- Granger ! -
ktoś krzyknął tuż nad jej uchem. Dziewczyna otworzyła oczy, zaskoczona.
Zobaczyła nad sobą Malfoy'a. Nie ma co,
piękny początek dnia …
- Co jest ? -
zapytała ochrypłym głosem. Nie była to zwykła poranna chrypka, ponieważ z
każdym słowem dziewczyna czuła się, jakby przełykała żyletki. Świetnie.
- Raczej,
która jest - powiedział chłopak. - Dochodzi dziesiąta.
- Co ? -
Hermiona zerwała się łóżka.
- Radziłbym
się pośpieszyć - rzucił Malfoy i wyszedł z Pokoju Życzeń.
Hermiona
dopadła do drzwi, które się pojawiły i pognała do wieży.
- Magma - dziewczyna nie miała zielonego
pojęcie skąd Gruba Dama bierze pomysły na hasła. Obraz nie poruszył się.
Znajdująca się w nim kobieta nawet na nią nie spojrzała. - Magma.
- Nie, Hermiono
- rozległ się głos Neville'a zza obrazu. - E… mogłabyś mnie wypuścić ? -
Chłopak tyle czasu spędził pod tym obrazem, czekając, aż ktoś poda mu
prawidłowe hasło, że przeszedł z Grubą Damą na "ty".
- Nie, dopóki
nie pójdzie sobie stąd ta dziewczyna podszywająca się za Gryfonkę - powiedziała
wyniośle kobieta.
-
Podszywająca się ? Używam tego przejścia kilkanaście razy dziennie od kilku
miesięcy ! - kobieta nie zareagowała.
- Hermiono ! - Neville musiał nieźle się
wydzierać, żeby było go słychać z drugiej strony. - Hasło to Kaput Ślizgoni. - No tak. Nawet Gruba
Dama świętuje wczorajsze zwycięstwo. Wczoraj. Mecz. Ręka. Charles. Ginny. Oni w
szatni. Wspomnienia poprzedniego dnia powróciły bardzo wyraźnie. Hermiona
walczyła chwilę z łzami, gdy w końcu udało jej się wykrztusić:
- Kaput Ślizgoni - obraz z westchnieniem
odsłonił przejście. Hermiona weszła do
salonu, gdzie czekał na nią Neville. - Dzięki.
- Nie ma za
co - odpowiedział, dumny. Pierwszy raz to ktoś inny nie znał hasła, a on mógł
posłużyć mu pomocą. - Wow.
- Wiem. Mam
niezłą chrypkę - oprócz ochrypnięcia, jej głos zmienił barwę na trochę niższą,
bardzo przyjemną dla ucha.
- Nie, to
twoje włosy …
- Wiem. Stos
siana.
- Chodzi mi o
to - zaczął niecierpliwie - że są bardziej twoje. Bardziej hermionowate.
-
Hermionowate ? - dziewczyna podeszła do
lustra. Na jej głowie piętrzyła się burza loków o orzechowej barwie (takiej,
jaką miała wcześniej, lata temu), sięgająca daleko za linię ramion - aż do
połowy łopatek. Zawsze marzyła, żeby mieć takie włosy. Teraz marzenia stały się
rzeczywistością, a to świadczyło o jednym - jej dwie dusze scaliły się w
całość. Świetnie.
- Wow -
powtórzyła za przyjacielem.
- Idę do
Wielkiej Sali - powiedział Neville i wręcz wybiegł z pokoju.
Dziewczyna
udała się do łazienek i wzięła szybki prysznic, starając się nie zmoczyć włosów.
Zaklęciem przywołała czyste ubrania. Hermiona wspięła się po schodach do
dormitorium i weszła do środka. Brudne rzeczy włożyła do specjalnego kosza,
który leżał po łóżkiem. Rozejrzała się po pokoju. Zwykły, szkolny pokój, w
którym tylko gdzie nie gdzie widać było dziewczęcą rękę: poduszki na łóżku Lavender były różowe,
Parvati miała nad swoim plakat z Taylorem Lautnerem, a Olivia swoją szafkę
zawaliła romansami. Natomiast u Hermiony był to plakat z filmu "Historia
Kopciuszka" z Hilary Duff. Jako 11-latka pokochała ten film i niektóre kwestie
znała nawet na pamięć. Zaskoczenie na twarzach przyjaciół, gdy go po raz
pierwszy zobaczyli było nawet zabawne. W końcu komedia romantyczna nie bardzo
pasowała do mola książkowego, ale cóż, ludzie są pełni niespodzianek. Ruszyła w
stronę drzwi, gdy cofnęła się do swojej szafki, którą zaczęła przetrząsać w
poszukiwaniu gumki. Co prawda, ostatnimi czasy rzadko ich używała - nie licząc
treningów i meczów - ale przecież musiała mieć jeszcze jakieś. W końcu dopadła
jedną, która chowała się w samym kącie i zaplotła sobie koka na czubku głowy.
