6 stycznia 2013

Rozdział 17


1758 roku doszło do ponownego zgromadzenia Wyższej Rady Mugolaków. W 1758 roku doszło do ponownego zgromadzenia Wyższej Rady Mugolaków. W 1758 roku doszło do ponownego zgromadzenia Wyższej Rady Mugolaków.
Hermiona po raz piętnasty czytała to samo zdanie.  I po raz piętnasty nie dochodził do niej jego sens. Po prostu sunęła wzrokiem po literkach, które układały się słowa. Zwykłe przekazy graficzne, których znaczeń nie była w stanie zrozumieć, ponieważ myślami była gdzieś indziej. Gryfonka ze złością zatrzasnęła książkę. Nie da rady niczego powtórzyć, a planowała przynajmniej kilka godzin dziennie poświęcić na naukę.  Ostatnie kilka dni spędziła na odrabianiu zadań domowych, choć nie była do końca przekonana co do ich poprawności, zabawianiu Mike'a i wieczornych maratonach filmowych. Ustalili z Malfoy'em, że nie będą puszczać nic, co w swoim opisie zawierało znaczek "+12", tak więc, zdążyli obejrzeć "Opowieści z Narnii", pierwszą i drugą część oraz "Shreka 1-3". Hermiona była zaskoczona, że Ślizgoni posiadają tak dużą kolekcję mugolskich filmów.
Dziewczyna schowała książki do torby i zeszła do salonu. Nadszedł czas, w którym mieli mieszkać w wieży Gryffindoru, z czego bardzo się cieszyła. W zimnych, pustych lochach brakowało jej ciepła tego miejsca. Fred i George przeszli samych siebie dekorując salon. Przy każdym oknie i nad kominem powieszone były czarodziejskie lampki, układające się w najróżniejsze wzory, świecące tylko na złoto i czerwono.  Pod sufitem roiło się od girland, łańcuchów i jemioły, porozwieszanej w pokaźnych ilościach w rogach i na samym środku. Mike i Malfoy zajęli sypialnie Harry'ego, Rona, Neville'a, Seamusa i Deana - o czym właścicielom wolała nie wspominać - natomiast ona w końcu mogła wyspać się we własnym łóżku.
W salonie czekał na nią Malfoy. Siedział w jednym z foteli, pochłonięty lekturą książki, którą Hermiona przed chwilą skończyła.
- Jak się czuje Mike ?
- Lepiej - odpowiedział, przerzucając kolejną stronę.  Spojrzał na nią przelotnie i wrócił do lektury.
- Istnieje cień szansy, że pani Pomfrey go wypuści ?
- A widzisz go gdzieś tutaj ?
- Nie.
- To masz odpowiedź. - Mike rozchorował się po wyjściu na łyżwy. Przemoczył sobie stopy, o czym nie powiedział im przez dwie godziny i to zrobiło swoje. Drugi dzień leżał w Skrzydle Szpitalnym pod czujnym okiem pani Pomfrey, połykając najróżniejsze ziółka.
Hermiona spojrzała przerażona w okno. To znaczyło, że Sylwestra spędzą sami, tylko we dwoje.  Na myśl o tym , po kręgosłupie przeszły jej dziwne prądy. Sami. To słowo odbijało się echem po jej głowie.  Po sytuacji pod jemiołą nie zostali sami dłużej niż 2 minuty. Nawet, kiedy Mike leżał w Skrzydle, zawsze któreś z nich uciekało na górę. Od tamtego wieczora nie poruszyli też tego tematu.  Gryfonka usiadła w fotelu znajdującym się przy kominku (na którym na prośbę Stewarta pojawił się telewizor identyczny do tego z salonu Slytherinu), lecz po chwili znów wstała. Miała ochotę na spacer. Chciała wyrwać się z murów, powdychać świeże powietrze. Porwała płaszcz z czapką i szalikiem i ruszyła w stronę wyjścia.
- Dokąd idziesz ? - usłyszała, gdy mijała fotele.
- Na dwór. Niedługo wrócę - rzuciła, wciągając nakrycie.
