11 grudnia 2012

Rozdział 15


Draco Malfoy czekał pod gabinetem McGonagall. Zza drzwi dochodził do niego pełen napięcia głos Hermiony i chociaż słyszał co mówiła, to nic z tego nie rozumiał. Przez chwilę zapomniał, że to nie jest prawdziwa Hermiona. Tamta odeszła lata temu, teraz została tylko jej cząstka w Tess Pluskocie. Tak samo było z innymi. Z Draconem Malfoy'em również. Teraz było on. Thomas Riddle junior.
***
Hermiona chodziła po gabinecie profesor McGonagall pod czujnym okiem opiekunki Gryffindoru.
- Usiądź, Hermiono. Przed chwilą o mało nie zemdlałaś ! - pouczyła dziewczynę.
- Czuję się dobrze, pani profesor - odparła.  Telefon w końcu zadzwonił.
- Halo, mom ? - zaczęła po angielsku, ale po chwili przestawiła się na polski. - Mamo ?
- Tess, to ty ? - Nie, pomyślała, testrale.
- Tak, mamo.
- Kochanie … jest taka sprawa… będziesz musiała zostać na święta w szkole…
- Ale dlaczego ? Co się stało ?
- Jakby ci to wytłumaczyć … - kilka sekund ciszy napięło nerwy dziewczyny do granic wytrzymałości. - Masz siostrę.
Umysł Hermiony pracował na zwiększonych obrotach. Jej mama powiedziała "masz", a nie "będziesz miała", czyli jej siostra jest już na tym świecie. A to znaczyłoby, że Alicja musiałaby w dniu jej wyjazd być w co najmniej piątym miesiącu ciąży. Sęk w tym, że na pewno nie była …
- Ile ma ?
- Czego ma ? - Hermiona westchnęła w duchu. Czy jej mama zawsze już będzie ją traktować jak małą dziewczynkę ? W końcu miała 15 lat, a poza tym, to także godziło w jej inteligencję.
- Ile ma lat ?
- Siedem, osiem, nie wiem dokładnie.
- Jak ma na imię ?
- Sara.
- Jak długo o niej wiesz ?
- Od tygodnia. I … tydzień temu… złożyłam papiery rozwodowe… - wydukał głośnik telefonów.
Papiery rozwodowe ? Rodzina Hermiony rozpadała się na jej oczach, a jej nawet tam nie było. Przełknęła ślinę.
- Tak szybko ? Nie próbowałaś niczego z nim wyjaśnić ?
- Tess, kochanie, tu nie ma co wyjaśniać.  Skoro… twój… mąż… przychodzi do domu i oświadcza , że odchodzi do innej kobiety, z którą ma kilkuletnie dziecko to dajesz mu torby i godzinę, żeby się spakował i wyniósł.
Hermiona nie wierzyła własnym uszom. Jej tata ? Adam zrobiłby coś takiego ? To było zupełnie do niego niepodobne.
- Co, w takim razie stoi na drodze mojemu przyjazdowi do domu ? - Dziewczyna zaczynała być za bardzo przytłoczona tym czarodziejskim światem. Chciała wrócić, choć na chwilę, do świata mugoli i być normalnym człowiekiem.
- Teraz trwa podział majątku i opieki rodzicielskiej…
- Czy w takim razie nie powinnam tam być…
- Adam i ja zadecydowaliśmy, że zamieszkasz ze mną. Poza tym, sprzedajemy dom i święta spędzę z Karoliną, więc nie miałabyś gdzie zostać - Do Hermiony nie dotarła ostatnia część zdania. Sprzedają dom ? Jej dom ? Dom, w którym się urodziła, wychowała, bawiła lalkami, chowała pod schodami, gdy czegoś się bała. Gdzie był cały jej świat ?! I mówią jej to ot tak, jak gdyby nigdy nic.
- Rozumiem - to było wszystko, co mogła z siebie wydusić, chociaż w ogóle nie rozumiała.
- To dobrze, Tess. Wesołych Świąt.