Tak przygotowana wyszła z salonu na korytarz. Dopiero w pobliżu Wielkiej Sali
pojawił się dziwny ucisk w żołądku, ręce zaczęły się pocić i trząść. Obraz
Ginny i Charlesa stawał się coraz bardziej wyraźny. Hermiona oparła się o ścianę i wzięła kilka
głębszych wdechów. Musi się uspokoić. Minęły ją dwie dziewczyny z Ravenclawu.
Oby dwie przez dłuższą chwilę odwracały głowy i szeptały między sobą. No tak,
cała szkoła już pewnie wie o tym, co się stało poprzedniego dnia. Dziewczyna w
końcu zebrała się w sobie i ruszyła w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Uczniowie,
którzy ją mijali rzucali jej najróżniejsze spojrzenia od pocieszających do typu
"a nie mówiłem", co bardzo ją zaskakiwało.
- Nie martw
się - powiedziała do niej Luna, która dołączyła do dziewczyny w drodze na
śniadanie. - Pewnie Gnębiwtryski pomieszały mu w głowie.
- Dzięki,
Luno - odpowiedziała uśmiechając się blado. Podziwiała Krukonkę, że jest
wstanie widzieć wszystko w biało-czarnych barwach, a za razem rozróżniać jakieś
szarości.
Przy stole
Gryffindoru nadal siedzieli Ginny i Charles, ale w pewnym oddaleniu od reszty
uczniów. Harry, z ponurą miną, mieszał łyżką w misce pełnej rozpuszczonych
płatków, koło niego Dean i Seamus szeptali o czymś z Lee Jordanem, bliźniacy
przysłuchiwali się uważnie tej wymianie zdań, natomiast Ron rozmawiał z Percym,
co było dość rzadko spotykanym widokiem. Luna skręciła w stronę Krukonów,
natomiast Hermiona podeszła do przyjaciół.
- Cześć Wam -
przywitała się, siadając koło Harry'ego. Wesleyowie, Jordan, Dean i Seamus odskoczyli
od siebie jak oparzenie.
- Cześć i
tobie, królowo - zaśmiał się Fred. Reszta mruknęła coś w odpowiedzi, natomiast
Harry na chwilę przerwał mieszanie w papce z płatków.
Nagle George
i Fred obsiedli ją z obydwu stron. Jak zwykle.
- Słuchaj,
Hermiono - zaczął George, trochę za głośno, jak na zwykłą rozmowę. - Chcieliśmy
powiedzieć, że jest nam z Fredem, Ronem i Percym bardzo głupio z powodu tego co
zrobiła nasza głupia siostra i prosić
cię o wybaczenie.
- Harry
jeszcze nie odpowiedział - dodał Fred.
- Nie -
powiedziała Hermiona, na co obydwóm (a właściwie to całej męskiej części
Weasley'ów ) zrzedły miny. - Nie wybaczę wam, bo nie mam czego - odetchnęli z
ulgą. - Jak sam stwierdziłeś, to Ginny namieszała, a nie wy.
- Świetnie -
George przytulił ją tak, że powoli zaczynało jej brakować powietrza, natomiast
Fred potargał jej grzywkę.
- Btw, ładne
włosy - zaśmiał się.
- Dzię-ę-ęki
- wydukała w szatę jego bliźniaka.
- Skoro
wybaczyłaś im to z wczoraj - wtrącił się Jordan, a Hermiona przewróciła oczami.
Chłopcy. - To wybaczysz nam też to - nagle nad ich głowami przeleciało kilka
petard, a bliźniacy, Lee, Dean, Seamus, Ron, Percy, Lavender, Patil wstali i
zaczęli śpiewać jej : Happy Birthday !, do którego dołączyła się potem część
Krukonów, Puchonów i prawie cały Gryffindor - nawet Neville, który przyleciał
nagle, ciągnąc za sobą na zaklęciu kilka pudełek opakowanych w kolorowy papier.
