Ten rozdział dedykuję ~Draco :D Dziękuję, że jesteś ♥
Jeśli coś pozwalało Hermionie oderwać się od problemów codziennego życia, to z pewnością były do treningi Quidditcha. Latając na miotle oczyszczała swój umysł ze wszystkich niepotrzebnych myśli i pozwalała porwać się grze. Także obecność wiecznie roześmianego Deana miała na nią kojący wpływ. A na tym treningu przeszli samych siebie. Po kilku minutach Charles zrezygnował z napominania ich, bowiem do wygłupów przyłączyła się reszta drużyny i w końcu Olivander był zmuszony ogłosić "wolny trening", czyli każdy robi co chce. Fred i George zaczęli zakładać się o to, który z nich dalej wybije tłuczka, tak, że piłki zaczęły niebezpiecznie przybliżać się do okiennic zamku. Harry smętnie wodził wzrokiem za zniczem, czasami podejmując wysiłek złapania go i wypuszczenia później na wolność, Angelina postanowiła, że będzie rzucać karne Charlesowi, który zaczął się już nudzić. Natomiast Hermiona i Dean przeszli wszystkich, najzwyczajniej w świecie bawiąc się w berka. W pewnym momencie Hermiona zbyt mocno się rozpędziła i wpadła w kolegę, o mało nie spadając z miotły. Dean złapał ją w ostatniej chwili, a ona stopami zatrzymała miotłę, lądując na samym jej końcu. Dopiero po chwili zrozumiała, że jest wręcz przytulona do Deana. Wyswobodziła się z uścisku, na co chłopak zaśmiał się.
- Jeśli o mnie chodzi, możesz tak częściej - zażartował.
- Ciekawe co na to twoja dziewczyna ? - Hermiona zauważyła, że chłopakowi od razu zrzedła mina. - Przepraszam, nie chciałam cię urazić…
- Nie, nie, nic się nie stało. Po prostu… zerwaliśmy. Chris nie była… tą jedyną. Rany, brzmię jak dziewczyna - zaśmiał się.
- To nic złego. My przecież też czekamy na swojego księcia z bajki, który przyleci na białym hipogryfie. - uśmiechnęła się. W wersji magicznej koń odpadał, ale testrale były za ciemne (nie licząc faktu, że większość ludzi ich po prostu nie widziała).
- Wiem, tylko czy nie wydaje ci się to głupie ? Chłopak…
- A co ma płeć do tego jakiej miłości szukamy ? - podleciała bliżej i położyła mu dłoń na ramieniu. - Jesteś romantykiem ? To dobrze, bo większość dziewczyn właśnie takich woli.
- Tylko czasem mam wrażenie, że nie znajdę tej odpowiedniej… - zrobiło się strasznie sentymentalnie. Ona znalazła tego jedynego, i co z tego ?
- Któregoś dnia znajdziesz, co do tego nie mam wątpliwości - odpowiedziała. - Ale niestety, to nie będę ja - westchnęła teatralnie.
- Skąd wiesz ? - spojrzał jej prowokacyjnie w oczy, także przybliżyli się do siebie nieznacznie. - Nie mów hop, póki nie skoczysz.
- Masz rację, tego nie wiem. Ale wiem jedno - powiedziała konspiracyjnie.
- Co takiego ? - chłopak nachylił się do niej.
- Berek ! - wykrzyknęła, klepiąc go porządnie w plecy. Roześmiani, wrócili do zabawy.
Wieczorem, gdy już Charles podziękował im za niezwykłe " solidny" trening, Hermiona wracała do zamku w świetnym humorze. Na chwilę zapomniała o wszystkich wydarzeniach ostatnich dni i cieszyła się chwilą. Było to niesamowite uczucie.
- A co z tobą ? Znalazłaś już swojego księcia ? - zapytał Dean, gdy wpinali się po kamiennych schodach prowadzących do bramy głównej.
- Tak, ale to trochę… skomplikowane - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie chciała poruszać tego tematu. Za bardzo tęskniła.
- Czemu ?