- Wesołych Świąt, mamo - odpowiedziała.- Mamo ?
- Tak ?
- A co z Karmelkiem ?
- Pójdzie tam, gdzie ty.
- Dziękuję - Hermiona pamiętała, jak Alicja wzdrygała się przed kupnem psa.
- Nie ma za co, kochanie - klik. Koniec rozmowy. Hermiona oddała telefon McGonagall, która przyglądała jej się jeszcze uważniej.
- Pani profesor, czy …
- Twoja mama już ze mną rozmawiała. Możesz zostać w szkole na święta.
- Dziękuję, pani profesor.
- Nie dziękuj, nie masz za co.  Dobranoc, Hermiono.
- Dobranoc, pani profesor.
Wyszła z gabinetu i ruszyła w stronę dormitoriów.   
- Granger ! - dziewczyna odwróciła się.
- Malfoy, co ty tutaj robisz ?
- Czekałem na ciebie ? Idziemy ? Muszę cię przecież bezpiecznie odstawić pod dormitorium.
Hermiona cicho jęknęła. Jeszcze jej tego brakowało do pełni szczęścia. Chciała teraz być sama, a czuła zaciekawienie bijące od Ślizgona. Błagam, pomyślała, nie pytaj.
- Co się stało ? - zapytał, jak na zawołanie.
- Nic takiego.
- Już to widzę. Co jest ?
- Zostawmy ten temat, ok ? - W Hermionie coś zaczynało pękać. W jej masce spokoju i opanowania pojawiły się rysy, spowodowane wszystkim, co działo się od jej urodzin. Malfoy wyczuł to. Jeśli ta dziewczyna potrzebowała czegoś w tej chwili, to tego, by ta maska zniknęła. Musi się w końcu wykrzyczeć. Powiedzieć światu jak bardzo cierpi, by mogła przestać. I on wiedział jak to zrobić.
- Nie, bo CHCĘ wiedzieć.
- MERLINIE - pękło. Cała złość, gorycz, żal i ból wylały się wodospadem. - CZY TY MOŻESZ CHOĆ RAZ NIE MYŚLEĆ TYLKO O SOBIE ? NIE CHCĘ O TYM ROZMWIAĆ. MÓGŁBYŚ CHOĆ RAZ POMYŚLEĆ O INNYCH. WIESZ, GÓWNO MNIE OBCHODZI, ŻE CHCESZ WIEDZIEĆ ! - udało mu się.
- No w końcu, jakieś ludzkie emocje.
- Jakbyś ty je miał.
- Ja przynajmniej nie udaje, że nic się nie stało, po tym jak najbliższe mi osoby wbiły mi nóż w plecy.
Wzmianka o Charlesie i Ginny rozpętała burzę.
- A CO, MOŻE MIAŁAM RZUCAĆ NIEWYBACZALNE NA KAŻDEGO, KTO MI WSZEDŁ W DROGĘ ?
- Lepsze to niż nic.
- JA TAK NIE UMIEM.
- Teraz idzie ci całkiem nieźle.  No to zacznijmy od początku. Szlamowata Granger zdradzona przez chłopaka i przyjaciółkę. Najlepszą przyjaciółkę.
- I CO Z TEGO ?! DOBRZE SIĘ BAWILI, ŚWIETNIE ! ŻYCZĘ SZCZĘŚCIA.
- I nic cię to nie rusza ? Ty zamieniona na rudą, biedną Weasley. Musisz naprawdę kiepsko całować…
- PRZESTAŃ !
- Przyznaj, że cię to choć trochę zabolało, jak oni całowali się tak…
- ZABOLAŁO, OK. ? ZABOLAŁO JAK CHOLERA.
- No, od razy lepiej.
- Zostaw mnie w spokoju.