Na policzkach czuła zimny wiatr i płatki śniegu, które ten wiatr niósł ze sobą.  Stawiała powoli każdy krok, rozkoszując się ciszą i spokojem panującym wokół. Nią samą od jakiegoś czasu targały nieznane emocje. Coś dziwnego pojawiło się jej wnętrzu i przewróciło wszystko do góry nogami. Wiedziała też kto powodował u niej ten stan. Wcześniej istniały tylko domysły, niejasne przesłania, które ignorowała lub wmawiała sobie, że to tylko złudzenie. Ale od momentu, w którym stanęli pod tą jemiołą, wiedziała. Wiedziała, dlaczego jej serce przyspieszało za każdym razem, gdy stanął za blisko, dlaczego ciągle próbowało się sama przekonać, że jej się nie podoba, dlaczego jego każdy najmniejszy dotyk parzył, dlaczego w normalnie zimnych, szarych oczach widziała jakieś emocje, ba, dlaczego zaczęły jej się te oczy podobać. Dlaczego miała motylki w brzuchu gdy tylko go widziała, dlaczego skupienie się na prostej czynności w jego obecności wymagało tak wielkiego poświęcenia. Zakochała się w nim. Zakochała się w Draconie Malfoy'u. Jak mogła być tak głupia?! Przecież to był Malfoy. Był typem człowieka, z którym się walczy, a nie się w nim zakochuje. Jakby nie wystarczyły jej lata upokorzeń, wyzwisk, obelg i zaklęć. Teraz skazała się na jeszcze gorszy los. Znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Mogła się jedynie modlić, by to uczucie jej przeszło, by umarło śmiercią naturalną. Bo jakie inne miała opcje ? Nie miała z kim o tym porozmawiać, a i nie była pewna, czy komukolwiek by się do tego przyznała. Przyjaciele wyśmialiby ją, albo wzięli za wariatkę. Powiedzieć Malfoy'owi ? Nie ma szans. Nawet w najśmielszych snach nie wierzyła w to, że chłopak może odwzajemnić to uczucie. Ale czy tego właśnie chciała ?
 Hermiona potrząsnęła głową, w której zebrało się zbyt dużo myśli i wzięła kilka głębszych wdechów.
- Dlaczego ? - spytała na głos, unosząc głowę.
Nie kierowała tego pytania do nikogo szczególnego, ale miała nadzieję, że ktoś lub coś usłyszy i odpowie. Tak się jednak nie stało. Zrezygnowana, pokręciła głową jeszcze raz, tym razem mocniej. Musi się pozbyć tego uczucia. Musi je wyrwać z korzeniami i spalić, bo w innym przypadku ono ją zabije, zatruje od środka. Czuła, że przyjdzie kiedyś dzień, w którym się nieszczęśliwie zakocha, w końcu nie była jakoś szczególnie ładna, czy zabawna, ale sądziła, że będzie to ktoś bardziej wart tego uczucia. Po całej sprawie z Charlesem i Kubą myślała, że los jej odpuści i w końcu spotka kogoś, z kim będzie szczęśliwa i że przeżyje swoją pierwszą, prawdziwą miłość. I właśnie przeżywała. Brawo, losie, znów sobie po mnie pojechałeś, pomyślała. Draco Malfoy. Jej pierwsza, prawdziwa miłość. Czy te dwa pojęcia nie są całkowitymi przeciwieństwami ?

Hermiona stała przed swoją szafą, którą dzieliła z Lavender i Parvati, nie bardzo wiedząc co na siebie włożyć. Była bardzo ciekawa jakim sposobem McGonagall wpadła na genialny pomysł, żeby zorganizować Sylwestra dla dwójki uczniów, którzy unikali się za wszelką cenę. Od tak wpadła do salonu, zawołała ich do siebie i oznajmiła, że nauczyciele mają swoje przyjęcie, a skoro ich jest tylko dwoje, również będą mieli swoje. Na nic zdało się przekonywanie, że nie jest to im do niczego potrzebne, dadzą sobie radę sami i nie chcą robić kłopotu. Nauczycielka nie chciała ich słuchać i wręcz wymusiła na nich zgodę, po czym oznajmiła, że wszystko pojawi się o 20. Dostali więc 3 godziny, żeby się przygotować. W momencie, w którym Hermionie zaświtała myśl, że można to wszystko po prostu olać i nie zejść na dół, McGonagall dodała, że przyjdzie sprawdzić jak się bawią. I lepiej dla nich, żeby tu byli. Koniec. Będzie musiała przyjść.