- Ponieważ … hm… - zamyśliła się, chcąc jak najodpowiedniej ubrać swoje myśli w słowa. - Powiedzmy, że nie odpowiada mu ta rola… - to chyba najzgrabniejsze określenie relacji między nią a Draconem.
- Charles trochę narozrabiał, ale myślę, że powinnaś da mu jeszcze jedną szansę - Hermiona stanęła jak wryta. Charles ? Od kiedy to Dean był po jego stronie ? Pamiętała przecież jak Gryfon złorzeczył na kapitana tuż po tym co się stało na początku grudnia. Była bardzo ciekawa co sprawiło, że zmienił zdanie.
- Myślę, że na to jest trochę za późno.
- Dlaczego ?
- Nie potrafiłabym mu jeszcze raz zaufać, po tym co się stało. A taki związek nie miałby najmniejszego sensu. Spędzanie każdej wolnej chwili na zastanawianiu się, czy właśnie nie migdali się z jakąś panną nie jest szczytem moich marzeń - przy ostatni słowie Hermiona źle stąpnęła i znów o mało nie spadła ze schodów. I tym razem Dean pomógł jej utrzymać równowagę. - Dzięki.
- Nie ma za co. I tak nadal uważam, że powinniście spróbować.
- Ale…
- Sama nie wiesz, co może z tego wyjść. - Hermiona poddała się z jękiem.
- Dobrze, spróbuję - obiecała, krzyżując palce z plecami. To w jej mniemaniu zwalniało ją ze złożonej obietnicy. Miała już dość kłopotów z jednym chłopakiem, nie potrzebowała na głowie byłego.
Cisza i spokój panujące w bibliotece działały na nią wręcz zbawczo. Żadnych krzyków, napadów śmiechu czy wybuchów. Tylko szelest kartek, skrobanie piór i zapach farby ciągnący się od wiekowych książek. To właśnie w takim miejscu Hermiona czuła się najlepiej. Nic nie zakłócało jej wewnętrznego spokoju i toku myślenia, dlatego w spokoju mogła skończy zadanie domowe z Eliksirów. W momencie, w którym postawiła ostatnią kropkę, jak spod ziemi wyrósł przy niej Lee.
- Hej, Herm - nagły szept, który pojawił się tuż przy jej uchu sprawił, że delikatnie podskoczyła, przestraszona. - Luz, to tylko ja.
- Merlinie, Lee, musisz mnie tak straszyć ?
- Wybacz - uśmiechnął się łobuzersko. Hermiona przyjrzała mu się dokładnie. To, że coś kombinował było wiadome od razy, ponieważ ludzie tacy jak Jordan i bliźniacy omijali bibliotekę szerokim łukiem. Nie wiedziała tylko co.
- Słuchaj, Herm, robisz teraz coś ważnego ?
- Nie, właśnie skończyłam.
- Poszłabyś ze mną w jedną miejsce ?
- Lee… o co ci chodzi ? - chłopak zmarszczył brwi, jakby próbował rozwiązać w myślach jakiś skomplikowany wzór matematyczny.
- O nic, mamy po prostu dla ciebie małą niespodziankę - odpowiedział po chwili.
- Mamy ?
- Herm, błagam, mogłabyś na chwilę przestać zadawać pytania i zrobić to, o co ludzie proszą ?
- Ja…
- No to świetnie - powiedział Lee, zagarnął wszystkie jej rzeczy i wyciągnął ją na korytarz. Szli w milczeniu aż do korytarzy na szóstym piętrze.
- I gdzie teraz ? - zapytała Gryfonka.
- Musisz iść do końca i w lewo.
- A ty nie idziesz ?
- Nie, tutaj moja rola się kończy.
- Ale…
- Idź, idź - popchnął ją delikatnie i w ostatniej chwili wskoczył na schody, które zaczęły się przemieszczać.
