"Każdy ból sprawia, że jesteś silniejszy.
Z każdy lękiem odnajdujesz w sobie nową
odwagę.
Każde złamane serce niesie za sobą
mądrość"
Trzaskanie kominka,
ciepły koc, grube skarpetki, kubek parującej herbaty i padający za oknem śnieg.
Obraz jak najbardziej idylliczny. Jednak było coś, co go psuło. A właściwie
ktoś. Hermiona wpatrywała się w migoczące płomienie. Nie była pewna kiedy po
raz pierwszy zaczęła żałować pocałunku z Draconem. Czy w momencie, kiedy
pożegnał się z nią jak gdyby nigdy nic, czy kiedy następnego dnia przywitał się
z nią tak samo? Nie spodziewała się
przecież wielkiego wyznania miłości, czy szczególnych czułości, ale z drugie
strony, czego tak naprawdę mogła oczekiwać od niego ? Wystarczyłby jej jeden
cieplejszy uśmiech, jakaś mała zmiana w tonie, którym się do niej zwracał.
Potrzebowała czegoś, dzięki czemu uwierzyłaby, że ten pocałunek miał miejsce,
że nie był tylko snem. Jednak Draco zachowywał się tak, jakby nic się nie
stało. Jakby to, co się wtedy stało nic dla niego nie znaczyło. W niej samej
natomiast obudził się dziwny strach, którego pochodzenia nie rozumiała.
Głośne hasło, energiczne kroki i po chwili
przed Hermioną stanęła profesor McGonagall. Była blada, ręce jej się trzęsły, a
grymas na jej twarzy jeszcze bardziej uwidoczniał wszystkie zmarszczki.
- Czy coś się
stało, pani profesor ? - spytała Hermiona, podnosząc się.
- Wczoraj w
nocy… Voldemort… zaatakował…. Potterów - kobieta jeszcze bardziej zbladła, co
nie wróżyło nic dobrego.
- Co z nimi ?
Są cali ? - Hermiona czuła, jak uginają się pod nią kolana.
- Lilly i
James… - głos McGonagall zaczął się łamać - oni… nie żyją…
Kubek, który
Gryfonka chwilę wcześniej trzymała w dłoniach, spadł na podłogę, rozsypując się
na kawałki, a brązowy płyn rozlał się naokoło, mocząc jej skarpetki. Lilly i
James… rodzice Harry'ego…. nie żyją ? Nie, to nie może być prawda ! NIE MOŻE !
- A co z
Harrym ? Czy on też. … ? - najczarniejszy scenariusz stanął przed jej oczami.
- Nie, Harry
jest cały i zdrowy. Był wtedy u Artura i Molly. - Harry cały i zdrowy. Tylko to
się dla niej teraz liczyło.
- Pani
profesor, czy mogłabym… użyć sieci Fiuu by dostać się do Nory ?
- Właśnie z
tym do ciebie przyszłam, Hermiono. Myślę, że nawet powinnaś. Skorzystasz z
mojego kominka. Zabierz tylko kilka podstawowych rzeczy, na noc wrócisz do
zamku.
- Oczywiście
- Hermiona ruszyła w kierunku schodów, na których pojawił się Draco.
- Co się
stało ? - zapytał. W pierwszym odruchu chciała mu odpowiedzieć, ale po chwili
zmieniła zdanie. To nie jego sprawa.
- Nic takiego
- odpowiedziała, mijając go.
- Czyli ten
kubek zbiłaś tylko ot tak, dla zabawy ?
- Powiem ci
jak wrócę - rzuciła i wbiegła na schody.
Porwała
kurtkę, zmieniła buty i zeszła na dół, gdzie czekała na nią Minerwa. Zdążyła
już naprawić naczynie i sprzątnąć rozlaną herbatę.
- Gotowa ?
- Tak, pani
profesor.
- W takim
razie, pośpiesz się. Najlepiej dla Harry'ego, żebyś już przy nim była.
Jeśli tego
dnia Minerwa McGonagall dowiedziała się czegoś nowego, to z pewnością tego, że
nie należy poganiać Gryfonki, która przy okazji jest ścigającym. Hermiona
mijała korytarze i przeklinała schody w zawrotnych tempie, tak, że nauczycielka
miała problem, by dotrzymać jej kroku. Ale Gryfoni już tacy byli.
Gorącokrwiści, odważni , gotowi nieść pomoc w każdej chwili, zwłaszcza
przyjaciołom. I dlatego Minerwa była dumna z tego, że jest opiekunką domu Lwa.
Była dumna, że jej podopieczni wyrastają na takich właśnie ludzi.
- Nora ! -
Hermiona zniknęła w szmaragdowych płomieniach, by pojawić się w kominku domu
Weasley'ów. Od progu przywitała ją pani Weasley. Była blada, a na jej zmęczonej
twarzy widać było wielkie sińce pod oczami.
