Obniżka
cen włosów jednorożców, walka z dementorami i goblinami po upadku Voldemorta,
zatargi po meczu Quidditcha, mianowanie Conrada Huracane'a na stanowisko wice
ministra… Hermiona siedziała w bibliotece przekopując się przez stertę
prenumeraty "Proroka Codziennego" sprzed kilkudziesięciu lat. Szukała
tylko pięciu rzeczy, a właściwie, pięciu nazwisk. Na razie, znalazła tylko
metryki urodzenia. 365 wydań na rok, a przed nią jeszcze kilkanaście lat. Miała
już za sobą pierwszą setkę. Setki stron pełnych najróżniejszych informacji i
starych zdjęć. Dziewczyna odłożyła kolejny numer "Proroka" na kupkę
przeczytanych gazet i opadła na krzesło. Oczy bolały ją od wczytywania się w
malutkie literki gazety, a mięśnie karku błagały o litość od ciągłego
pochylania się. Hermiona wykonała parę okrążeń głową w jedną i drugą, próbując
rozmasować kark. Nie miała już siły na dalszą lekturę. Zapisała tylko numer gazety,
na której skończyła i odłożyła je wszystkie na półkę. Ten niewielki ułamek
tego, co musi jeszcze przekartkować.
Schowała zeszyt z notatkami i wyszła z biblioteki, odprowadzona
ciekawskim spojrzeniem pani Pince. Skierowała się ku Wielkiej Sali, była bowiem
pora śniadania. Najbliższe tygodnie zapowiadały się bardzo ciekawie.
Rozmowa
z Umbridge była ostatnią rzeczą, która była jej potrzebna tego dnia. McGonagall
podeszła do niej w trakcie posiłku i powiedziała, że ropucha prosi ją o
przyjście do swojego gabinetu zaraz po rozpoczęciu lekcji. Na te słowa,
dziewczyna zamarła, jednak szybko opanowała przerażenie, które ją zmroziło i
zapewniła opiekunkę domu o swojej obecności. Jedyne, czym mogła się zdradzić
przed nią były place, które zaczęły wybijać nerwowy rytm. Jeśli nauczycielka
coś zauważyła, nie odezwała się słowem, tylko po prostu odeszła w stronę stołu
nauczycielskiego. Nogi Hermiony były jak z waty, ale mimo to, wstała i ruszyła
do gabinetu Umbridge. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyły pod nim Rona i
Dracona. Chłopcy siedzieli na
przygotowanych krzesłach, rzucając sobie nienawistne spojrzenia, oddzieleni
jedynym wolnym miejscem. Hermiona zajęła je z mieszanymi uczuciami. Zachowując pozory, obróciła się w stronę
przyjaciela
-
Cześć ! - przywitała się. Ten burknął coś w odpowiedzi, wpatrując się w ścianę.
Draco
wykazał się w większym taktem i w odpowiedzi delikatnie dotknął jej dłoń swoją
tak, by Ron tego nie widział. Nagle
drzwi do gabinetu się otworzyły i, ku ich zaskoczeniu, wyszła z niego panna
Gordon. Z bardzo poważnym wyrazem twarzy, zaprosiła Dracona i Hermionę do
środka. Wywołani wstali i weszli do środka. Za wielkim biurkiem, pełnym zdjęć
kotów i różowych akcesoriów, siedziała Umbridge, ubrana w dziwną togę. Tuż za
nią stał Dumbledore i jakiś młody człowiek, trzymający w rękach notes i pióro.
-
Usiądźcie sobie, moi kochani - odezwała się Umbridge, wskazując im stojące
przed nią krzesełka.
Hermiona,
z sercem walącym jak młot, wykonała polecenie.
-
Herbatki ? - zapytała ropucha z paskudnym uśmiechem. Dziewczyna pokręciła
głową. Wiedziała, co te jej herbatki
zawierały ostatnim razem. - Tak więc, przejdźmy do rzeczy. Kilka dni temu wydarzył się straszny wypadek,
o którym wiecie, ponieważ byliście jego świadkami. Ta rozmowa ma rzucić trochę
światła na to, co się stało.
Młody
mężczyzna stojący za Umbridge zaczął notować, gdy tylko kobieta wypowiedziała
pierwsze słowa. Robił to z takim zapałem, że Hermiona odniosła wrażenie, iż
jest bardzo blisko przedziurawienia kilku kartek na wylot.