Tak więc, wracając do punktu wyjścia, Hermiona owinięta w ręcznik, z turbanem na głowie i szczoteczką w lewej ręce stała przed szafą nie wiedząc, w co się ubrać. Przeszła wzrokiem po wszystkich swoich wieszakach i jej uwagę przykuły niebieska sukienka oraz granatowa spódnica. Wyciągnęła je z szafy i położyła na łóżku. W spódniczce było by jej wygodniej, ale sukienka bardziej pasuje do okazji. Poza tym, chyba właśnie w niej lepiej by wyglądała. Hermiona chwyciła się tej myśli. Czy naprawdę chce ładnie wyglądać dla… niego ? Spojrzała na zegar wiszący nad drzwiami. Zostało jej półgodziny. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębszych wdechów. Przecież to nie będzie nic takiego. 4 godziny sami, w salonie, przy stole zastawionym jedzeniem. Pogapi się w sufit, trochę za okno, zje co nieco, złoży mu życzenia i pójdzie spać. Wszystko będzie normalnie, jak gdyby nigdy nic. Jakby nie była w nim zakochana. Podjęła decyzję.
Gdy wybiła dwudziesta, Hermiona włożyła buty, przejrzała się przelotem w lustrze i wyszła na schody. Schodząc, jeszcze raz przyjrzała się swojemu strojowi. Wybrała spódniczkę. Do niej założyła prostą, ale elegancką bluzkę na krótki rękaw w kolorze jasnego brązu, zgrywającą kolorem do grantu i czarne półbuty na lekkim obcasie z koralikami z przodu. Włosy wyprostowała i postawiła na minimalizm z doborem fryzury - spięła je w wysoką kitkę. Na dole przywitał ją stół zastawiony najróżniejszymi półmiskami z sałatkami, przekąskami, deserami i napojami. Na środku stołu, w pojemniku z lodem stał szampan, a obok stołu stał Malfoy. Jego widok zapierał jej dech w piersiach. Ubrany w eleganckie spodnie, czarny sweter, a pod nim białą koszulę, prezentował się nadzwyczaj dobrze. On również przyjrzał jej się uważnie, ale nie odezwał się ani słowem. Hermiona podeszła do pierwszego lepszego krzesełka i zaskoczona przyglądała się, jak Ślizgon odsuwa je dla niej. Usiadła, po czym on zajął miejsce tuż obok. Gryfonka zaczęła intensywnie wpatrywać się w swój pusty talerz, nie bardzo wiedząc co może powiedzieć w takiej sytuacji. Malfoy również nie brał się do zaczęcia jakiegokolwiek tematu, więc trwali w ciszy przez kilka minut, w trakcie których Hermiona zaczęła żałować, że nie postawiła się i nie została na górze.
- A więc - zagaił Malfoy. - Będziemy tak siedzieć przez 4 godziny ?
- Możesz coś zjeść, proszę - podała mu półmisek z czymś co wyglądało jej na sałatkę z makaronem, serem, szynką i czymś jeszcze, czego nie mogła zidentyfikować.
- Wiesz o co mi chodzi, Granger.
- Ten łosoś wygląda smakowicie… - chłopak położył dłoń na jej dłoni, zmuszając ją tym samym, by spojrzała na niego. - Nie wiem, może - wymamrotała, bo tylko na tyle było ją stać. Czy on musi być tak blisko niej ? Jakby nie wystarczyło mu, że torturuje ją swoją obecnością.
- Czyli co, posiedzimy w zupełnej ciszy ?
