila i idiotę. Wyzywała go niemo przez chwilę, co przyniosło ulgę skołatanym nerwom. Wzięła kilka głebszych oddechów i chciała przez chwilę po delektować się panującą ciszą, jednak ta możliwość została jej odebrana przez Harry'ego i Rona, którzy zbiegli na dół żądając wyjaśnień. Hermiona pokrótce opowiedziała im o rozmowie z McGonagall.
  - Pół roku ? - Merlinie, czy on musi to powtarzać ?, pomyślała zła patrząc na Rona. - Czy jej padło na mózg?
  - Ej, ej. Nie zagalopowuj się tak. Ona jest naszą nauczycielką. Trochę szacunku !
  - Przepraszam - zreflektował się chłopak. - Ale to nie zmienia faktu, że przesadziła.
  - Ron ma rację - poprał przyjaciela Harry. - Pół roku to zdecydowanie za dużo. Za nocną wizytę u Hagrida dostaliśmy mniej. - Wybraniec wytłumaczył, że chodzi o ich nocną eskapadę na trzecim roku. Dziewczyna śmiała się wniebogłosy, gdy usłyszała, że uszłoby im to płazem, gdyby nie to, że w trackie przekradania się koło Snape'a pod niewidką Ronowi pękł pasek od spodni, chłopak zaplątał się w nogawki i wylądował przed nauczycielem w samej bieliźnie. Gdy już się uspokoili (co zabrało im duuużo czasu), nikt z nich nie poruszył tematu szlabanu. Głównie dlatego, że byli zmęczeni. Dla Hermiony był to dzień obfitujący w ciekawe zdarzenia i skrajne emocje. Teraz, kiedy opuścił ją cały stres związany najpierw z randką, a potem z pojedynkiem, poczuła, jak bardzo jest zmęczona i jak bardzo potrzebuje odespać cały tydzień. Pożegnała się z przyjaciółmi i poszła do dormitorium. Przebrała się w pidżamę : za duży o kilka rozmiarów czarny t-shirt z logiem jej poprzedniej szkoły, który sięgał jej do połowy ud i padła na łóżko momentalnie zasypiając.
  (muzyka)
  Promienie słońca wpadające przez wielkie okna dormitorium dziewcząt przerwały sen Gryfonki. Skoro zasłony były rozsunięte, to dziewczyny już poszły na śniadanie, pomyślała rozcierając zaspane oczy. Zegarek stojący przy jej łóżku dumnie głosił godzinę 10 rano. Nie bardzo wiedząc co się dzieje naokoło niej, Hermiona wzięła rzeczy i poszła do łazienki. Gorący prysznic rozluźnił spięte mięśnie i pozwolił na chwilę zapomnieć o wczorajszej nocy. Szum wody tak ją wyciszył, że gdyby teraz, jakimś cudem wparował do łazienki Malfoy, to by się nawet na niego nie wydarła. Włożyła szare alladynki i czarnego topa, a włosy spięła w dwie, małe kitki z tyłu głowy, tak, że wystawały jej po bokach. Hermiona, po stwierdzeniu, że jednak nie jest głodna, wróciła do dormitorium, posłała łóżko i usiadła na nim, zawinięta w koc. Zadania domowe już miała dawno odrobione, dlatego mogła spokojnie dokończyć książkę Riddle'a. Przeczytała trzy strony, gdy rozległo się pukanie.
  - Proszę - rzuciła znad książki. Ktoś znowu zaczął pukać. - Proszę ! - Nic. Po chwili ciszę po raz kolejny przerwał łomot w drzwi. Hermiona, zła, że ktoś przerywa jej lekturę, otworzyła zamaszyście drzwi, żeby wydrzeć się : Czego ?!, na stojącego w progu Charlesa.
  - Oł, wybacz - chłopak śmiał się, widząc jej minę. - Coś się stało ?
  - Nie.
  - To co cię tu sprowadza ?
  - Nie pojawiłaś się na śniadaniu, więc pomyślałem, że zrekompensuję się za wczoraj.
  - Za wczoraj ? - dziewczyna, na samo wspomnienie wczorajszego wieczora, zaczerwieniła się.