-
Oczywiście, nie możemy winić samego pana Pottera - ropucha wróciła do tematu. -
Młody umysł wystawiony na tak traumatyczne przeżycia nie jest w stanie sam się
bronić. Jest wręcz pewnym, że ostatnie wydarzenie spowodowały w nim jakieś
nieodwracalne zmiany i myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie
chłopca w specjalistycznym zakładzie opieki zdrowotnej, aż do czasu, gdy jego
samopoczucie…
-
Myślę, że nie będzie takiej potrzeby, Dolores - odezwał się Dumbledore. Nie
patrzył jednak na nią, lecz w jedną z ramek znajdujących się na biurku. Dopiero
po chwili Hermiona zrozumiała, dlaczego tak się dzieje.
-
To nie najgorszy pomysł, Dumbledore - w pokoju rozległ się głos Korneliusza
Knota. - Chłopiec mógłby odpocząć, a do szkoły wróciłby, kiedy byłby już
gotowy.
-
Dziękuję, za tę ofertę, Korneliuszu, ale damy sobie z nim radę sami.
-
Właśnie widzę, jak się wam to udało - odpowiedział minister. - Dolores, bądź
tak łaskawa i obróć mnie przodem do pana Malfoy'a i panny Granger.
Umbridge,
z zadowoleniem na twarzy obróciła ramkę. Oczom Hermiony ukazała się młoda twarz
Knota.
-
Dzień dobry, panie ministrze - przywitali się z Draconem, wstając z miejsc, jak
nakazywała etykieta. Nic więcej. Gryfonka nie czuła żadnego szacunku względem
tego człowieka. Dla niej był kolejnym żądnym władzy pajacem, który zauważył
Voldemorta dopiero wtedy, gdy rozwalił mu pół ministerstwa.
-
Witajcie, dzieci - Hermionę zirytował sposób, w jaki się do nich zwrócił. Albo
po prostu wciągu tych kilku minut nabawiła się alergii na niego. - Jak już
powiedziała pani Umbridge, sprawa jest bardzo ważna, dlatego chciałbym usłyszeć
od was, co zdarzyło się tamtej nocy. Może pani zacznie, panno Granger.
Dziewczyna
opowiedziała historię, którą w ostatnich dniach powtarzała w myślach setki
razy. To jednak nie sprawiło, że czuła się pewniej. Jej dłonie drżały i co
chwilę nerwowo przełykała ślinę, nie chcąc się w niczym pomylić. Dopiero
przyjazny uśmiech, którym obdarzył ją Dumbledore, sprawił, że zaczęła się
powoli uspokajać. Następnie wypowiedział się Draco, powtarzając słowo w słowo
to, co ona. Hermionie przeszło przez myśl, że tak naprawdę ona i Malfoy powinni
być przesłuchiwani osobno, ponieważ teraz, mogłaby wyskoczyć z czymś, czego
nawet wcześniej nie ustalali, a i tak, Draco byłby w stanie to potwierdzić.
-
Dobrze. Możecie mi w takim razie powiedzieć, dlaczego nie wezwaliście żadnej
pomocy, tylko sami ruszyliście sprawdzić, kim jest rzekomy złodziej ?
-
Ponieważ wezwanie pomocy zajęłoby w takim przypadku bardzo dużo czasu, panie
ministrze, co mogłoby dać złodziejowi szansę na ucieczkę. Poza tym, poniesienie
alarmu mogło go wypłoszyć - odpowiedział rzeczowo Draco. Hermiona była pod
wielkim wrażeniem jego opanowania i spokoju.
-
Skoro nie znaliście tożsamości rzekomego złodzieja - tu brwi Knota sugestywnie
podjechały do góry - dlaczego zaryzykowaliście wejście do środka ? Mógł to być
dorosły czarodziej o wiele potężniejszy od was.
-
Hogwart - odezwała się Gryfonka, powoli tracąc opanowanie, które chwile
wcześniej podziwiała u swojego chłopaka - jak zapewnia ministerstwo, jest
doskonale chroniony, tak więc nikt z zewnątrz nie jest w stanie wedrzeć się do
zamku. Jedynymi, potężnymi czarodziejami są w tej szkole nauczyciele. Gdyby któryś
z nich potrzebował jakiegoś eliksiru, z pewnością zgłosiłby się bezpośrednio do
profesora Snape'a, zanim okradłby jego gabinet. Poza tym, mieliśmy przewagę liczebną.
