Draco Malfoy
czekał pod gabinetem McGonagall. Zza drzwi dochodził do niego pełen napięcia
głos Hermiony i chociaż słyszał co mówiła, to nic z tego nie rozumiał. Przez
chwilę zapomniał, że to nie jest prawdziwa Hermiona. Tamta odeszła lata temu,
teraz została tylko jej cząstka w Tess Pluskocie. Tak samo było z innymi. Z
Draconem Malfoy'em również. Teraz było on. Thomas Riddle junior.
***
Hermiona
chodziła po gabinecie profesor McGonagall pod czujnym okiem opiekunki
Gryffindoru.
- Usiądź,
Hermiono. Przed chwilą o mało nie zemdlałaś ! - pouczyła dziewczynę.
- Czuję się
dobrze, pani profesor - odparła. Telefon
w końcu zadzwonił.
- Halo, mom ?
- zaczęła po angielsku, ale po chwili przestawiła się na polski. - Mamo ?
- Tess, to ty
? - Nie, pomyślała, testrale.
- Tak, mamo.
- Kochanie …
jest taka sprawa… będziesz musiała zostać na święta w szkole…
- Ale
dlaczego ? Co się stało ?
- Jakby ci to
wytłumaczyć … - kilka sekund ciszy napięło nerwy dziewczyny do granic
wytrzymałości. - Masz siostrę.
Umysł
Hermiony pracował na zwiększonych obrotach. Jej mama powiedziała
"masz", a nie "będziesz miała", czyli jej siostra jest już
na tym świecie. A to znaczyłoby, że Alicja musiałaby w dniu jej wyjazd być w co
najmniej piątym miesiącu ciąży. Sęk w tym, że na pewno nie była …
- Ile ma ?
- Czego ma ?
- Hermiona westchnęła w duchu. Czy jej mama zawsze już będzie ją traktować jak
małą dziewczynkę ? W końcu miała 15 lat, a poza tym, to także godziło w jej
inteligencję.
- Ile ma lat
?
- Siedem,
osiem, nie wiem dokładnie.
- Jak ma na
imię ?
- Sara.
- Jak długo o
niej wiesz ?
- Od tygodnia.
I … tydzień temu… złożyłam papiery rozwodowe… - wydukał głośnik telefonów.
Papiery
rozwodowe ? Rodzina Hermiony rozpadała się na jej oczach, a jej nawet tam nie
było. Przełknęła ślinę.
- Tak szybko
? Nie próbowałaś niczego z nim wyjaśnić ?
- Tess,
kochanie, tu nie ma co wyjaśniać. Skoro…
twój… mąż… przychodzi do domu i oświadcza , że odchodzi do innej kobiety, z
którą ma kilkuletnie dziecko to dajesz mu torby i godzinę, żeby się spakował i
wyniósł.
Hermiona nie
wierzyła własnym uszom. Jej tata ? Adam zrobiłby coś takiego ? To było zupełnie
do niego niepodobne.
- Co, w takim
razie stoi na drodze mojemu przyjazdowi do domu ? - Dziewczyna zaczynała być za
bardzo przytłoczona tym czarodziejskim światem. Chciała wrócić, choć na chwilę,
do świata mugoli i być normalnym człowiekiem.
- Teraz trwa
podział majątku i opieki rodzicielskiej…
- Czy w takim
razie nie powinnam tam być…
- Adam i ja
zadecydowaliśmy, że zamieszkasz ze mną. Poza tym, sprzedajemy dom i święta
spędzę z Karoliną, więc nie miałabyś gdzie zostać - Do Hermiony nie dotarła
ostatnia część zdania. Sprzedają dom ? Jej dom ? Dom, w którym się urodziła,
wychowała, bawiła lalkami, chowała pod schodami, gdy czegoś się bała. Gdzie był
cały jej świat ?! I mówią jej to ot tak, jak gdyby nigdy nic.
- Rozumiem -
to było wszystko, co mogła z siebie wydusić, chociaż w ogóle nie rozumiała.
- To dobrze,
Tess. Wesołych Świąt.
