28 lutego 2013

Rozdział 23

Obniżka cen włosów jednorożców, walka z dementorami i goblinami po upadku Voldemorta, zatargi po meczu Quidditcha, mianowanie Conrada Huracane'a na stanowisko wice ministra… Hermiona siedziała w bibliotece przekopując się przez stertę prenumeraty "Proroka Codziennego" sprzed kilkudziesięciu lat. Szukała tylko pięciu rzeczy, a właściwie, pięciu nazwisk. Na razie, znalazła tylko metryki urodzenia. 365 wydań na rok, a przed nią jeszcze kilkanaście lat. Miała już za sobą pierwszą setkę. Setki stron pełnych najróżniejszych informacji i starych zdjęć. Dziewczyna odłożyła kolejny numer "Proroka" na kupkę przeczytanych gazet i opadła na krzesło. Oczy bolały ją od wczytywania się w malutkie literki gazety, a mięśnie karku błagały o litość od ciągłego pochylania się. Hermiona wykonała parę okrążeń głową w jedną i drugą, próbując rozmasować kark. Nie miała już siły na dalszą lekturę. Zapisała tylko numer gazety, na której skończyła i odłożyła je wszystkie na półkę. Ten niewielki ułamek tego, co musi jeszcze przekartkować.  Schowała zeszyt z notatkami i wyszła z biblioteki, odprowadzona ciekawskim spojrzeniem pani Pince. Skierowała się ku Wielkiej Sali, była bowiem pora śniadania. Najbliższe tygodnie zapowiadały się bardzo ciekawie.
Rozmowa z Umbridge była ostatnią rzeczą, która była jej potrzebna tego dnia. McGonagall podeszła do niej w trakcie posiłku i powiedziała, że ropucha prosi ją o przyjście do swojego gabinetu zaraz po rozpoczęciu lekcji. Na te słowa, dziewczyna zamarła, jednak szybko opanowała przerażenie, które ją zmroziło i zapewniła opiekunkę domu o swojej obecności. Jedyne, czym mogła się zdradzić przed nią były place, które zaczęły wybijać nerwowy rytm. Jeśli nauczycielka coś zauważyła, nie odezwała się słowem, tylko po prostu odeszła w stronę stołu nauczycielskiego. Nogi Hermiony były jak z waty, ale mimo to, wstała i ruszyła do gabinetu Umbridge. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyły pod nim Rona i Dracona.  Chłopcy siedzieli na przygotowanych krzesłach, rzucając sobie nienawistne spojrzenia, oddzieleni jedynym wolnym miejscem. Hermiona zajęła je z mieszanymi uczuciami.  Zachowując pozory, obróciła się w stronę przyjaciela
- Cześć ! - przywitała się. Ten burknął coś w odpowiedzi, wpatrując się w ścianę.
Draco wykazał się w większym taktem i w odpowiedzi delikatnie dotknął jej dłoń swoją tak, by Ron tego nie widział.  Nagle drzwi do gabinetu się otworzyły i, ku ich zaskoczeniu, wyszła z niego panna Gordon. Z bardzo poważnym wyrazem twarzy, zaprosiła Dracona i Hermionę do środka. Wywołani wstali i weszli do środka. Za wielkim biurkiem, pełnym zdjęć kotów i różowych akcesoriów, siedziała Umbridge, ubrana w dziwną togę. Tuż za nią stał Dumbledore i jakiś młody człowiek, trzymający w rękach notes i pióro.
- Usiądźcie sobie, moi kochani - odezwała się Umbridge, wskazując im stojące przed nią krzesełka.
Hermiona, z sercem walącym jak młot, wykonała polecenie.
- Herbatki ? - zapytała ropucha z paskudnym uśmiechem. Dziewczyna pokręciła głową.  Wiedziała, co te jej herbatki zawierały ostatnim razem. - Tak więc, przejdźmy do rzeczy.  Kilka dni temu wydarzył się straszny wypadek, o którym wiecie, ponieważ byliście jego świadkami. Ta rozmowa ma rzucić trochę światła na to, co się stało.
Młody mężczyzna stojący za Umbridge zaczął notować, gdy tylko kobieta wypowiedziała pierwsze słowa. Robił to z takim zapałem, że Hermiona odniosła wrażenie, iż jest bardzo blisko przedziurawienia kilku kartek na wylot.