-
Skąd ta pewność, panno Granger ? - oczy ministra zaświeciły się jak u dziecka
widzącego prezenty pod choinką.
-
Gdyby zamieszanych było w to więcej osób, ktoś z pewnością stałby na czatach,
nie pozwalając nikomu na wejście do pomieszczenia.
-
Może chcieli wynieść jak najwięcej rzeczy, a we dwójkę mogliby zabrać więcej w
krótszym czasie - wtrąciła Umbridge.
-
Gdyby jeden stał na czatach, drugi miałby więcej czasu, czyli mógłby nie tylko
zabrać więcej rzeczy, ale także wybrać te o większej wartości, proszę pani -
Hermiona uśmiechnęła się przesłodko do kobiety, przedrzeźniając ją. Kątem oka
zobaczyła, jak Draco uśmiecha się pod nosem.
-
Dobrze - odezwał się minister. - Skoro tę sprawę sobie wyjaśniliśmy, przejdźmy
do następnej. Panno Granger, jak wszyscy tu obecni wiemy, przyjaźni się pani z
panem Potterem. Czy ma pani jakieś podejrzenia co do powodu, dla którego pani
przyjaciel chciał się zabić ?
-
Hm, pomyślmy… Może dlatego, że Voldemort zamordował jego rodziców. Co powiem
pan na to, panie ministrze ?
Po
jej słowach, w pokoju zapadła cisza. W powietrzu czuć było napięcie, które
rosło z każdą sekundą, bliskie wybuchu.
-
Nie ma żadnych dowodów, wskazujących na to, że za popełnieniem tej okropnej
zbrodni stoi Sama-Pani-Wie-Kto lub jego poplecznicy.
-
Przecież byli naoczni świadkowie !
-
Mugole, którzy w każdym cieniu na ulicy widzą mordercę z nożem.
-
Voldemort skontaktował się z Harrym na kilka dni przed świętami ! Zgłosiliśmy
to profesorowi Dumbledore'owi tego samego dnia ! - emocje dziewczyny zaczęły
brać górę nad rozsądkiem.
-
Rzeczywiście, Dumbledore wspominał mi o tym…
-
I zlekceważył to pan ?!
-
To tylko wymysły chłopca, który próbuje zwrócić na siebie uwagę. Spójrzmy
prawdzie w oczy. Bez Sami-Wiecie-Kogo, pan Potter stracił całą swoją chwałę i
sławę "Wybrańca". To, na co patrzymy to zaledwie daremne próby
zmienienia tego stanu rze….
-
Nie rozumiem jak może być pan tak ślepy ! - Hermiona zerwała się na równe nogi.
- Niektórzy oddaliby wszystko, by żyć jeszcze raz i naprawić swoje błędy, ale
pan je tylko powtarza. Ostatnim razem, gdy zlekceważył pan Harry'ego musiało
dojść do śmierci niewinnego człowieka, włamania do ministerstwa i tortur po
których ludzie nosili blizny do końca życia - Gryfonka nieświadomie złapała się
za lewą dłoń, wspominając dłoń Harry'ego pokrytą ciemną linią układającą się w
słowa : "Nie będę opowiadał kłamstw" - A on wrócił. Jeśli chce pan
pozwolić, by to znów się działo, droga wolna, ale może być pan pewien, że my
tak tego nie zostawimy. Nie stchórzymy - z tymi słowami wybiegła z gabinetu,
nie zwracając uwagi na krzyki oburzonego ministra i ropuchy.
Z
mściwą satysfakcją pomyślała o uśmiechu Dumbledore'a, który zauważyła pod
koniec tej "rozmowy". W swoim mniemaniu postąpiła słusznie. Pal licho
wszystkie zasady dobrego wychowania.
-
Co się stało ? - zapytał zaskoczony Ron.
-
Nic takiego. Wymieniałam uprzejmości z panem ministrem.
-
Ronald Wesley ? - na korytarzu pojawiła się Daphne. - Jesteś następny.
Rudzielec
wstał i z przerażeniem na twarzy wszedł do gabinetu. Hermiona wiedziała, że
powinna była poczekać na Dracona, ale było miejsce, w którym musiała teraz być.