- Wesołych
Świąt, mamo - odpowiedziała.- Mamo ?
- Tak ?
- A co z Karmelkiem
?
- Pójdzie
tam, gdzie ty.
- Dziękuję -
Hermiona pamiętała, jak Alicja wzdrygała się przed kupnem psa.
- Nie ma za
co, kochanie - klik. Koniec rozmowy. Hermiona oddała telefon McGonagall, która
przyglądała jej się jeszcze uważniej.
- Pani
profesor, czy …
- Twoja mama
już ze mną rozmawiała. Możesz zostać w szkole na święta.
- Dziękuję,
pani profesor.
- Nie dziękuj,
nie masz za co. Dobranoc, Hermiono.
- Dobranoc,
pani profesor.
Wyszła z
gabinetu i ruszyła w stronę dormitoriów.
- Granger ! -
dziewczyna odwróciła się.
- Malfoy, co
ty tutaj robisz ?
- Czekałem na
ciebie ? Idziemy ? Muszę cię przecież bezpiecznie odstawić pod dormitorium.
Hermiona
cicho jęknęła. Jeszcze jej tego brakowało do pełni szczęścia. Chciała teraz być
sama, a czuła zaciekawienie bijące od Ślizgona. Błagam, pomyślała, nie pytaj.
- Co się stało
? - zapytał, jak na zawołanie.
- Nic
takiego.
- Już to
widzę. Co jest ?
- Zostawmy
ten temat, ok ? - W Hermionie coś zaczynało pękać. W jej masce spokoju i
opanowania pojawiły się rysy, spowodowane wszystkim, co działo się od jej
urodzin. Malfoy wyczuł to. Jeśli ta dziewczyna potrzebowała czegoś w tej
chwili, to tego, by ta maska zniknęła. Musi się w końcu wykrzyczeć. Powiedzieć
światu jak bardzo cierpi, by mogła przestać. I on wiedział jak to zrobić.
- Nie, bo
CHCĘ wiedzieć.
- MERLINIE -
pękło. Cała złość, gorycz, żal i ból wylały się wodospadem. - CZY TY MOŻESZ
CHOĆ RAZ NIE MYŚLEĆ TYLKO O SOBIE ? NIE CHCĘ O TYM ROZMWIAĆ. MÓGŁBYŚ CHOĆ RAZ
POMYŚLEĆ O INNYCH. WIESZ, GÓWNO MNIE OBCHODZI, ŻE CHCESZ WIEDZIEĆ ! - udało mu
się.
- No w końcu,
jakieś ludzkie emocje.
- Jakbyś ty
je miał.
- Ja
przynajmniej nie udaje, że nic się nie stało, po tym jak najbliższe mi osoby
wbiły mi nóż w plecy.
Wzmianka o
Charlesie i Ginny rozpętała burzę.
- A CO, MOŻE
MIAŁAM RZUCAĆ NIEWYBACZALNE NA KAŻDEGO, KTO MI WSZEDŁ W DROGĘ ?
- Lepsze to
niż nic.
- JA TAK NIE
UMIEM.
- Teraz idzie
ci całkiem nieźle. No to zacznijmy od
początku. Szlamowata Granger zdradzona przez chłopaka i przyjaciółkę. Najlepszą
przyjaciółkę.
- I CO Z TEGO
?! DOBRZE SIĘ BAWILI, ŚWIETNIE ! ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA.
- I nic cię
to nie rusza ? Ty zamieniona na rudą, biedną Weasley. Musisz naprawdę kiepsko
całować…
- PRZESTAŃ !
- Przyznaj,
że cię to choć trochę zabolało, jak oni całowali się tak…
- ZABOLAŁO, OK.
? ZABOLAŁO JAK CHOLERA.
- No, od razy
lepiej.
- Zostaw mnie
w spokoju.
- Uuuu..