- Chyba nie mamy zbyt wielu wspólnych tematów. No, może nie licząc tych wszystkich kłótni i wyzwisk - dodała ciszej.
- Niektóre były nawet zabawne - stwierdził.
- Dla kogo były, dla tego były. Nie wiem, czy chciałbyś mieć przednie zęby długie na pół metra.
- Ale potem miałaś o wiele ładniejszy uśmiech - Malfoy uśmiechnął się, wypowiadając te słowa. Hermionę zaskoczyła ta wzmianka o uśmiechu.
- Fakt. Śmiesznie to wyglądałeś poskładany na kostkę w pociągu w piątej klasie - dziewczynie wcale nie było do śmiechu, gdy teraz o tym myślała, ale wiedziała, że to słaby punkt Malfoy'a. Rzeczywiście, skrzywił się nieznacznie, rzucając ponure spojrzenie w kierunku pokoju chłopaków.
- Powinnaś widzieć minę mojej matki, gdy mnie znalazła. To był cud, że nie odszukała Pottera i nie zadusiła go własnymi rękoma.
- Musi cię bardzo kochać - uśmiechnęła się do niego.
- Tak. Tak samo jak ja ją - chłopak spojrzał na nią i odpowiedział na uśmiech, ale jego był przygaszony, smutny, jakby myśl o matce sprawiała mu przykrość.
- Dlaczego jesteś tutaj ? - zapytała po chwili milczenia.
- Ponieważ nie chce mi się siedzieć samemu na górze, poza tym McGonagall….
- Nie chodzi mi o teraz - przerwała mu. - Dlaczego zostałeś w zamku na święta ?
- Sam nie wiem - odpowiedział. Wzrok miał nieobecny. - Prezenty tak czy siak dostanę, a tutaj… tutaj jest lepiej.  W Malfoy Manor każde święta wyglądają tak samo. Uroczysta kolacja, rano uroczyste śniadanie, potem prezenty, chwila rozmowy z rodzicami i każdy zaczyna zajmować się sobą. Koniec. Święta ograniczają się do choinki, ozdób, prezentów i dwóch posiłków. W Hogwarcie jest inaczej. Lepiej.
Przypływ szczerości w wykonaniu Malfoy'a był rzeczą dość dziwną. Hermiona widziała jak zmienia się jego twarz, gdy mówił o swoim domu. Był zimna, bez wyrazu. Gdy natomiast wrócił do Hogwartu pojawił się promyk czegoś pozytywnego.
- A co z tobą, Granger ?
- Nie mogłam wrócić do domu.
- Ale dlaczego ?
- To długa historia.
- A to będzie długie 3, 5 godziny, więc mam czas.
- Nie mogłam wrócić do domu - zaczęła. W końcu on opowiedział jej swoją. Poza tym, za długo nosiła swoją zamkniętą w sobie na trzy spusty. Chciała się komuś wyżalić, nawet jeśli miał to być Malfoy. A może właśnie on ? - Ponieważ mój dom już nie istnieje. Okazało się, że mój tata ma ośmio czy siedmioletnią córeczkę Sarę z inną kobietą i chce do nich odejść, więc złożyli z mamą papiery rozwodowe i niedługo mają rozprawę. Teraz dzielą majątek i sprzedają dom.
***
Draco słuchał uważnie historii Granger, bowiem obudziła ona dawno zapomniane wspomnienia.