Pani
Pomfrey nie była zbyt zadowolona z tej wizyty, ale wpuściła ją bez problemu.
Harry nadal leżał w Skrzydle Szpitalnym, ale czuł się już o wiele lepiej. Teraz
siedział, czytając jakąś książkę.
-
Hej - przywitała się, siadając na krześle stojący obok.
-
O, cześć ! - Harry odłożył lekturę. - Co ty tutaj robisz i to w trakcie lekcji
?
-
A nic. Przechodziłam nieopodal i postanowiłam wpaść na chwilę, żeby ci
powiedzieć, jak bardzo jesteś dla mnie ważny i jak bardzo jesteś mi potrzebny.
-
Herm, posłuchaj…
-
Nie, Harry. Ty posłuchaj. Nie jesteś bezwartościowy. Co z tego, że nie jesteś
już horkruksem ani wybrańcem ? Tu nie chodziło tylko o to, czym jesteś, ale
jaki jesteś. Twoja odwaga, chęć walki, determinacja, przywiązanie do
przyjaciół… to się w tobie liczy. Dlatego stałeś się dla nas wszystkich
nadzieją i znakiem zwycięstwa. Twoje czyny, nie tytuły. I powiedz mi, jak
mogłeś choć nawet przez sekundę pomyśleć, że nam na tobie nie zależy ? Jesteś
dla mnie jak brat. Roztrzepany, niechlujny, bardzo utalentowany w lataniu na
miotle i ukochany brat, za którego oddałabym życie. To dzięki tobie i Ronowi
poradziłam sobie po zerwaniu z Charlesem i tylko dzięki wam - głos Hermiona
zaczął się łamać. Harry, chcąc ją pocieszyć chwycił jej dłoń. - Gdyby coś ci
się stało… - dziewczyna pokręciła głową. Nie potrafiła znaleźć słów, którymi
mogłaby to opisać. - Nie wybaczyłabym sobie do końca życia…
-
Hermiono, ale ja tego nie widziałem.
Chciałem z wami porozmawiać, ale żadne z was nie bardzo miało na to
ochotę.
-
Ponieważ kiedy próbowaliśmy to zrobić wcześniej, o mało się na nas nie rzuciłeś
z klątwami. Czekaliśmy na jakiś znak, ale byliśmy zbyt zabiegani, by go w końcu
zauważyć - Hermiona uśmiechnęła się smutno.
-
Ej, tylko bez wyrzutów sumienia. To moja wina i tylko moja. Ja… nie wiem, co mi
strzeliło do głowy. Przepraszam cię - Gryfonka wstała i jak najdelikatniej
przytuliła przyjaciela. Dopiero teraz odczuła ten dziwny, wewnętrzny spokój,
którego brakowało jej w ciągu ostatnich kilku dni.
-
Zdrowiej, dobrze ? Do końca tygodnia masz stanąć na nogi.
-
Dobrze, dobrze.
-
Przyjdziemy z Ronem po lekcjach z notatkami- zapowiedziała. Grymas na twarzy
Harry'ego, który pojawił się po tych słowach był bardzo wymowny. - Wierz mi,
lepiej, żebyś nie nadrabiał tego w weekend - chłopak uśmiechnął się w
odpowiedzi. - Do zobaczenia.
-
Cześć.
Cały
tydzień minął Hermionie bardzo szybko. Między lekcjami, albo siedziała u
Harry'ego, albo wertowała sterty "Proroka Codziennego". Jak na razie,
jej poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów. Na odrabianie lekcji zostało jej niewiele
czasu, a na spotkania z Draconem, jeszcze mniej. Ich maskarada trwała w
najlepsze. Kłócili się, jak zwykle. Wyzywali, jak zwykle i posyłali nienawistne
spojrzenia. Ale tak się działo tylko wtedy, gdy ktoś na nich patrzył.
"Przypadkowe" dotknięcia rąk, liściki w torbie Hermiony a propozycją
spotkania lub niewinny uśmiech posłany znad książki. Gryfonka przez jakiś czas
czuła się, jakby grała w jakieś głupiej komedii romantycznej. Tak czy inaczej,
kartka, którą znalazła w piątek głosiła: sobota, 11: 00 - Hogsmead.