Hermiona ruszyła niepewnym krokiem do rozwidlenia dróg na końcu korytarza. Następnie skręciła w lewo , tak jak poinstruował ją
Jordan. Nagle poczuła dziwne mrowienie w karku, jak wtedy, gdy wiesz, że ktoś
cię obserwuje, ale nie wiesz kto. Dziewczyna obejrzała się delikatnie przez
ramię, jednak nikogo nie zobaczyła. Potrząsnęła ramionami, aby pozbyć się
dziwnego odczucia i ruszyła dalej. Na samym końcu korytarza zamigotała jej
wysoka, ciemnowłosa postać. Te ruchy,
krok... Charles. W pierwszym odruchu chciała się wycofać, ale postanowiła, że
tym razem nie stchórzy. Podeszła do chłopaka, jak gdyby nigdy nic.
- Przyszłaś -
powiedział, uradowany. Gryfonka nie podzielała jego optymizmu.
- O co chodzi
? – spytała szorstko. Widziała, że swoim tonem zaskoczyła Olivandera, ten
jednak szybko się opanował.
- Chciałem z
tobą porozmawiać.
- O czym ?
- O tobie i o
mnie. O nas – dopiero teraz odważył się spojrzeć jej w oczy. Malowała się w
nich jakaś niewytłumaczalna nadzieja, przez którą zaczęło ją skręcać w żołądku.
- Już nie ma
o czym, Charles – powiedziała powoli i dobitnie. Chłopak podszedł bliżej, na co
ona wycofała się kilka kroków.
- Wiem –
odpowiedział gorzko na nieme pytanie. – Wiem, że narozrabiałem. Wiem, że cię
zraniłem, ale musisz zrozumieć. Postaw się na moim miejscu. Gdyby ktoś ci
powiedział, że spotykam się za twoimi plecami z Angeliną, to nie postąpiłabyś
tak samo ?
- Nie. Nie,
ponieważ ci ufałam. I zanim zdecydowałabym się na jakąkolwiek formę zemsty,
upewniłabym się co do trafności plotki. Mogłeś ze mną porozmawiać, zapytać, a
nie brać wszystko na wiarę.
- Masz rację,
Hermiono, powinienem, ale za bardzo się bałem… że cię stracę. Brzmi to
absurdalnie, wiem, ale tak było.
- No to
rzeczywiście dołożyłeś starań, żeby tak się nie stało. Jak mogłam być taka
głupia, żeby nie zrozumieć, że całowanie się z dziewczyną mojego najlepszego
przyjaciela jest twoim sposobem na uratowanie naszego związku. Czysty geniusz –
sarknęła.
- Hermiono,
błagam, wiem, że to był czysty idiotyzm, ale zrozum ! Naprawdę mi na tobie
zależy – przysunął się do niej. Hermiono, oszołomiona tym, na jaki tor zeszła
ta rozmowa, tym razem się nie odsunęła. – Jesteś najważniejszą osobą w całym
moim życiu. Błagam, wróć do mnie. Nie mogę bez ciebie żyć !
Gryfonka biła
się z myślami. Nie chodziło o to, czy do niego wrócić czy nie. Nie wiedziała
jak delikatnie odmówić. Ale z drugiej strony, dlaczego miałaby być delikatna ?
- Charles,
ja… - nie było dane jej dokończyć, ponieważ chłopak przyciągnął ją znienacka do
siebie i pocałował. Hermiona zacisnęła z całej siły usta i odepchnęła od siebie
rozczarowanego Olivandera. – Proszę, nie utrudniaj mi tego.
- Al.. –
przyłożyła mu palec do ust, które jeszcze przed chwilą wpijały się w jej wargi,
zostawiając na nich smak goryczy. Coś w jej świadomości mówiło jej, że słyszy
kroki. Ktoś biegł, ale na korytarzu nie widziała żywej duszy. Mrowienie w karku
nagle ustąpiło.
- Wysłuchaj
do końca – wzięła głęboki oddech i odjęła palec. – Tego co było między nami nie
da się już odbudować. Nie chodzi mi o samo uczucie, ale o zaufanie. Nie chcę
każdej chwili spędzać na martwieniu się o to, czy nie całujesz się po kątach z
kimś innym, a każdą dziewczynę, na którą dłużej spojrzysz traktować jak
śmiertelną rywalkę.