Mały, siedmioletni Draco Malfoy nudził się jak nigdy. Ojciec jak zwykle nie miał dla niego czasu, natomiast matka zajmowała się jego młodszą siostrą. Florencja kończyła tego dnia 3 latka i rodzice wyprawiali wielkie przyjęcie, na którym mieli się pojawić ich przyjaciele ze swoimi pociechami. Pocieszał go fakt, że przynajmniej pojawią się Crabbe i Goyle. Nie uważał ich za szczególnie mądrych i wartych dotykania jego zabawek, ale byli to jedyni chłopcy, z którymi pozwalano mu się bawić. Malfoy Manor jak i cały teren należący do jego rodziny były jak wielki plac zabaw w oczach chłopca. Jednak z powodu deszczu, Draco musiał siedzieć w domu, gdzie bawienie się samemu wśród starszych antyków, średniowiecznych zbroi i obrazów pradziadków nie było już taką frajdą. Draco wpadł na genialny pomysł. Już dawno nie dokuczał Zgredkowi. Co jak co, ale możliwość podyrygowania skrzatem domowym należała do jego ulubionych czynności? Często podglądał jak ojciec łaja sługę za źle wykonane zadanie i nauczył się, jak należy postępować ze stworzeniami niższego rodzaju. Chłopiec wdrapał się po schodach na sam strych, którego niewielkie pomieszczenie zostało oddane na użytek Zgredka. Draco otworzy ł drzwi bez pukania, prawie wyważając je kopniakiem. Skrzat nigdy nie mógł mieć ich zamkniętych. Teraz, przyciskał do siebie coś, stając bokiem, by chłopiec nie widział, co takiego. Jednak Draco był wyjątkowo bystry jak na siedmiolatka i szybko zauważył prostokątny kartonik.
- Paniczu Mal-l-lfoy - wyjąkał Zgredek. -  Co Zgredek musi dla panicza zrobić ?
- Pokaż, co tam ukrywasz - zażądał, wyciągając władczo rękę.
 Był niewiele wyższy od Zgredka, ale dumna postawa dodawała mu autorytetu. Twarz skrzata przybrała maskę obrzydzenia i złości. Gdy podawał mu kartonik, ręka trzęsła mu się, jakby chciał ją w ostatniej chwili cofnąć. Zniecierpliwiony Draco wyrwał mu go.  Na ten gest, Zgredek skulił się, jakby oczekiwał, że mały, siedmioletni chłopiec go uderzy.
Draco patrzył zafascynowany na zdjęcie, które trzymał w ręce. Przedstawiało ono jego rodziców i dwójkę małych dzieci. W rocznym dziecku rozpoznał samego siebie. Z matką często oglądali albumy, w których pełno było jego zdjęć, a na większości miał takie samo ubranko jak na tym. Nie wiedział natomiast kim jest trzymana przez Narcyzę dziewczynka. Musiała to być dziewczynka, skoro miała różowe śpiochy. Z pewnością nie była to Florencja. Ona wtedy nie przyszła jeszcze na świat. Może to któraś z jego kuzynek. Pewnie Amelia, ona też niedługo miała skończyć siedem lat, nawet dostał już zaproszenie, a dziewczynka ze zdjęcie wyglądała na zaledwie urodzoną . Matka będzie wiedzieć. Chłopiec pognał do Narcyzy, która siedziała w salonie. Gdy on biegł do niej, ta przywołała Zgredka i władczym tonem dyktowała mu gdzie ma co ustawić, jednocześnie zabawiając trzymaną na rękach córkę.
- Draco ! - zawołała chłopca. Gdy podszedł, zaczęła układać mu włosy. - Skarbie, jak ty wyglądasz ! Nie wybrudziłeś się ? Ciocia Elizabeth nie lubi, kiedy chodzisz wybrudzony, wiesz o tym. Zgredek ! Kieliszki po lewej, ile razy mam ci powtarzać !
- Matko - pociągnął ją za rękaw, by zwrócić na siebie jej uwagę.
- Tak, Draconie ?
- Kim jest ta dziewczynka ? - wyciągnął przed siebie zdjęcie w momencie, w którym do pokoju dumnie wkroczył jego ojciec, Lucjusz Malfoy.
Efekt był natychmiastowy. Narcyza krzyknęła, a Lucjusz wyrwał mu zdjęcie, obrócił go i wymierzył solidnie w siedzenie. W oczach chłopca zebrały się łzy. Przecież nie zrobił nic złego. Po prostu chciał wiedzieć, czy to Amelia, czy nie.
- Skąd to masz ? - ojciec potrząsnął nim. - Skąd !
- Od Zgredka - odpowiedział Draco.
Często widywał ojca zezłoszczonego, ale to co Lucjusz prezentował sobą teraz, było czystą furią. Odwrócił się w stronę Zgredka i wymierzył w niego różdżką.