Walentynki
w sobotę, w którą wypada wyjście do Hogsmead. Uczniowie Hogwartu, a
przynajmniej żeńska część, byli zachwyceni. Hermiona również, ale z drugiej
strony nie chciała zostawiać Harry'ego samego. Jednak, gdy okazało się, że Ron również ma
swoje plany, Harry wręcz nakazał im iść do Hogsmead. Gryfonka czuła jednak, że
kryje za tym coś więcej, niż zwykła troska, by nie psuć im planów. Z uśmiechem
na ustach wyszła ze Skrzydła Szpitalnego.
W
Hogsmead, krążyła między uliczkami czekając na jakikolwiek znak od Dracona.
Oczywiście, prędzej zatroszczyła się o prezent dla niego, który teraz
bezpiecznie spoczywał w jej torbie. Miasteczko było całkowicie przyozdobione
serduszkami, czerwonymi światełkami, lizakami, poduszeczkami i wszędzie wisiały
oferty "dla dwojga", czyli najróżniejsze desery, dania, napoje i inne
rzeczy. I zakochani. Większość z tych par była jej doskonale znana, ale
niektóre związki były dla niej wielkim zaskoczeniem. W szkole często ciężko
było stwierdzić, kto jest z kim, lecz tego dnia, nic już nie było
tajemnicą. Hermiona skręciła w jedną z
większych, bocznych uliczek, gdy zobaczyła Dracona. Szedł wraz ze swoją świtą,
a na drodze stali im Ron i Lavender. To nie wróżyło nic dobrego, biorąc pod
uwagę miny Crabbe'a i Goyle'a. Wszystko stało się tak szybko, że dziewczyna nie
wiedziała nawet kiedy. W jednej chwili wszyscy stali, a w drugiej, Ron i Draco
leżeli wywróceni w śniegu, jeden na drugim. Brown stała z boku, zasłaniając
usta dłonią. Z grupki Ślizgonów słychać było chichoty. Draco podniósł się z
ziemi i zaczął krzyczeć na Rona. Wesley również wstał, cały czerwony na twarzy.
Burknął coś tylko i odszedł, ciągnąc za sobą zszokowaną Lavender. Hermiona nie
bardzo wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Po prostu bez słowa szła dalej. Kiedy mijała
grupkę, poczuła, że ktoś wkłada coś do jej kieszeni. Dopiero za rogiem
sprawdziła co to było. Ulotka z ofertą na Walentynki z Ziemi Niczyjej. Ciekawa
nazwa. Gryfonka próbowała sobie przypomnieć, gdzie znajdowała się restauracja.
Dopiero po chwili zrozumiała, że Ziemia Niczyja jest tuż przy samym końcu
miasta, niedaleko lasu. Dotarcie na miejsce zabrało jej kilka minut. Ziemia
Niczyja była niewielkim budynkiem, z kremowymi ścianami i czerwonym dachem,
również jak inne miejsca, przyozdobiona na Walentynki. Przez okna widać było
ludzi kręcących się po lokalu. Hermiona chciała otworzyć drzwi, gdy jej uwagę przykuła
czerwona róża, leżąca w śniegu. Dziewczyna podniosła kwiat z ziemi i delikatnie
pogładziła jego płatki. Biedny, musiał już nieźle zmarznąć. Kilka metrów dalej
znajdował się następny. A dalej, jeszcze jeden. Hermiona zebrała je wszystkie.
Róże wyznaczały ścieżkę do drzwi na tyłach budynku. Dziewczyna nacisnęła
delikatnie klamkę i weszła do środka. Nagle, ktoś przyciągnął ją do siebie i
namiętnie pocałował.
Hermiona
nie musiała otwierać oczu by wiedzieć, kto. Za dobrze znała smak tych ust.
Oddała pocałunek, cały czas uważając, by nie zgnieść róż, które znajdowały się
między nimi.
-
Hej - wyszeptała, gdy skończyli. W odpowiedzi Draco złożył na jej wargach
jeszcze jeden pocałunek. Z jej ust
wyrwało się zdradzieckie westchnięcie. W ciemnościach pomieszczenia mignął jej
uśmiech chłopaka. - Co to za miejsce ?
-
Hm… można to nazwać wejściem do lokalu - Draco pomógł zdjąć jej płaszcz.