Hermiona siedziała zawstydzona z rumieńcami na twarzy. Jak mogła zapomnieć o swoich urodzinach?! No
fakt, był przecież 6 grudnia ! Tego dnia skończyła 15 lat. Gdy skończyli, ona również wstała.
- Dziękuję
wam bardzo - powiedziała swoją chrypką, na co wszyscy się zaśmiali. Potem
zaczęła przechodzić z rąk do rąk.
- Wszystkiego
najlepszego, młoda ! - Fred i George stanęli przed nią z jednym z tych kolorowo
opakowanych pudełek.
- Mogę to
otworzyć ? Nie wybuchnie mi w twarz ? - dopytywała się niespokojna.
- Tchórzysz ?
- spojrzeli na nią z kpiarskim uśmieszkiem.
- Nie tchórzę
- powiedziała, lekko urażona i zaczęła odpakowywać prezent. Była to duża szkatułka pełna fałszywych
różdżek, piór piszących z błędami ortograficznymi, dmuchawkami, krwotoczkami,
tym śmiesznym toffi, od którego Dudley'owi urósł język i mnóstwo
najróżniejszych słodyczy. - Dzięki.
- Nie ma za
co - odpowiedzieli chórem.
Potem pojawił
się przed nią Lee Jordan. Jego prezent był owinięty tylko w papier. Hermiona
odpakowała go spokojnie. Na jej dłoni leżała para nowych ochraniaczy na dłonie
i nadgarstki z dodatkowo naszytym herbem Gryffindoru na zewnętrznej stronie. No
tak. Największy fan Quidditcha w szkole.
- Dzięki, Lee,
są genialne - chłopak uściskał ją.
- Damy wycisk
Krukonom ! - wykrzyknął, na co kilkoro wychowanków domu Kruka spojrzało na
niego krzywo.
- Wszystkiego
Najlepszego, Miona - nawet Lavender i Patil miały dla niej prezent. - To ci
pomoże znaleźć sobie kogoś lepszego niż on - Lavender chciała dobrze, ale
wyszło, jak wyszło. Parvati uśmiechnęła się tylko pocieszająco. Hermiona
trzymała w ręce "Poradnik młodej Czarownicy. Jak znaleźć chłopaka i nie
zwariować".
- E… dzięki.
To bardzo miło z waszej strony - powiedziała. Poranne łzy wróciły z jeszcze
większą siłą.
- Widzisz,
mówiłam ci, że jej się spodoba - Lavender triumfowała nad przyjaciółką.
Od Neville
dostała uroczą roślinkę - małe, słodkie, czerwone różyczki, które wiecznie
kwitły, a w równonoc wiosenną, jeden pączek zmieniał się w rzecz, o której się
marzyło. Gdy ostatni pączek zniknie, wtedy roślinka marnieje i usycha. Jej
miała 8 pączków. Od Rona dostała książkę o smokach - najnowszy spis wszystkich
gatunków, którą specjalnie przysłał mu Charlie. Percy, ze znaczącym uśmieszkiem
wręczył jej gruby zeszyt. Pierwsza strona głosiła : Notatnik prefekta. Na końcu pojawił się Harry.
- No, więc …
- zaczął niepewnie - … wszystkiego najlepszego.
Podał jej ostatnie pudełko, które zostało na stole. Dziewczyna
odpakowała prezent. W małym pudełeczku spoczywała bransoletka z plecionka z
kółeczek. Do jednego z nich przyczepiona była mała literka H. - Wybraliśmy to
... z … Ginny … już jakiś czas temu - pod koniec zdania głos mu się załamał.
Hermiona szybko włożyła bransoletkę.
- Dziękuję
ci, jest przepiękna - powiedziała, po czym go przytuliła. Usłyszała przerwanym
oddech Harry'ego i ścisnęła go mocniej. - Wszystko będzie dobrze - poczochrała
mu włosy z tyłu głowy. - Musi być.
Harry odsunął
się od niej i spojrzał jej w oczy.
- Wiem.
Do Wielkiej
Sali wleciała sowia poczta. Hermiona zauważyła Maleńką, dźwigającą wielką
paczkę. Sówka leciała nierówno, znoszona ciężarem na boki. Dziewczyna podniosła
wysoko ręce.