- Dlaczego to zatrzymałeś ! Jak śmiałeś, ty plugawy, zawszony skrzacie?!
- Ale Zgredek…Zgredek dostał rozkaz, że….żeby je zatrzymać, panie.
- Ach tak ? A od kogo ? BO CHYBA NIE ODE MNIE !
- Ode mnie ! - wtrąciła się Narcyza. Draco spojrzał na nią zaskoczony. Pierwszy raz widział matkę wstawiającą się za skrzatem domowym. Kobieta nachyliła się do niego - To nikt taki. Weź siostrę i idźcie na górę. Potem ci wytłumaczę.
- Dobrze, matko - chłopiec chwycił Florencję za jej małą rączkę i pociągnął za sobą, na schody.
Nie weszli jednak na górę, ponieważ dziewczynka wyrwała mu się w połowie drogi i jak przystało na dziedziczkę szanowanego od pokoleń rodu, zasnęła na jednym ze stopniu. Draco wykorzystał okazję i szedł z powrotem na dół. Zatrzymał się na ostatnim stopniu i przyległ do ściany, przysłuchując się wymianie zdań między rodzicami.
- Dlaczego to zrobiłaś ?! - zagrzmiał Lucjusz. Towarzyszyło mu łkanie małżonki.
- Jak ty mogłeś to zrobić ? To nasza CÓRKA !
- Nie nasza. Twoja i … jego.
- Ale obiecałeś, że się nią zaopiekujesz jak swoją własną !
- Byłem gotowy zająć się małą czarownicą, a nie charłakiem !
- Może trzeba było jeszcze poczekać ?
- Czekałem miesiąc. Cały, długi miesiąc. I potem wysłałem do świata, do którego należy.
- I nie spytałeś mnie, co o tym sądzę, a jak sam stwierdziłeś, Lucjuszu, to MOJA córka.
- Byłaby tylko problemem. A tak to my jesteśmy szczęśliwi, ona jest szczęśliwa wśród mugoli. Koniec tematu. Nie musisz tego ciągle roztrząsać. To przez to ciągle się kłócimy. Nie chciałbym tego.
- Czyli co ? To wszystko jej wina ? Merlinie, Lucjusz ! Nie ma jej od prawie siedmiu lat, a ty i tak obwiniasz ją o wszystko !
- Może jej nie ma, ale ona nadal istnieje. I tego nic nie zmieni.
Dalszej części rozmowy chłopiec już nie usłyszał, bo jego siostra skończyła swoją drzemkę i zaczęła żądać jak największej atencji.
Dopiero po latach Draco zrozumiał o czym mówili jego rodzice. Florencja nie było jego jedyną siostrą. Miał drugą, młodszą, ale ze swojego rocznika. Jego matka zdradziła ojca i miała dziecko z innym. Dziecko, które jest charłakiem i które jest źródłem wszystkich problemów w jego domu. Od tamtego dnia nienawidził jej, kimkolwiek była i tak samo jak ojciec, oskarżał ją o każdy, najmniejszy błąd, który popełnił.
- Malfoy ? - wrócił do rzeczywistości, gdzie na krześle obok niego siedziała, ładna jak nigdy, Granger.
***
- Jestem, jestem - zapewnił chłopak. - I co ? Teraz pewnie nie cierpisz tej małej.
- Dlaczego ? - zapytała.
- Przecież rozwaliła ci rodzinę.
- Mam być zła na biedne dziecko, które zostało poczęte przez dwójkę nieodpowiedzialnych ludzi, którzy sami podjęli decyzję o zdradzie ? Ona niczemu nie zawiniła. Ba, jest tak samo pokrzywdzona, ponieważ przez siedem lat wychowywała się ledwie znając swojego ojca.