- Oczywiście, nie możemy winić samego pana Pottera - ropucha wróciła do tematu. - Młody umysł wystawiony na tak traumatyczne przeżycia nie jest w stanie sam się bronić. Jest wręcz pewnym, że ostatnie wydarzenie spowodowały w nim jakieś nieodwracalne zmiany i myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie chłopca w specjalistycznym zakładzie opieki zdrowotnej, aż do czasu, gdy jego samopoczucie…
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, Dolores - odezwał się Dumbledore. Nie patrzył jednak na nią, lecz w jedną z ramek znajdujących się na biurku. Dopiero po chwili Hermiona zrozumiała, dlaczego tak się dzieje.
- To nie najgorszy pomysł, Dumbledore - w pokoju rozległ się głos Korneliusza Knota. - Chłopiec mógłby odpocząć, a do szkoły wróciłby, kiedy byłby już gotowy.
- Dziękuję, za tę ofertę, Korneliuszu, ale damy sobie z nim radę sami.
- Właśnie widzę, jak się wam to udało - odpowiedział minister. - Dolores, bądź tak łaskawa i obróć mnie przodem do pana Malfoy'a i panny Granger.
Umbridge, z zadowoleniem na twarzy obróciła ramkę. Oczom Hermiony ukazała się młoda twarz Knota.
- Dzień dobry, panie ministrze - przywitali się z Draconem, wstając z miejsc, jak nakazywała etykieta. Nic więcej. Gryfonka nie czuła żadnego szacunku względem tego człowieka. Dla niej był kolejnym żądnym władzy pajacem, który zauważył Voldemorta dopiero wtedy, gdy rozwalił mu pół ministerstwa.
- Witajcie, dzieci - Hermionę zirytował sposób, w jaki się do nich zwrócił. Albo po prostu wciągu tych kilku minut nabawiła się alergii na niego. - Jak już powiedziała pani Umbridge, sprawa jest bardzo ważna, dlatego chciałbym usłyszeć od was, co zdarzyło się tamtej nocy. Może pani zacznie, panno Granger.
Dziewczyna opowiedziała historię, którą w ostatnich dniach powtarzała w myślach setki razy. To jednak nie sprawiło, że czuła się pewniej. Jej dłonie drżały i co chwilę nerwowo przełykała ślinę, nie chcąc się w niczym pomylić. Dopiero przyjazny uśmiech, którym obdarzył ją Dumbledore, sprawił, że zaczęła się powoli uspokajać. Następnie wypowiedział się Draco, powtarzając słowo w słowo to, co ona. Hermionie przeszło przez myśl, że tak naprawdę ona i Malfoy powinni być przesłuchiwani osobno, ponieważ teraz, mogłaby wyskoczyć z czymś, czego nawet wcześniej nie ustalali, a i tak, Draco byłby w stanie to potwierdzić.
- Dobrze. Możecie mi w takim razie powiedzieć, dlaczego nie wezwaliście żadnej pomocy, tylko sami ruszyliście sprawdzić, kim jest rzekomy złodziej ?
- Ponieważ wezwanie pomocy zajęłoby w takim przypadku bardzo dużo czasu, panie ministrze, co mogłoby dać złodziejowi szansę na ucieczkę. Poza tym, poniesienie alarmu mogło go wypłoszyć - odpowiedział rzeczowo Draco. Hermiona była pod wielkim wrażeniem jego opanowania i spokoju.
- Skoro nie znaliście tożsamości rzekomego złodzieja - tu brwi Knota sugestywnie podjechały do góry - dlaczego zaryzykowaliście wejście do środka ? Mógł to być dorosły czarodziej o wiele potężniejszy od was.
- Hogwart - odezwała się Gryfonka, powoli tracąc opanowanie, które chwile wcześniej podziwiała u swojego chłopaka - jak zapewnia ministerstwo, jest doskonale chroniony, tak więc nikt z zewnątrz nie jest w stanie wedrzeć się do zamku. Jedynymi, potężnymi czarodziejami są w tej szkole nauczyciele. Gdyby któryś z nich potrzebował jakiegoś eliksiru, z pewnością zgłosiłby się bezpośrednio do profesora Snape'a, zanim okradłby jego gabinet. Poza tym, mieliśmy przewagę liczebną.