  - Pamiętasz co ci obiecałem ?
  - Że będziesz mnie wszędzie nosił i ... śniadanie do łóżka - pod koniec zdania Hermiona zaśmiała się.
  - Właśnie. A więc dotrzymując obietnicy : zapraszam na śniadanie - ukłonił się.
  - Wiesz, że to jest awykonalne ? Przecież nie możesz wejść do mojego dormitorium.
  - Wiem, ale na szczęście, mamy jeszcze moje - pociągnął ją za rękę.
  - Czekaj, włożę buty - chłopak wziął ją na ręce. Chyba bardzo to lubił. - Nieważne.
  Zniósł ją do salonu, który teraz był pusty i wszedł schodami na samą górę - do dormitorium siódmych klas. Gdy przekroczył próg odstawił ją na ziemię. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Łóżka bliźniaków rozpoznała od razu. Panował na nich wielki bałagan, a ściany nad nimi były obwieszone jakimiś recepturami i przepisami na nowe dowcipy. Obok znajdowało się łóżko Jordana. Odznaczało się dużo ilością plakatów z drużynami quidditcha i kilkoma szalikami. Potem schludnie zaścielone łóżko Erniego i w końcu ... małe królestwo Charlesa. Hermiona podeszła do jego łóżka. Było dokładnie zaścielone, a na kocu spoczywało jej śniadanie. Na szafce leżały książki, kubek i zdjęcie całej drużyny Gryfonów z tego roku. Usiadła nieśmiało na brzegu, ale Charles, który usiadł z drugiej strony, przeciągnął ją na sam środek.
  - Smacznego - powiedział, podsuwając jej pod nos tosta z serem.
  - Dziękuję - wbiła się w tosta. Podczas, gdy ona pałaszowała śniadanie, on usiadł na przeciwko niej i zaczęli rozmawiać. O wszystkim i o niczym. - Dziękuję, było pyszne.
  - Cieszę się. Robisz coś dzisiaj wieczorem ? - Hermiona spojrzała na niego. Zdążyła już zapomnieć o swojej karze, a teraz...
  - Tak, niestety, mam już plany...
  - A jutro ?
  - Też.
  - Wtorek ? - dziewczyna pokręciła głową. Chłopak spojrzał na nią badawczym wzrokiem.
  - Hermiona, co się dzieje ? Jeśli żałujesz tego, że się zgodziłaś, to możesz mi powiedzieć, a nie mnie spławia... - nie dokończył, bo go pocałowała.
  - Nie o to chodzi.
  - To co jest ?
  - Dostałam szlaban.
  - Na tydzień ?
  - Nie.
  - Miesiąc - coś w chłopaku stężało. Hermiona poczuła nagle nieprzyjemny chłód. Coś jej podpowiadało, że nie powinna drążyć tematu.
  - Nie.
  - Na ile ?
  - Pół roku.
  - W co takiego się wpakowałaś ? - jego głos stał się dziwnie bezbarwny, a twarz znieruchomiała.
  - Za pojedynek ... z Malfoy'em.
  - Pojedynek ?! CZYŚ TY OSZALAŁA ! PAKOWAĆ SIĘ W POJEDYNEK!
  - Nie krzycz na mnie !
  - JAK MAM NIE KRZYCZEĆ ! MOGŁAŚ ZGINĄĆ !
  - W głupim pojedynku z Malfoy'em ? On nawet nie potrafić rzucić dobrej drętwoty !
  - TO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE COŚ MOGŁO CI SIĘ STAĆ ! - Hermiona była wściekła. Nie miał prawa tak na nią krzyczeć. Twarz chłopaka była czerwona, a głos zaczął chrypieć od krzyku. - MYŚLAŁEM, ŻE KTO JAK KTO, ALE TY BĘDZIESZ SIĘ TRZYMAĆ Z DALEKA OD NIEBEZPIECZNYCH I NIELEGALNYCH RZECZY. - Tu dotknęło ją do żywego. A więc to tak ! Dziewczyna wręcz podbiegła do drzwi i otworzyła je szarpnięciem.