- Mogę to
zmienić. Będę przy tobie cały czas i obiecuję, że nie będę się za nikim
oglądał. Po prostu daj nam jeszcze jedną
szansę. Tym razem nam się uda, czuję to !
- To nic nie
da, Charles, bo ja… już nie czuję tego co kiedyś… Spóźniłeś się z tą
rozmową. Teraz jest już na nas za późno.
- Zakochałaś
się w kimś innym ? – spytał z odrazą.
- Tak –
odpowiedziała, patrząc mu w oczy. – Zakochałam się w kimś innym. I to uczucie
jest o wiele mocniejszego od tego, którym darzyłam ciebie.
- Ale… jak
mogłaś ? - wypalił, zły.
- Jak mogłam
? Nie zapominasz się przypadkiem ? Już nie jesteś moim chłopakiem, a to jest
moje życie i to ja mam prawo decydować co z nim zrobię – wycedziła przez zęby i
odwróciła się, odchodząc.
- Zostańmy
chociaż przyjaciółmi ! – zawołał za nią błagalnie Charles. Hermiona odwróciła
się.
- Nie, dzięki
– rzuciła się biegiem przed siebie.
W salonie nie
było nikogo. Trwała kolacja i Gryfoni udali się na posiłek. Hermiona weszła do
swojego dormitorium i ze złością rzuciła swoją torbę na łóżko. Ta otworzyła się
pod wpływem siły uderzenia i jej zawartość wysypała się na podłogę. Dziewczyna
zaklęła pod nosem i zaczęła zbierać rzeczy. Ułożyła wszystko na szafce, ale coś
jej się nie zgadzało. Podeszła do stosu i wyciągnęła granatowy zeszyt, który na
pewno nie należał do niej. Od razu rozpoznała drobne i krzywe pismo Harry’ego.
Musiała go zagarnąć, gdy pakowała się po transmutacji. Zabrała ze sobą
znalezisko i poszła do pokoju chłopaków. Zapukała przed wejściem, upewniając
się, że nie zastanie żadnego z lokatorów w niekomfortowej sytuacji. Kiedy nikt
nie odpowiedział, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Uderzyły w nią tysiące
zapachów charakterystycznych dla pomieszczeń zamieszkiwanych przez chłopców.
Brudne skarpetki walały się wszędzie, nie mówiąc o innych częściach garderoby,
których nie powinna oglądać. Albo nabałaganili tak w ciągu godziny, albo
skrzaty porzuciły opiekę na tym pokojem już jakiś czas temu. W końcu udało jej
się dotrzeć do łóżka Harry’ego. Na jego szafce znajdowała się książka do
eliksirów, co było dziwne samo w sobie. Hermiona wzięła podręcznik do ręki. Był
otworzony na dziale poświęconym truciznom. Mieli go zacząć dopiero za jakiś
czas, a jej przyjaciel z pewnością nie był typem „uczącego się do przodu” lub
prościej – kujona. Gryfonka była bardzo zaskoczona swoim odkryciem i nie umiała
znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia zachowania przyjaciela. Odłożyła książkę
na swoje miejsce i zeszła na kolacje, mając ochotę, by cały ten pokręcony dzień
w końcu się skończył. Jeszcze tylko
kolacja i weekend. Nareszcie.
Hermiona
weszła do Wielkiej Sali, już odruchowo rzucając krótkie spojrzenie na stół
Slytherinu. Była w tym zajęciu już tak wyćwiczona, że wiedziała dokładnie jak
przekręcić głowę, by spojrzeć dokładnie na niego. Draco siedział nad pełnym talerzem, grzebiąc
widelcem w jego zawartości. Nie odzywał się do nikogo, tylko wpatrywał się
pustym wzrokiem w jakiś punkt na ścianie. A co najważniejsze, trzymał tę krowę,
Parkinson, na dystans. Gryfonka, widząc to, poczuła mściwą satysfakcję.