- Skąd ta pewność, panno Granger ? - oczy ministra zaświeciły się jak u dziecka widzącego prezenty pod choinką.
- Gdyby zamieszanych było w to więcej osób, ktoś z pewnością stałby na czatach, nie pozwalając nikomu na wejście do pomieszczenia.
- Może chcieli wynieść jak najwięcej rzeczy, a we dwójkę mogliby zabrać więcej w krótszym czasie - wtrąciła Umbridge.
- Gdyby jeden stał na czatach, drugi miałby więcej czasu, czyli mógłby nie tylko zabrać więcej rzeczy, ale także wybrać te o większej wartości, proszę pani - Hermiona uśmiechnęła się przesłodko do kobiety, przedrzeźniając ją. Kątem oka zobaczyła, jak Draco uśmiecha się pod nosem.
- Dobrze - odezwał się minister. - Skoro tę sprawę sobie wyjaśniliśmy, przejdźmy do następnej. Panno Granger, jak wszyscy tu obecni wiemy, przyjaźni się pani z panem Potterem. Czy ma pani jakieś podejrzenia co do powodu, dla którego pani przyjaciel chciał się zabić ?
- Hm, pomyślmy… Może dlatego, że Voldemort zamordował jego rodziców. Co powiem pan na to, panie ministrze ?
Po jej słowach, w pokoju zapadła cisza. W powietrzu czuć było napięcie, które rosło z każdą sekundą, bliskie wybuchu.
- Nie ma żadnych dowodów, wskazujących na to, że za popełnieniem tej okropnej zbrodni stoi Sama-Pani-Wie-Kto lub jego poplecznicy.
- Przecież byli naoczni świadkowie !
- Mugole, którzy w każdym cieniu na ulicy widzą mordercę z nożem.
- Voldemort skontaktował się z Harrym na kilka dni przed świętami ! Zgłosiliśmy to profesorowi Dumbledore'owi tego samego dnia ! - emocje dziewczyny zaczęły brać górę nad rozsądkiem.
- Rzeczywiście, Dumbledore wspominał mi o tym…
- I zlekceważył to pan ?!
- To tylko wymysły chłopca, który próbuje zwrócić na siebie uwagę. Spójrzmy prawdzie w oczy. Bez Sami-Wiecie-Kogo, pan Potter stracił całą swoją chwałę i sławę "Wybrańca". To, na co patrzymy to zaledwie daremne próby zmienienia tego stanu rze….
- Nie rozumiem jak może być pan tak ślepy ! - Hermiona zerwała się na równe nogi. - Niektórzy oddaliby wszystko, by żyć jeszcze raz i naprawić swoje błędy, ale pan je tylko powtarza. Ostatnim razem, gdy zlekceważył pan Harry'ego musiało dojść do śmierci niewinnego człowieka, włamania do ministerstwa i tortur po których ludzie nosili blizny do końca życia - Gryfonka nieświadomie złapała się za lewą dłoń, wspominając dłoń Harry'ego pokrytą ciemną linią układającą się w słowa : "Nie będę opowiadał kłamstw" - A on wrócił. Jeśli chce pan pozwolić, by to znów się działo, droga wolna, ale może być pan pewien, że my tak tego nie zostawimy. Nie stchórzymy - z tymi słowami wybiegła z gabinetu, nie zwracając uwagi na krzyki oburzonego ministra i ropuchy.
Z mściwą satysfakcją pomyślała o uśmiechu Dumbledore'a, który zauważyła pod koniec tej "rozmowy". W swoim mniemaniu postąpiła słusznie. Pal licho wszystkie zasady dobrego wychowania. 
- Co się stało ? - zapytał zaskoczony Ron.
- Nic takiego. Wymieniałam uprzejmości z panem ministrem.
- Ronald Wesley ? - na korytarzu pojawiła się Daphne. - Jesteś następny.
Rudzielec wstał i z przerażeniem na twarzy wszedł do gabinetu. Hermiona wiedziała, że powinna była poczekać na Dracona, ale było miejsce, w którym musiała teraz być.