  - DLACZEGO, CO ? - wydarła się. - NIE MOGĘ CZASEM ZROBIĆ CZEGOŚ SZALONEGO ? ZŁAMAĆ KILKA ZASAD ? WSZYSCY INNI MOGĄ, TYLKO NIE JA ?! -  zaczęła zbiegać po schodach, a chłopak wypadł za nią z pokoju.
  - DAWNIEJ, W KSIĄŻCE, BYŁAŚ INNA ! BARDZIEJ ODPOWIEDZIALNA I ROZWAŻNA ! - na te słowa dziewczynie popłynęły łzy po policzkach. Byli już przy końcu schodów.
  - TO PRZYKRO MI BARDZO, SKORO BARDZIEJ CO SIĘ PODOBA KSIĄŻKOWA HERMIONA. JA TAKA NIE JESTEM I NIGDY NIE BĘDĘ. JESTEM INNA, I ALBO WEŹMIESZ TĄ ALBO ŻADNĄ ! - wypadła do salonu, gdzie napotkała zdziwione spojrzenia innych Gryfonów, którzy wrócili ze śniadania. Spuściła głowę na dół. Policzki płonęły jej żywym ogniem, a ręce miała zaciśnięte w pięści. Więc to książkowa Hermiona mu się podobała, a nie ona. Jak mogła być taka głupia ! Przełykając łzy, wbiegła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Skuliła się i płakała. Nie podobała mu się. Wolała kogoś innego i na siłę próbował go znaleźć w niej. Ale ona nawet jakby chciała, nie potrafiłaby być tamtą Hermioną. Była jaka była. Odważna, dzielna, mądra i uwielbiała się uczyć. Także lojalna wobec przyjaciół. Ale też wybuchowa, z temperamentem, wrażliwa i czasami ... lekkomyślna. Próbowała się pozbierać, ale za każdym razem, gdy starała się zatrzymać łzy, te przychodziły ze zdwojoną siłą. Ktoś wszedł do pokoju i ostrożnie zamknął drzwi. Hermiona poczuła ciepłe ręce na swoich plecach. Obróciła się. Ginny siedziała koło niej próbując pocieszyć, głaszcząc po plecach. Gryfonka wtuliła się w przyjaciółkę.
  - Ciiii, spokojnie - szepnęła Ginny.
  - Ale ... - Hermiona z trudem wydobywała z siebie słowa. - On.... ja... - kolejnych wybuch płaczu nie pozwolił jej dokończyć.
  - Ciiii, wiem. Słyszałam. Szczerze mówiąc, to mu się nie dziwię - powiedziała ukochana Harry'ego. Hermiona posłała jej spojrzenie, które mogłoby spokojnie zabić. - No wiesz, przez to co się stało z Amandą.
  - Z ... z.. Amandą ?
  - Nie mówił ci ? - Hermiona pokręciła głową. Jaka Amanda ? O co w tym wszystkich chodzi ? - Nie jestem pewna czy mogę... Nie powinnam...
  - Błaa..gam Ginny. Jak już zaczęłaś to skończ.