Rozanielona, usiadła na swoim stałym miejscu, koło Harry'ego. Przyjaciel
przywitał ją czymś, co od biedy mogło uchodzić za uśmiech, a w rzeczywistości
było niewielkim grymasem. Hermiona nie zdążyła zjeść do końca pierwszej
kanapki, gdy tuż przed nią pojawili się Fred i George, spychając Rona na niemającą
nic przeciwko temu Lavender. Mina rudzielca świadczyła o czymś zupełnie innym.
- Herm ! -
zwrócił się do niej Fred. Ciekawe skąd wytrzasnęli z Lee to przezwisko.
- Uznaliśmy z
Fredziem - przejął pałeczkę George - że skoro wybaczyłaś nam to mogłabyś także
wybaczyć Charlesowi i naszej głupiej siostrze.
- I wrócić do
niego ! Byliście genialną parą ! Ścigająca i obrońca, połączenie idealne -
Gryfonka nie wiedziała co było gorsze. Fred i George bawiący się w swatki, czy
zainteresowanie innych uczniów ich próbami.
- Kusząca
propozycja, ale odmówię. Tak samo jak Deanowi, Lee i Charlesowi - powiedziała
odkładając kanapkę. - To moje życie i moja sprawa - wstała - i byłabym bardzo
wdzięczna, gdybyście zostawili je w spokoju.
Odchodząc,
dziewczyna usłyszała komentarz któregoś z Gryfonów : " Hermiona odmawia
Charlesowi, Ginny Harry'emu. W głowach im się poprzewracało i tyle ! ",
ale rozeźlona na bliźniaków, nie zastanawiała się nad nim. Nie zauważyła też,
że para dużych, szarych oczu odprowadziła ją aż do samych drzwi, uważnie
śledząc każdy jej ruch.
W ciągu kilku
następnych dni, Hermionie towarzyszyły ciągłe szepty. Gdziekolwiek by się nie pojawiła, uczniowie
Hogwartu przyglądali jej się z uwagą, apotem zaczynali wymieniać po cichu
zdania na jakiś niezwykle ekscytujący temat. Jednak głowę Gryfonka zaprzątało
coś zupełnie innego. A właściwie, ktoś inny.
Cały tydzień
minął dziewczynie bez większych rewelacji. Jeśli nie licząc ciągłych błagań
Charlesa i jego kompanii. Jedynie Dean opamiętał się na tyle, by ją przeprosić
i pozostać neutralnym. Hermiona szła na
eliksiry, ostatnią lekcję w piątek, gdy znów dopadło ją to dziwne uczucie
mrowienia w karku. Teraz, w tłumie uczniów nie była w stanie zobaczyć, kto
wywołuje u niej to uczucie. Wzdrygnęła się w daremnej próbie pozbycia się go.
- Co jest ? -
zapytał stojący koło niej Ron.
- Nic, po
prostu… trochę tu zimno - zmyśliła na poczekaniu.
- Aha -
mruknął rudzielec.
Prawdziwy
dżentelmen, pomyślała. Gdzie się podziali ci wszyscy chłopcy, którzy słysząc to
zdanie, okryliby ją swoim swetrem i jeszcze ponieśli torbę, by się nie męczyła
? No niestety, nie licząc kilku wyjątków, zniknęli.
- Nietoperz
na dwunastej - obok przyjaciół stanął Dean.
Rzeczywiście, Snape szedł naprzeciwko nich, a jego długie, czarne szaty
powiewały złowrogo. Czyżby… Hermiona musiała wysilić wzrok, by dostrzec to z
takiej odległości, ale… Severus Snape podciął i …umył włosy….
- Wy też to
widzicie, czy mam halucynacje ? - wyszeptał Ron, jakby bał się, że głośniejsze
odezwanie się zburzy ten obraz.
- Tak -
odpowiedziała Hermiona. - Też to widzę.
Snape bez
słowa wpuścił ich do klasy. Gryfoni i Ślizgon zajęli swoje części klasy, obrzucając
się nawzajem nienawistnymi spojrzeniami. Hermiona jak zwykle usiadła między
Harrym a Deanem, ponieważ Ron udał się do stolika Lavender. Jeśli uczniowie
zachodzili w głowę co spowodowało zmianę Snape'a, to odpowiedź sama do nich
przyszła. Miała długie, rude włosy związane w kitkę, uroczy uśmiech i idealnie
pasujące na właścicielkę ubranie.