Pani Pomfrey nie była zbyt zadowolona z tej wizyty, ale wpuściła ją bez problemu. Harry nadal leżał w Skrzydle Szpitalnym, ale czuł się już o wiele lepiej. Teraz siedział, czytając jakąś książkę.
- Hej - przywitała się, siadając na krześle stojący obok.
- O, cześć ! - Harry odłożył lekturę. - Co ty tutaj robisz i to w trakcie lekcji ?
- A nic. Przechodziłam nieopodal i postanowiłam wpaść na chwilę, żeby ci powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważny i jak bardzo jesteś mi potrzebny.
- Herm, posłuchaj…
- Nie, Harry. Ty posłuchaj. Nie jesteś bezwartościowy. Co z tego, że nie jesteś już horkruksem ani wybrańcem ? Tu nie chodziło tylko o to, czym jesteś, ale jaki jesteś. Twoja odwaga, chęć walki, determinacja, przywiązanie do przyjaciół… to się w tobie liczy. Dlatego stałeś się dla nas wszystkich nadzieją i znakiem zwycięstwa. Twoje czyny, nie tytuły. I powiedz mi, jak mogłeś choć nawet przez sekundę pomyśleć, że nam na tobie nie zależy ? Jesteś dla mnie jak brat. Roztrzepany, niechlujny, bardzo utalentowany w lataniu na miotle i ukochany brat, za którego oddałabym życie. To dzięki tobie i Ronowi poradziłam sobie po zerwaniu z Charlesem i tylko dzięki wam - głos Hermiona zaczął się łamać. Harry, chcąc ją pocieszyć chwycił jej dłoń. - Gdyby coś ci się stało… - dziewczyna pokręciła głową. Nie potrafiła znaleźć słów, którymi mogłaby to opisać. - Nie wybaczyłabym sobie do końca życia…
- Hermiono, ale ja tego nie widziałem.  Chciałem z wami porozmawiać, ale żadne z was nie bardzo miało na to ochotę.
- Ponieważ kiedy próbowaliśmy to zrobić wcześniej, o mało się na nas nie rzuciłeś z klątwami. Czekaliśmy na jakiś znak, ale byliśmy zbyt zabiegani, by go w końcu zauważyć - Hermiona uśmiechnęła się smutno.
- Ej, tylko bez wyrzutów sumienia. To moja wina i tylko moja. Ja… nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Przepraszam cię - Gryfonka wstała i jak najdelikatniej przytuliła przyjaciela. Dopiero teraz odczuła ten dziwny, wewnętrzny spokój, którego brakowało jej w ciągu ostatnich kilku dni.
- Zdrowiej, dobrze ? Do końca tygodnia masz stanąć na nogi.
- Dobrze, dobrze.
- Przyjdziemy z Ronem po lekcjach z notatkami- zapowiedziała. Grymas na twarzy Harry'ego, który pojawił się po tych słowach był bardzo wymowny. - Wierz mi, lepiej, żebyś nie nadrabiał tego w weekend - chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi. - Do zobaczenia.
- Cześć.
Cały tydzień minął Hermionie bardzo szybko. Między lekcjami, albo siedziała u Harry'ego, albo wertowała sterty "Proroka Codziennego". Jak na razie, jej poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów.  Na odrabianie lekcji zostało jej niewiele czasu, a na spotkania z Draconem, jeszcze mniej. Ich maskarada trwała w najlepsze. Kłócili się, jak zwykle. Wyzywali, jak zwykle i posyłali nienawistne spojrzenia. Ale tak się działo tylko wtedy, gdy ktoś na nich patrzył. "Przypadkowe" dotknięcia rąk, liściki w torbie Hermiony a propozycją spotkania lub niewinny uśmiech posłany znad książki. Gryfonka przez jakiś czas czuła się, jakby grała w jakieś głupiej komedii romantycznej. Tak czy inaczej, kartka, którą znalazła w piątek głosiła: sobota, 11: 00 - Hogsmead.