- Chodź,
malutka - sowa położyła jej paczkę na rękach i usiadła na niej. - Matko, jakie
to ciężkie.
Hermiona
uwolniła łapkę Maleńkiej, za co to podziękowała uszczypnięciem w ucho. Sówka
podeszła do jej pucharu napełnionego wodą i bez większego skrępowania zaczęła z
niego pić.
- Od kogo ? -
zainteresował się Dean.
- Od Hagrida.
Przesyła tort - dziewczyna odpakowała go. Był nawet całkiem niezły. Owocowy,
jasny placek oblany żółtą i czerwoną polewą. I ten napis : Sto lat, Hermionko.
Hermionce od razu zrobiło się cieplej na sercu. Do pakunku dołączona była
kartka wypisana jego koślawym pismem. Gryfonka i tak je uwielbiała.
Pojawił się
także Erroll niosący paczkę dość pokaźnych rozmiarów. Ron zrobił miejsce dla
puchacza przed nim i Percym, lecz ten spojrzał na nich dziwnie i wylądował na
talerzu Hermiony, niszcząc jej tost.
- To dla mnie
? - spytała ptaka, który pokiwał głową.
Hermiona otworzyła pakunek. Na jego wierzchu spoczywał liścik od państwa
Weasley'ów i Billa z życzeniami urodzinowymi. W środku znalazła pełno ciastek
domowego wypieku (od Molly Weasley), zaczarowany mugolski budzik (od Artura
Weasley'a ) i smoczy kieł zawieszony na rzemyku (podobny do tego, który Bill
nosił zawieszony na uchu), którego długość była idealna, by nosić go na ręce. Zawiązała go na prawym nadgarstku - na lewym
spoczywał prezent od Harry'ego i Ginny. - Skąd wasi rodzice wiedzieli ?
- Weasley'owie
mają swoje sposoby - puścił do niej oko Fred. Tak właściwie, to powinna spytać,
skąd oni wszyscy wiedzieli o jej urodzinach. Przecież nikomu nie podawała tej
daty. Hogwartczycy to Hogwartczycy.
Gdy wracała
do pokoju w towarzystwie przyjaciół, złapali ją Tonks i Lupin. Po wylewnych
życzeniach Dory, które składała w imieniu obydwojga, podarowali jej książkę :
"Pociąg Transylwański. W podróży
przez nieznany świat." autorstwa … Syriusza Blacka. Hermiona wpatrywała
się w to nazwisko przez chwilę.
- Tego
Syriusza Blacka ? NASZEGO Syriusza Blacka ? - zapytała Tonks.
- Tego
samego. Skoro nie jest już poszukiwanym uciekinierem z Azkabanu, zajął się
swoją pasją - czyli podróżami. A że przy okazji napisał książkę, to wyszło mu
tylko na dobre - Dora była dumna z kuzyna. Bardzo. Hermiona otworzyła dzieło Łapy na pierwszej
stronie : "Dla Hermiony w dniu 15
urodzin. Tonks, Remus i Syriusz. "
W dormitorium
czekał na nią jeszcze jeden prezent. Tuż
przy jej łóżku stał wielki kufer, oblepiony mnóstwem naklejek. Dokładnie w
takim samym Hermiona trzymała swoją gitarę - klasyk 3/4, który był w takim
stanie, że bała się go dotknąć. Ale przecież zostawiła gitarę w domu, tysiąc
kilometrów stąd. Położyła pudło na łóżku i otworzyła zamek. Zawiasy puściły, z
lekkim jękiem i jej oczom ukazała się nowa, akustyczna gitara. Ale jakim cudem
ona się znalazła tutaj, w Hogwarcie ? Dziewczyna wyjęła instrument. Dopiero teraz zauważyła, że miał już
założony, jak to ona nazywała, chwytak, tak, że nie musiała siedzieć, by móc
grać. Liścik od profesor McGonagall tłumaczył, że przysłali ją jej rodzice. Jak
to było możliwe ? Normalna poczta dochodziła do szkoły ? Przecież to niemożliwe
! Będzie musiała jeszcze raz przekartkować Historię
Hogwartu.
- Grasz ? -
Pati spojrzała z zachwytem na instrument.
- Trochę i
raczej słabo. Tyle, żeby sobie podegrać.