Z
małego przejścia, weszli do większego pokoju, praktycznie pustego. Na samym
środku pomieszczenia stał stój dla dwóch osób, przykryty białym obrusem i
elegancko zostawiony. Hermiona spojrzała na swoje ubranie. Idąc do Hogsmead nie
przygotowywała się za bardzo na nic takiego. Nie wyglądała źle, ale takiego
stroju z pewnością nie włożyłaby do eleganckiej restauracji. Kątem oka
przyjrzała się Draconowi. Był ubrany schludnie, ale w miarę zwyczajnie. Bo czy
ktoś taki jak on może wyglądać zwyczajnie ?
-
To nasz ? - zapytała Hermiona z obawą.
-
Nie. Nasz jest na górze - Draco chwycił jej dłoń i pociągnął ją w stronę
schodów.
Pomijając
fakt, że o mało nie wywalili się na schodach, jak na razie wszystko zapowiadało
się bardzo interesująco. Na górze, już nie było tak pusto. Pomieszczenie sprawiało
wrażenie przytulnego, ciepłego, pełnego życia, mimo, że znajdował się w nim
tylko wysoki stolik i dwa równie wysokie krzesła. Za oknem widać było ludzi
przechodzących przed Ziemią Niczyją. Tylko sęk w tym, że na takim pustkowiu
było to niemożliwe.
-
To zaczarowane okna - wytłumaczył jej chłopak. - Pokazują widok z głównej
ulicy.
Hermiona
podeszła do nich i dotknęła palcem zimnej szyby. Obraz zaczął drgać, jak tafla
wody wzburzona kroplą deszczu. Iluzja. Piękna i realistyczna, ale nadal iluzja.
Tak samo jak to miejsce. Nagle czułe ręce objęły ją od tyłu, a broda Dracona
spoczęła na jej ramieniu.
-
O czym myślisz ? - wyszeptał w jej ucho. Po ciele dziewczyny przeszły przyjemne
dreszcze. Wyobrażała sobie, jakby to było siedzieć teraz właśnie w takim
miejscu. Zupełnie na widoku, nie martwiąc się, że ktoś ich zobaczy. Nie ukrywać
się po kątach, tylko pokazać im wszystkim, jak bardzo są szczęśliwi.
-
O niczym - odpowiedziała po chwili. Odwróciła się przodem do chłopaka. Draco
nadal trzymał ją w ramionach, gdy oparła się o niego i zamknęła oczy.
Tydzień.
Cały, długi, niekończący się tydzień. Tyle minęło odkąd mogli na spokojnie pobyć
ze sobą. Były spojrzenia, uśmiechy, liściki, ale to właśnie za takimi chwilami Hermiona
tęskniła najbardziej. Samo ich wspomnienie sprawiało, że rano znajdowała siłę,
by wstać z łóżka. Potrzebowała ich jak powietrza. Tak samo jak potrzebowała
jego.
-
Stęskniłam się za tobą, wiesz ? - powiedziała w jego sweter.
-
Ja za tobą też - odpowiedział, zakładając za jej ucho niesforny kosmyk włosów.
Dziewczyna
z westchnieniem, wyplątała się z jego objęć i ruszyła w kierunku stolika. Draco
pomógł jej zająć miejsce i usiadł naprzeciwko. Na stole pojawiły się dwa, parujące kubki.
Hermiona wzięła do ręki jeden z nich i upiła łyk. Gorąca czekolada. Chłopak nie
ruszył swojego, tylko przyglądał jej się uważnie.
-
Tak więc - zaczął, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Bardzo
podobało mi się twoje wystąpienie przed ministrem w poniedziałek.
Hermiona,
która akurat brała kolejny łyk, zakrztusiła się. Odstawiła kubek i spojrzała
zaskoczona na Dracona.
-
Proszę cię, nawet o tym nie wspominaj.
-
Kiedy się wściekasz, wyglądasz bardzo ładnie.
-
Draco, przestań. Proszę - chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
-
Już nic nie mówię.
-
Nie mów, mów. Na przykład, skąd wytrzasnąłeś to miejsce ?!
Rozmawiali
o wszystkim i o niczym, tak naprawdę. Okazało się, że rodzice Dracona mają dość
duże udziały w lokalu, tak więc, Draco dostał ten pokój na wyłączność, gdyby
chciał się z kimś spotkać. Hermiona nie chciała myśleć ile dziewczyn przed nią
podziwiało te widoki. Siedzieli tak minutę, a może godzinę. Nie wiadomo. Przy
Draconie pojęcia takie jak czas i miejsce przestawały istnieć. Liczył się on. I
tylko on.