  - Ech - głęboki wdech. - No dobrze. Dwa lata temu Charles zaczął spotykać się z Amandą Price. Też była Gryfonką, w jego wieku. Grała w drużynie na pozycji ścigającego, natomiast Charles był rezerwowym obrońcą. Zaczęli ze sobą chodzić przed świętami. To co ich łączyło ... to jest nie do opisania. Sama wtedy bardzo im zazdrościłam. Chciałam, żeby ktoś patrzył na mnie tak jako oni na siebie.  Tak czy inaczej, byli szczęśliwi. W tym samym roku były organizowane mistrzostwa świata w quidditchu, a Amanda dostała propozycję od młodzieżowej reprezentacji Anglii, by zostać ścigającą. Turniej odbywał się w wakacje, więc się zgodziła. Charles bardzo ją wspierał w przygotowaniach. Gdy skończyły się egzaminy, każdy wieczór spędzali trenując.Razem pojechali na Młodzieżowe Mistrzostwa, które były tydzień przez turniejem. Anglia doszła do finału, a Amanda szybko stała się gwiazdą reprezentacji - Hermiona nic nie rozumiała. Próbowała sobie przypomnieć jakąś Amandę z siódmego roku, ale nikt nie przychodził jej do głowy. Czyżby dziewczyna zerwała z Charlesem ? Ale to nie tłumaczyło dlaczego tak bardzo się na nią wściekł. - Wszystko się zdarzyło w trakcie meczu finałowego - głos Ginny wyrwał ją z zamyślenia. - Graliśmy z Irlandią. Prowadziliśmy 100 do 80, a nasi mieli kafla. To była chwila. Amanda leciała w stronę obręczy, a po chwili spadała na ziemię. Wiem, bo była na trybunach. Charles jako pierwszy znalazł się przy niej, ale było za późno. Oberwała tłuczkiem w głowę i zmarła na miejscu. Nastąpił udar i nie dało się nic zrobić. Chłopak zupełnie się załamał. Gdybyś go widziała po powrocie do szkoły. Był jak duch. Do nikogo się nie odzywał, nie spał po nocach, nie jadł, był jakby ... nieobecny. Miewał napady złości, histerii, smutku. Fred, George i Jordan nie mogli już z nim wytrzymać. McGonagall bała się, że może coś sobie zrobić. I szczerze mówiąc, to nie ona jedna. Dlatego też został kapitanem, choć na początku uważano, że to nie najlepszy pomysł. Jednak to zajęcie go ożywiło. Zaczął odzyskiwać, bardzo powoli, pogodę ducha i bardziej przypominać dawnego Charlesa. Ten chłopak, którego znasz, jest tylko niewielką namiastką tego, co było kiedyś, ale największą, jaką mamy od dawna. A to wszystko dzięki tobie. Odkąd się pojawiłaś...zmienił się. Jakbyś zwróciła jakaś jego część. W tobie znalazł na nowo oparcie. Dlatego nie dziwię się jego reakcji. Boi się o ciebie. Nie chce znów stracić kogoś tak dla niego ważnego, więc - nie doszły do niej dalsze słowa Ginny. Hermiona była sparaliżowana od środka. Jaką była idiotką ! On się o nią martwił, a ona go za to zjechała. Musi go znaleźć i przeprosić. Było jej tak cholernie głupio, czuła się jak skończona debilka. Wyrzuty sumienia zatrzymały łzy. Teraz przygryzała dolną wargę, wyrzucając z siebie nieme przekleństwa.
  - Dziękuję, Ginny.
  - Za co ? - zaskoczona dziewczyna zamrugała gwałtownie.
  - Za to, że mi powiedziałaś. Za szczerość. Muszę go znaleźć, przeprosić - podniosła się z łóżka.
  - Może daj mu chwilę...niech się uspokoi. Znów zaczniecie na siebie krzyczeć... - Hermiona wciągała na siebie jeansy i szary sweter, który delikatnie odsłaniał ramiona i czarne ramiączka topa.
  - Muszę to zrobić teraz.
  - Rób jak chcesz. Ale ostrzegałam - Gryfonka przytuliła przyjaciółkę, wciągnęła buty i pognała w stronę dormitorium chłopaków. Na schodach minęła Jordana.
  - Jordan !
  - O, hej ! Szukasz Charlesa ? - spojrzał na nią wymownie, na co ta okryła się rumieńcem. No tak, musiał im powiedzieć o wczorajszym wieczorze, albo wyciągnęli to z niego siłą.
  - Dokładnie. Jest u was ?
  - Nie - odpowiedział Lee. - Wziął kurtkę i wyszedł. Był wkurzony, delikatnie mówiąc.
  - Kurtkę ? Ok, dzięki za informacje - wróciła do pokoju, porwała swój płaszcz i ruszyła w stronę błoni.