- Uuuu.. Granger. Jakiś problem ? Może wyżalisz się swoim mugolskim rodzicom. Na pewno zrozumieją. Może przyjadą w odwiedziny ? A tak, no fakt, oni jeszcze nie wiedzą, że są karaluchami, na samym dnie łańcucha pokarmowego…
- I KTO TO MÓWI ? ZDZIECINNIAŁY, ZAPATRZONY W SIEBIE MAMINSYNEK, KTÓRY NIE JEST WSTANIE POSTAWIĆ SIĘ OJCU, BO SIĘ GO BOI ! NAWET DO TOALETY NIE PÓJDZIESZ BEZ JEGO POZWOLENIA.
- TO JUŻ PRZESADA, GRANGER ! - tym razem on nie wytrzymał. Chciał jej pomóc, ale nie pozwoli sobą pomiatać.
- MAM JUŻ CIEBIE DOSYĆ ! DOSYĆ ICH WSZYSTKICH I TEGO MIEJSCA ! CHCĘ WRÓCIĆ DO NORMALNEGO ŻYCIA ! JA SIĘ TU DUSZĘ !
- Wiem - powiedział Malfoy, co ją zamurowało. - Ja też.
- Co ? - jej głos podskoczył o oktawę.
- Nie tylko ty jedna przez to przechodzisz. Wszyscy, którzy wrócili czują to samo. I mogą ci pomóc, tylko ty za bardzo się zamykasz w sobie. Nie pozwalasz ludziom do ciebie dojść - Hermiona nie odpowiedziała. Może było w tym trochę racji. Nagle Malfoy znalazł się tuż przy niej i złapał ją za ramiona. - Nie musisz udowadniać, że jesteś silna, oni już to wiedzą. Czasem trzeba się otworzyć - z tymi słowami zawrócił i odszedł.
Hermiona wróciła do dormitorium w dziwnym nastroju. Była wściekła na Malfoy'a za to, co jej powiedział wcześniej, ale też i na samą siebie, za swoją reakcję. Przecież, fakt faktem, powiedział na głos to, co myślą inni uczniowie. Na myśl o tym w Hermionie zagotowało się.
- Cholera jasna ! - z całej siły uderzyła w jeden ze stojących przed kominkami foteli, co przyniosło nie tylko lekką ulgę, ale i pulsujący ból w dłoni, który minął po kilku sekundach.
- Hermiona ? - na schodach pojawił się Harry.
- O, cześć - burknęła.
- Czy coś się stało ?
- Nie - sarknęła. - Wszystko jest w porządku. Wręcz zajebiście. - Harry'emu opadła szczęka. Jeszcze nigdy nie słyszał przeklinającej Hermiony, a teraz naliczył dwa wulgaryzmy w ciągu 5 sekund.
- Dobrze się czujesz ?
- TAK, HARRY - podniosła głos, ale opanowała się po chwili. Schowała twarz w dłoniach. - Przepraszam, po prostu jestem już tym wszystkim zmęczona - pokręciła głową.
Przyjaciel zaraz znalazł się przy niej i przytulił. Hermionie przypomniał się uścisk Malfoy'a, który złapał ją w ostatniej chwili, zanim osunęła się na podłogę. Tamten był bardzo sztywny, zimny, Harry'ego natomiast przynosił lekkie, ale jednak pocieszenie. A gdyby tak było na odwrót… Hermiono ! Weź się w garść.
- Wiesz - zaczęła, odsuwając się od przyjaciela. - Chyba się już położę. Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział Harry i zawrócił w stronę schodów. Hermiona zrobiła to samo.
Siedziała już od dobrych kilkunastu minut na swoim łóżku. Wykąpała się, wskoczyła w pidżamę i … no właśnie. Nie miała żadnego pojęcia, co ze sobą zrobić. Nadal się w niej gotowało, więc nie była w stanie skupić się na żadną książką.  Jej wzrok padł na gitarę, którą dostała od rodziców, kiedy jeszcze wszystko grało. Kiedy byli szczęśliwą, mugolską rodziną. Wzięła instrument do ręki. Uderzyła delikatnie w struny. Była nastrojona. Zaczęła bić w bardzo szybkim rytmie, który odpowiadał jej nastrojowi. Zamknęła oczy wsłuchując się w dźwięki płynące spod jej palców. Zmieniła akord. Potem jeszcze raz, i jeszcze raz… Zaczęła od początku. Pod jej palcami rodził się nowy utwór pełen goryczy, żalu, bólu troski… Z jej ust wydobyło się lekkie nucenie. Dała się ponieść chwili. Za pomocą gitary wygrała wszystko, co jej leżało na sercu i czuła się z tym .. .dobrze.  