- Ale przez nią rozpada się twoja rodzina. Teraz ty nie będziesz miała ojca. Poza tym, małżeństwo twoich rodziców…
- Szczerze ? Sara jest czynnikiem, dzięki któremu moja mama w końcu znalazła siłę, żeby złożyć papiery rozwodowe. Skoro ludzie, którzy po przeżyciu razem szesnastu lat, posiadający nastoletnią córkę nie są w stanie normalnie zamienić ze sobą kilku zdań bez awantury, powinni się rozstać. Mama chciała to zrobić już jakiś czas temu, ale zawsze było: "Może teraz będzie lepiej, poprawi się" i inne podobne frazy. Wiadomość o dziecku zadziałała jak zimny prysznic. Teraz dostanie drugą szansę i może trafi lepiej.
- Też racja - przyznał cicho Malfoy, ale myślami był gdzieś indziej.
- Dobrze, koniec ciężkich tematów. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam - Hermiona chciała przerwać tą gęstą atmosferę. W końcu w Sylwestra należy się cieszyć. Nowy Rok przynosi nie tylko nowe problemy, ale nowe radości, nadzieje, horyzonty.
- Za dużo przebywasz z Weasley'em.
- Którym ? Musiałbyś kiedyś zobaczyć jak wygląda u nich śniadanie - odpowiedziała, nakładając sobie sałatkę z serem, szynką, jajkiem, kukurydzą, i innymi składnikami, których nie była wstanie dojrzeć spod warstwy majonezu.
Malfoy poszedł w jej ślady i również zaczął jeść. Nakładali, wkładali i przeżuwali w zupełnie ciszy, ale Hermionie zupełnie to nie przeszkadzało. Nie była to ta uciążliwa cisza, kiedy za wszelką cenę chce się coś powiedzieć, ale nie wie co. Wręcz przeciwnie. Ta cisza odprężała, pozwalała się wyciszyć.
Potem wrócili do rozmowy, która powoli zaczęła się kleić.  Hermiona zaskoczona zobaczyła przed sobą inteligentnego, zabawnego, ale i lekko ironicznego chłopaka, trochę poważniejszego od jej przyjaciół.  Mieli bardzo odmienne zdania na niektóre tematy, ale ich dyskusje pełne były śmiechu i uszczypliwości. Żadnych obelg czy wyzwisk. Wszystko było aż za bardzo idealnie.
Chwilę przed północą wpadła profesor McGonagall w wyśmienitym nastroju.  Rzuciła tylko : " Jak można się bawić bez muzyki ", machnęła różdżką i wyszła. Z głośników poleciała jakaś głośna, skoczna melodia. Hermiona jeszcze nigdy nie widziała McGonagall w takim stanie i zaczęła się zastanawiać ile to już nauczycielka zdążyła wypić. Malfoy powiedział coś do niej, ale zagłuszyła go muzyka, tak, że dziewczyna widziała tylko jak rusza ustami.
- NIE SŁYSZĘ CIĘ ! - wykrzyknęła. Malfoy wyciągnął różdżkę i po prostu wyciszył urządzenie, po czym podszedł do niego i sam ustawił głośność.
- Chciałem cię spytać, czy ze mną nie zatańczysz.
- Ok.
Chłopak podszedł do niej i wyciągnął dłoń, którą ona przyjęła. Przeszli na środek salonu, gdzie było wolne miejsce.(muzyka) Melodia zmieniła się i z głośników rozbrzmiały pierwsze takty wolnej piosenki. Ironia losu. Spojrzała na Malfoy'a, oczekując jakiejś reakcji, ale on tylko się uśmiechnął. Zaczęli tańczyć.
- Co ? - zapytała po chwili, czując na sobie jego wzrok.
- Nic. Tylko… pięknie dziś wyglądasz.
- Nie żartuj sobie, dobrze ? - Ona i pięknie ? Te dwa słowa do siebie nie pasowały.
- Nie żartuję - powiedział. - Dla mnie jesteś piękna.