- Och. A
zagrasz coś dla nas ? - Hermionę korciło, żeby wypróbować gitarę, ale jeszcze
nigdy nie grała przy większej publiczności - no, może nie licząc ogniska u jej
koleżanki, ale wtedy większość uczestników była wstawiona i chowała się w domu. Ale teraz nie miała czasu. W końcu idzie
kupić sukienkę, a to zabierze jej całe przed i popołudnie.
- Bardzo
chętnie, ale innym razem. Może wieczorem ?
- Okej - mina
Pati trochę zrzedła, ale pocieszona wizją wieczora, uśmiechnęła się.
- Granger ! -
głos Malfoy'a dogonił ją na korytarzu, gdy zmierzała w stronę wyjścia.
- Co ?
- McGonagall
prosi nas do swojego gabinetu - powiedział. Znowu ? Drugi raz w ciągu dwóch dni, a to nie wróżyło
nic dobrego. Dziewczyna bez słowa zawróciła. Szli w milczeniu aż do drzwi
nauczycielki. Chłopak zapukał.
- Proszę -
rozległo się. Malfoy otworzył drzwi i pierwszy wszedł do środka. Za nim
Hermiona. - Jesteście, dobrze. Tak więc, mam dla państwa dwie informacje.
Myślę, że obydwie dobre. Wasz szlaban zostaje odwołany - uśmiechnęli się jak na
zawołanie - na rzecz prób u profesora Flitwicka - miny im zrzedły. Ich
dodatkową karą - a teraz jedyną - było wzięcie udziału w musicalu, który będzie
miał być wystawiony pod koniec roku szkolnego. Na razie dostali tylko scenariusze.
- To znaczy,
że próby będą się odbywały codziennie ? - zapytała Hermiona.
- Nie, dni i
godziny prób ustalicie z profesorem. Zwolnienie ze szlabanu traktujcie jako …
nagrodę za dobre sprawowanie - powiedziała, patrząc na nich uważnie znad
okularów. - Możecie iść - odwrócili się. - Czekajcie, o mało bym nie
zapomniała. W czwartek jest pierwsze przygotowanie do balu, w Wielkiej Sali po
kolacji.
- Pani
profesor - zwrócił się do niej Malfoy. - Wtedy trwa trening Ślizgonów.
- Ach tak -
McGonagall sprawiała wrażenie, jakby słowa chłopaka w ogóle jej nie obchodziły.
- Panno Granger, myślę, że zważając na okoliczności, będzie pani mogła
podzielić się z panem Malfoy'em naszą małą tajemnicą. A panu radzę, by ona nią
została.
- Oczywiście,
pani profesor - odpowiedzieli chórem i wyszli, żegnając się.
Hermiona
zaczęła się oddalać od chłopaka, gdy ten dogonił ją na schodach.
- Mam do
ciebie sprawę, Granger - powiedział.
- Nie możemy
tego omówić później ? - Hermiona chciała jak najszybciej znaleźć się w Hogsmead.
- Możemy.
- Świetnie -
dziewczyna przyśpieszyła. Pewnie grupa już wyszła.
Hermiona
przeglądała wieszaki pełne sukienek. Do tej pory przymierzyła ich bardzo dużo,
ale nadal nie znalazła tej "jedynej". Zawsze coś było nie tak. Jeśli
kolor pasował, to fason był nie za dobry i na odwrót. Dziewczyna nienawidziła
samotnego robienia zakupów, bowiem wolała mieć przy sobie kogoś, kto by jej
doradził. I miałaby Ginny, gdyby nie … Kilka głębszych wdechów. W końcu udało
jej się znaleźć coś, co wyglądało bardzo interesująco, na dodatek do sklepu
weszła Luna, do której w sprawach ubioru Hermiona miała ogromne zaufanie.
- Ładnie
wygląda na tym wieszaku - powiedziała Krukonka.
- Mam
nadzieję, że na mnie również.
- Pewnie tak.
Przymierz - Gryfonka nie potrzebowała dalszej zachęty.
Po chwili
wyszła z przymierzalni. Sukienka była czerwona z szerokimi ramiączkami. Dekolt
w literkę V była nie za duży, taki w sam raz. Tuż pod stanikiem przechodził pas
marszczonego materiału, oddzielająca górę sukienki od dołu, który był prosty,
tylko pod koniec lekko się rozchodził, tworząc parasolkę. Sukienka sięgała jej
do kolan.
- Zapniesz mi
ją ? - spytała Luny, odwracając się plecami do dziewczyny.