Około północy zaczęli pojawiać się pierwsi Gryfoni.  Wtedy Hermiona położyła się spać. Nadal była zła, ale jej emocje powoli zaczęły opadać, ustępując miejsce uldze i spokojowi.

Następnego ranka Hermiona obudziła się z uczuciem dziwnej lekkości. Dopisywał jej dobry humor. Nawet uśmiechnęła się do Charlesa, ale tylko na krótką, maleńką nanosekundę. W Pokoju Wspólnym panowało wielkie poruszenie. Całe pomieszczenie była zastawione kuframi, torbami i nawet kilkoma instrumentami, a Gryfoni przeciskali się między sobą, składając życzenia i zawieszając ostatnie ozdoby, ponieważ po śniadaniu praktycznie wszyscy wyjeżdżali. Hermiona podeszła do tablicy ogłoszeń (po drodze złożyła życzenia Lavender i Pati, które obskoczyły ją z obydwu stron oraz Jordanowi). Na karcie : "Zostają na święta" widniało tylko jej nazwisko. Świetnie, czyli zostaje sama. W duchu modliła się, by został ktoś z innego domu. Ktokolwiek. Przełknęłaby nawet Ślizgona.  Na horyzoncie pojawili się Harry z Ronem.
- Hermiono ! - Ron machał do niej już ze schodów, ciągnąc za sobą kufer, na którym stała klatka ze Świnką. - Wesołych
 Świąt ! - uściskał ją.
- Wesołych Świąt, chłopaki - odpowiedziała i przytuliła Harry'ego.
- A ty niespakowana ? - zapytał ją czarnowłosy przyjaciel. Uśmiech od razu spełzł z jej ust.
- Nie jadę do domu na święta - odpowiedziała, wbijając wzrok w podłogę.
- Dlaczego ? - oburzył się Ron.
- To dłuższa historia, opowiem wam jak wrócicie.
- Hermiono, nie możesz tu siedzieć sama ! Ja i Harry chętnie zostaniemy - Potter ochoczo przytaknął.
- Nie, nie. Jedźcie - nagle ściszyła głos, żeby tylko Ron mógł usłyszeć jej słowa. - Harry'emu bardzo przyda się teraz wsparcie rodziców.
- Ok. To może pojedziesz ze mną ? Do Nory - Hermiona spojrzała wymownie w stronę jego młodszej siostry. - Oł… rozumiem.  Ale sama, z całego domu ?! To chyba pierwszy przypadek w historii.
- No to teraz wiadomo kto zawsze przynosił nam pecha - żachnęła się dziewczyna, a przyjaciele odpowiedzieli jej śmiechem.
 Śniadanie minęło wyjątkowo szybko, bowiem wszyscy spieszyli się na pociąg. Wielka Sala była przepełniona radosną atmosferą. Wszyscy dzielili się wrażeniami z balu, opowiadali o prezentach, które kupili swoim bliskim i o miejscach, w które wyjeżdżają. Ron, który zawsze jadł najwięcej, skończył jako pierwszy, czym zadziwił przyjaciół. Wytłumaczył, że naje się świątecznymi potrawami w domu, czym wzbudził ogólną wesołość.  Po skończonym posiłku, wszyscy udali się do wyjścia. Hermiona chciała odprowadzić przyjaciół aż na stację kolejową, jednak mogła o zrobić jedynie do powozów. Wtedy też wręczyła im prezenty.
- Nie masz co próbować, Ron. Otworzą się dopiero w święta - ostrzegła.
- Świetnie - rzucił z rozczarowaną miną. - Dzięki.