Przysunął ją do siebie. Serce Hermiony znów zaczęło swój dziki taniec. Wiedziała, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak na nią działa. Specjalnie trzymał ją teraz przytuloną tak, że nie miała jak mu uciec. Stykali się piersiami, patrząc sobie w oczy. Draco pochylił się do niej. Hermiona miała wrażenie, że zaraz zemdleje z nadmiaru emocji. To się nie mogło dziać naprawdę. Jak przez mgłę doszedł do niej hałas fajerwerków. Draco dotknął jej nosa czubkiem swojego i zostali tak na chwilę. Czekał na jakiś ruch z jej strony. Hermiona, jak w transie, przesunęła ręce z jego ramion na kark. Napięcie między nimi rosło z sekundy na sekundę. Dziewczyna, zniecierpliwiona przygryzła dolną wargę. Draco odczytał to jako zaproszenie i po chwili delikatnie, ale jak najbardziej namiętnie wręcz wpił się w jej wargi. Wstrząsnął nimi dreszcz przyjemności. Hermiona oddała pocałunek, wplatając palce w jego blond grzywę, natomiast ręce Dracona obejmowały ją z tyłu, przysuwając jeszcze bliżej do niego. Nagle Malfoy oderwał się od niej.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Hermiono - powiedział tuż przy jej wargach i wrócił do pocałunku.
Hermiona płonęła w środku. Czuła to przyjemnie mrowienie warg, przyspieszone bicie serce, słyszała płytkie wdechy. Skóra Dracona parzyła, wysyłała przyjemne prądy, które przechodziły po niej w tę i z powrotem. Przytulona, przylegała do niego praktycznie całym ciałem, co bardzo jej się podobało, ba, chciała więcej.  Pierwszy pocałunek z Charlesem był niczym w porównaniu z tym. Ten sprawiał, że świat naokoło przestawał istnieć. Wszystkie obawy, wątpliwości, cała niepewność.  Liczył się tylko Draco. Jego gładkie, zdecydowane usta, silne, mocne dłonie, które ją przytulały. On, po prostu on.
Nie był pewna czy zaledwie kilka minut czy kilka godzin później, skończyli. Powoli zaczynało brakować im tchu. Draco przytulił ją jeszcze mocniej, jakby chciał powiedzieć, że od teraz jest tylko jego. Hermiona wtuliła się w niego, wdychając tak dobrze znany jej zapach jego perfum. I czuła, że mogliby tak stać do końca świata.


Mam nadzieję, że nie zawiodłam tych, którzy czekali na pierwszy pocałunek. Ja sama miałam wielki niedosyt, gdy to przeczytałam "na zimno". Ponad 1000 odsłon ♥ Dziękuję ! ♥ Przepraszam za wszystkie błędy :) 

7 komentarzy:

  1. BOŻE!!!
    Wciąż mnie zaskakujesz. To było nie do opisania. Bardzo romantyczne. Po prostu nie mogę. Jestem z Ciebie dumna, nasza pani od polskiego też by była (nie licząc kilku błędów :D) Bardzo podobała mi się scen a pocałunku. Mam nadzieję, że nie skomplikujesz ich życia i ZAWSZE będą razem. Kocham Cię. Jak wcześniej już pisałam: "Jesteś Bogiem, Bogiem
    Uświadom to sobie sobie" Czekam na następną, równie zaskakującą notatkę <3
    ~Draco

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG!
    Możesz mieć 100 % pewności że nas nie zawiodłaś. Jestem zadowolona że są jeszcze ludzie, którzy umieją pisać jak Rowling. Czasem mam wrażenie że czytam kolejną część :D
    Po prostu nie moge się doczekać co się będzie dziło do końca ferii i po nich ... Tak jak ~ Draco mam nadzieję, że zawsze będą razem <3
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak miło jest wrócić do domu i zobaczyć taką cudowną notkę.
    Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Glaser.blog.onet.pl

    tam jest wszystko. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne, cudowne, wspaniałe!!! :)
    Tylko... Kurde. :( miałam podobną wizję. :)
    Chyba dlatego mi się podoba, naprawdę, świetne! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej , bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie :)
    powiem szczerze ,że troszke mnie ciarki przeszły przy końcu tego rozdziału ; ) a tak na marginesie dodałam kolejny rozdział na : just-me-and-justin.blog.pl/ :) Mam nadzieję ,że wpadniesz :) ; *

    OdpowiedzUsuń