-
Mam coś dla ciebie - oświadczył Draco znienacka. Odwrócił się do tyłu i
wyciągnął coś z płaszcza. W jego dłoni spoczywało małe pudełeczko, przewiązane
czerwoną wstążką. Hermiona wzięła od niego prezent i rozwiązała wstążkę.
Otworzyła wieczko, wstrzymując oddech. W
pudełeczku, na ciemnej poduszeczce spoczywało małe serduszko. Była to cyrkonia,
obramowana srebrem. Taką przynajmniej miała nadzieję Hermiona.
- Dziękuję - powiedziała, wyciągając je z
pudełka. - Jest prześliczne. - Ogarnęło ją niesamowite wzruszenie. Teraz będzie
miała przy sobie coś, co będzie jej przypominać o nim przez cały czas. Małą
cząsteczkę Draco, która będzie zawsze przy niej. Ta myśl wprawiła ją w euforię.
- Pomożesz ?
Chłopak
wziął od niej naszyjnik i stanął za dziewczyną.
Hermiona podniosła włosy, by ułatwić mu zadanie. Po chwili serduszko
znalazło się na właściwym miejscu.
-
Dziękuję - powtórzyła i złożyła na jego ustach pocałunek.
-
Nie ściągaj go - poprosił. - I za każdym razem, gdy na niego spojrzysz,
przypomnij sobie chwile takie jak ta - Draco nachylił się nad nią i jakby
chciał przypieczętować jej obietnicę, pocałował, długo i namiętnie. Jego dłonie
powędrowały na jej szyje, delikatnie pieszcząc obojczyk dziewczyny. Hermiona
miała wrażenie, że płonie. Tym jednym dotknięciem, Draco odsłonił detonator
bomby, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Bomby emocji i uczuć, których
dziewczyna jeszcze nie znała, a które z każdym dniem rosły i stawały się coraz
silniejsze.
-
Też mam coś dla ciebie - powiedziała spod jego warg.
Wyciągnęła
prezent z torby i wręczyły mu go. Kształtem przypominał książkę, więc Draco
skrzywił się na jego widok, lecz nic nie powiedział. Spokojnie odpakował na
pierwszy rzut oka, zwykły zeszyt.
-
To jeden z dwóch bliźniaczych zeszytów - wytłumaczyła Hermiona. - Ja mam drugi.
Cokolwiek napiszesz w swoim, pojawi się w moim, i na odwrót, ale tylko wtedy,
gdy wypowiesz formułkę. Otwórz - zachęciła.
Na
drugiej stronie Draco znalazł napis, który Hermiona zamieściła tam zaraz po
kupieniu zeszytów: Szczęśliwych
Walentynek, Draco.
-
Szczęśliwych Walentynek, Hermiono.
Przepraszam Was, za to praktycznie dwu dniowe opóźnienie, ale starałam się, by przy tak ważnym rozdziale, wszystko było idealnie. Mam nadzieje, że Was nie zawiodłam i stwierdzicie, że warto było czekać :) Przepraszam za wszystkie błędy i literówki :) I mam do Was małe pytanie, jak myślicie, kto będzie Walentynką Harry'ego ?? :D
PS. Chciałabym coś zmienić w wyglądzie bloga - jestem na etapie prób i błędów, jak widać. Jeśli macie jakieś propozycje, piszcie w komentarzach, Z góry dziękuję :)
haha świetny rozdział :D walentynką Harrego będzie pewnie luna :D
OdpowiedzUsuńTo tak ... Opłacało się czekać bo rozdział jest cudowny <3
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że to Luna jest walentynką Harrego :D
A prpo wyglądu jest ok :)
Na początku wystraszyłam się, że nie chce mi się wczytać treść do póki nie przewinęłam lekko w dół :)
Jest spoko, bo dzięki temu tło nie zasłania tekstu :)
Alisia
Hermiono,
OdpowiedzUsuńJak.zwykle rozdział cudowny. Jak większość myślę, że Walentynką Harry'ego będzie Lina :D Prezent Hermiony był niesamowity. Też.chciałabym mieć taki zeszyt :D Jeszcze raz powtarzam, niesamowity rozdział. Czekam na więcej (Rona, który się obrzera również)
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę :D
*Lina
UsuńWybacz za błąd
A nie Luna* ?
Usuń