- Hermiono !
Jak dobrze, że jesteś ! Harry cały czas nie wychodzi ze swojego pokoju. Może w
końcu ty do niego dotrzesz. Już wszyscy próbowaliśmy, Ron i Ginny po
kilkanaście razy - kobieta zaprowadziła ją po schodach pod pokój swojego
najmłodszego syna.
- Dziękuję -
zwróciła się niej i zapukała. - Harry ?
- Zostaw mnie
- usłyszała z drugiej strony.
- Harry,
proszę !
- Idź sobie !
- Nie ! Będę
tu siedzieć, dopóki mnie nie wpuścisz - powiedziała, siadając na podłodze. Na
schodach pojawił się Ron.
- I co z ni….
- Ciiii -
uciszyła go gestem ręki, nasłuchując, co dzieje się w pokoju obok. Przyjaciel
usiadł koło niej.
- Harry,
chcemy ci pomóc - zaczął Ron.
- Nie
pójdziemy stąd - ostrzegła jeszcze raz Hermiona.
Po chwili
usłyszała ciche kroki i dźwięki otwieranych drzwi. Skrzydło przesunęło się o
kilka milimetrów, po czym znów pojawił się odgłos kroków. Przyjaciele wstali i
ostrożnie uchylili drzwi. Harry siedział na jednym z łóżek, zwrócony twarzą do
okna, tyłem do nich. Hermiona podeszła do niego na palcach.
- Harry ? -
położyła mu rękę na ramieniu, którą on strzepnął. - Harry, błagam, spójrz na
nas.
Chłopak trwał
w bezruchu. Hermiona wyminęła go i usiadła tuż przed przyjacielem.
- Harry… -
chłopak niespodziewanie wtulił się w nią i zaczął płakać.
Hermiona
głaskała go po plecach, nie bardzo wiedząc, co może mu powiedzieć. Niech się
najpierw wypłacze, pomyślała. Spojrzała
na Rona, który usiadł na drugim łóżku nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
Czekali w ciszy, aż Potter się uspokoi, co zajęło mu trochę czasu.
- Stary ? -
zaryzykował Ron, gdy minął wybuch.
- To moja
wina - powiedział Harry, chowając twarz w dłoniach. - Powinienem im powiedzieć,
walczyć o to, by Dumbledore odbudował Zakon Feniksa. Zmusić go do tego !
- Harry, to
nie była niczyja wina ! Nie mogłeś wiedzieć, że to się stanie - powiedziała
Hermiona, zgodnie z prawdą.
- Powinienem
być tam z nimi, walczyć o nich…
- Wtedy te
byś zginął !
- I dobrze !
Wtedy nie musiałbym już się o nic martwić ! Żadnych problemów ! Nie byłoby
Voldemorta, Charlesa, Ginny, nikogo, kto mógłby mi coś jeszcze zrobić ! Tylko
ja i ludzie na których mi zależy !
- Czyli na nas
ci nie zależy ? - spytała chicho Hermiona. Jego słowa bardzo ją zabolały, a
poza tym, przez chwilę miała wrażenie, że słucha jednego z monologów Hamleta, a
to nie wróżyło nic dobrego.
- Ja nie…
nie… - zaczął się jąkać. - Wiecie, że…
- Wiemy,
stary - zapewnił Ron. Wiedzieli, że nie miał tego na myśli. - Co teraz zrobisz
?
- Znajdę go.
Znajdę go i zemszczę się. Będzie cierpiał, tak bardzo, że pożałuje dnia, w
którym się urodził. Zabiorę mu jego rodzinę, tak jak on zabrał moją - wycedził
przez zęby. Przerażone spojrzenia Hermiony i Rona spotkały się tuż nad jego
głową.
- Harry, nie
możesz ! On na to liczy ! Liczy, że będziesz szukał zemsty i sam do niego
przyjdziesz ! - wykrzyknęła dziewczyna
- No to ma to
jak w banku ! Niech tylko przyśle adres.
- Stary, to
nie jest śmieszne - Ron pobladł.
- A CZY JA
WYGLĄDAM JAKBYM ŻARTOWAŁ ?! - przyszedł kolejny wybuch. Hermiona skurczyła się
w sobie, czekając na ciąg dalszy. - ZAPŁACI MI ZA WSZYTSKO! NIE SPOCZNĘ, DOPÓKI
NIE ZEJDZIE Z TEGO ŚWIATA !
Kilka godzin
później Harry zasnął, co jego przyjaciele przyjęli z ogromną ulgą. Zeszli na
dół, do jadalni, gdzie w napięciu czekała na nich cała rodzina Weasley'ów.