Walentynki w sobotę, w którą wypada wyjście do Hogsmead. Uczniowie Hogwartu, a przynajmniej żeńska część, byli zachwyceni. Hermiona również, ale z drugiej strony nie chciała zostawiać Harry'ego samego.  Jednak, gdy okazało się, że Ron również ma swoje plany, Harry wręcz nakazał im iść do Hogsmead. Gryfonka czuła jednak, że kryje za tym coś więcej, niż zwykła troska, by nie psuć im planów. Z uśmiechem na ustach wyszła ze Skrzydła Szpitalnego.
W Hogsmead, krążyła między uliczkami czekając na jakikolwiek znak od Dracona. Oczywiście, prędzej zatroszczyła się o prezent dla niego, który teraz bezpiecznie spoczywał w jej torbie. Miasteczko było całkowicie przyozdobione serduszkami, czerwonymi światełkami, lizakami, poduszeczkami i wszędzie wisiały oferty "dla dwojga", czyli najróżniejsze desery, dania, napoje i inne rzeczy. I zakochani. Większość z tych par była jej doskonale znana, ale niektóre związki były dla niej wielkim zaskoczeniem. W szkole często ciężko było stwierdzić, kto jest z kim, lecz tego dnia, nic już nie było tajemnicą.  Hermiona skręciła w jedną z większych, bocznych uliczek, gdy zobaczyła Dracona. Szedł wraz ze swoją świtą, a na drodze stali im Ron i Lavender. To nie wróżyło nic dobrego, biorąc pod uwagę miny Crabbe'a i Goyle'a. Wszystko stało się tak szybko, że dziewczyna nie wiedziała nawet kiedy. W jednej chwili wszyscy stali, a w drugiej, Ron i Draco leżeli wywróceni w śniegu, jeden na drugim. Brown stała z boku, zasłaniając usta dłonią. Z grupki Ślizgonów słychać było chichoty. Draco podniósł się z ziemi i zaczął krzyczeć na Rona. Wesley również wstał, cały czerwony na twarzy. Burknął coś tylko i odszedł, ciągnąc za sobą zszokowaną Lavender. Hermiona nie bardzo wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.  Po prostu bez słowa szła dalej. Kiedy mijała grupkę, poczuła, że ktoś wkłada coś do jej kieszeni. Dopiero za rogiem sprawdziła co to było. Ulotka z ofertą na Walentynki z Ziemi Niczyjej. Ciekawa nazwa. Gryfonka próbowała sobie przypomnieć, gdzie znajdowała się restauracja. Dopiero po chwili zrozumiała, że Ziemia Niczyja jest tuż przy samym końcu miasta, niedaleko lasu. Dotarcie na miejsce zabrało jej kilka minut. Ziemia Niczyja była niewielkim budynkiem, z kremowymi ścianami i czerwonym dachem, również jak inne miejsca, przyozdobiona na Walentynki. Przez okna widać było ludzi kręcących się po lokalu. Hermiona chciała otworzyć drzwi, gdy jej uwagę przykuła czerwona róża, leżąca w śniegu. Dziewczyna podniosła kwiat z ziemi i delikatnie pogładziła jego płatki. Biedny, musiał już nieźle zmarznąć. Kilka metrów dalej znajdował się następny. A dalej, jeszcze jeden. Hermiona zebrała je wszystkie. Róże wyznaczały ścieżkę do drzwi na tyłach budynku. Dziewczyna nacisnęła delikatnie klamkę i weszła do środka. Nagle, ktoś przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował.
Hermiona nie musiała otwierać oczu by wiedzieć, kto. Za dobrze znała smak tych ust. Oddała pocałunek, cały czas uważając, by nie zgnieść róż, które znajdowały się między nimi.
- Hej - wyszeptała, gdy skończyli. W odpowiedzi Draco złożył na jej wargach jeszcze jeden pocałunek.  Z jej ust wyrwało się zdradzieckie westchnięcie. W ciemnościach pomieszczenia mignął jej uśmiech chłopaka. - Co to za miejsce ?
- Hm… można to nazwać wejściem do lokalu - Draco pomógł zdjąć jej płaszcz.