- Dzisiejsze
zajęcia - rozpoczął swoim monotonnym głosem Snape - poprowadzi gościnnie panna
Gordon. Mam nadzieję, że pokażecie jej swoją klasę, choć w przypadku niektórych
jest to wielce wątpliwe - uśmiechnął się złośliwie do Gryfonów.
- Dziękuję,
profesorze Snape - odezwała się kobieta. - Nazywam się Daphne Gordon i jak już
powiedział wasz nauczyciel, poprowadzę dzisiejsze zajęcia. Otwórzcie
podręczniki na stronie 120.
Hermiona
wykonała polecenie kobiety. Jej oczom ukazał się pierwszy temat działu
poświęconego truciznom.
- Waszym
zadaniem na dzisiejszych zajęciach będzie wykonanie w parach eliksir, którego
przepis znajduje się w dole strony. Jest ono bardzo uniwersalne, działa prawie
jak beozar, jednak na mniejszą ilość trucizn. Jego specjalną właściwością jest
to, że podany zaraz po spożyciu trucizny nie niweluje jej, lecz zmniejsza jej
wchłanianie przez organizm, co sprawia, że mamy więcej czasu na przygotowanie
właściwego antidotum. Gotowy wywar musicie mi oddać 10 minut przed końcem. Oto
pary w jakich będziecie pracować - panna Gordon wzięła z biurka kartkę papieru.
Hermiona modliła się w duchu, by nie dostała go. - Pan Potter będzie pracował z
panną Parkinson, pan Weasley z panem Crabbe'em, pan Longbottom z panem Goyle'em,
pan Thomas z panem Zabinim, pan Finnigan z panną Smith, panna Brown z panem Morganem
i panna Granger z panem Malfoy'em. Do pracy !
Mieszanie się
Gryfonów ze Ślizgonami nie było najlepszy pomysłem. Żadna z stron nie chciała ustąpić,
czyli przenieść się na terytorium wroga. Hermiona nie chciała przejść na drugą
stronę z jeszcze jednej przyczyny. Każda komórka jej ciała błagała i rwała się,
by podejść do Ślizgona, spragniona jego obecności, jednak jakiś głosik w jej
głowie podpowiadał, że nie powinna była tego robić. Tłumiona przez ostatnie tygodnie tęsknota
przebiła się przez wyznaczone jej w umyśle dziewczyny bariery i wręcz
krzyczała, by Gryfonka podeszła do niego. W końcu to uczucie przemogło. Hermiona
westchnęła, zrezygnowana. Takie zachowanie nie prowadzi do niczego, a tylko
mają coraz mniej czasu na stworzenie eliksiru. Zebrała swoje rzeczy i wraz z torbą,
jako pierwsza przeszła przez klasę, by położyć je z stole przed zaskoczonym Draconem,
zmuszając tym samym Pansy, by opuściła swoje miejsce. I tak po kolei, w efekcie
domina, po pięciu minutach wszyscy siedzieli już tak, jak nakazała im panna
Gordon. Po chwili na stołach pojawiły się potrzebne składniki. Hermiona
chwyciła swój podręcznik, ale Draco był szybszy. Podał jej swój, z przepisem
podzielonym na części "ja" i "ty". Gryfonka poszła w jego ślady i już po chwili pracowali w
zupełnym milczeniu. Miażdżąc korzenie, dziewczyna rozejrzała się po sali. Harry kłócił się o coś z Pansy, która
pokazywała mu swoje pomalowane na jaskrawy róż paznokcie, Ron pochylony nad
swoją deską do krojenia dusił się ze śmiechu widząc poczynania Crabbe'a, a Dean
i Blaise łypali na siebie spode łba nad parującym kociołkiem. Istna sielanka.