- I co z nim
? - dopytywała pani Weasley, gdy tylko przekroczyli próg.
- Śpi -
odpowiedziała Hermiona, opadając na najbliższe krzesło. Wybuchy Harry'ego
zawsze zabierały jej dużo energii, a samo uspokojenie go graniczyło z cudem.
-
Biedaczysko- zaczęła zawodzić matka Rona. - Znów stracił rodziców. Nie mogę sobie wyobrazić co musi czuć. I
pewnie Dumbledore tak jak poprzednio pośle go do tych okropnych mugoli.
- Czy tym
razem nie będzie mógł zamieszkać z Syriuszem ? - zapytał Fred.
- Syriusz
dużo podróżuje i często nie ma go w domu.
- Ale
przecież Harry też chodzi do szkoły, więc wystarczyłoby, gdyby Syriusz wracał
do domu na święta, a w wakacje mogą gdzieś jechać razem - dołączył się George.
- O tym
zadecydują wspólnie z Albusem. Przynajmniej na razie, będzie mieszkał u nas -
powiedziała pani Weasley.
- Wiadomo już
jak to się stało ? - zapytała Hermiona. Była bardzo ciekawa ja do tego doszło.
- Na razie
nie ma zbyt wielu szczegółów - wtrącił Bill. Hermiona przeniosła wzrok na
mężczyznę. Bez swojej blizny na policzku wyglądał… dziwnie. - Wiemy tylko, że
Sami-Wiecie-Kto pojawił się w Dolinie Godryka tuż przez północą z grupą
śmierciożerców. Potterowie nie mieli najmniejszy szans. Kilkoro mugoli słyszało
donośne krzyki, czyli musieli ich torturować zanim… - Bill zawiesił głos.
Resztę mogli
sami sobie dopowiedzieć. Hermiona przygryzła dolną wargę. Cała armia przeciwko
dwójce. To bardzo w stylu Voldemorta.
Zastanawiała się co, czuli przed śmiercią rodzice Harry'ego. Strach przed
śmiercią, niepewność co do przyszłości ich syna ? Czy może ból był tak ogromny,
że nie byli w stanie jasno myśleć ? Każdy z tych scenariuszy był tak samo
przerażający i nieludzki jak to tylko możliwe.
- Hermiono,
może zjeść coś przed powrotem ? - z zamyślenia wyrwał ją głos pani Weasley.
- Nie,
dziękuję - odpowiedziała.
Czuła ssanie
w żołądku, ale nie byłaby w stanie przełknął ani kęsa. Spojrzała na zegar.
Rzeczywiście, powinna się już zbierać. Pożegnała się z wszystkimi, na ślepo
obiecując, że pojawi się następnego dnia. Szczerze mówiąc, to nawet gdyby nie
otrzymała pozwolenia, to i tak znalazłaby sposób, by dostać się do Nory.
W salonie
czekał na nią Draco. Na początku nie zauważyła go i spokojnie rozsiadła się na
jednym z foteli, wsłuchując się w otaczającą ją ciszę, która do spółki z
mrokiem łagodziła skołatane nerwy.
- Hej -
podskoczyła na dźwięk tego głosu. Ślizgon stał tuż za nią opierając się o jej
fotel. Tak blisko, a tak daleko.
- Hej -
odpowiedziała.
- Powiesz mi
o co chodziło rano ? - Czyli to dlatego na nią czekał.
- Sprawa nie
dotyczy mnie, więc nie mogę ci powiedzieć. Poza tym - dodała gorzko - z
pewnością dowiesz się jutro z gazet.
Gryfonka
wstała. Złapała się na tym, że chciałaby, żeby Draco ją teraz przytulił.
Próbowała pozbyć się tego uczucia, ale ono tylko rosło.
- Możesz mi
powiedzieć teraz, skoro jutro i tak będę wiedział - naciskał.
- Nie, nie
mogę. Dobranoc - powiedziała i ruszyła w stronę schodów.
- Granger ! -
usłyszała za sobą. Nie zareagowała. Po tym, co się stało w Sylwestra powinni
chyba być na wyższym poziomie niż "Malfoy" i "Granger".
Silne dłonie złapały ją od tyłu i zatrzymały. - Hermiono, co jest ?
Dziewczyna
poczuła jak do oczu naszły jej łzy. Pokręciła głową, nie mogąc wykrztusić ani
słowa. Draco zrozumiał niemy przekaz i przytulił ją. Tego było Hermionie za wiele. Rozpłakała się
na dobre. Łzy płynęły po jej policzkach nieprzerwanym strumieniem, a jej oddech
stał się urywany. Dlaczego życie jest tak niesprawiedliwe ? Harry w końcu miał
rodziców, poznał jak to jest mieć prawdziwy dom. Kochającą, dbającą o niego
matkę i ojca, który uczył go latania na miotle, panowania nad mocą i który był
wzorem do naśladowania. I wszystko tylko po to, by znów to stracić. Dlaczego ?