Zanim wsiedli, jeszcze raz życzyli jej wesołych świąt.  Potem odjechali, a ona została sama. Nie bardzo chciało jej się wracać do zamku i pustego salonu Gryffindoru, ale co mogła na to poradzić ?
Padał śnieg. Hermiona dzielnie brnęła przez zaspy, coraz bardziej naciągając czapkę na czoło. Niedługo zasłoni sobie oczy, ale to nie miało znaczenia, bowiem zimny wiatr był coraz bardziej przenikliwy. Dziewczynie w końcu udało się dotrzeć do wejścia. Zapukała dwa razy kołatką i drewniane wrota otworzyły się. W zamku panowała nieprzenikniona cisza. Jedynie z daleka dochodził śpiew duchów - kolędników. Ściągnęła z siebie kurtkę, szalik, czapkę i ruszyła w stronę wieży. Salon był pusty, co sprawiało, że czuła się w nim strasznie dziwnie. Nigdzie krzyków, wybuchów, wrzasków, gonitw czy nawet zwykłych książek i poplamionym atramentem wypracowań. Wszystko wysprzątane i poukładane. Nie wytrzyma tutaj sama dwóch tygodni. Oszaleje z tej samotności ! Co prawda, nigdy nie była duszą towarzystwa, ale ile można siedzieć samemu ? Musi poczekać do obiadu, wtedy dowie się, kto jeszcze zostaje. Chwyciła pierwszą z brzegu książkę i rozsiadła się przy kominku. Miała jeszcze dwie godziny czasu. Zatopiła się w lekturze prezentu od Lavender i Pati. Tak niedorzecznej i bezsensownej książki jeszcze nigdy nie czytała. Opisy pierwszej randki i pocałunku sprawiały, że zaczynała turlać się ze śmiechu po podłodze. Najbardziej rozśmieszył ją dział poświęcony flirtowaniu. Opis najdrobniejszych gestów oraz jak je należy wykonywać, by zawrócić chłopakowi głowę, wywołały potężną salwę śmiechu. Dwie godziny minęły jej bardzo szybko. 

Hermiona siedziała w pokoju, bijąc się z myślami. Okazało się, że w zamku, oprócz niej święta będą jeszcze spędzać Malfoy i Puchon z pierwszej klasy. Jakim, do jasnej ciasnej, cudem ?!  Popołudniu pogodzili się i przeprosili za wczorajszą kłótnię, ale dziewczyna nadal miała wyrzuty sumienia.  I to one powstrzymywały ją przed tym co chciała zrobić. Rozważyła wszystkie za i przeciw, zapisała w głowie tysiące scenariuszy, ale nadal nie była pewna. Coś w niej mocno domagało się, by to zrobiła. Mała cząsteczka w sercu krzyczała i błagała, żeby tam poszła. A Hermiona nie wiedziała dlaczego tak jest. Co sprawia, że zaczyna się do tej cząsteczki przekonywać. Podjęła decyzję.  Zgarnęła swoją poduszkę i ruszyła w stronę lochów. Z każdym krokiem, serce biło jej coraz mocniej. Było już po ciszy nocnej i w każdej chwili mogła wpaść na Filcha, panią Noriss, a w samych lochach na Snape'a. Nie wiedziała co gorsze. W końcu bezpiecznie dotarła przed wejście do Salonu Wspólnego Slytherinu.
- Czysta … - zaczęła, ale wejście już zaczęło się otwierać. Po chwili, mogła spokojnie wejść. - …krew.
Zaskoczona, weszła do środka. Ciekawe co by na to powiedzieli Ron i Harry. Hermiona Granger włamująca się w nocy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Z pewnością wzięliby to za dobry kawał. Dziewczyna stanęła. Salon Slytherinu wyglądał wspaniale w tych wszystkich ozdobach, światłach i z choinką w rogu. Tuż nad kominkiem zawieszona była wielka plazma, pod nią najróżniejszy sprzęt elektroniczny. Zniknęły te wszystkie kanapy, o których opowiadali Ron i Harry i została tylko jedna, zwrócona przodem do telewizora.