  Niebo było nieprzyjemnie szare, zachmurzone. Zbierało się na niezły deszcz. Panował przenikliwy chłód. Hermona zadrżała mimo grubego płaszcza. Rozglądała się w panicznym poszukiwaniu chłopaka. Znalazła go pod jedną z jabłoni. Siedział na kocu, a ręce ściskał fotografię Amandy. Była naprawdę śliczna. Miała długie, ciemne włosy, duże, niebieskie oczy i zgrabny nos. Gdy się uśmiechała, ukazywała rząd równych, białych zębów.W jej twarzy było coś takiego, co sprawiało, że robiło się ciepło na sercu. Dziewczyna ze zdjęcia uśmiechnęła się ciepło, gdy zauważyła Gryfonkę, wskazała na nią głową i wyszła, zostawiając ich samych. Charles spojrzał na nią przelotnie i odwrócił wzrok. Nie dziwiła mu się. Sama nie bardzo wiedziała jak się zachować.
  - Hej - zaczęła niepewnie. Podeszła do niego i usiadła na skraju koca. - Ginny powiedziała mi o ... Amandzie.
  - Głupia smarkula - mruknął chłopak, nadal wpatrując się w taflę wody.
  - Dlaczego ty mi tego nie powiedziałeś ?
  - Sam nie wiem - przeniósł na nią wzrok. W końcu. W jego oczach czaił się ból. Jeszcze o niej nie zapomniał. To odkrycie trochę zabolało, ale przecież powinna się tego spodziewać. Gdzieś tam, w środku miał głęboką ranę, która zostawiła po sobie bliznę. Na zawsze. Przełknęła nerwowo ślinę. - Może nie chciałem wracać do przeszłości.
  - Nie możesz tego zrobić, bo od niej jeszcze nie uciekłeś - nie odpowiedział. - Charles, ja ... przepraszam. Za ten głupi pojedynek, za mój wybuch, za to co powiedziałam.
  - Ej, ej, ej. Spokojnie - wziął jej twarz w dłonie.
  - Jak mogę być spokojna ? Nawrzeszczałam na ciebie... Przepraszam - uciekła wzrokiem przed jego przenikającym spojrzeniem. Dłonie na jej twarzy paliły w przyjemny sposób.
  - Nie masz za co przepraszać. To ja powinienem to zrobić. Zachowałem się jak idiota, nawet nie dałem ci się wytłumaczyć. Ale to dlatego, ze tak mi na tobie zależy. Nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało - zamknął oczy pod wpływem wspomnień. Słowa Charlesa bardzo ją zakłopotały, a za razem budziły dziwne ciepło w środku. Wtuliła się w niego i wzięła głęboki wdech.
  - Też jesteś dla mnie ważny, bardzo - te kilka słów zawisło w powietrzu, a oni trwali w bezruchu, przytuleni.
  - Co do dawnej Hermiony - dziewczyna cicho jęknęła. - Daj mi skończyć. Tak naprawdę za nią nie przepadam. Jest za bardzo ... nadęta w niektórych sytuacjach. - Ta Hermiona zaśmiała się.
  - Nie nadęta. Po prostu zostaje przy swoim i często ma rację.
  - Nie zgodziłbym się, ale ok. Niech będzie na twoim.
  - Dlaczego ?
  - Bo nie chcę więcej się z tobą kłócić.
  - To dobrze, bo wiesz, jak jestem zła bywam nieobliczalna...
  - Wracając do pojedynku ... spokojnie, nie będę już krzyczał....skopałaś Malfoy'owi tyłek ? - Co oni wszyscy mają z tym kopaniem tyłka ?
  - Nie tak bardzo jak chciałam, ale jednak ...
  - Zuch dziewczyna - zaśmiał się. - Wracamy do zamku ? Zaraz zacznie się obiad.
  - A właśnie. Powiedziałeś chłopakom o ... nas ?
  - Tak właściwie, to Fred i George wyciągnęli to ze mnie zaraz po tym, jak wróciłem.
  - Świetnie. Pewnie do teraz cała szkoła już wie.
  - Przeszkadza ci to ? Chciałaś się ukrywać ? - chłopak zmarszczył brwi.
  - Nie, nie. Tylko teraz, w tym budynku, czeka wielka rzesza twoich fanek, które mają ochotę mnie zabić - powiedziała.