Granger. Jakiś problem ? Może wyżalisz się swoim mugolskim rodzicom. Na pewno
zrozumieją. Może przyjadą w odwiedziny ? A tak, no fakt, oni jeszcze nie
wiedzą, że są karaluchami, na samym dnie łańcucha pokarmowego…
- I KTO TO
MÓWI ? ZDZIECINNIAŁY, ZAPATRZONY W SIEBIE MAMINSYNEK, KTÓRY NIE JEST WSTANIE
POSTAWIĆ SIĘ OJCU, BO SIĘ GO BOI ! NAWET DO TOALETY NIE PÓJDZIESZ BEZ JEGO
POZWOLENIA.
- TO JUŻ
PRZESADA, GRANGER ! - tym razem on nie wytrzymał. Chciał jej pomóc, ale nie
pozwoli sobą pomiatać.
- MAM JUŻ
CIEBIE DOSYĆ ! DOSYĆ ICH WSZYSTKICH I TEGO MIEJSCA ! CHCĘ WRÓCIĆ DO NORMALNEGO
ŻYCIA ! JA SIĘ TU DUSZĘ !
- Wiem -
powiedział Malfoy, co ją zamurowało. - Ja też.
- Co ? - jej
głos podskoczył o oktawę.
- Nie tylko
ty jedna przez to przechodzisz. Wszyscy, którzy wrócili czują to samo. I mogą
ci pomóc, tylko ty za bardzo się zamykasz w sobie. Nie pozwalasz ludziom do
ciebie dojść - Hermiona nie odpowiedziała. Może było w tym trochę racji. Nagle
Malfoy znalazł się tuż przy niej i złapał ją za ramiona. - Nie musisz
udowadniać, że jesteś silna, oni już to wiedzą. Czasem trzeba się otworzyć - z
tymi słowami zawrócił i odszedł.
Hermiona
wróciła do dormitorium w dziwnym nastroju. Była wściekła na Malfoy'a za to, co
jej powiedział wcześniej, ale też i na samą siebie, za swoją reakcję. Przecież,
fakt faktem, powiedział na głos to, co myślą inni uczniowie. Na myśl o tym w
Hermionie zagotowało się.
- Cholera
jasna ! - z całej siły uderzyła w jeden ze stojących przed kominkami foteli, co
przyniosło nie tylko lekką ulgę, ale i pulsujący ból w dłoni, który minął po
kilku sekundach.
- Hermiona ?
- na schodach pojawił się Harry.
- O, cześć -
burknęła.
- Czy coś się
stało ?
- Nie -
sarknęła. - Wszystko jest w porządku. Wręcz zajebiście. - Harry'emu opadła
szczęka. Jeszcze nigdy nie słyszał przeklinającej Hermiony, a teraz naliczył dwa
wulgaryzmy w ciągu 5 sekund.
- Dobrze się
czujesz ?
- TAK, HARRY
- podniosła głos, ale opanowała się po chwili. Schowała twarz w dłoniach. -
Przepraszam, po prostu jestem już tym wszystkim zmęczona - pokręciła głową.
Przyjaciel
zaraz znalazł się przy niej i przytulił. Hermionie przypomniał się uścisk
Malfoy'a, który złapał ją w ostatniej chwili, zanim osunęła się na podłogę.
Tamten był bardzo sztywny, zimny, Harry'ego natomiast przynosił lekkie, ale
jednak pocieszenie. A gdyby tak było na odwrót… Hermiono ! Weź się w garść.
- Wiesz -
zaczęła, odsuwając się od przyjaciela. - Chyba się już położę. Dobranoc.
- Dobranoc -
odpowiedział Harry i zawrócił w stronę schodów. Hermiona zrobiła to samo.
Siedziała już
od dobrych kilkunastu minut na swoim łóżku. Wykąpała się, wskoczyła w pidżamę i
… no właśnie. Nie miała żadnego pojęcia, co ze sobą zrobić. Nadal się w niej
gotowało, więc nie była w stanie skupić się na żadną książką. Jej wzrok padł na gitarę, którą dostała od
rodziców, kiedy jeszcze wszystko grało. Kiedy byli szczęśliwą, mugolską
rodziną. Wzięła instrument do ręki. Uderzyła delikatnie w struny. Była nastrojona.