Ślizgon bez
słowa zaczął prowadzić ją w stronę dormitorium chłopaków. Gryfonka nie miała
siły by się kłócić, po prostu poddała się. Chłopak położył ją na łóżku Rona i
usiadł obok. Delikatnie gładził jej włosy, co przynosiło ulgę. Hermiona,
wtulona w poduszkę i pocieszana przez Draco szybko się uspokoiła. Wzięła kilka głębszych wdechów. Przewróciła
się na bok, przodem do Dracona i chwyciła jego dłoń. Chłopak podniósł splecione
ręce i delikatnie pogłaskał ją po policzku. Po czym nagle rozluźnił uścisk i
wstał. Hermiona bez protestu puściła go. Chłopak zniknął jej z pola widzenia,
ale usłyszała odgłos odsuwania zasłon. Zasuwanie zasłon, zmiana ubrań,
wchodzenie pod kołdrę. Cisza.
Hermiona nie
była pewna ile czasu leżała wpatrując się w sufit. Była zbyt rozbudzona tym
wszystkim co się stało, by zasnąć. W końcu też znalazła odpowiedź na dręczące
ją pytanie. A ona nasunęła się, gdy zobaczyła Ginny. Bała się zaangażowania.
Bała się, że Draco ją zrani. Że skończy się to tak jak związek z Charlesem.
Przecież Ślizgon miał w szkole reputację łamacza serc. Skąd mogła mieć pewność,
że z nią będzie inaczej ? Że nie jest tylko kolejną zdobyczą, którą Malfoy chce
dodać do swojej kolekcji ? Kto wie?
Następne
kilka dni przyniosło nowe wybuchy Harry'ego, nowe wątpliwości i nowe informacje
na temat morderstwa.
- Czy
ministerstwo wie już coś konkretnego ? - spytała pani Weasley męża, gdy ten
wrócił do domu. Harry miał kolejny napad złości, więc wszyscy ewakuowali się do
bezpiecznej i potterowolnej strefy, którą była kuchnia.
-
Ministerstwo nie chce przyjąć do wiadomości, że stoi za tym Sama-Wiesz-Kto -
odpowiedział pan Weasley z grymasem na twarzy. - Chcą postawić zarzuty
Moody'emu !
Artur Weasley
wytłumaczył im, że Szalonooki wyznał, że odwiedził Lilly i Jamesa tuż przed
atakiem, ponieważ chciał złożyć im życzenia, co też zrobił. Jednak resztę
wieczoru spędził u Lupina i Tonks, którzy potwierdzili to zeznanie. Mimo to,
grupa dochodzeniowa, która przesłuchała wszystkich
mieszkających w okolicy mugoli (po czym wyczyściła im pamięć) nadal mianowała
go głównym podejrzanym. Kingsley, który również był jej częścią opowiedział
państwu Weasley, że znają część nazwisk śmierciożerców, którzy zaatakowali
Potterów. Oczywiście, młodsza część rodziny tych szczegółów dowiedziała się
dzięki sztuczkom bliźniaków, bowiem dorośli wygonili ich na tej części
historii.
- Lestrange -
wycedził Fred. - Można było się tego spodziewać. Jak ona się teraz nazywa ?
Sangclair ?
- Chyba tak -
przyznał George.
***
Ferie
świąteczne zbliżały się ku końcowi. Hermiona większość czasu spędzała w Norze,
gdzie ze wszystkich sił pomagała Harry'emu. Wracała późnym wieczorem, ciągle
zmęczona, ale w nocy nie mogła spać. Było coś, co ciągle ją męczyło i za co
musiała się wziąć. W końcu, w ostatni dzień ferii nadarzyła się ku temu okazja.
Draco siedział przy stole, czytając jakąś książkę. Hermiona wzięła głębszy
wdech. Wiedziała, że musi to zrobić, ale nie była pewna, czy da radę. Jeszcze
jeden wdech. Podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko chłopaka.
- Draco…
musimy porozmawiać…
Jestem okropna, ale musiałam to zrobić :( Trochę krótko, ale postaram się szybko dodać następny rozdział. Trzymajcie się :D
Świetnie:D Naprawde genialnie ! Wiem że moje komentarze są krótkie, ale po prostu nie umiem opisać słowami tego co czuję ... Czekam na następną notkę ( byle by była szybko ) <3
OdpowiedzUsuńPS : Mogę rozpowszechniać twojego bloga na swojej stronce ?
Pewnie, byłoby mi bardzo miło gdybyś to zrobiła :)
UsuńZ góry dzięki ♥