- Jasne -
Luna szybko poradziła sobie z zamkiem. - Ładnie wyglądasz, tylko jeszcze rozpuść
włosy.
Kaskada loków
zakryła odsłonięty kawałek pleców, a całości dodała uroku. Hermiona przejrzała
się w lustrze. Wyglądała ładnie. Po chwili pojawiła się sprzedawczyni i zaczęła
bardzo gorąco zachwalać sukienkę, co było dość zastanawiające. Gryfonka
wykonała parę obrotów, sprawiając, że sukienka zmieniła się w parasol. Lubiła
taki fason. Zdecydowała się. Kupuje.
Hermiona z pewnym żalem ściągnęła z siebie sukienkę. Wychodząc z przymierzalni spojrzała na cenę.
Co ?! To jakaś przesada. Szybko odwiesiła ją na miejsce, pożegnała się i wyszła
ze sklepu. Luna poleciała za nią.
- Czemu jej
nie wzięłaś ? - spytała, gdy przystanęły kilka metrów od drzwi.
- Widziałaś
cenę ? 100 galeonów ! Nie dałabym tyle za buty, a co dopiero za sukienkę.
- Może znajdziemy
coś innego.
- To był
ostatni sklep. Może za dwa tygodnie będzie coś nowego.
- Może.
Idziemy gdzieś jeszcze ?
- Do Trzech
Mioteł ?
- Nie. Tam
już wiszą jemioły, będzie za dużo nargli - Hermiona zaśmiała się w duchu.
- No to może
do Miodowego Królestwa ?
- Czemu nie.
***
***
Caroline
Stone, młoda ekspedientka sklepu Styl Czarownicy siedziała znudzona za ladą. Co
prawda była niedziela i dzieciaki z Hogwartu miały wyjściówkę, to jednak rzadko
które tu przychodziło. Dziewczęta wolały te nowe, mugolskie marki, które
niedawno wprowadzono na rynek i tylko czasem jedna, Pansy jakaś-tam wpadała tu,
by kupić sobie kolejny absurdalnie drogi ciuch, by tylko raz go założyć. Ale
przynajmniej sklep działał dalej. Caroline przyglądała się swoim
czerwono-krwistym tipsom (od jednego zaczął odchodzić lakier), gdy do sklepu
weszła dziewczyna, której jeszcze nigdy nie widziała. Zdobyła sobie
przychylność Stone tymi żółtymi spodniami i pięknymi włosami. Przeglądała sukienki. W Hogwarcie szykował
się bal, czy coś takiego. Wybrała jedną z droższych, więc Caroline już
zacierała ręce z radości. Jak kupi tą kieckę jej pensja z pewnością
podskoczy. Wyglądała w niej nawet
nieźle, jednak nie tak dobrze jak Stone mogłaby wyglądać. Potem, nagle
odwiesiła ją na wieszak i szybko wyszła zabierając ze sobą tę dziwną małą blondyneczkę
o wielkich oczach. Pff ! Pewnie nie było ją stać. Idiotka. Oczywiście Caroline
stać było na kupno tak drogiej sukienki, ale jej ona nie była potrzebna !
Dzwonek przy drzwiach dał znać, że przyszedł kolejny klient. Dziewczyna
obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Na pewno był bogaty. Płaszcz, który miał na
sobie, był prosty, ale bardzo elegancki. To samo można było powiedzieć o jego
spodniach, butach czy samej czapce. W jego postawie było coś takiego władczego,
stał z dumnie wypiętą piersią. Otaczała go aura tajemniczości i ciemność, które
była bardzo pociągająca, tak samo jak blada, przystojna twarz i jasne włosy
zaczesane na bok. Gdy mówił, jego twarz przybierała wyraz głębokiej pogardy,
jakby usłyszenie jego słów i głosu było dla słuchacza wielkim zaszczytem.
Wyglądał na góra 17 lat. Ale Caroline i tak się podobał. Obciągnęła swoją
różową bluzkę z dużym dekoltem jeszcze niżej i poprawiła włosy. Blondyn
skomentował to zachowanie uniesieniem brwi. Podszedł powoli do lady.