Zaczęła bić w bardzo szybkim rytmie, który odpowiadał jej nastrojowi. Zamknęła
oczy wsłuchując się w dźwięki płynące spod jej palców. Zmieniła akord. Potem
jeszcze raz, i jeszcze raz… Zaczęła od początku. Pod jej palcami rodził się
nowy utwór pełen goryczy, żalu, bólu troski… Z jej ust wydobyło się lekkie
nucenie. Dała się ponieść chwili. Za pomocą gitary wygrała wszystko, co jej
leżało na sercu i czuła się z tym .. .dobrze.
Około północy
zaczęli pojawiać się pierwsi Gryfoni.
Wtedy Hermiona położyła się spać. Nadal była zła, ale jej emocje powoli
zaczęły opadać, ustępując miejsce uldze i spokojowi.
Następnego
ranka Hermiona obudziła się z uczuciem dziwnej lekkości. Dopisywał jej dobry
humor. Nawet uśmiechnęła się do Charlesa, ale tylko na krótką, maleńką
nanosekundę. W Pokoju Wspólnym panowało wielkie poruszenie. Całe pomieszczenie
była zastawione kuframi, torbami i nawet kilkoma instrumentami, a Gryfoni przeciskali
się między sobą, składając życzenia i zawieszając ostatnie ozdoby, ponieważ po
śniadaniu praktycznie wszyscy wyjeżdżali. Hermiona podeszła do tablicy ogłoszeń
(po drodze złożyła życzenia Lavender i Pati, które obskoczyły ją z obydwu stron
oraz Jordanowi). Na karcie : "Zostają na święta" widniało tylko jej
nazwisko. Świetnie, czyli zostaje sama. W duchu modliła się, by został ktoś z
innego domu. Ktokolwiek. Przełknęłaby nawet Ślizgona. Na horyzoncie pojawili się Harry z Ronem.
- Hermiono !
- Ron machał do niej już ze schodów, ciągnąc za sobą kufer, na którym stała klatka
ze Świnką. - Wesołych
Świąt ! - uściskał ją.
- Wesołych
Świąt, chłopaki - odpowiedziała i przytuliła Harry'ego.
- A ty niespakowana
? - zapytał ją czarnowłosy przyjaciel. Uśmiech od razu spełzł z jej ust.
- Nie jadę do
domu na święta - odpowiedziała, wbijając wzrok w podłogę.
- Dlaczego ?
- oburzył się Ron.
- To dłuższa
historia, opowiem wam jak wrócicie.
- Hermiono,
nie możesz tu siedzieć sama ! Ja i Harry chętnie zostaniemy - Potter ochoczo
przytaknął.
- Nie, nie.
Jedźcie - nagle ściszyła głos, żeby tylko Ron mógł usłyszeć jej słowa. -
Harry'emu bardzo przyda się teraz wsparcie rodziców.
- Ok. To może
pojedziesz ze mną ? Do Nory - Hermiona spojrzała wymownie w stronę jego
młodszej siostry. - Oł… rozumiem. Ale
sama, z całego domu ?! To chyba pierwszy przypadek w historii.
- No to teraz
wiadomo kto zawsze przynosił nam pecha - żachnęła się dziewczyna, a przyjaciele
odpowiedzieli jej śmiechem.
Śniadanie minęło wyjątkowo szybko, bowiem
wszyscy spieszyli się na pociąg. Wielka Sala była przepełniona radosną
atmosferą. Wszyscy dzielili się wrażeniami z balu, opowiadali o prezentach, które
kupili swoim bliskim i o miejscach, w które wyjeżdżają. Ron, który zawsze jadł
najwięcej, skończył jako pierwszy, czym zadziwił przyjaciół. Wytłumaczył, że
naje się świątecznymi potrawami w domu, czym wzbudził ogólną wesołość. Po skończonym posiłku, wszyscy udali się do
wyjścia. Hermiona chciała odprowadzić przyjaciół aż na stację kolejową, jednak
mogła o zrobić jedynie do powozów. Wtedy też wręczyła im prezenty.
- Nie masz co
próbować, Ron. Otworzą się dopiero w święta - ostrzegła.
- Świetnie -
rzucił z rozczarowaną miną. - Dzięki.