Z małego przejścia, weszli do większego pokoju, praktycznie pustego. Na samym środku pomieszczenia stał stój dla dwóch osób, przykryty białym obrusem i elegancko zostawiony. Hermiona spojrzała na swoje ubranie. Idąc do Hogsmead nie przygotowywała się za bardzo na nic takiego. Nie wyglądała źle, ale takiego stroju z pewnością nie włożyłaby do eleganckiej restauracji. Kątem oka przyjrzała się Draconowi. Był ubrany schludnie, ale w miarę zwyczajnie. Bo czy ktoś taki jak on może wyglądać zwyczajnie ?
- To nasz ? - zapytała Hermiona z obawą.
- Nie. Nasz jest na górze - Draco chwycił jej dłoń i pociągnął ją w stronę schodów.
Pomijając fakt, że o mało nie wywalili się na schodach, jak na razie wszystko zapowiadało się bardzo interesująco. Na górze, już nie było tak pusto. Pomieszczenie sprawiało wrażenie przytulnego, ciepłego, pełnego życia, mimo, że znajdował się w nim tylko wysoki stolik i dwa równie wysokie krzesła. Za oknem widać było ludzi przechodzących przed Ziemią Niczyją. Tylko sęk w tym, że na takim pustkowiu było to niemożliwe.
- To zaczarowane okna - wytłumaczył jej chłopak. - Pokazują widok z głównej ulicy.  
Hermiona podeszła do nich i dotknęła palcem zimnej szyby. Obraz zaczął drgać, jak tafla wody wzburzona kroplą deszczu. Iluzja. Piękna i realistyczna, ale nadal iluzja. Tak samo jak to miejsce. Nagle czułe ręce objęły ją od tyłu, a broda Dracona spoczęła na jej ramieniu.
- O czym myślisz ? - wyszeptał w jej ucho. Po ciele dziewczyny przeszły przyjemne dreszcze. Wyobrażała sobie, jakby to było siedzieć teraz właśnie w takim miejscu. Zupełnie na widoku, nie martwiąc się, że ktoś ich zobaczy. Nie ukrywać się po kątach, tylko pokazać im wszystkim, jak bardzo są szczęśliwi.
- O niczym - odpowiedziała po chwili. Odwróciła się przodem do chłopaka. Draco nadal trzymał ją w ramionach, gdy oparła się o niego i zamknęła oczy.
Tydzień. Cały, długi, niekończący się tydzień. Tyle minęło odkąd mogli na spokojnie pobyć ze sobą. Były spojrzenia, uśmiechy, liściki, ale to właśnie za takimi chwilami Hermiona tęskniła najbardziej. Samo ich wspomnienie sprawiało, że rano znajdowała siłę, by wstać z łóżka. Potrzebowała ich jak powietrza. Tak samo jak potrzebowała jego.
- Stęskniłam się za tobą, wiesz ? - powiedziała w jego sweter.
- Ja za tobą też - odpowiedział, zakładając za jej ucho niesforny kosmyk włosów.
Dziewczyna z westchnieniem, wyplątała się z jego objęć i ruszyła w kierunku stolika. Draco pomógł jej zająć miejsce i usiadł naprzeciwko.  Na stole pojawiły się dwa, parujące kubki. Hermiona wzięła do ręki jeden z nich i upiła łyk. Gorąca czekolada. Chłopak nie ruszył swojego, tylko przyglądał jej się uważnie.
- Tak więc - zaczął, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Bardzo podobało mi się twoje wystąpienie przed ministrem w poniedziałek.
Hermiona, która akurat brała kolejny łyk, zakrztusiła się. Odstawiła kubek i spojrzała zaskoczona na Dracona.
- Proszę cię, nawet o tym nie wspominaj.
- Kiedy się wściekasz, wyglądasz bardzo ładnie.
- Draco, przestań. Proszę - chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
- Już nic nie mówię.
- Nie mów, mów. Na przykład, skąd wytrzasnąłeś to miejsce ?!
Rozmawiali o wszystkim i o niczym, tak naprawdę. Okazało się, że rodzice Dracona mają dość duże udziały w lokalu, tak więc, Draco dostał ten pokój na wyłączność, gdyby chciał się z kimś spotkać. Hermiona nie chciała myśleć ile dziewczyn przed nią podziwiało te widoki. Siedzieli tak minutę, a może godzinę. Nie wiadomo. Przy Draconie pojęcia takie jak czas i miejsce przestawały istnieć. Liczył się on. I tylko on.