  - Nie martw się. Jak coś, to cię obronię.
  - Tak. Wystarczy, że rzucisz im swoją koszulkę, to zaczną zabijać się nawzajem o nią.
  - To nawet nie taki zły pomysł.

  Do Wielkiej Sali weszli trzymając się za ręce. Już na korytarzu Hermiona spotkała się z morderczymi spojrzeniami żeńskiej części szkoły, ale obecność Charlesa dodawała jej otuchy. Usiedli razem przy stoliku. Zaraz zjawili się bliźniacy i obsiedli ich z obydwu stron. Ginny, Harry i Ron usiedli na przeciwko. Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciółki co znaczyło jedno - kryzys zażegnany.
  - Dlaczego nic nam nie powiedziałaś ? - Ron zrobił obrażoną minę.
  - Jakoś tak wyszło. Nie było czasu ...
  - Miałaś całą wczorajszą noc ! - Dziewczyna modliła się w duchu, by przyjaciel się zamknął.
  - Wiesz, akurat miałam wtedy coś innego zajmowało moje myśli niż chęć zwierzenia się z mojego życia towarzyskiego.
  - Ale...
  - Uspokój się. Ron - ofuknęła go siostra. - Nie możesz się cieszyć z nimi ? Zawsze szukasz dziury w całym - chłopak nie odpowiedział, tylko wbił ze złością widelec w niczemu niewinnego ziemniaka. Harry i Ginny złożyli parze gratulacje, jakby właśnie ogłosiła, że się pobierają.
  - W końcu coś się będzie działo - powiedział z lubością w głosie Fred.
  - Tak - poparł go brat. - Wasze kłótnie ogląda się jak telenowelę.
  - Nie wiem, o czym mówicie - mruknął Charles.
  - Oj, czyli już się pogodziliście - Fred wyszczerzył się. - Seks na zgodę też był ?
  - Jak będziecie mieć ochotę, to powiedzieć, a chętnie się usuniemy z pokoju na jakiś czas - przez przypadek, ziemniak, który przed chwilą był na widelcu Hermiony, znalazł się na głowie George'a. Siedzący przy stole Gryfoni wybuchnęli śmiechem, a chłopak odpłacił się dziewczynie pięknym za nadobne, tak, że musiała sobie wyciągać resztki surówki z dekoltu. Przez resztę kolacji nie poruszano tematu kłótni między Charlesem a Hermioną. Wszystko szło coraz lepiej.

  - Zostań jeszcze chwilę - poprosił Charles, gdy Hermiona wstała z jego łóżka. Całe popołudnie spędzili z bliźniakami, Jordanem, Ginny, Harry'm, Neville'em, Ronem i ... Lavender.... w pokoju siódmoklasistów.
  - Nie mogę. Muszę iść na ten głupi szlaban do Snape'a - Czas spędzili w bardzo ciekawie. Grali w eksplodującego durnia, szachu czarodziejów i wysłuchiwali najróżniejszych aluzji bliniaków, które po pewnym czasie zaczęły dotyczyć także pozostałych par w pokoju. Hermiona została pożegnana krótkim, ale soczystym pocałunkiem co zostało dość mocno skomentowane przez bliźniaków, którzy po tym zostali znokautowani poduszkami.
   Gryfonka, ubrana w za duży t-shirt, który służył za pidżamę, szare alladynki i zwykłe kapcie, wyszła na przeciw nocy, która miała zmienić jej życie. I to o 180 stopni.

 Między Hermioną a Charlesem zaczynają się małe zgrzyty. Teraz jednak w ich relacjach nastanie cisza, tak sądzę. Cały następny rozdział będzie z Draconem w tle, więc, jak na razie u mnie w głowie, zapowiada się ciekawie. Przepraszam Was z góry za wszystkie błędy ortograficzne i inne. :)

1 komentarz:

  1. Mega fajne. A ta kłótnia pomiędzy nimi, CUDOWNE. Jak przeczytałam co spotkało Charles'a o mało się nie popłakałam :D Już nie mogę się doczekać kolejnej notki :D

    OdpowiedzUsuń