Zanim
wsiedli, jeszcze raz życzyli jej wesołych świąt. Potem odjechali, a ona została sama. Nie bardzo
chciało jej się wracać do zamku i pustego salonu Gryffindoru, ale co mogła na
to poradzić ?
Padał śnieg.
Hermiona dzielnie brnęła przez zaspy, coraz bardziej naciągając czapkę na
czoło. Niedługo zasłoni sobie oczy, ale to nie miało znaczenia, bowiem zimny
wiatr był coraz bardziej przenikliwy. Dziewczynie w końcu udało się dotrzeć do
wejścia. Zapukała dwa razy kołatką i drewniane wrota otworzyły się. W zamku
panowała nieprzenikniona cisza. Jedynie z daleka dochodził śpiew duchów -
kolędników. Ściągnęła z siebie kurtkę, szalik, czapkę i ruszyła w stronę wieży.
Salon był pusty, co sprawiało, że czuła się w nim strasznie dziwnie. Nigdzie
krzyków, wybuchów, wrzasków, gonitw czy nawet zwykłych książek i poplamionym
atramentem wypracowań. Wszystko wysprzątane i poukładane. Nie wytrzyma tutaj
sama dwóch tygodni. Oszaleje z tej samotności ! Co prawda, nigdy nie była duszą
towarzystwa, ale ile można siedzieć samemu ? Musi poczekać do obiadu, wtedy
dowie się, kto jeszcze zostaje. Chwyciła pierwszą z brzegu książkę i rozsiadła
się przy kominku. Miała jeszcze dwie godziny czasu. Zatopiła się w lekturze
prezentu od Lavender i Pati. Tak niedorzecznej i bezsensownej książki jeszcze
nigdy nie czytała. Opisy pierwszej randki i pocałunku sprawiały, że zaczynała
turlać się ze śmiechu po podłodze. Najbardziej rozśmieszył ją dział poświęcony
flirtowaniu. Opis najdrobniejszych gestów oraz jak je należy wykonywać, by
zawrócić chłopakowi głowę, wywołały potężną salwę śmiechu. Dwie godziny minęły
jej bardzo szybko.
Hermiona
siedziała w pokoju, bijąc się z myślami. Okazało się, że w zamku, oprócz niej
święta będą jeszcze spędzać Malfoy i Puchon z pierwszej klasy. Jakim, do jasnej
ciasnej, cudem ?! Popołudniu pogodzili
się i przeprosili za wczorajszą kłótnię, ale dziewczyna nadal miała wyrzuty
sumienia. I to one powstrzymywały ją
przed tym co chciała zrobić. Rozważyła wszystkie za i przeciw, zapisała w
głowie tysiące scenariuszy, ale nadal nie była pewna. Coś w niej mocno domagało
się, by to zrobiła. Mała cząsteczka w sercu krzyczała i błagała, żeby tam
poszła. A Hermiona nie wiedziała dlaczego tak jest. Co sprawia, że zaczyna się
do tej cząsteczki przekonywać. Podjęła decyzję.
Zgarnęła swoją poduszkę i ruszyła w stronę lochów. Z każdym krokiem,
serce biło jej coraz mocniej. Było już po ciszy nocnej i w każdej chwili mogła
wpaść na Filcha, panią Noriss, a w samych lochach na Snape'a. Nie wiedziała co
gorsze. W końcu bezpiecznie dotarła przed wejście do Salonu Wspólnego
Slytherinu.
- Czysta … -
zaczęła, ale wejście już zaczęło się otwierać. Po chwili, mogła spokojnie
wejść. - …krew.
Zaskoczona,
weszła do środka. Ciekawe co by na to powiedzieli Ron i Harry. Hermiona Granger
włamująca się w nocy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Z pewnością wzięliby to za
dobry kawał. Dziewczyna stanęła. Salon Slytherinu wyglądał wspaniale w tych wszystkich
ozdobach, światłach i z choinką w rogu. Tuż nad kominkiem zawieszona była
wielka plazma, pod nią najróżniejszy sprzęt elektroniczny. Zniknęły te
wszystkie kanapy, o których opowiadali Ron i Harry i została tylko jedna,
zwrócona przodem do telewizora.