Hermiona rozejrzała się po części Slytherinu i napotkała wzrok Dracona, który
nagle zdecydował się patrzeć w zupełnie innym kierunku. Zaskoczona, wróciła do
przerwanej na chwilę czynności. Gdy jednak po kilku minutach rzuciła chłopakowi
krótkie spojrzenie, znów spojrzała prosto w te szare oczy. Potem znowu, i
jeszcze raz. Ta sytuacja zaczęła wyprowadzać ją z równowagi, co odbiło się na
ważonym przez nią eliksirze. Chłopak w ostatniej chwili powstrzymał ją przed
wrzuceniem do kociołka ostatniego składnika, którego było dwa razy więcej niż
powinno.
-
Przepraszam, Malfoy - powiedziała, odkładając niepotrzebną część. Jego obecność
za bardzo ją rozpraszała.
- Nic się nie
stało, Granger - odpowiedział zagadkowo Ślizgon, mieszając zawartość ich
kociołka, która zgodnie z przepisem, miała barwę szmaragdu.
Po dodaniu ostatniego,
już dobrze odmierzonego, składnika eliksir zmienił barwę na głęboki granat.
Ślizgon i Gryfonka spojrzeli z dumą na swoje dzieło. Udało im się. Hermiona po
raz kolejny spojrzała na Dracona. Patrzyli na siebie chwilę w ciszy, gdy nagle
idealne usta chłopaka wygięły się w uśmiechu. Dziewczyna, zawstydzona, spuściła
wzrok. Miała halucynacje, na pewno ! To od tej pary z kociołka. Nagle porwał
jej podręcznik i napisał coś na górze strony.
6.02, 22.00 c. 54
Hermiona
przeczytała notkę i pokręciła przecząco głową. Nie straciła na tyle rozumu, by
przez niego ryzykować kolejny szlaban. Chociaż propozycja była bardzo kusząca,
nie mogła się zdobyć na to. Draco postawił znak zapytania przy numerze celi.
Gryfonka spojrzała na napis i odpisała.
cisza nocna 6.02,
22.00 c. 54
Draco zrozumiał
przekaz.
20. 50
cisza nocna 6.02,
22.00 c. 54
10 minut przed
? Ciekawie…
- Czas minął
! Zlewajcie eliksir do probówek i podejdźcie parami do mojego biurka - rozległ
się głos panny Gordon.
Hermiona
chwyciła nabierkę, która pojawiła się na stole i przelała eliksir do probówki.
Gdy podawała ją Draconowi, jej spojrzenie padło na niewielką, trójkątną bliznę
- pozostałość po pamiętnym szlabanie u Snape'a. To chyba po nim zaczęła patrzeć
na chłopaka w trochę inny sposób niż zazwyczaj.
- Bardzo
dobrze ! - pochwaliła Daphne, gdy oddali jej swoją pracę. Poblask jest
troszeczkę za mały, ale eliksir jak najbardziej przydatny do użycia !
Przelejcie resztę do probówek, przyda się do prezentacji na następnych
lekcjach. I oczywiście, po 10… a co tam, po 20 punktów dla Gryffindoru i
Slytherinu ! Zgadza się pan ze mną,
profesorze Snape ? - kobieta przeniosła spojrzenie na stojącego obok niej
mężczyznę. Gryfonka po raz pierwszy widziałam, by Severus Snape się zmieszał.
- Oczywiście,
panno Gordon - odpowiedział w miarę uprzejmie, ale jego oczy, zwrócone w stronę
Gryfonki rzucały błyskawice.
Hermiona
promieniała. Gryffindor zarobił 20 punktów na lekcji eliksirów. Cud. Miała
wrażenie, że wręcz słyszy przesuwające się kryształki, które opadały na dół
wielkiej klepsydry. Wraz z Draconem przelali resztę zawartości kociołka do
nowych probówek i zanieśli je nauczycielce. Musieli jednak stanąć w długiej
kolejce, ponieważ reszta par, z kwaśnymi minami, podeszła do biurka. Gdy w
końcu dopchali się do nauczycielki, klasa opustoszała. Zostali tylko Harry i
Ron, czekający na nią. Gryfonka schowała swoje rzeczy, gdy nagle Draco stanął
bardzo blisko niej.