- Malfoy ? - zrzuciła w przestrzeń.
- Granger ? Co ty tu robisz ? - chłopak zszedł ze schodów, ubrany tylko i wyłącznie w spodnie od pidżamy.
- Ja… nie mogłam spać … i pomyślałam… że… nieważne. Zapomnij, że tu przyszłam - wydukała i odwróciła się. Jej policzki zapłonęły żywą czerwienią. Co ona sobie myślała ? I jeszcze ten strój…
- Granger, czekaj ! - zawołał za nią.
- Co ? - odwróciła się, ale wzrok wbiła w swoje stopy. Zawsze tak robiła, gdy się denerwowała.
- Jak chcesz, możesz zostać.
- Naprawdę ?
- Nie, taki żarcik - żachnął się. - Możesz spać na kanapie. Pansy raczej się wkurzy jeśli się dowie, że użyłaś jej łazienki, więc zrób to tak, żeby nie wiedziała - zaczął wyliczać. - A jeśli najdzie cię ochota mnie podglądać, to wiedz, że jeśli znajdę cię w moim pokoju, mocno tego pożałujesz.
- Och, właśnie o to mi chodziło ! Teraz z moich planów nici - sarknęła. - Dzięki.
Malfoy wzruszył ramionami.
- Będziesz coś oglądać ?
- Miałem zamiar.
- Coś konkretnego ? - Podał tytuł.
- Widziałaś ?
- Nie, ale podobno jest niezły - czy naprawdę siedziała teraz w salonie Ślizgonów, rozmawiając z Malfoy'em o jakimś głupim filmie ? - Mogę się dołączyć ?
- Czemu nie. Zaraz wracam.
Hermiona usiadła na kanapie. Powieki zaczęły jej ciążyć.
***
Draco stał przed lustrem w łazience. Granger siedziała teraz na dole, czekając na niego, żeby mogli razem obejrzeć film. Czy ten wieczór nie może być bardziej porąbany ? Zaskoczył go jej widok, w pidżamie i z poduszką, ale wiedział o co chodzi. Gdy po raz pierwszy spędzał samotne święta, chciał, by ktoś był tutaj z nim. Opłukał twarz zimną wodą i wytarł ręcznikiem. Ostatnio nie poznawał samego siebie. Gdyby byli tu inni uczniowie z pewnością zmieszałyby ją z błotem i wyrzucił. Gdy był sam, nawet mu tak bardzo nie przeszkadzała. Spojrzał na swoje odbicie. Skoro jest tu dziewczyna wypadałoby włożyć coś na górę. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej idealnie pasującą koszulkę.
Szedł do salonu i zobaczył Granger śpiącą na rozłożonej do oglądania filmu kanapie. Miała przy sobie tylko poduszkę. Zawrócił na górę. Wyciągnął zapasową kołdrę oraz wziął poduszkę dla siebie i znów zszedł na dół. Spojrzał na śpiącą dziewczynę. Orzechowe loki opadały na poduszkę miękką falą. Leżała zwinięta w kulkę podciągając nogi pod brzuch. Na jej twarzy widoczny był błogi spokój, który nie widniał na niej zbyt często w ostatnich dniach. Delikatnie okrył dziewczynę kołdrą i usiadł obok. Włączył film. Gdy pojawiły się napisy początkowe, położył się. Chwilę przed zaśnięciem zrozumiał, że nie będzie mu dane zobaczyć filmu do końca. Odpłynął w krainę snów.


Opłaca się być chorym :D Rozdział zwalniający tempo, ale ważny jeśli chodzi o relacje Hermiona-Draco i Hermiona-rodzice. Od teraz mogę oficjalnie ogłosić, że zacznie się cała akcja ♥ Mam nadzieję, że się podobało  

1 komentarz:

  1. No i jak zwykle jestem zadowolona. Świetnie ci idzie . Czekam na następny rozdział :P

    OdpowiedzUsuń