- Malfoy ? -
zrzuciła w przestrzeń.
- Granger ?
Co ty tu robisz ? - chłopak zszedł ze schodów, ubrany tylko i wyłącznie w
spodnie od pidżamy.
- Ja… nie
mogłam spać … i pomyślałam… że… nieważne. Zapomnij, że tu przyszłam - wydukała
i odwróciła się. Jej policzki zapłonęły żywą czerwienią. Co ona sobie myślała ?
I jeszcze ten strój…
- Granger,
czekaj ! - zawołał za nią.
- Co ? -
odwróciła się, ale wzrok wbiła w swoje stopy. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Jak chcesz,
możesz zostać.
- Naprawdę ?
- Nie, taki
żarcik - żachnął się. - Możesz spać na kanapie. Pansy raczej się wkurzy jeśli
się dowie, że użyłaś jej łazienki, więc zrób to tak, żeby nie wiedziała -
zaczął wyliczać. - A jeśli najdzie cię ochota mnie podglądać, to wiedz, że jeśli
znajdę cię w moim pokoju, mocno tego pożałujesz.
- Och,
właśnie o to mi chodziło ! Teraz z moich planów nici - sarknęła. - Dzięki.
Malfoy
wzruszył ramionami.
- Będziesz
coś oglądać ?
- Miałem
zamiar.
- Coś
konkretnego ? - Podał tytuł.
- Widziałaś ?
- Nie, ale
podobno jest niezły - czy naprawdę siedziała teraz w salonie Ślizgonów,
rozmawiając z Malfoy'em o jakimś głupim filmie ? - Mogę się dołączyć ?
- Czemu nie.
Zaraz wracam.
Hermiona
usiadła na kanapie. Powieki zaczęły jej ciążyć.
***
Draco stał
przed lustrem w łazience. Granger siedziała teraz na dole, czekając na niego,
żeby mogli razem obejrzeć film. Czy ten wieczór nie może być bardziej porąbany
? Zaskoczył go jej widok, w pidżamie i z poduszką, ale wiedział o co chodzi.
Gdy po raz pierwszy spędzał samotne święta, chciał, by ktoś był tutaj z nim.
Opłukał twarz zimną wodą i wytarł ręcznikiem. Ostatnio nie poznawał samego
siebie. Gdyby byli tu inni uczniowie z pewnością zmieszałyby ją z błotem i
wyrzucił. Gdy był sam, nawet mu tak bardzo nie przeszkadzała. Spojrzał na swoje
odbicie. Skoro jest tu dziewczyna wypadałoby włożyć coś na górę. Podszedł do
szafy i wyciągnął z niej idealnie pasującą koszulkę.
Szedł do
salonu i zobaczył Granger śpiącą na rozłożonej do oglądania filmu kanapie.
Miała przy sobie tylko poduszkę. Zawrócił na górę. Wyciągnął zapasową kołdrę
oraz wziął poduszkę dla siebie i znów zszedł na dół. Spojrzał na śpiącą
dziewczynę. Orzechowe loki opadały na poduszkę miękką falą. Leżała zwinięta w
kulkę podciągając nogi pod brzuch. Na jej twarzy widoczny był błogi spokój,
który nie widniał na niej zbyt często w ostatnich dniach. Delikatnie okrył
dziewczynę kołdrą i usiadł obok. Włączył film. Gdy pojawiły się napisy
początkowe, położył się. Chwilę przed zaśnięciem zrozumiał, że nie będzie mu
dane zobaczyć filmu do końca. Odpłynął w krainę snów.
Opłaca się być chorym :D Rozdział zwalniający tempo, ale ważny jeśli chodzi o relacje Hermiona-Draco i Hermiona-rodzice. Od teraz mogę oficjalnie ogłosić, że zacznie się cała akcja ♥ Mam nadzieję, że się podobało
No i jak zwykle jestem zadowolona. Świetnie ci idzie . Czekam na następny rozdział :P
OdpowiedzUsuń