- Do
zobaczenia wieczorem - powiedział cicho, a wzdłuż kręgosłupa dziewczyny
przeszedł przyjemny dreszcz. Ślizgon wrócił do pakowania swoich rzeczy.
- Herm,
pośpiesz się ! - zawołał stojący w drzwiach Ron.
- Już idę -
zapewniła, zarzucając torbę na ramię.
Wraz z
przyjaciółmi mijała kolejne korytarze, kierując się do wieży Gryffindoru. Na
jednej kondygnacji schodów zobaczyli bardzo często spotykany na szkolnych
korytarzach widok, czyli całującą się parę. I z pewnością przeszliby obok tego
obojętnie, gdyby nie fakt, że to właśnie Ginny migdaliła się z Blaise'em. Ron
położył dłoń na ramieniu Harry'ego.
- Nie zwracaj
na to uwagi. Skończona idiotka - powiedział.
Harry z całej
siły strzepnął rękę przyjaciela i ruszył po schodach. Hermiona i Weasley
zostali w tyle wpatrując się w plecy chłopaka.
- Przejdzie mu
- powiedziała Hermiona po raz setny.
- Ciekawe tylko,
kiedy.
Dochodziła
godzina spotkania. Hermiona przyglądała się swojemu odbiciu. Oczy lśniły jej niezdrowym entuzjazmem,
którego za wszelką cenę chciała się pozbyć. Przecież to zwykłe spotkanie, nic
takiego. Już dawno sobie powiedzieli, co o sobie myślą, więc nie ma się czym
martwić. Beznadziejnie kłamiesz, wiesz ? W końcu zebrała się w sobie i wyszła z
dormitorium, kierując się w stronę pokoju chłopaków. Co prawda, spotykali się
przed ciszą nocną, ale wolała mieć pewne zabezpieczenie. Zapukała.
- Proszę ! -
rozległ się głos Neville'a.
Hermiona weszła
do środka, zasłaniając sobie teatralnie oczy. Po kilku krokach wpadła na coś,
co okazało się być kolumną od łóżka Harry'ego.
- Już mogę ? -
zapytała śmiejących się chłopaków.
- Jasne. Nie,
chwila, Weasley wciąga spodnie. Ok. Możesz. - poinstruował ją Dean.
W pokoju
panował niezły porządek, co było bardzo zaskakujące. Gryfonka zwróciła się do
Harry'ego.
- Czy mogłabym
pożyczyć od ciebie mapę Huncwotów i pelerynę ?
- Pewnie -
Harry uśmiechnął się delikatnie. Wyciągnął przedmioty z kufra i popatrzył na
nie przez chwilę z jakąś dziwną czułością. - Tylko zaopiekuj się nimi dobrze -
powiedział, wręczając jej rzeczy.
- Oczywiście,
dziękuję - odpowiedział. Harry przytulił ją znienacka, lecz po chwili puścił dziewczynę
i wrócił na swoje łóżko.
- Pozdrów tego
szczęściarza - rzucił Dean. Dziewczyna bez najmniejszego skrępowania pokazała
mu język.
- O ile nie
zapomnę - powiedziała otwierając drzwi.
- Baw się
dobrze ! - rzucił z drugiego końca pokoju Seamus, poruszając sugestywnie
brwiami.
- Wariaci -
stanęła na schodach, zamykając za sobą drzwi.
Hermiona zbliżała
się do umówionego miejsca z sercem walącym jak młot. Z każdym krokiem stawała
się coraz bardziej zdenerwowana. Dystans zmniejszał się coraz bardziej, ona
nadal nie widziała nigdzie Dracona. Wystawił ją ? Nagle pojawił się na drugim
końcu korytarza. Szedł pewnym siebie, płynnym i pełnym gracji krokiem. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony, ale w
jego oczach widziała ten błysk, który zauważyła przed wyjściem w lustrze.
Ja Was chyba za bardzo rozpieszczam.... :D Ale to niestety ostatni rozdział dodany w ferie, ponieważ wyjeżdżam i wracam dopiero w niedzielę :( W następnym rozdziale będzie się działo :D