- Mam coś dla ciebie - oświadczył Draco znienacka. Odwrócił się do tyłu i wyciągnął coś z płaszcza. W jego dłoni spoczywało małe pudełeczko, przewiązane czerwoną wstążką. Hermiona wzięła od niego prezent i rozwiązała wstążkę. Otworzyła wieczko, wstrzymując oddech.  W pudełeczku, na ciemnej poduszeczce spoczywało małe serduszko. Była to cyrkonia, obramowana srebrem. Taką przynajmniej miała nadzieję Hermiona.
-  Dziękuję - powiedziała, wyciągając je z pudełka. - Jest prześliczne. - Ogarnęło ją niesamowite wzruszenie. Teraz będzie miała przy sobie coś, co będzie jej przypominać o nim przez cały czas. Małą cząsteczkę Draco, która będzie zawsze przy niej. Ta myśl wprawiła ją w euforię. - Pomożesz ?
Chłopak wziął od niej naszyjnik i stanął za dziewczyną.  Hermiona podniosła włosy, by ułatwić mu zadanie. Po chwili serduszko znalazło się na właściwym miejscu.
- Dziękuję - powtórzyła i złożyła na jego ustach pocałunek.
- Nie ściągaj go - poprosił. - I za każdym razem, gdy na niego spojrzysz, przypomnij sobie chwile takie jak ta - Draco nachylił się nad nią i jakby chciał przypieczętować jej obietnicę, pocałował, długo i namiętnie. Jego dłonie powędrowały na jej szyje, delikatnie pieszcząc obojczyk dziewczyny. Hermiona miała wrażenie, że płonie. Tym jednym dotknięciem, Draco odsłonił detonator bomby, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Bomby emocji i uczuć, których dziewczyna jeszcze nie znała, a które z każdym dniem rosły i stawały się coraz silniejsze.
- Też mam coś dla ciebie - powiedziała spod jego warg.
Wyciągnęła prezent z torby i wręczyły mu go. Kształtem przypominał książkę, więc Draco skrzywił się na jego widok, lecz nic nie powiedział. Spokojnie odpakował na pierwszy rzut oka, zwykły zeszyt.
- To jeden z dwóch bliźniaczych zeszytów - wytłumaczyła Hermiona. - Ja mam drugi. Cokolwiek napiszesz w swoim, pojawi się w moim, i na odwrót, ale tylko wtedy, gdy wypowiesz formułkę. Otwórz - zachęciła.
Na drugiej stronie Draco znalazł napis, który Hermiona zamieściła tam zaraz po kupieniu zeszytów: Szczęśliwych Walentynek, Draco.
- Szczęśliwych Walentynek, Hermiono.


Przepraszam Was, za to praktycznie dwu dniowe opóźnienie, ale starałam się, by przy tak ważnym rozdziale, wszystko było idealnie. Mam nadzieje, że Was nie zawiodłam i stwierdzicie, że warto było czekać :) Przepraszam za wszystkie błędy i literówki :) I mam do Was małe pytanie, jak myślicie, kto będzie Walentynką Harry'ego ?? :D 
PS. Chciałabym coś zmienić w wyglądzie bloga - jestem na etapie prób i błędów, jak widać. Jeśli macie jakieś propozycje, piszcie w komentarzach, Z góry dziękuję :) 

5 komentarzy:

  1. haha świetny rozdział :D walentynką Harrego będzie pewnie luna :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak ... Opłacało się czekać bo rozdział jest cudowny <3
    Podejrzewam, że to Luna jest walentynką Harrego :D

    A prpo wyglądu jest ok :)
    Na początku wystraszyłam się, że nie chce mi się wczytać treść do póki nie przewinęłam lekko w dół :)
    Jest spoko, bo dzięki temu tło nie zasłania tekstu :)

    Alisia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hermiono,
    Jak.zwykle rozdział cudowny. Jak większość myślę, że Walentynką Harry'ego będzie Lina :D Prezent Hermiony był niesamowity. Też.chciałabym mieć taki zeszyt :D Jeszcze raz powtarzam, niesamowity rozdział. Czekam na więcej (Rona, który się obrzera również)
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę :D

    OdpowiedzUsuń