- W czym mogę
panu służyć ? - powiedziała, pochylając się tak, że jej dekolt stał się jeszcze
wyraźniejszy. Jak na razie żaden mężczyzna czy też chłopak nie był w stanie się
jej oprzeć. Działała na nich jak magnes, dlatego przychodzili tu kupować
absurdalnie drogie rzeczy dla swoich małżonek, tylko by popatrzeć na nią. Ten
młody człowiek stanowił jednak wyjątek. Rozejrzał się po sklepie, szukając
czegoś wzrokiem. W końcu zwrócił się do niej.
- Proszę mi
podać tą sukienkę, którą przymierzała dziewczyna, która przed chwilą stąd
wyszła.
Hermiona i
Luna wracały z Miodowego Królestwa w całkiem dobrych humorach. W sklepie
natknęły się na braci Weasley'ów i Harry'ego, którzy nie musieli się martwić o
stroje, bo ich rodzice mieli im je wysłać w następnym tygodniu. W towarzystwie
chłopaków przejrzały cały sklep, żartując i śmiejąc się. Luna się śmiała,
Hermiona odpowiadała tylko uśmiechem, natomiast Harry nadal trwał w dziwnym
osłupieniu i zaraz na jakiś czas mruczał coś pod nosem. Na dworze zaczął padać
śnieg, gdy zanurzeni w nim po kostki brnęli do zamku. Gryfonka nie odzyskała
swoim rękawiczek i zaczęły odmarzać jej palce. Co chwilę chuchała w dłonie.
- Gdzie masz
rękawiczki, Hermiono ? - zapytał Harry.
- Zostały … w
zamku - dokończyła, nie chcąc przypominać chłopakowi poprzedniego dnia. Ten
natomiast ściągnął swoje.
- Masz -
wręczył jej swoje.
- Nie, Harry,
teraz ty będziesz marznął.
- Bierz i nie
narzekaj - powiedział.
- Dzięki -
przyjęła rękawiczki z wdzięcznością.
Były przyjemnie wygrzane.
- Wczorajszy
mecz był ZARĄBISTY - zaczął Fred. Hermiona jęknęła w duchu. Wczorajszy mecz i to,
co się po nim działo to wspomnienia, które chce jak najszybciej wymazać z
pamięci. Hermiona, Harry i Luna wycofali się z grupy, która teraz zażarcie
dyskutując o meczu posuwała się do przodu, kiedy oni zostali z tyłu.
- Harry -
zwróciła się do chłopaka Luna - słyszałeś może o skrętościskach ?
- Nie -
odpowiedział. - Co to ?
- Takie małe
stworzonka, które dostają się do człowieka przez noc, wlatują do … - Harry i
Luna jeszcze bardziej zwolnili i Hermiona została sama na środku drogi,
zamknięta między grupkami.
Szła chwilę
zamyślona. W jej głowie znów pojawił się
Charles, a ona chciała go jak najszybciej wyrzucić. Niema walka trwała już
jakiś czas, gdy nagle usłyszała śmiech Harry'ego. Krótki, delikatny, ale
śmiech. Odwróciła się, ale chłopak z powrotem miał na twarzy ten swój grymas.
Ile można ? Dochodzili już do zamku, gdy wszyscy wyrównali. Ron właśnie wyżalał się, że musi na bal iść z
Hanną Abbott.
- Ale to nic!
Hermiona trafiła gorzej - czemu on jest takim paplą ?
- Serio ?
Kogo masz ? - George spojrzał na nią uważnie.
- Młodego
Malfoy'a - powiedziała, dość normalnie.
- Uu…
kondolencje, młoda - rzucił Lee.
- Dzięki -
mruknęła, dla żartu wpadając na niego bokiem, za co oberwała ze śnieżki.
Oddała. I tak zaczęła się wielka bitwa, w którą zostali wciągnięci również inni
uczniowie.
Jakiś czas
później, Hermiona czekała na Lunę pod Pokojem Wspólnym Krukonów. Dziewczyna
została zaproszona przez Harry'ego do Wieży Gryffindoru, co Hermiona gorąco
poparła, jednak teraz w mokrych spodniach było jej trochę zimno i modliła się w
duchu, by Krukonka się pośpieszyła. Luna miała na Harry'ego zbawczy wpływ,
dlatego Gryfonka chciała, by spędzali ze sobą jak najwięcej czasu. Była nawet gotowa oddać jej swój pokój. Po chwili Luna wyszła do Hermiony. Miała na
sobie włochaty żółty sweter, fioletowe legginsy i puchate kapcie. Blond włosy
spięła w kitkę.
- W końcu -
jęknęła Hermiona, co Luna skomentowała swoim zabójczym uśmiechem. Wyglądała jak
elf.
Szły po
schodach, gdy z naprzeciwka pojawił się Malfoy.
- Pójdziesz
sama ? - spytała Gryfonka, Krukonki. -
Muszę coś załatwić.
- Jasne -
Luna raźnie wbiegła po schodach.
- Malfoy ! -
dziewczyna zawołała za chłopakiem.
- Czego ? -
Ślizgon wyraźnie nie był zadowolony, że Hermiona zaczepia go przy innych. W
końcu… była, kim była.
- Chciałeś o
czymś porozmawiać ? - powiedziała niepewnie, zbita z tropu, ostrym tonem.
- Już nie.
- Ale…
- Nie ważne -
odciął się i odszedł.
- Okeeej -
dziewczyna była bardzo zaskoczona. O co mu mogło chodzić. Wzruszając ramionami,
zawróciła i pognała w stronę wieży. W
Salonie Wspólnym większość uczestników bitwy wygrzewało się przy ciepłym
kominku. - Skoczę się przebrać i zaraz
będę z powrotem - obiecała, gdy zaprosili ją do gry.
Otworzyła drzwi do dormitorium i zobaczyła
Lavender pochylająco się nad jej łóżkiem. Na dźwięk otwierania drzwi,
dziewczyna podskoczyła jak oparzona i uciekła do swojego posłania. Hermiona dopiero teraz zauważyła dwie
paczuszki leżące na jej łóżku. Zamknęła drzwi i podeszła do bliżej
niezidentyfikowanych rzeczy. Pierwszą poznała z daleka. Był to jej rękawiczki,
które zostawiła w szatni. Koło nich leżała mała karteczka :
Zostały wczoraj w szatni. przepraszam, ale
nie mam nic lepszego. Wszystkiego Najlepszego. i przepraszam, wybacz mi.
Charles
Hermiona zgniotła kartkę i celnym rzutem
wrzuciła do kosza. Nadal była na niego wściekła, ale przynajmniej oddał
rękawiczki. Drugą rzeczą było prostokątne pudło, zawiązane wstążką z piękną
kokardką na środku. Na pudle leżała zgięta na pół kartka z czerpanego papieru.
Hermiona rozchyliła liścik.
Wszystkiego Najlepszego
Nic więcej. Żadnego
podpisu. Dziewczyna rozwiązała kokardkę
i po chwili mocowania się ze wstążką, odchyliła pokrywkę. W pudle spoczywała
sukienka, którą kilka godzin wcześniej oglądała w sklepie. Hermiona z
niedowierzaniem wzięła ją do rąk. Kto podarowałby jej na urodziny tak drogą
sukienkę ? I jeszcze ten papier …
- Od kogo ? - zainteresowała się
Lavender. Oczy aż płonęły jej z podekscytowania. Chciała wiedzieć i Hermiona
wiedziała, że dziewczyna Rona nie wypuści jej z pokoju dopóki nie pozna
nazwiska osoby, która dała jej ten prezent.
- Nie wiem - skłamała. Choć nie
do końca. Mogła jedynie się domyślać, ale nie bardzo podobała jej się ta
odpowiedź.
Około dziesiątej nadal tkwili
przed kominkiem. W większości odpuścili
kolację, zapchani tortem Hagrida i innymi słodyczami, które Hermiona dostała na
urodziny. Po kilku godzinach grania w najróżniejsze gry teraz siedzieli,
zatopieni w rozmowach. Hermiona
siedziała z boku, wpatrzona w okno. Jutro rano będzie musiała, jak co
poniedziałek, zerwać się wcześnie rano na trening. Z Charlesem.. Bardzo ją
zranił. Prawdopodobnie jak nikt inny. A teraz będzie musiała spędzać z nim
czas, słuchać się go, patrzeć na niego, kiedy jedyne, o czym marzy to nie mieć
z nim nic wspólnego. Jakiś czas pociągnie, ale … ile można ?
Mała zmiana. Nie będę już nadawać rozdziałom tytuły, tylko kolejne numery. Ten rozdział trochę zwalnia tempo i strasznie długo mi się go pisało, ale jest baaardzo ważny. Przepraszam za wszytskie błędy ortograficzne. Ps. Percy w mojej wersji został odmłodzony o kilka lat. Hope you'll like it ♥